Chińskie roszczenia sięgają 1947 r. i zostały zgłoszone przez rząd Republiki Chińskiej, a następnie w pełni podtrzymane przez ChRL, po jej utworzeniu w 1949 r. Pekin dąży do ustanowienia na obszarze ok. 80% Morza Południowochińskiego (zakreślonym na pierwszej opublikowanej mapie roszczeń przerywaną „linią dziewięciu kresek” – stąd nazwa) de facto morza terytorialnego. Roszczenia wysuwane wobec Filipin obejmują praktycznie całą ich wyłączną strefę ekonomiczną, a na niektórych odcinkach nachodzą również na morze terytorialne tego państwa (...).
Po dojściu do władzy Xi Jinpinga w 2012 r. nastąpiła intensyfikacja działań ChRL na Morzu Południowochińskim. Pekin nie tylko zajmuje kolejne obszary lądowe (rafy, atole, mielizny itp. – formacje, które zgodnie z Konwencją NZ o prawie morza nie są wyspami), lecz także tworzy sztuczne wyspy, gdzie buduje bazy wojskowe – w sumie mają one powierzchnię ok. 13 km2. Na niektórych nieokupowanych atolach Chińczycy zainstalowali ruchome podwodne przeszkody, które bronią wejścia do tych naturalnych portów. Pekin próbuje egzekwować wokół okupowanych obiektów prawa przynależne morzu terytorialnemu i WSE. Chińska straż wybrzeża blokuje dostęp rybakom czy statkom badawczym innych państw do całości spornego akwenu. Oddziały tzw. morskiej milicji ludowej nękają jednostki straży wybrzeża pozostałych krajów nadbrzeżnych. Obecnie w zasadzie każdy tydzień przynosi informacje o nowych incydentach, które przybierają coraz ostrzejszą formę. Coraz częściej dochodzi również do bezpośrednich interakcji między stronami. Używane są m.in. armatki wodne, mają też miejsce przypadki taranowania okrętów. Istnieje uzasadniona obawa, że jest kwestią czasu, kiedy działania te poskutkują ofiarami w ludziach.
Uzyskanie kontroli nad wschodnią częścią Morza Południowochińskiego ma także ogromne znaczenie dla Pekinu w kontekście zdobycia zdolności do zbrojnego przejęcia w przyszłości wyspy Tajwan. Cieśnina Luzon, oddzielająca Filipiny od Tajwanu, może stanowić jedną z dwóch głównych dróg zaopatrzenia wyspy – druga prowadzi z japońskiej wyspy Ishigaki. Połączenie czynników politycznych, strategicznych i ekonomicznych (dostęp do zasobów naturalnych, zob. mapa) powoduje, że przywódcy Komunistycznej Partii Chin (KPCh) nie mogą wycofać się z pretensji terytorialnych w regionie.
W 1994 r. ChRL zajęła rafę Mischief, ok. 150 mil morskich od Filipin, gdzie zbudowano sztuczną wyspę i ogłoszono ustanowienie wokół niej morza terytorialnego. Była to pierwsza zdobycz Pekinu kosztem wyłącznej strefy ekonomicznej tego kraju. W 2012 r. Chiny przejęły kontrolę nad ławicą Scarborough, położoną 132 mile morskie od filipińskiej wyspy Luzon, natomiast we wrześniu 2024 r. – nad ławicą Sabina, niecałe 80 mil morskich od filipińskiego brzegu (zob. mapa). Filipińczycy wciąż kontrolują drugą ławicę Thomas, gdzie unieruchomili na mieliźnie stary okręt „Sierra Madre”, ale Chińczycy utrudniają na wszelkie sposoby jego zaopatrywanie i naprawy. Zwiększanie liczby i zakresu incydentów prowokowanych przez chińskie jednostki sugeruje, że przywódcy ChRL nie są gotowi na żaden kompromis z pozostałymi państwami nadmorskimi i dążą do ich zastraszenia.
Można zaryzykować stwierdzenie, że z perspektywy Pekinu obecne działania są oceniane jako sukces i budzą w kierownictwie KPCh przekonanie, że wygrywają oni tę niewypowiedzianą konfrontację – zwłaszcza że systematycznie przejmują kontrolę nad kolejnymi obszarami Morza Południowochińskiego. Równocześnie w mniej lub bardziej zawoalowany sposób wyrażają oczekiwanie, że Filipiny rozluźnią więzi z USA. Wydaje się, że przywódcy ChRL nie dostrzegają nie tylko sprzeczności między tymi celami, lecz także faktu, że taka polityka wręcz przybliża Manilę do Waszyngtonu. Możliwe również, że drogę do neutralizacji Filipin widzą w ich zastraszaniu i pokazywaniu braku skutecznych działań USA, które mogłyby powstrzymać Pekin.
KPCh uczyniła dążenie do „odzyskania” rzekomych chińskich terytoriów jednym z filarów legitymizacji swej władzy. Odstąpienie od tych wysiłków i uznanie filipińskich praw do WSE na bazie UNCLOS jest więc niemożliwe z powodów wewnętrznych. Bardzo ogólne obietnice współpracy gospodarczej w zamian za pogodzenie się z chińskimi roszczeniami nie mogą wpłynąć na zmianę postawy Manili z podobnych powodów – nie zostałoby to bowiem zaakceptowane przez filipińską opinię publiczną. W konsekwencji polityka Chin wobec Filipin stanowi chaotyczne połączenie z jednej strony eskalacyjnej presji militarnej, której oczekuje nacjonalistycznie nastawione chińskie społeczeństwo i część aparatu partyjno-państwowego, z drugiej zaś – obietnic bliżej niezdefiniowanych korzyści gospodarczych dla Filipin w przypadku uznania pretensji terytorialnych ChRL.
(...)
Niepowodzenie ścieżki prawnomiędzynarodowej zachęciło kolejnego prezydenta Filipin – Dutertego – do podjęcia próby znalezienia kompromisu z Xi Jinpingiem, z którym nawiązał też dobre relacje osobiste. Sprzyjały temu skłócenie Dutertego z Amerykanami na tle przestrzegania praw człowieka na Filipinach oraz oskarżenia pod jego adresem o autorytarne inklinacje. Z perspektywy czasu wydaje się, że początkowe lata jego administracji stanowiły dla Pekinu najlepszą okazję, aby wciągnąć Manilę w chińską orbitę wpływów. Przywódca Filipin był prawdopodobnie nawet gotowy na wycofanie się z EDCA i ogłosił polityczną „separację” kraju od USA.
Duterte był pierwszym filipińskim prezydentem, który wybrał Pekin jako cel swojej inauguracyjnej podróży zagranicznej. Podczas wizyty w październiku 2016 r. Chiny zaoferowały Filipinom inwestycje w wysokości 24 mld dolarów, w tym duże projekty infrastrukturalne w ramach Inicjatywy Pasa i Szlaku. Później strony omawiały ideę połączonych patroli na spornych akwenach i program ochrony łowisk przed nadmierną eksploatacją. Obietnice wspólnego wydobycia zasobów w spornych obszarach czy ogromnych chińskich inwestycji pozostały jednak niespełnione. ChRL uruchomiła tylko dwa z zapowiadanych projektów infrastrukturalnych: most i system irygacyjny w jednej lokalizacji.
W tym samym czasie nadzieje Pekinu i samego Dutertego na pobudzenie antyamerykańskich nastrojów na Filipinach nie spełniły się. Działania ChRL na Morzu Południowochińskim doprowadziły wręcz do wzrostu antychińskiego nastawienia w tamtejszym społeczeństwie. Wydaje się, że elity chińskie – podobnie jak kremlowskie wobec Ukraińców przed 2022 r. – oparły swoje oczekiwania na własnych projekcjach, głównie na marksistowskich antykolonialnych kalkach. Przywódcy KPCh byli przekonani, że ze względu na kolonialną przeszłość Filipin w państwie tym łatwo można wykorzystać antyamerykańskie nastroje i rozerwać sojusz filipińsko-amerykański. Pekin zinterpretował na przykład opuszczenie archipelagu przez wojska USA w 1991 r. jako klęskę Stanów Zjednoczonych, a nie efekt normalizacji relacji między Manilą a Waszyngtonem.
W 2019 r. i na początku 2020 r. Chiny otoczyły wysepkę Thitu – od 1971 r. kontrolowaną przez Filipiny, ale co do której pretensje roszczą sobie ChRL, Tajwan i Wietnam – setkami kutrów tzw. morskiej milicji ludowej w celu uniemożliwienia modernizacji pasa startowego. Następnie upoważniły swoją straż przybrzeżną do ostrzeliwania w razie potrzeby zagranicznych statków, a w marcu ponad 200 kutrów milicji zacumowało na spornej rafie Whitsun. W konsekwencji Duterte zapoczątkował pod koniec kadencji powrót do tradycyjnej, proamerykańskiej orientacji polityki zagranicznej i bezpieczeństwa.
(...)
Filipiny, byłe terytorium zależne, a de facto amerykańska kolonia, od uzyskania pełnej niepodległości w 1946 r. są jednym z najstarszych sojuszników USA. Traktat o wzajemnej obronie między Stanami Zjednoczonymi a Republiką Filipin został podpisany w 1951 r. i zobowiązuje strony do wzajemnego wsparcia w przypadku ataku innego państwa zarówno na terytorium, jak i na siły zbrojne, ale też statki i samoloty służby cywilnej w regionie Pacyfiku. Filipiny są postrzegane przez okoliczne państwa jako miernik wpływów Waszyngtonu na Indo-Pacyfiku. Dla Pekinu rozerwanie tych więzi byłoby znaczącym sukcesem politycznym i strategicznym. Niemniej polityka ChRL wobec Filipin wiąże się nierozerwalnie z kwestią Morza Południowochińskiego i pretensji terytorialnych w ramach „linii dziewięciu kresek”.
Ofensywne operacje na Morzu Południowochińskim wpisują się w szereg działań Chin na arenie międzynarodowej, jak te prowadzące do napięć z Indiami czy Japonią, które są odbierane przez państwa Indo-Pacyfiku jako dążenie do uzyskania regionalnej dominacji. Reakcją na to jest z jednej strony kooperacja dwustronna w sferze bezpieczeństwa z Waszyngtonem, z drugiej zaś rosnący poziom współpracy regionalnej obejmującej również Filipiny. W maju 2024 r. oficjalnie potwierdzono działanie grupy państw zwanej „Squad”, obejmującej Stany Zjednoczone, Australię, Japonię i Filipiny. Prowadzą one wspólne patrole morskie w WSE Filipin. Wcześniej powstały też dwa nieformalne sojusze: w 2007 r. Czterostronny Dialog ds. Bezpieczeństwa (Quadrilateral Security Dialogue, QUAD), skupiający Indie, Australię, Japonię i USA, a w 2021 r. partnerstwo Australii, Wielkiej Brytanii i USA (AUKUS). Grupa państw Pacyfiku – Australia, Japonia, Korea Południowa i Nowa Zelandia – zwana nieformalnie AP4 zawiązała partnerstwo z NATO.
Wspólnym i niezbędnym elementem tych inicjatyw pozostają Stany Zjednoczone. Mimo odnowienia systemu sojuszy w regionie wydają się one niezdolne do powstrzymania postępów ChRL poniżej progu wojny, chociaż poczyniły szereg kroków, aby wzmocnić dwustronne porozumienia obronne z Filipinami. Przy zachowaniu wszystkich różnic pomiędzy działaniami na morzu i na lądzie, a także przy uwzględnieniu innego stanu sojuszy wojskowych, przypomina to sytuację na Ukrainie po aneksji Krymu w 2014 r., a przed pełnoskalową inwazją Rosji na ten kraj. Pomimo zmian kolejnych administracji w Waszyngtonie wciąż dominuje podejście do sytuacji w Azji Wschodniej zdefiniowane przez prezydenta Baracka Obamę (2008–2016). Zakłada ono potwierdzenie nienaruszalności suwerenności Filipin i deklarowanie gotowości USA do ich obrony zgodnie z zobowiązaniami traktatowymi. Z drugiej strony Waszyngton nie chce prowadzić mediacji między stronami i nie jest gotowy do bezpośredniego reagowania na chińskie prowokacje tak długo, jak ChRL nie prowadzi otwartej agresji. Administracja Obamy wykazała się przy tym dużą dozą naiwności nie tylko wobec Rosji (polityka resetu), lecz także Chin, gdy prezydent USA uwierzył w zapewnienia Xi Jinpinga z 2015 r., że Pekin nie będzie militaryzował sztucznych wysp budowanych na Morzu Południowochińskim. Mimo to do 2022 r. Chińczycy zmilitaryzowali ich siedem.
(...)
Choć wydaje się, że obecnie strony są zdecydowane na utrzymanie stanu poniżej progu wojny, to istnieje realna groźba, że wydarzenia wymkną się spod kontroli. Filipiny pozostają traktatowym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, a na ich terytorium stacjonują wojska amerykańskie. Sprawia to, że decyzja o otwartej wojnie z Filipinami jest dla Pekinu o wiele trudniejsza, niż dla Moskwy wydanie rozkazu o pełnoskalowej inwazji na Ukrainę. Z dużym prawdopodobieństwem oznaczałoby to wojnę z USA i ich sojusznikami, ponieważ Waszyngtonowi udała się rewitalizacja systemu sojuszy w regionie.
Trudno uniknąć pytań, czy dotychczasowe doświadczenia, przede wszystkim brak poważnych konsekwencji jawnego pogwałcenia przez Pekin prawa międzynarodowego i ignorowania wyroku Trybunału Arbitrażowego z Hagi, nie przesądzą o dalszej eskalacji sporu. W decyzjach przywódców KPCh ponownie coraz większą rolę odgrywa ideologia, która stanowi mieszankę marksizmu i nacjonalizmu. Zgodnie z nią nie tylko starcie z Zachodem jest nieuniknione, lecz także przesądzony jest schyłek Zachodu. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku działań Kremla na przestrzeni ostatnich dekad, może to nasilić przekonanie Chin, że USA są długofalowo niezdolne do obrony status quo w dziedzinie bezpieczeństwa w Azji. W konsekwencji może to zachęcić Pekin do posunięć wykraczających skalą poza te aktualnie przezeń podejmowane.
Istotnymi czynnikami pozostają również przebieg i nieznane dzisiaj rozstrzygnięcie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Można założyć, że przykład Ukrainy działa na Xi Jinpinga i jego otoczenie odstraszająco. Fakt, że konflikt zbrojny trwa już trzeci rok, a Rosja wciąż nie spotkała się z pełną mobilizacją Zachodu, potwierdza jednak głęboko ugruntowane w Pekinie przekonanie, że Zachód nie będzie zdolny do długotrwałych zmagań. Z perspektywy ChRL brak zdecydowanego oporu wobec jej akcji na Morzu Południowochińskim też o tym świadczy.
Bezspornie postępy Chin w rozszerzaniu swojej kontroli na Morzu Południowochińskim nie tylko przyczyniają się do budowy ich pewności siebie, lecz także zachęcają je do pogłębiania de facto sojuszu chińsko-rosyjskiego. Strategicznie przekształca się on z relacji czysto defensywnej – reżimy autorytarne czują się zagrożone przez demokratyczne państwa Zachodu i są przekonane, że te dążą do ich obalenia – w sojusz rewizjonistyczny, zmierzający do aktywnego przebudowania porządku światowego. Wydaje się, że elementem kalkulacji chińskich przywódców jest wiara, że w dalszej perspektywie, w konsekwencji kolejnych zdobyczy terytorialnych Pekinu na Morzu Południowochińskim, słabnąć będzie również wartość amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa – nie tylko w regionie Indo-Pacyfiku, lecz także w skali globalnej. Można się spodziewać, że zachęci to regionalne państwa rewizjonistyczne, jak Iran czy Korea Północna, do asertywniejszych działań. Rozproszenie zaś sił amerykańskich jest celem Pekinu, ponieważ doprowadzi do dalszego osłabienia determinacji obrony zarówno Filipin, jak i Tajwanu.
osw.waw.pl