sobota, 9 kwietnia 2022


Jak obecnie prezentuje się sytuacja na Ukrainie?

Z jednej strony dostrzegamy pewne pozytywy, w tym przede wszystkim skuteczną walkę przeciwko siłom rosyjskim. Mam tu na myśli chociażby działania naszych wojsk w obwodach kijowskim i mikołajewskim. Jednocześnie trzeba mieć na uwadze, że w tym momencie nie są to dla Rosjan ich główne kierunku, bowiem ci najprawdopodobniej za priorytet uważają teraz wschód. To tam koncentrują swoje siły. Widzimy również dalsze zainteresowanie Rosjan Mariupolem oraz ciężkie walki w rejonie Izium. Być może Rosjanie próbują połączyć swoje siły idące na południe z obwodu charkowskiego i te idące z południa, z obwodów donieckiego i zaporowskiego, by w ten sposób odciąć siły ukraińskie w obwodach donieckim i ługańskim.

Sytuacja nie jest więc prosta – widzimy gigantyczną skalę zniszczeń. Rosjanie systematycznie niszczą nie tylko infrastrukturę wojskową, ale również cywilną. Odbieram to jako próbę Rosjan przygotowania się do długotrwałej wojny na wyniszczenie. Takie działania mają na celu osłabienie zdolności Ukraińców do jej prowadzenia. Nic nie wskazuje, aby przed nami był łatwy czas.

A nastroje wśród ludzi?

Minął już okres szoku po tym, jak zostaliśmy zaatakowani przez największą armię w Europie...

.... Przez państwo, które prezentowało się jako Wasz przyjaciel i brat!

Od wielu lat większość Ukraińców nie patrzyło na Rosję jako na przyjaciela – na pewno nie od 2014 roku. Prawie w żadnym miejscu, także na wschodzie, nikt nie witał Rosjan chlebem i solą.

A co do nastrojów, to minął nie tylko szok, ale również i euforia, że uda nam się szybko pokonać Rosjan na Ukrainie. Teraz dominuje podejście, które określiłbym mianem realistycznego. Dzielnie walczymy z wrogiem, ale dobrze zdajemy sobie sprawę, że ma on duże rezerwy. Mamy świadomość, że wchodzimy w drugą fazę wojny, a więc we wspomnianą wojnę na wyniszczenie. To problem, bo walki toczą się na naszym terytorium. Oznacza to, że tracimy ludność, domy, szpitale, szkoły, infrastrukturę. Zdajemy sobie sprawę, że walka, która nas czeka, będzie dla nas kosztowna.

(...)

To pytanie, które zadaję wielu ukraińskim ekspertom - dlaczego Rosja napadła was teraz, a nie wcześniej?

Wielokrotnie się nad tym zastanawiałem. Wskazałbym kilka możliwych powodów. Po pierwsze, Putin zakładał, że Zachód jest słaby i nie będzie potrafił jednoznacznie stanąć po stronie Ukrainy. Putin mógł tak myśleć z powodu niedawnej zmiany władzy w Niemczech, podczas gdy w kwietniu wybory prezydenckie będą we Francji. Podobne odczucia mógł mieć względem Bidena i Stanów Zjednoczonych, które przyzwoliły na zakończenie projektu Nord Stream 2. Kreml nie spodziewał się zapewne tak dużych sankcji.

Po drugie, Rosjanie już w przeszłości sięgali po siłę militarną, by przeprowadzić krótką i zwycięską operację. Zapewne zakładali, że armia ukraińska jest bardzo słaba – tak jak w 2014 roku, kiedy niewielkimi siłami potrafili zadawać jednostkom ukraińskim duże straty. Wiemy też, że Rosjanie wydali miliardy dolarów na sieć propagandystów na Ukrainie. Ci przekonywali Kreml, że Ukraińcy wyczekują przybycia armii rosyjskiej i popierają Putina.

Wskazałbym też jeszcze jeden możliwy powód. Od lat czytam wypowiedzi Putina, którego postrzegam jako osobę przykładającą duże znaczenie do symboliki. W 1922 roku powołano Związek Sowiecki. Może dlatego rok 2022 uznał on za symboliczny moment ponownego „zjednoczenia"? Wszak Białoruś jest już prawie pod kontrolą Moskwy. Zabrakło tylko Ukrainy.

defence24.pl

Na Twitterze oraz w rosyjskich mediach branżowych pojawiły się doniesienia o bombardowaniach rzekomych pozycji pułku ochotniczego Azow przy pomocy bomb lotniczych FAB-3000 i bombowców Tu-22M3, będących ostatnimi pozostałymi w służbie SZ FR i zdolnymi do przewożenia tego typu uzbrojenia samolotów. Celem Rosjan był niefunkcjonujący już od końca marca mariupolski kombinat metalurgiczny Azowstal, będący jednym z największych tego typu zakładów w Europie. Funkcjonował od 1930 roku do 20 marca br., z jedyną przerwą w pierwszych latach po inwazji Niemiec na ZSRR w czasie II Wojny Światowej.

Rosyjskie portale "usprawiedliwiając" liczne naloty na kombinat wybudowany za czasów Związku Radzieckiego i rządów Józefa Stalina podały, że na terenie Azowstalu przebywało kilka tysięcy żołnierzy Sił Zbrojnych Ukrainy i ochotników z Azowa.

Bomba burząca FAB-3000 M46 jest ciężką bombą zdolną do penetracji konstrukcji betonowych, schronów, umocnień, zapór oraz obiektów przemysłowych, co możliwe jest dzięki ważącemu 1600 kg odlewanemu korpusowi i 1400 kilogramowej głowicy. Stworzone zostały dla bombowców Tu-4, Tu-16, czy Tu-22 (w wersji podstawowej i Tu-22M3). Siły Powietrzne ZSRR wprowadziły te bomby do uzbrojenia w 1946 roku. Osiem lat później pojawił się nowszy, odświeżony wariant. Ostatnie użycie pocisków FAB-3000 odnotowano podczas radzieckiej, dziesięcioletniej wojny w Afganistanie.

defence24.pl

Dziennikarka pytała też biznesmena o to, czy Władimir Putin rozumie sytuację na froncie i czy jest o niej odpowiednio poinformowany. W jego ocenie prezydent Rosji nie chce już otrzymywać odmiennych opinii i złych informacji.

– Według wiarygodnych informacji z kręgów rządowych nie odbywają się już żadne spotkania wojskowo-polityczne i strategiczne ani rady eksperckie. Prezydent nie jest nimi zainteresowany. Takich narad nie ma w ministerstwach i departamentach, bo jeśli nie są one potrzebne pierwszemu szefowi, to nie potrzebują ich inni – odpowiedział.

– Putin nigdy nie był idiotą, a jako agent KGB zawsze interesował się i chciał zrozumieć, co się dzieje. Ale to był poprzedni Putin. Około rok temu zaczął przechodzić zasadniczą przemianę, a teraz sytuacja jest krytyczna (...). Nie chce i najwyraźniej nie otrzymuje złych informacji – uważa oligarcha.

W dalszej części rozmowy Łatynina pytała Niewzlina o stan zdrowia rosyjskiego prezydenta. Ujawnił on, że konsultował się w tej sprawie z izraelskimi lekarzami. – To, co zwykliśmy uważać za efekt botoksu, jest w rzeczywistości długotrwałym działaniem sterydów – zaczął.

– To wiele wyjaśnia. Sterydy to preparaty hormonalne, które są przyjmowane w różnych przypadkach – w onkologii, chorobach autoimmunologicznych i innych. Według lekarzy Władimir Władimirowicz od dawna jest pod wpływem sterydów i może to mieć związek z naturą jego choroby. Może to być choroba onkologiczna i można stosować sterydy w jej leczeniu, aby zapobiec nawrotom – tłumaczył Niewzlin.

Przekazał, że lekarze widzą wpływ leków na zachowanie Putina: zmianę chodu, pogorszenie stanu jego skóry i prawdopodobne problemy psychiczne, które pojawiły się po długotrwałym leczeniu.

– Osoba wystawiona na działanie sterydów popada w agresję. Jest szalenie drażliwy, trudny do opanowania i musi być w bunkrze, ponieważ jego odporność jest żadna. Każda choroba bakteryjna lub wirusowa może szybko doprowadzić do tragicznych konsekwencji. Mówiąc obrazowo, nie może skaleczyć ręki, żeby nie umrzeć z powodu zakażenia krwi itp. W tej wersji życie w bunkrze staje się zrozumiałe – dodał biznesmen.

onet.pl

- Pisał pan w swojej książce: "Przywódcy na Kremlu zwykli orientować się w różnicach między własną retoryką a geopolityczną rzeczywistością. Lecz kiedy taką retorykę powtarzać rok za rokiem, może się ona przeistoczyć w credo, które wypacza analizę i prowadzi do poważnych błędów w ocenie". To diagnoza sprzed ponad dwóch lat i brzmi, zdaje się, jeszcze bardziej aktualnie.

Kreml zapędził Rosję w straszliwy ślepy zaułek. Putin do pewnego momentu potrafił równoważyć dwie tendencje. Z jednej strony był antyzachodni resentyment, odwołujący się m.in. do poczucia wstydu związanego ze spadkiem międzynarodowego znaczenia i prestiżu Moskwy. Z drugiej: istniała jednak pewna otwartość na negocjację z Zachodem i współistnienie.

Tę otwartość porzucano – z kolei Rosji wracało, podlewane paliwami, poczucie siły. To, co teraz widzimy, to już wojujący nacjonalizm. Wielu Rosjan było nań podatnych już w latach 90., ale teraz to jest oficjalna ideologia.

- W latach 90. Aleksander Janow pisał, że zapowiadał, że era Jelcyna to tylko demokratyczny epizod w historii Rosji i że następny etap będzie faszystowski. Szukał analogii między poradziecką Rosją a przedwojennymi Niemcami. Co pan sądzi o tym "kompleksie weimarskim"?

Paralele są. Rosja przegrała wojnę – zimną wojnę, ale jednak. Przeszła też przez długotrwały kryzys ekonomiczny. Demokracja w oczach Rosjan się skompromitowała, bo kojarzy im się głównie z ostentacyjnym bogaceniem się oligarchów i korupcją. To sprzyjało tęsknocie za stabilnością, opieką społeczną, na której można polegać, no i oczywiście – za "silnym człowiekiem".

Te wszystkie czynniki zniosły bariery dla narastającego despotyzmu, który dziś już dominuje. Rosyjskie lata 90. były jego kolebką. Zbyt wielu Rosjan uginało się wówczas pod ciężarem zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych, by się temu aktywnie przeciwstawiać.

Jeśli chcemy zrozumieć siłę, która pcha rosyjską politykę, musimy dostrzegać olbrzymi resentyment, który pozostał Rosjanom po tamtej dekadzie. Upadek Rosji jako globalnej potęgi, utrata imperialnej dominacji i międzynarodowego prestiżu – to było dla nich niezwykle dotkliwe. Putin i jego kleptokraci wyczuwają to i wykorzystują. To jest newralgiczny punkt politycznego status quo w Rosji. "Weimarskie" analogie rzeczywiście pozwalają nam coś z tego wszystkiego zrozumieć.

- Media na początku wojny poświęcały sporo czasu i miejsca emocjom Putina, a w domyśle: kwestii jego psychicznej stabilności. Widział pan jego przemówienia z tego czasu – czy zniecierpliwienie, gniew, wrogość granicząca z nienawiścią do Ukrainy i Ukraińców to jego prawdziwe uczucia, których wreszcie nie musi skrywać, czy część gry?

Ależ on po prostu jest gniewny i wybuchowy, zawsze był! Ilekroć sądził, że jego polityczne interesy czy doktrynalne zobowiązania są zagrożone, tracił cierpliwość. Pierwszym z zachodnich przywódców, który tego doświadczył na własnej skórze, był premier Tony Blair i to było bardzo niedługo po dojściu Putina do władzy.

Wybuchy gniewu to jeden z głównych składników tej osobowości, w czym udział miało wychowanie i szkolenie w KGB. Putin może ten gniew "podkręcać", ale sama emocja jest prawdziwa. Leki nie zmieniłyby jego sposobu myślenia – w tym sensie nie jest chory psychicznie. Ale wykazuje cechy zaburzeń osobowości, co sprawia, że jest niebezpieczną polityczną bestią.

Nie powinniśmy rzecz jasna zapominać, że jest też wytrawnym aktorem. Wie, jak manipulować osobami, z którymi ma do czynienia. Pod spodem tkwi jednak prawdziwa antyzachodnia obsesja. Jest nią przesycony. Pamiętam go jako bardziej zrównoważonego – zarówno w analizach geopolitycznych, jak i w bezpośrednich kontaktach. Wykonywał pojednawcze gesty wspólnie z Bushem, podpatrywał też sprawność komunikacyjną Blaira. Nic po tym nie zostało. Jest tylko to, co nazywam "doktryną kanalii".

(...)

- Rosja to kraj rządzony przez byłych i obecnych ludzi służb, one są w pewnym sensie szkieletem systemu władzy. Ale reżim o takiej charakterystyce okazał się ślepy i głuchy, gdy przyszło do planowania inwazji na Ukrainę. Jak to wytłumaczyć?

Każda władza musi zdobywać i wykorzystywać wiarygodne informacje – różnymi kanałami. Problem reżimów autorytarnych polega na tym, że takie kanały stają się niedrożne. Z dzisiejszą Rosją jest tak samo. Dopiero co słyszeliśmy doniesienia, że Putin umieścił w areszcie domowym szefa wywiadu zagranicznego FSB, właśnie dlatego, że dostawał stamtąd zupełnie fałszywe raporty na temat sytuacji w Ukrainie przed wojną.

Wielkie Kłamstwo ma to do siebie, że jego ofiarą padają nie tylko ci, których Wielki Kłamca chce zwodzić – ostatecznie zwodzi on również samego siebie. Podwładni Putina wiedzieli przecież, że on szczerze wierzy w te wszystkie rzeczy: że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród spleciony wzajemną miłością, że jego misją jest wyzwolić Ukrainę itp. Putin dostawał więc głównie tę muzykę, która była miła dla jego uszu.

Tak czy inaczej ten sposób myślenia na temat Ukrainy i Ukraińców dotyczy nie tylko Putina – jest bardzo powszechny w jego administracji. Nie powinniśmy tego lekceważyć.

- Możemy w ogóle szacować realny poziom poparcia Rosjan dla Putina i kremlowskiej elity? Czy raczej cały czas to jest równanie z wieloma niewiadomymi?

Nie przeczę, że to poparcie jest znaczące – to wynika z aktualnych sondaży. Napisałem w książce sporo o tym, jak Putin potrafi mobilizować poparcie poprzez wygrywanie tradycyjnych melodii na temat Rosji jako ofiary czy jako państwa wielkiego, a zarazem osobnego. To współbrzmi z myśleniem sporej części Rosjan, choć zarazem Putin rozwinął to do takiego poziomu, którego wielu z nich nie było w stanie sobie jakiś czas temu wyobrazić.

Weźmy tę opowieść o Ukrainie rządzonej przez nazistów – jest kompletnie fałszywa, ale trafia na podatny grunt z uwagi na wszystko to, co Rosjanie wiedzą i myślą o II wojnie światowej. To jest właśnie jedna z takich tradycyjnych melodii. Putin wie, jak w te tony uderzać.

Ta propaganda wydaje się tak czy inaczej nie tylko wulgarna, ale i wewnętrznie niespójna.

Jest prostacka, ale działa. Natomiast nie znaczy to, że to jej działanie i obecne poparcie dla Putina musi być długotrwałe. Sondaże nie mówią nam wszystkiego, co chcielibyśmy wiedzieć. A ludzie zajmujący się naukowo polityką często nie doceniają znaczenia czynników, których nie da się zmierzyć.

Popularność Putina jest ściśle związana z jego wizerunkiem jako przywódcy sukcesu. Ta aureola będzie słabnąć w miarę jak do większej liczby Rosjan zacznie docierać pełniejszy obraz klęsk oraz horrorów tej wojny. Szkoda, którą Rosja sama sobie wyrządziła, stanie się dla samych jej obywateli bardziej widoczna i dotkliwa. A to z kolei będzie oznaczać, że władza Putina stanie się mniej stabilna.

(...)

- Skoro mowa o rysach – pisał pan również o "odnowionym potencjale" rosyjskich sił zbrojnych. Ich modernizacja, a także pozowanie w roli naczelnego wodza to była istotna część wizerunku Putina. Czy wojna w Ukrainie nie ukazuje przypadkiem tej rzekomo nowoczesnej armii jako czegoś w rodzaju wioski potiomkinowskiej?

Nie powinniśmy nie doceniać potencjału dalszego rozszerzenia działań wojennych – jesteśmy dopiero na wczesnym etapie tej wojny i to, co gorsze, może dopiero nadejść. Rosjanie mogliby zrównać z ziemią więcej miast, gdyby tylko rozkazano im używać potężniejszej broni. Putin nie może sobie pozwolić na porażkę w tej wojnie. NATO to wiedziało i wie – stąd też zresztą biorą się trudności paktu w planowaniu właściwych odpowiedzi.

- Mówiąc o pozorze modernizacji miałem też na myśli lekcje z przeszłych wojen. Rosjanie poszli na tę wojnę i prowadzą ją tak, jakby zapomnieli o Afganistanie czy Czeczenii.

Prawdą jest, że spodziewali się innego powitania na Ukrainie i prawdą jest, że nie docenili narodowej determinacji Ukraińców – tylko ją wzmogli. Ale co do lekcji np. z Czeczenii: proszę pamiętać, że rosyjscy przywódcy uważają tamtą wojnę za sukces! A przecież w jej trakcie zrównali Grozny z ziemią, by potem pompować pieniądze w odbudowę prowadzoną rękami miejscowego satrapy. Rosyjscy przywódcy wyobrażali sobie, że można by zrobić to samo w Ukrainie.

Ale oczywiście Putin niektórych lekcji z przeszłości nie odrobił – i to jest właśnie jedno z nieszczęść dogmatyka, który wpada w koleiny własnej doktryny. Uważam ją za nierozsądną jeszcze z jednego powodu, o którym nieco więcej napisałem w książce. Próbowałem przy tym oddalić nieco tę dyskusję od jej euroatlantyckiego kontekstu, a podkreślić znaczenie czynnika chińskiego.

Otóż Putin pozostawił sobie drogę tylko do długoterminowego sojuszu z Chinami. Ciasne objęcia Pekinu to nie jest dobre położenie dla władcy Rosji, który zamierza grać w imię obrony narodowego interesu. Stalin czy Chruszczow tego błędu nie popełnili – a Putin tego zadania domowego z historii nie odrobił, a przynajmniej nic na to nie wskazuje.

(...)

- Czy Rosja może na tej wojnie coś wygrać?

Może zapobiec wstąpieniu Ukrainy do NATO – ale jeśli tylko Ukraina przetrwa jako niepodległe państwo, Kijów utrzyma swoje siły zbrojne. "Demilitaryzacja" jest więc celem nie do zrealizowania.

Niepodległa Ukraina z pewnością będzie chciała umocnić swoją europejską orientację. Niezależnie od tego, jak się skończy ta wojna w sensie terytorialnym, bo to nadal kwestia otwarta, Ukraińcy będą trwale nienawidzić każdej władzy w Moskwie. I wyborcy, i politycy będą jeszcze mocniej zwracać się ku Zachodowi. I to jest coś dokładnie odwrotnego niż Putin chciał osiągnąć.

onet.pl

– Jak wytłumaczyć umocnienie się rubla w stosunku do okresu przedwojennego?

[Paweł Usanow] – Trzeba zrozumieć, że mamy do czynienia z dwoma różnymi rodzajami gospodarki – sprzed 24 lutego i później. Bo potem zarówno import, jak i wyjazdy za granicę stanęły pod znakiem zapytania. Wiemy, że dostawy do Rosji są znacznie ograniczane, co oznacza, że popyt na dolary w tych warunkach spada. Oznacza to, że nasze firmy potrzebują mniej waluty, aby kupować zachodnie produkty.

Jednocześnie obecnie pieniądze z eksportu nadal napływają – ropa i gaz nadal są sprzedawane za granicą, dlatego dociera strumień waluty. Nadal obowiązuje tu prawo podaży i popytu, choć w zniekształconej wersji. Import spadł, podczas gdy eksport pozostał mniej więcej na tym samym poziomie. Jednocześnie wzrosły ceny ropy. Ponadto prawie nikt ostatnio nie wyjeżdża za granicę. Oznacza to, że popyt na dolary i euro znacząco spadł w tym miesiącu. Dlatego presja na walutę chwilowo zmalała.

– Czy to oznacza, że kurs rubla się ustabilizował?

– Nie trzeba mieć teraz specjalnych złudzeń, bo jest to efekt krótkotrwały, związany ze szczególną sytuacją. Zachodni producenci nie mogą tak szybko opuścić rosyjskiego rynku. A decyzje o ograniczeniu eksportu z Rosji nie zapadają tak szybko, np. te dotycząc zakupu rosyjskiego gazu w Europie. Negocjacje wciąż trwają, a podjęte decyzje zostaną wdrożone później.

– Ale najważniejszy dla zrozumienia sytuacji jest fakt, że gospodarka wojenna jest bliższa planowej, mimo że formalnie wygląda jak rynkowa.

– Nie zapominajmy, że oficjalny kurs dolara w ZSRR znacznie różnił się od hipotetycznego kursu rynkowego. To samo dotyczy teraz oficjalnego kursu wymiany. To, że dolar oficjalnie spada, nie oznacza, że transakcje są dokonywane po tym kursie. Na przykład to może znaczyć, że kurs jest znacznie wyższy na czarnym rynku. Np. biznesmen Dmitrij Potapenko uważa, że realny kurs wymiany wynosi teraz 105 rubli za dolara, a nie ten, który widzimy oficjalnie.

– Co oznacza wzmocnienie rubla?

– Wiemy, że po rozpoczęciu „operacji specjalnej” Bank Centralny znacznie ograniczył możliwości transakcji walutowych. A zatem nie jest to pełnoprawny rynek, a cena na nim niewiele odzwierciedla. Wyobraźmy sobie mistrzostwa świata lub Europy w piłce nożnej. W wyniku pewnych decyzji najsilniejsi gracze nie mogą rywalizować. Pozostają tylko słabi. W związku z tym, jeśli słaba drużyna wygra te mistrzostwa, nie oznacza to, że stała się znacznie lepsza w grze.

Mniej więcej taka sama sytuacja ma miejsce z rublem. Oznacza to, że najwyraźniej staje się silniejszy tylko dlatego, że nie odgrywa już roli, jaką odgrywał do niedawna. Była częścią cywilizowanego świata, a teraz stała się niezrozumiałą toksyczną walutą.

Jednocześnie taka paradoksalna sytuacja sugeruje, że idziemy w stronę gospodarki, która pod pewnym względem była w Związku Sowieckim. W tej chwili nie znamy dokładnej formy. Ale kurs nie odzwierciedla tego, co odzwierciedlał wcześniej.

– Czyli w rzeczywistości kurs rubla nie ma teraz znaczenia?

– Jeśli kurs nie jest kształtowany przez rynek, ale przez Bank Centralny, to ten ostatni może zrobić to, co zechce. Zamyka transakcje walutowe i mówi, że przypuśćmy jeden rubel równia się jednemu dolarowi. A może tak zrobić i ustalić taki kurs, nie dawać zgody na żadne operacje eksportowo-importowe i w ten sposób nastąpi „wzmocnienie”. Tylko to będzie narzucone odgórnie. To jak z termometrem, który wyciągasz spod pachy i kładziesz kaloryfer lub do lodówki. Można go przenieść w dowolne miejsce, ale ta temperatura nie będzie odzwierciedlać faktycznego stanu twojego ciała.

– Co dalej stanie się z rosyjską gospodarką?

– Nie jestem Nostradamusem. Ale bądźmy realistami: kto miesiąc temu przewidział, co stanie się dzisiaj na rynku walutowym? Wielu mówiło, że dolar będzie kosztował trochę poniżej 200 rubli. Byli zbyt pesymistyczni. Ekonomiści jednak wiedzieli, że kurs tak naprawdę nie odpowiada rynkowi. Wszyscy rozumieli, co robi Bank Centralny, ale nadal twierdzili, że waluta będzie kosztować znacznie więcej. Nawet prezydent USA Joe Biden powiedział, że kurs wymiany wynosi 200 rubli za dolara.

Gospodarka jest bardziej złożona, niż sądzą nawet ekonomiści. Wszystkie te określenia „upadek gospodarki”, „zniszczenie gospodarki” sugerują, że działa jak jakaś gigantyczna maszyna. A tak nie jest – z kimś zawierane są umowy długoterminowe, z kimś nie. Pojawiają się nowe rozwiązania. Nie wszystko jest ułożone tak, jak zapisano w kodeksie. Życie rządzi się własnymi prawami. Dlatego, gdy wysocy urzędnicy coś mówią, warto pamiętać, że w praktyce, na dole, wszystko przybiera zupełnie inne formy. Niektóre zachodnie firmy naprawdę opuszczają rynek rosyjski np. McDonald’s, a inne: Burger King czy Carl’s Jr, a ten ostatni zaczęła nawet otwierać nowe restauracje.

Jeśli chcesz uprawiać nie w propagandę, ale analizę, musisz zrozumieć, że bagno nie może się zawalić. To zdanie powtarza się od ośmiu lat. Rosyjska gospodarka cały czas gdzieś pełzła. Dlatego trudno będzie jej całkowicie spaść do zera. To nie jest góra, by upaść. Ona po prostu się nie rozwija, stoi w miejscu, dochody spadają. I to wszystko będzie się działo nadal. Ale ludzie żyją i próbują wymyślić, jak przetrwać.

Najtrudniejsza sytuacja dotyczy nie tych, którzy żyją pod sankcjami, a tych, którzy żyją w warunkach wojny. Tam niszczone są prawdziwe fabryki i domy. Trudno to będzie przywrócić. Zniszczenia terytoriów, na których toczą się działania wojenne, nie są porównywalne ze stratami wynikającymi z sankcji. To inna historia.

belsat.eu

Od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę w przestrzeni medialnej i politycznej co pewien czas wybucha histeryczne polowanie na „świętego Graala”. Na złoty patent na łatwe i najlepiej bezkosztowe zatrzymanie Władimira Putina, pokonanie Rosji. Świętym Graalem miały być sankcje związane ze SWIFTEm, przyłączenie się Niemiec do sankcji, embargo na węgiel, gaz i ropę, sankcje personalne na tego, czy innego oligarchę, wycofanie się tej, czy innej firmy z rosyjskiego rynku. USA, UE i inne państwa stopniowo wprowadzały i nadal wprowadzają kolejne sankcje i gospodarcze uderzenia w Rosję.

Mimo to, równolegle zachodnie społeczeństwa (w tym oczywiście polskie) wybuchają co chwilę pełnym rozpaczy zniecierpliwieniem, że sankcje nie obaliły jeszcze Putina, że są pewnie za słabe. To jakiś rodzaj niezrozumiałego masochizmu europejskich elit i społeczeństw oraz samobiczowania się urojoną niemocą. Urojoną, bo tak naprawdę sankcje już dają efekty, a będą przynosiły coraz poważniejsze skutki. Tylko nie szybko, nie od razu. Ważne, by były wprowadzane konsekwentnie i bez luk dających możliwość ich obchodzenia przez rosyjski biznes i władze. Nie zawsze tak jest. O ile nie brakuje woli politycznej (choć z tym w poszczególnych państwach również różnie bywa), to realia prowadzenia biznesu są już inne i są takie koncerny, które w obłożonej sankcjami Rosji wciąż widzą szansę na zarabianie pieniędzy.

(...)

Ucieczka wielu koncernów z Rosji jest jednak faktem. Krótkoterminowo ograniczy zyski budżetu i wpłynie np. na skok bezrobocia, zwłaszcza w dużych miastach. Istotne będzie wiele złożonych i mało nagłaśnianych medialnie działań. Np. decyzja brytyjskich firm ubezpieczających statki. Wprowadziły one drastyczną podwyżkę ubezpieczeń dla statków wpływających na rosyjskie wody, uznając te akweny za strefę wojny. Brytyjscy ubezpieczyciele kontrolują wg. różnych ocen nawet 1/3 światowego rynku ubezpieczeń morskich i na pewno wpłyną na wzrost kosztów transportu i handlu z Rosją.

Długofalowo Rosja zacznie cierpieć nie tylko z powodu braku pieniędzy. Na utrzymanie armii i państwa środki się znajdą, choć będą ograniczone. Kłopotem zacznie być po kilku miesiącach brak technologii, obsługi i serwisu sprzętu, gwarancji oraz wsparcia technicznego i finansowego. To scenariusz izolacji Rosji. A także wewnętrznych kłopotów ekonomicznych. Np. mogą pojawić się trudności w finansowaniu biednych i zapóźnionych gospodarczo regionów Rosji, jak Dagestan, Tuwa, i cały szereg etnicznych republik. To zaś grozi w perspektywie tarciami wewnętrznymi w Federacji Rosyjskiej.

I to mimo, że wskaźniki makroekonomiczne dają podstawy do chwilowego optymizmu. Np. kurs dolara spadł do 79 rubli, inflacja zmniejsza tempo. Dziś rosyjski bank centralny obniżył stopy procentowe z 20 proc. do 17, uzasadniając to niewielkim optymizmem i oceną, że wprowadzenie kontroli rynków kapitałowych przyniosło rezultaty. Chodzi m.in. o wprowadzony po początku wojny zakaz sprzedaży waluty w Rosji. Być może rosyjskim władzom uda się wykorzystywać jakiś czas rezerwy i coraz bardziej przymykające się okno możliwości i wykorzystywać luki w systemie sankcji i relacje gospodarcze z państwami, które do sankcji nie dołączają (jak Chiny, Indie, Brazylia, częściowo Turcja i kraje arabskie). Jednak izolacja Rosji od rozwiniętych rynków będzie postępować. Każda kolejna ujawniana masakra w ukraińskich miastach powoduje, że biznes w Rosji staje się napiętnowany, a zarabiane tam krwawe ruble godne potępienia.

belsat.eu

W opublikowanym kwartalnym raporcie firma poinformowała, że „powiązane z rządami Rosji i Białorusi podmioty zaangażowane były w cyberszpiegostwo i operacje wywierania ukrytego wpływu online”.

Działalność ta obejmowała przede wszystkim zagadnienia związane ukraińskim przemysłem telekomunikacyjnym, światowym i ukraińskim sektorem obronnym i energetycznym; platformami technologicznymi; oraz dziennikarzami i działaczami na Ukrainie, w Rosji i za granicą.

Operacje te nasiliły się na krótko przed rosyjską inwazją – podaje Meta. Wykryto i usunięta m.in. skoordynowaną akcję powiązaną z białoruskim KGB, której konta i profile zaczęły publikować w języku polskim i angielskim informacje o poddaniu się wojsk ukraińskich bez walki i ucieczce przywódców państwowych z kraju 24 lutego, czyli w dniu rozpoczęcia wojny przez Rosję.

Wcześniej ten sam podmiot związany z KGB „skupiał się przede wszystkim na oskarżaniu Polski o złe traktowanie migrantów z Bliskiego Wschodu” – czytamy w raporcie.

Ponownie 14 marca fałszywe konto związane z białoruskimi służbami bezpieczeństwa stworzyło w Warszawie wydarzenie nawołujące do protestowania przeciwko polskiemu rządowi. Konto i wydarzenie usunęliśmy tego samego dnia – podaje Meta.

belsat.eu wg PAP

Panie burmistrzu, jak wygląda sytuacja w mieście?

Anatolij Fedoruk: Już czwarty dzień z rzędu specjaliści zajmują się tropieniem sabotażystów i usuwaniem min. Przedsiębiorstwa komunalne przywracają stopniowo infrastrukturę, w szczególności dostawy energii elektrycznej, gazu i wody. Są też kwestie humanitarne, którymi się zajmujemy. Zorganizowaliśmy dostawy żywności, leków, środków higienicznych i paszy dla zwierząt. Ponieważ nie ma gazu ani elektryczności, zakupiliśmy tysiąc butli gazowych oraz kuchenek gazowych i stworzyliśmy lokalne miejsca, w których ludzie mogą przygotowywać posiłki. Kuchenki gazowe i butle gazowe wydajemy tam, gdzie są większe skupiska ludzi. Wyznaczyliśmy też osoby odpowiedzialne za zaplecze kuchenne.

Ile osób mieszkało w gminie przed wojną, zwłaszcza w miejscowości Bucza, a ile mieszka tam obecnie?

− Bucza liczyła 50 tys. mieszkańców. W gminie, obejmującej okoliczne wioski, mieszkało 67 tys. osób. Obecnie w Buczy mieszka 3,7 tys. osób, ale ich liczba powoli rośnie, ponieważ powracają pracownicy służb ratowniczych, by zadbać o ważną dla regionu infrastrukturę. W pozostałych miejscowościach gminy liczba mieszkańców zmniejszyła się o 30 procent. Wczoraj byłem w Sdwyszywce. Tam z 1780 mieszkańców wsi pozostało 760. Rosyjscy okupanci zastrzelili, niestety, sześciu cywilów. Wioski na północy obwodu kijowskiego zostały zajęte już pierwszego lub drugiego dnia wojny i mieszkańcy nie mieli możliwości ucieczki. Ludzie jednak wspierali się wzajemnie, rozdawali żywność, lekarstwa i w ten sposób przetrwali okupację.

Czy znana jest już dokładna liczba zabitych w Buczy i w całej gminie?

− Dotychczas naliczono 320 osób cywilnych. Eksperci, kryminolodzy i śledczy badają obecnie ofiary, ale liczba znalezionych ciał rośnie z dnia na dzień. Znajdowane są one na prywatnych posesjach, w parkach i w miejscach, gdzie w przerwach w ostrzale można było zakopać ciała. Ludzie chcieli je zakopać, aby ciała nie zostały rozszarpane przez psy. Codziennie znajdujemy kolejne prowizoryczne mogiły w wioskach naszej gminy.

Czy ludzie zginęli w wyniku strzelaniny, czy ostrzału artyleryjskiego?

− Prawie 90 proc. ma rany postrzałowe, czyli nie ma ran od odłamków.

Przerażające obrazy masowych grobów wstrząsają światem. Ile takich grobów znaleziono w Buczy?

− W Buczy odkryto trzy: na terenie przedsiębiorstwa zaopatrzenia rolnictwa, gdzie rosyjscy okupanci ułożyli ciała ludzi ze związanymi rękami jak drewno na opał, następnie na ulicach Wokzalnej i Jabłońskiej oraz w domu wypoczynkowym dla dzieci, gdzie również znaleziono ciała ze związanymi rękami i ranami postrzałowymi.

Czy był Pan w mieście w czasie okupacji? Czy był Pan świadkiem strzelania do cywilów?

− Zarówno przed okupacją, jak i w czasie jej trwania byłem na terenie gminy. Osobiście byłem świadkiem trzech przypadków w jednym miejscu. Zatrzymałem się akurat w prywatnym domu, w którego pobliżu doszło do strzelaniny. To było na ulicy Lecha Kaczyńskiego, gdzie znajdował się punkt kontrolny rosyjskich okupantów i oni po prostu ostrzelali trzy samochody. W jednym siedział mężczyzna, jego ciężarna żona i dwoje dzieci. Przeżył tylko mężczyzna. Pochował swoją brzemienną żonę w rowie, który rosyjscy okupanci wykopali dla siebie jako schron. Zamiast krzyża mężczyzna umieścił tam tablicę rejestracyjną swojego samochodu. Ciała dzieci zostały zabrane do kościoła i tam pochowane. Nie wiem, czy ten człowiek jeszcze żyje i jaka jest jego obecna sytuacja.

onet.pl