poniedziałek, 4 listopada 2024



Fakty są takie, że choć nie wszystko idzie zgodnie z założeniami, to jednak widać, że Intel ogólnie idzie we właściwym kierunku. Lunar Lake będzie przełomowym produktem w historii firmy, bo jest pierwszym układem stworzonym za pomocą rynkowych, a nie wewnętrznych narzędzi. Sukces sprzedażowy jest w jego przypadku drugorzędną sprawą, bo ma postawione przed sobą zupełnie inne cele.

Intel w końcu stworzył też z twórcami wspomnianych narzędzi (Cadence, Synopsys) niezbędne rozszerzenia i biblioteki, dzięki którym zewnętrzni klienci w końcu będą mieli realne szanse na skorzystanie z linii produkcyjnych fabryk Intela. W praktyce najważniejszym pytaniem jest więc, czy Intelowi wystarczy czasu na dokończenie wszystkich niezbędnych zmian. Trochę szkoda, że Pat Gelsinger nie przejął sterów rok wcześniej. Bob Swan miał być tylko tymczasowym CEO, który miał na chwilę załatać dziurę powstałą po aferze obyczajowej Briana Krzanicha. Potem przyszedł COVID, Intel zaczął notować rekordowe zyski, bo ludzie rzucili się na nowe komputery, przez co wszyscy zaczęli się klepać po plecach. Może gdyby nie ta sytuacja, teraz na przyszłość Intela patrzylibyśmy inaczej.

Jednak nawet jeśli nie wystarczy czasu i Intel w 2025 roku nie odzyska pozycji technologicznego lidera, o której tyle mówi Pat Gelsinger, moim zdaniem nie będzie można mówić o śmierci Intela.

Po pierwsze trzeba pamiętać o... wątku politycznym. Intel, a dokładniej fabryki Intela, są bardzo ważne dla rządu USA, bo jest to ostatnia amerykańska firma, która jest w stanie produkować najbardziej zaawansowane mikroprocesory. Czyli nawet jeśli Intel się wyłoży, to w najgorszym przypadku widzę sytuację, gdy fabryki zostają całkowicie oddzielone od części produktowej firmy i idą pod rządową kroplówkę, przechodząc na "model chiński". W Chinach mało kogo obchodzi, że SMIC notuje straty. W Tajwanie i Korei pieniądze podatników również płyną szerokimi strumieniami do TSMC i Samsunga. Fabryk tego typu po prostu nie można rozpatrywać jedynie w kontekście wartości biznesowej, bo mają one ogromne znaczenie strategiczne.

A po drugie... skoro AMD nie umarło i obecnie święci tryumfy między innymi dzięki temu, że kiedyś kupiło ATI (a swego czasu ten zakup niemal pogrzebał firmę), to Intel też jest w stanie przetrwać. Co prawda może to zrobić w innej formie niż dotychczasowa, więc Intel, którego znamy, może umrzeć, ale z wysyłaniem Intela na stypę z Blackberry i Nokią jeszcze bym się wstrzymał.

komputerswiat.pl


To pierwszy raz w historii kiedy w Sejmie (Saeima) wszczęto procedurę wobec deputowanych w związku z niewystarczającą znajomością języka łotewskiego – poinformował krajowy nadawca LSM.

Rozpatrywana była także sprawa drugiego posła z partii Dla Stabilności! (ST!) Jefimijsa Klementjevsa, ale komisja ds. mandatów i etyki uznała, że jego znajomość języka znacznie się poprawiła i polityk może kontynuować prace w parlamencie oraz w odpowiednich komisjach. Kwalifikacje Pucki należy jednak sprawdzić – powiedział szef komisji Janis Vucans. Wcześniej na polityków w związku z zastrzeżeniami co do ich znajomości języka narodowego nałożone zostały grzywny.

"Niezależnie od wyniku głosowania Łotwa to mój dom, Łotwa to moja ojczyzna. Boże błogosław Łotwę!" – oświadczył 50-letni Puczka wywodzący się z regionu Dyneburga na południowym wschodzie Łotwy.

Ostatecznie za skierowaniem Puczki na egzamin w 100-osobowej izbie opowiedziało się 67 posłów, a 12 było przeciw. Partia Dla Stabilności!, utworzona na początku 2021 r., jest ugrupowaniem opozycyjnym i w obecnej kadencji parlamentu dysponuje 10 mandatami.

PAP


Dotychczasowa niemiecka pomoc wojskowa dla Ukrainy była - zdaniem autorów - niewielka i wyniosła 10,6 mld euro, co odpowiada 0,1 proc. niemieckiego PKB. Dla porównania, podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej (1991 r.) Niemcy wydały sześciokrotnie więcej – 0,6 proc. PKB lub 4 proc. całorocznego budżetu. Nawet po doliczeniu pomocy humanitarnej obecna pomoc w skali roku wynosi 0,14 PKB.

W ocenie autorów – prezesa Kilońskiego Instytutu Moritza Schularicka i jego współpracownika Johannesa Bindera - koszt przerwania pomocy byłby bardzo wysoki ze względu na falę uciekinierów z Ukrainy, wyższe wydatki na NATO w związku z koniecznością obrony państw bałtyckich oraz zerwanie relacji handlowych z podbitą przez Rosję Ukrainą. Porażka Zachodu zwiększyłaby w dodatku prawdopodobieństwo nowych konfliktów w świecie.

Binder i Schularick podkreślają, że Rosja zgodzi się na negocjacje i zakończenie wojny dopiero wtedy, gdy dojdzie do wniosku, że nie jest w stanie jej wygrać środkami militarnymi, a Zachód udowodni, że jest zdecydowany na trwałe wsparcie walczącej Ukrainy.

Rozwijając poszczególne punkty raportu, autorzy podkreślają, że niemiecka pomoc wojskowa jest niewielka i wyniosła od 2022 r. 10,6 mld euro, co odpowiada 0,1 proc. skumulowanego PKB. Niemcy znajdują się dopiero na 16 miejscu, a wyprzedzają je m. in. Dania (0,65 proc.), Estonia (0,57 proc.) i Łotwa (0,43 proc.), a także Polska.

Dla zilustrowania tezy o niewielkiej skali pomocy, autorzy zwracają uwagę, że dopłaty z budżetu na samochody służbowe z silnikami spalinowymi kosztują budżet rocznie 13,7 mld euro.

Odnosząc się do przewidywanych następstw rosyjskiego zwycięstwa nad Ukrainą, eksperci piszą, że niemieckie wydatki na obronność musiałyby wzrosnąć od 0,5 proc. do 1 proc. PKB rocznie. Niemcy musiałyby się też liczyć z falą uciekinierów, której liczebność szacowana jest od 1,9 mln. do 3,8 mln. oraz ze stratami ekonomicznymi wskutek zawieszenia eksportu i utratą inwestycji w Ukrainie.

Binder i Schularick zaznaczają, że tylko wiarygodne odstraszanie może skłonić Rosję do zakończenia wojny. Odrzucają populistyczne hasła, według których przerwanie dostaw broni do Ukrainy doprowadzi do pokoju. Zwracają uwagę, że siła gospodarcza UE jest dziewięciokrotnie większa od rosyjskiej (PKB UE – 18,9 bln dolarów, Rosji – 2 bln USD), a produkcja przemysłowa pięciokrotnie większa. Nawet bez pomocy USA, potencjał Europy wystarczy do odparcia rosyjskiej agresji. Konieczna jest jednak polityczna wola – zaznaczają.

Przestrzegając zasad konsekwentnego odstraszania, Zachód może uświadomić Rosji, że nie wygra wojny środkami militarnymi.

W wywiadzie dla tygodnika „Die Zeit” Schularick powiedział, że Niemcom bardziej niż pieniędzy brakuje właściwej postawy wobec nowej sytuacji w dziedzinie bezpieczeństwa. „Od końca II wojny światowej opieraliśmy się na tym, że ktoś inny nas obroni – Amerykanie, NATO, świat zachodni. (…) Przekonanie, że ktoś za nas to zrobi, jest ciągle jeszcze bardzo rozpowszechnione. (…) Nie chcemy wziąć na siebie odpowiedzialności. Ale pokoju i wolności nie można mieć za darmo” – zauważył prezes Kilońskiego Instytutu.

Schularick opowiedział się za zwiększeniem wydatków na wojsko. Przypomniał, że w czasach, gdy Willy Brandt był kanclerzem (1969-1974), RFN wydawała 3 proc. PKB na obronność. Polska przeznacza na wojsko więcej, a wkrótce może dojść do 5 proc., USA wydają 3,5 proc.

„Jeżeli Niemcy osiągną poziom 3 proc., to byłoby to 120 mld euro, a więc tyle, ile wynosi roczna dopłata z budżetu centralnego do emerytur” – podkreślił.

PAP