poniedziałek, 3 lipca 2017


Pamiętam Fatimę, która odkryła, że jej mąż czatuje z dziewczynami i udaje 26 latka. Zostawiał konwersacje na ekranie komputera. Śmiała się z tego i mówiła, że w rzeczywistości to stary, głupi dziad i alkoholik. Była dumna, że zrozumiała tekst, samodzielnie go przeczytała i tym samym dostała możliwość odegrania się. A była dziewczyną przywiezioną z Turcji w wieku 16 lat, analfabetką, przez wiele lat teściowa nie pozwalała jej opuszczać mieszkania. Fatima gotowała i sprzątała dla ich licznej rodziny. Nie znała nazwy ulicy, przy której mieszkała. Dopiero jak teściowa zmarła, moja Fatima zaczęła chodzić na zakupy, najpierw z synem, potem z turecką sąsiadką a na koniec sama, gdyż mąż wymagał dostaw alkoholu i zezwolił jej na opuszczanie domu. Dzięki temu kupiła sobie pierwsze nowe ubranie. W wieku 40 lat postanowiła już nie nosić chustki i nie wstydzić się tego, że jest alewitką. Nie lubiła Turcji i nie chciała tam jeździć, pokazywała mi na zdjęciach niedokończony dom, który jej mąż zaczął tam budować dwadzieścia lat temu. Dom na olbrzymią wielopokoleniową rodzinę. Z tych planów zostali: mąż pijak, bezrobotny syn, który nie mógł znaleźć dziewczyny, bo wszystkimi gardził, i drugi syn z niemiecką rodziną. Przynosiła mi w poniedziałki ciasto cytrynowe, była jedną z najbardziej pogodnych osób na kursie, szczęśliwą, że robi coś dla siebie. Mąż musiał się z tym pogodzić, bo inaczej nie mogłaby dostawać zasiłku, nie muszę dodawać, że zabierał jej wszystkie pieniądze. Po 26 latach życia w Berlinie pierwszy raz była ze mną zobaczyć Bramę Brandenburską.

krytykapolityczna.pl

W 2002 r. na maleńkiej i niezamieszkanej wyspie w okolicach Gibraltaru zwanej Perejil, czyli właśnie Pietruszka, pojawiło się 12 żołnierzy marokańskich, którzy wbili tam swoją narodową flagę. Nie spodobało się to Hiszpanom uważającym, że wysepka należy do nich. Momentalnie wysłali 75 żołnierzy, którzy posłali Marokańczyków do domu, i wbili w ziemię aż dwie hiszpańskie flagi. Maroko uznało to za akt agresji; młodzież na ulicach Rabatu krzyczała, że za pokrytą pietruszką wyspę będą przelewać krew, podczas gdy wokół wysepki pojawiły się helikoptery i okręty hiszpańskie.

Konflikt dotyczący skrawka lądu, na którym pasą się kozy, był może niespodziewany i absurdalny, ale domagał się rozwiązania. Naturalnym mediatorem były ONZ, Unia Europejska czy choćby Francja, która miała z oboma krajami przyjazne stosunki, ale to USA musiały zakończyć spór. Zakaria cytuje Colina Powella, ówczesnego sekretarza stanu, który z rozbawieniem wspominał: „Myślałem sobie: co ja mam z tym wspólnego? Dlaczego Stany Zjednoczone są nagle w samym środku tej kabały? (...) Postanowiłem szybko doprowadzić do kompromisu (...) W basenie Morza Śródziemnego był już późny wieczór, a moje wnuki miały zaraz wpaść do nas popływać”. Powell wysłał kilka faksów i mediacje się skończyły, zanim jego wnuki zdążyły porządnie naciągnąć na głowy czepki.

forsal.pl