czwartek, 19 stycznia 2023


Wiadomość, że liczba niemieckich żołnierzy odmawiających służby z powodu konfliktu sumienia wzrosła pięciokrotnie od inwazji Rosji na Ukrainę, wywołała w Niemczech jedynie lekkie poruszenie. Nic dziwnego, bo Niemcy wciąż upajają się swoim pacyfizmem i powołują na "mroczną przeszłość", by unikać angażowania w wielkie zbrojenia, a ostatnio, by hamować wojenne wsparcie dla Ukrainy. Dlatego wciąż nie wiadomo czy zgodzą się na dostawę czołgów Leopard 2 na front, a jeśli już to nie wiadomo kiedy oraz jak wiele czołgów do Ukrainy pojedzie.

Dla wielu Niemców to zupełnie naturalne, że członkowie Bundeswehry nie dotrzymują przyrzeczenia, że będą bronić swojego kraju — jeśli sami Niemcy nie chcą walczyć, to dlaczego ich żołnierze mieliby to robić?

W istocie, w Niemczech żołnierz nie jest żołnierzem, lecz "obywatelem w mundurze". To trafny eufemizm dla społeczeństwa, które przez ponad siedem dekad żyło wygodnie pod amerykańskim parasolem bezpieczeństwa. W znacznym stopniu też wyjaśnia, jak Niemcy stały się problemem NATO od czasu rozpoczęcia wojny w Ukrainie, opóźniając i udaremniając zachodnie wysiłki, aby zapewnić Ukraińcom broń, której potrzebuje, aby bronić się przed niesprowokowaną rosyjską napaścią.

Najnowsza odsłona tej sagi rozpoczęła się zaledwie kilka godzin po lutowej inwazji, gdy niemiecki minister finansów powiedział ambasadorowi Ukrainy, że nie ma sensu wysyłać pomocy, bo jego kraj i tak przetrwa tylko kilka godzin. Kwestia obecnie dotyczy sporu o dostarczeniu Ukrainie potężnych czołgów bojowych.

Niemcy, jeden z największych obok USA producentów takich pojazdów, od miesięcy stanowczo odmawiają dostaw, argumentując, że dostarczenie Ukrainie zachodnich czołgów może wywołać rozszerzenie wojny.

Kanclerz Olaf Scholz próbował też zasłaniać się Stanami Zjednoczonymi, argumentując, że Waszyngton również nie wysłał żadnych czołgów. Wygodnie przy tym zignorował szczegół, że USA przekazały Ukrainie do tej pory 25 mld dolarów pomocy wojskowej, czyli ponad 10 razy więcej niż Niemcy.

Sojusznicy Niemiec, w tym Waszyngton, często przypisują niemiecki opór pacyfizmowi zrodzonemu z lekcji wyciągniętych z "mrocznej przeszłości". Innymi słowy, niemiecka strategia — nie robić nic, obwiniać nazistów — działa.

Oczywiście to nie sumienie Niemiec kieruje ich polityką zagraniczną, tylko ich korporacje.

Podczas gdy Niemcy wstrzymują się od wspierania Ukrainy w jej walce o obronę demokracji przed inwazją tyrana, Berlin nie ma skrupułów, by sprzedawać broń autorytarnym reżimom, jak na przykład na Bliskim Wschodzie, gdzie prowadzą prężne interesy z takimi krajami jak Egipt czy Katar.

Pomimo wszystkiego, co wydarzyło się w ciągu ostatniego roku, Berlin wciąż ma nadzieję, że Ukraina może jakoś naprawić sytuację z Rosją, aby Niemcy mogły wznowić działalność i ponownie zobaczyć, jak odkręca się kurek z gazem. Nawet jeśli Niemcy w końcu wyślą do Ukrainy czołgi — jak wielu teraz przewiduje — to dostarczą ich tak mało, jak tylko będzie to możliwe, i tylko po wyczerpaniu wszystkich możliwych opcji opóźniania.

W ostatnich latach wiele uwagi poświęca się Nord Stream 2, nieudanemu rosyjsko-niemieckiemu projektowi transportu gazu ziemnego. Jednak napięcia między USA a Niemcami związane z uwikłaniem Niemiec w rosyjskie interesy energetyczne sięgają końca lat 50. ubiegłego wieku, kiedy to Niemcy po raz pierwszy zaczęły zaopatrywać Związek Radziecki w rury o dużej średnicy.

Przez cały okres zimnej wojny zaangażowanie Niemiec w NATO wynikało ze strategii korzystania z ochrony, jaką zapewniał sojusz, przy dostarczaniu nie więcej niż absolutne minimum i jednoczesnym rozszerzaniu stosunków handlowych z Sowietami.

W 1955 r. tygodnik Die Zeit opisał to, co nazwał "marzeniem zachodnioniemieckiego przemysłu" o normalizacji stosunków handlowych z ZSRR. W ciągu kilkudziesięciu lat marzenie to stało się rzeczywistością, w dużej mierze dzięki polityce odprężenia kanclerza Willy'ego Brandta, znanej jako "Ostpolitik".

To jeden z powodów, dla których Niemcy tak bardzo obawiali się prezydenta Stanów Zjednoczonych Ronalda Reagana i jego twardego stanowiska wobec Sowietów. Dalekie od przyjęcia z zadowoleniem jego wezwania "Panie Gorbaczow, zburz pan ten mur", zarówno niemieckie społeczeństwo, jak i przemysł były nim przerażone. Obawiano się, że Reagan zachwieje łódką i zniszczy ich interesy na wschodzie.

Gdy kilka lat później upadł mur berliński, zachodnioniemiecki eksport do Związku Radzieckiego osiągnął prawie 12 mld marek, co było rekordem.

Dlatego postępowanie Niemiec wobec Ukrainy nie jest odstępstwem od normy. Jest normą.

Rozterki Niemiec w sprawie pomocy dla Ukrainy są logicznym przedłużeniem strategii, która dobrze służyła ich gospodarce od czasów zimnej wojny przez decyzję o zablokowaniu przystąpienia Ukrainy do NATO w 2008 r., aż po Nord Stream.

W zeszłym tygodniu, gdy Rosjanie siali terror nad Dnieprem, minister-prezydent Saksonii Michael Kretschmer wezwał do naprawy rurociągu Nord Stream 1 — który został wysadzony przez nieznanych sabotażystów w zeszłym roku — aby Niemcy "zachowały opcję" zakupu rosyjskiego gazu po zakończeniu wojny.

Nie można go winić za to, że próbuje. Jeśli przyjąć, że niemiecką polityką kieruje logika ekonomiczna, a nie imperatyw moralny, to kapryśność jej politycznych przywódców ma całkowity sens — tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak dobrze się sprawdziła.

Pieniądze zaoszczędzone przez Niemcy na obronie umożliwiły im sfinansowanie jednego z najhojniejszych na świecie państw opiekuńczych.

Kiedy kilka lat temu Niemcy znalazły się pod presją sojuszników, aby w końcu osiągnąć natowski cel wydatków na zbrojenia na poziomie 2 proc. PKB, ówczesny wicekanclerz Sigmar Gabriel nazwał ten cel "absurdem". I z niemieckiej perspektywy miał rację — po co kupować krowę, skoro można dostać mleko za darmo?

Oczywiście Niemcy mogli liczyć na dużą pomoc w dojeniu, zwłaszcza ze strony USA.

Amerykańscy prezydenci już od czasów Dwighta D. Eisenhowera ganili Niemcy za ich słaby udział w zachodnim sojuszu, ale nic z tym nie robili.

Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest Donald Trump, któremu przegrana w wyborach pokrzyżowała plany wycofania większości wojsk amerykańskich z Niemiec.

Joe Biden, chcąc odwrócić dyplomatyczne szkody wyrządzone w latach Trumpa, zmienił kurs i zrobił wszystko, by pokazać swoje uznanie dla tego, co niemieckie. Jednak decyzja Bidena o przypodobaniu się Niemcom, zamiast piętnowania ich za niewywiązywanie się ze zobowiązań, nauczyła Berlin, że wystarczy przeczekać kryzys w relacjach transatlantyckich, a problemy same się rozwiążą.

Pod presją Trumpa, by kupować amerykański skroplony gaz, ówczesna kanclerz Angela Merkel zgodziła się w 2018 r. wspierać budowę niezbędnej infrastruktury. Po Trumpie plany te zostały odłożone, by wznowić je dopiero przy okazji obecnego kryzysu energetycznego.

Ze względu na swoją wielkość i położenie geograficzne w centrum Europy Niemcy zawsze będą ważne dla USA, jeśli nie jako prawdziwy sojusznik, to przynajmniej jako dawny partner i miejsce postoju amerykańskiego wojska.

Kto by się przejmował tym, że Bundeswehra stała się obiektem żartów lub że Niemcy są o lata świetlne od spełnienia celów związanych z wydatkami na zbrojenia? W opinii Waszyngtonu Niemcy mogą być złym sojusznikiem, ale przynajmniej pozostają złym sojusznikiem Ameryki.

A nikt nie rozumie korzyści z tego statusu lepiej niż sami Niemcy.

onet.pl/Politico

Pod koniec 2022 roku okazało się, że Homelskie Zakłady Radiowe nieoczekiwanie rozpoczęły procedurę przystąpienia do holdingu Homsielmasz. Dzięki temu będą one mogły korzystać z potencjału produkcyjnego fabryki kombajnów.

10 stycznia państwowa telewizja Homel (kanał „Białoruś 4”) krótko poinformowała o przyłączeniu Homelskich Zakładów Radiowych do holdingu produkującego maszyny rolnicze. W materiale zauważono, że Homsielmasz zwiększa wielkość produkcji „m.in. dzięki białorusko-rosyjskiemu projektowi substytucji importu”. Nie podano, o jaki projekt chodzi.

– Nasi sąsiedzi (czyli Rosja – Radio Swaboda) otrzymają zestawy skomplikowanych części, które wcześniej były importowane z innych krajów – głosił tekst materiału.

Według wersji państwowej propagandy Zakłady Radiowe były potrzebne Homsielmaszowi, ponieważ mają „dodatkowe tereny” i potencjał kadrowy. Według oficjalnych danych w Zakładach pracują obecnie 164 osoby.

– Współpracę z Zakładami Radiowymi rozpoczęliśmy w połowie zeszłego roku, kiedy otrzymaliśmy zamówienie na produkcję produktów zastępujących import – powiedział Wiktar Pinczuk, główny inżynier Homsielmasz”. Nie wyjaśnił jednak, o jakie produkty chodzi.

Homelskie Zakłady Radiowe zostały założone w 1969 roku. W czasach sowieckich pracowało tam około 10 tysięcy osób. W 2010 roku przedsiębiorstwo po okresie upadku postsowieckiego „wstało z kolan” – zajmowało się produkcją wojskową: wykonywano tu naprawę pojazdów opancerzonych, systemów artyleryjskich, sprzętu radarowego. Zamówienia napływały z krajów arabskich, w tym z Syrii i Libii.

W kolejnej fazie upadku, która przypadła na kolejną dekadę (2010-2020), Zakłady oferowały konsumentom konewki, transportery do warzyw, przyczepy, taborety i stoły oraz żyrandole.

Źródło Radia Swaboda poinformowało, że obecnie przedsiębiorstwo zajmuje się naprawą rosyjskiego sprzętu wojskowego, który przyjechał „pobity” z frontu na Ukrainie.

– Przynajmniej obecnie pracownicy Homsielmaszu są oddelegowywani do Zakładów Radiowych i tam malują broń i sprzęt wojskowy. Same Zakłady od dwóch-trzech lat są kompletną ruiną, w ciągu ostatnich trzech lat załogę zmniejszono z 550 do 160 osób, a majątek sprzedano. Teraz mają jakiś tajny „projekt białorusko-rosyjski”, nietrudno zgadnąć, co to jest – sugeruje rozmówca rozgłośni.

Inne źródło mówi, że teraz podziemna część Zakładów Radiowych „jest zajęta przez wojsko”.

– Podziemne warsztaty są zamknięte, teraz jest tam tylko personel wojskowy, cywile nie mają tam wstępu. Wojskowi wjeżdżają tam własnym sprzętem i bez nadzoru – powiedział rozmówca.

Strona internetowa Zakładów Radiowych informuje, że jest to „jedno z najbardziej stabilnych przedsiębiorstw w dziedzinie inżynierii”.

– Przedsiębiorstwo prowadzi remonty kapitalne przeciwlotniczych systemów rakietowych, artyleryjskich i radarowych.

Według tej samej strony w Internecie, Homelskie Zakłady Radiowe produkują m.in. komplety części zamiennych i wyposażenia do haubic Chitin, haubic samobieżnych Akacja i armat Hiacynt-B. Fabryka prowadzi również remonty kapitalne i modernizacje przeciwlotniczych zestawów rakietowych S-300B, Strela-10M, Buk, stacji radarowych Niebo, automatycznego moździerza Wasilok i innych, remontuje i modernizuje sprzęt wojskowy.

belsat.eu/East24.info

Z opublikowanej przez Urząd Kanclerski (UK) pod koniec grudnia listy rządowej pomocy bilateralnej na rzecz Ukrainy (Deutsche bilaterale Unterstützungsleistungen für die Ukraine und Menschen aus der Ukraine) wynika, że Niemcy szacują wartość udzielonego jej wsparcia w okresie od 24 lutego do 21 grudnia 2022 r. na 12,5 mld euro. Taką skalę pomocy wskazał również 6 stycznia kanclerz Olaf Scholz w trakcie rozmowy telefonicznej z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim.

Publikacja listy ma związek z ofensywą niemieckich dyplomatów, urzędników i ekspertów (m.in. na zamkniętych spotkaniach z przedstawicielami prasy zagranicznej), która polega na przedstawianiu RFN jako lidera regionalnej pomocy Ukrainie w każdym wymiarze. Osiemnastostronicowy dokument został przygotowany na podstawie danych zebranych ze wszystkich resortów federalnych i zawiera de facto bardzo szeroki katalog wsparcia na rzecz Kijowa, co sprawia wrażenie systemowej pomocy udzielanej państwu ukraińskiemu. 

W zestawieniu (zob. Aneks 1) połączono środki już przekazane z planowanymi. Ponadto w raporcie pomoc bilateralną niekiedy scala się z programami międzynarodowymi (np. finansowanymi z budżetu MSZ). Dodatkowo z uwagi na niewskazanie dat rozpoczęcia części projektów trudno określić, które z nich (zwłaszcza w obszarze współpracy energetycznej i rozwojowej) wystartowały przed 24 lutego ub.r., a co za tym idzie – które z podanych kwot obejmują tylko zwiększenie lub kontynuację dotychczasowej kooperacji. 

Rząd RFN wlicza do pomocy Ukrainie również pewne środki przekazywane jej sąsiadom (np. Mołdawii, Rumunii lub krajów Partnerstwa Wschodniego) w bardzo szerokim kontekście toczącej się wojny (np. wsparcie w wysokości 11,2 mln euro na rzecz demokratyzacji i stabilizacji w państwach ościennych, a także monitorowanie mediów w Rumunii). Szczególnym przypadkiem jest udzielanie pomocy wybranym rosyjskim NGO, co również zakwalifikowano jako wsparcie dla Kijowa. 

Ważną część pomocy Ukrainie stanowią programy wsparcia dla niemieckich instytucji goszczących tamtejszych naukowców, ekspertów i studentów oraz przekazywanie środków gwarantujących pracę różnych instytucji (np. instytutów Goethego) lub niemieckich fundacji politycznych w państwie ukraińskim. Tworzone są również długofalowe projekty współpracy naukowej Exzellenzkerne – ich wdrażanie zaplanowano po 2024 r. Dodatkowo część środków przeznacza się na doradztwo realizowane w RFN lub online, a także na infolinie dotyczące np. kwestii oclenia pomocy dostarczanej na Ukrainę oraz na pomoc medyczną online (np. klinika Charité w Berlinie). 

Komentarz 

Opublikowany w grudniu dokument to pierwsze zestawienie, w którym całościowo zaprezentowano aktualne wsparcie niemieckiego rządu dla Ukrainy od momentu wybuchu wojny. Dotychczas najpopularniejszym źródłem informującym o skali pomocy były opracowania Instytutu Gospodarki Światowej z Kilonii (IfW – Ukraine Support Tracker). Za granicą zwracano jednak uwagę na słabości metodologiczne IfW – m.in. podawanie przybliżonych wartości przekazywanej pomocy, łączenie deklarowanego oraz faktycznie udzielonego już wsparcia oraz nieuwzględnianie w zestawieniu liderów pomocy pełnego wkładu innych państw, co często wynikało z braku dostępu do wszystkich danych. Przykładem nieścisłości jest podana wartość wsparcia wojskowego Niemiec dla Ukrainy. Według wyliczeń IfW wyniosła ona (od 24 stycznia do 20 listopada ub.r.) 2,34 mld euro, czyli o 90 mln euro więcej, niż wynika z danych rządowych. 

Wszystkie kluczowe resorty zaangażowane w pomoc dla Kijowa utworzyły w widocznych miejscach w Internecie specjalne podstrony informujące w pogłębiony sposób o niemieckim wsparciu. Są one dostępne zazwyczaj również po angielsku, ukraińsku i rosyjsku. Od początku wojny działa też portal Germany4Ukraine, w którym można znaleźć dane o konkretnych formach pomocy oraz rady i praktyczne wskazówki dla Ukraińców szukających schronienia w Niemczech. Powyższe działania wzmacniają promocję niemieckiego wsparcia zarówno w kraju – wobec własnych obywateli – jak i na arenie międzynarodowej.  

Poza doraźnym charakterem udzielana pomoc ma na celu także przyciąganie do RFN kapitału ludzkiego – stąd liczne przykłady finansowania stypendiów oraz tworzenia miejsc pracy dla ukraińskich naukowców, studentów i ekspertów w tamtejszych instytucjach i organizacjach pozarządowych. Berlin liczy na to, że w ten sposób rozszerzy się sieć powiązań przydatna również po zakończeniu działań wojennych, zwłaszcza w obliczu braku wystarczającej liczby pracowników w RFN. Przy okazji pomoc obejmuje niemieckie organizacje, które do tej pory były bardzo luźno związane z Ukrainą (np. Fundacja Badań nad Dyktaturą Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec). 

Większość Niemców niezmiennie opowiada się za wspieraniem Ukrainy. Ponadto wzrasta poparcie dla zwiększenia dostaw broni, co postuluje 25% badanych (+4 p.p. względem listopada, sondaż ośrodka Infratest dimap z 5 stycznia). Zarazem 41% ankietowanych uważa, że obecna pomoc w tym zakresie jest zadowalająca, a 26% chciałoby ograniczenia wsparcia militarnego. Oprócz presji międzynarodowej jest to kolejny czynnik wzmacniający gotowość rządu kanclerza Scholza do kontynuowania oraz zwiększania pomocy dla Ukrainy.

Aneks 1. Wybrane aspekty opublikowanego przez Urząd Kanclerski dokumentu – oba filary stanowią ponad 73% deklarowanej niemieckiej pomocy

Finansowanie pobytu uchodźców: 

• Największa część pomocy bilateralnej (56% z 12,5 mld euro) została przeznaczona na wsparcie uchodźców wewnątrz RFN. Rząd wlicza w to 5 mld euro z budżetu Ministerstwa Finansów na dopłaty dla samorządów opiekujących się przybyłymi z Ukrainy w 2022 i 2023 r. i 2 mld euro zarezerwowane na świadczenia socjalne dla uchodźców (zob. tabela).

• W Niemczech zarejestrowanych jest ok. 1 mln uchodźców z Ukrainy (dane za AZR – Centralny Rejestr Cudzoziemców). Po uwzględnieniu liczby osób zapisanych w Federalnej Agencji Pracy oraz dzieci w szkołach i przedszkolach w RFN przebywa jednak mniej – tj. ok. 809 tys. – uchodźców wojennych, z czego ok. 200 tys. dzieci uczęszcza do szkół (wraz z tymi chodzącymi do przedszkoli i żłobków jest ich łącznie 357 tys.), a 452 tys. osób zarejestrowało się w Federalnej Agencji Pracy. Uchodźcy ukraińscy stanowią łącznie ok. 1% populacji. 

Wsparcie wojskowe:

• Z dokumentu wynika, że do 5 grudnia ub.r. na wsparcie wojskowe przeznaczono 1,93 mld euro (do końca roku miało ono wynieść 2,2 mld euro). Dane obejmują wartość „licencji” eksportowych, a więc włączono w nie pomoc zarówno już udzieloną, jak i obecnie realizowaną oraz planowaną. Nie da się zatem precyzyjne oszacować wartości niemieckiego wsparcia militarnego, jakie już trafiło na Ukrainę. Rzeczywista wartość pomocy, którą otrzymała tamtejsza armia, może być nawet dwukrotnie niższa od deklarowanej (jak dotychczas Kijów otrzymał np. tylko jedną z czterech baterii systemu IRIS-T, będącego najdroższą pozycją w całym pakiecie).

• Należy podkreślić, że rząd wlicza do kategorii „pomoc wojskowa” całokształt darowizn dla służb mundurowych Ukrainy (nie tylko dla Sił Zbrojnych), w tym dostawy m.in. 195 generatorów prądu, 35 ambulansów, 78 wozów dla straży granicznej, 280 ciężarówek, a także minibusów, quadów, paliwa etc. Nie obejmuje ona zatem wyłącznie uzbrojenia, sprzętu wojskowego i materiałów wojennych (pełna lista – zob. Military support for Ukraine).

• Dane rządu RFN pokazują, że najbardziej potrzebne Ukrainie ciężkie uzbrojenie i amunicja stanowią na razie margines niemieckiej pomocy, a wsparcie w tym zakresie jest wielokrotnie niższe od polskiego oraz mniejsze niż m.in. czeskie i słowackie. Dla porównania w wybranych kategoriach:
  • czołgi – min. 260 (PL) : 0 (DE); 
  • bojowe wozy opancerzone – 40 (PL) : 0 (DE); 
  • artyleria 155 mm – 18 (PL) : 14 (DE); 
  • artyleria 122 mm – min. 20 (PL) : 0 (DE); 
  • wieloprowadnicowe wyrzutnie pocisków rakietowych – min. 20 (PL) : 5 (DE); 
  • wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych – bateria S-125 Newa (PL) : bateria IRIS-T (DE). 
Zdecydowanie najdroższym elementem niemieckiej pomocy jest bateria IRIS-T, której wartość to co najmniej 420 mln euro.

osw.waw.pl

Najważniejszy gatunek rosyjskiej ropy naftowej jest wart dużo mniej na rynku światowym niż ustalony przez UE i G7 pułap cenowy na poziomie 60 dolarów za baryłkę – zauważa niemiecki tygodnik „Der Spiegel” w swoim internetowym wydaniu. Jak podaje, według danych brytyjskiej agencji branżowej Argus Media w poniedziałek (16.01.2023) baryłka ropy Urals kosztowała 44,70 dolarów, czyli o około 38 dolarów mniej niż cena ropy referencyjnej Brent.

„Spiegel” wskazuje, że rok temu różnica cen wynosiła nieco ponad 2 dolary, a rosyjscy eksporterzy dostawali na rynkach ponad 80 dolarów za baryłkę ropy Urals. „Spadek ceny od czasu rozpoczęcia wojny (w Ukrainie) staje się problemem: dla kasy Kremla i dla Władimira Putina. Zwłaszcza, że topnieją też dochody państwowego koncernu Gazprom ze sprzedaży gazu ziemnego” – pisze niemiecki tygodnik. 

Cytuje eksperta Argus Media Johna Gawthropa: „Pułap cenowy sprawił, że rosyjska ropa naftowa jest mniej atrakcyjna dla kupców na świecie. A decyzja z lata, aby ograniczyć eksport gazu do Europy, okazuje się wielkim błędem w kalkulacjach. Kreml strzelił sobie w stopę”. 

Jak zastrzega „Spiegel”, Rosja nadal zarabia na sprzedaży ropy naftowej na świecie. Eksperci szacują koszty wydobycia i transportu na 12 do 20 dolarów na baryłkę. „Ale zyski producentów wyraźnie spadają – a tym samym także dochody Kremla” – czytamy.

Według przytoczonych w artykule danych w grudniu ub. roku państwo rosyjskie uzyskało z tytułu podatków naftowych tylko 511,7 rubli (równowartość 6,9 mld dolarów). To o około jedną trzecią mniej niż w grudniu 2021 roku i najmniej od marca 2021 roku.

Rosyjscy eksporterzy muszą oferować wysokie rabaty na swoją ropę. Jak mówi „Spieglowi” Gawthrop, już same istnienie pułapu cenowego działa odstraszająco na niektórych kupców. Do tego dochodzą wyższe koszty transportu do Azji zamiast do Europy – bo UE wprowadziła embargo na ropę transportowaną droga morską. „I najwyraźniej odbiorcy w Chinach i Indiach, gdzie teraz płynie duża część ropy Ural, mają lepszą pozycję negocjacyjną, aby przeforsować ceny dla przyjaciół” – ocenia tygodnik.

„Pułap cenowy na ropę i embargo UE są pierwszymi naprawdę działającymi środkami, które uderzają w rosyjski eksport energii” – mówi tygodnikowi Janis Kluge z niemieckiej Fundacji Nauki i Polityki (SWP).

„Sankcje nie mogą przesądzić o losie wojny” – dodaje. „Ale sankcje pomagają uświadomić każdemu decydentowi w Moskwie, że inwazja na Ukrainę była ogromnym błędem” – ocenia Kluge. 

Jak wskazuje „Spiegel”, dzięki nowemu specjalnemu podatkowi, który uiszczać musi Gazprom, dochody rosyjskiego państwa ze sprzedaży gazu są jeszcze względnie wysokie. Ale i w przypadku tego koncernu „czasy rekordowych zysków dobiegają końca”. W czwartym kwartale 2022 roku Gazprom dostarczył o prawie 80 proc. mniej gazu do dawnych głównych odbiorców w Europie niż w ostatnim kwartale 2021 roku. A cena gazu w Europie spadła o ponad 80 proc. w porównaniu do najwyższego poziomu w sierpniu ubiegłego roku. Eksport do Chin jest zaś skromny – zauważa tygodnik.

Powołuje się na obliczenia fińskiego Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (Crea), według których zyski Kremla ze sprzedaży paliw kopalnych spadły z 771 do 640 mln euro dziennie. Spadek może być jeszcze większy po kolejnym zaostrzeniu sankcji w sektorze energii.

(...)

dw.com

Blisko rzeki, obok bagnistego parku, wznosi się pomnik upamiętniający wielką wojnę ojczyźnianą. Siedem gigantycznych twarzy wyciętych z granitowych płyt spoczywa na wybrukowanym placu, jakby się właśnie wynurzały z dołu. Rzeźbiarza zainspirował dziennik oficera Wehrmachtu, który rozwodził się nad niewzruszonym jak skała rosyjskim oporem wobec niemieckiego natarcia, a zaciśnięte usta i nieustępliwe spojrzenie, ujęte w wielkich blokach, podzielają nagi upór kamienia.

Ten plac upodobali sobie nastoletni deskorolkarze w koszulkach z napisami „Misfit” i „I love NY”. Wirują i stukają głośno po bruku. Jednak kamienne twarze wydają się tkwić w swoim własnym czasie, patrząc w powszechnej alienacji. Są młodsze nawet niż dziadkowie nastolatków.

– Starzy weterani muszą tego nienawidzić – mówię.
– Mało kto z nich jeszcze pozostał – mruczy Aleksander. – Dawniejsze sowieckie trąbienie o wojnie powoli przygasa – dodaje. Pobliskie muzeum czołgów zamieniono na boisko piłkarskie. – Oczywiście w szkole nas o tym uczono, nie uczono za to niczego, co by nam pomogło dzisiaj żyć. Wszystko było przestarzałe, z jakąś bzdurną historią. Chcę, żeby moje dzieci dorastały lepiej przygotowane do współczesnego życia, niezależne.
– Może teraz jest łatwiej niż dawniej – mówię, niewiele o tym wiedząc.
Słyszymy okrzyki i stukot deskorolkarzy.
– Ale jest coraz gorzej. Niemal się tego nie zauważa, ale propaganda się w człowieka wsącza. Gdy pracowałem dla Kanadyjczyków na Czukotce, uświadomiłem sobie, że zaczynam ich nie lubić, wypełniała mnie złość i nie wiedziałem dlaczego. Nigdy nie oglądam naszej telewizji, jest nudna, ale tam, na Czukotce, nie było nic innego do roboty i nagle zdałem sobie sprawę, że gapiąc się w telewizor, jestem obiektem prania mózgu i zaczynam się wrogo odnosić do ludzi z Zachodu. – Uśmiecha się do mnie, jakbym nie był jednym z nich. – Więc się otrząsnąłem i wróciłem do normalności.

Tego wieczoru, w innym barze, nad stołem błyszczącym od rozlanego piwa, myśli o przyszłości tłumią jego dobry humor. Wychodzi na papierosa, wraca. Wielu rzeczy nienawidzi. Nienawidzi miejscowych władz, przestarzałego systemu szkolnictwa, zagrożenia dla dzikich zwierząt, komunizmu, feminizmu i, oczywiście, Chińczyków. Ale przede wszystkim Moskwy.

– Na początku wszyscy głosowaliśmy na Putina – mówi. – Ale teraz ludzie widzą, co się dzieje. Znowu zaczynamy być Związkiem Radzieckim. Wszystkim rządzą i kierują nieliczni bossowie. Na tym polega problem z naszym krajem. Zawsze rządzą nim niewłaściwi ludzie. Nawet do rewolucji przystąpiło wielu wariatów i przestępców. A jeśli chodzi o obecny rząd, czasami myślę, że te kurwy po prostu chcą wyrwać, ile zdołają, zanim kraj popadnie w ruinę, a potem uciec.

Robi się późno, nasze drinki się mnożą, jego czapka bejsbolowa się okręca, a spojrzenie wędrujące po moich oczach traci ostrość. Dużo mówi o głupocie świata, słyszę, jak sam się dołączam do tego wylewu frustracji, aż w końcu ruszamy z powrotem do hotelu.

– A jeśli chodzi o tych pieprzonych Chińczyków, to są jak karaluchy. Wszędzie się wcisną, będą jeść byle co. – Potężny Aleksander idący koło mnie zaczyna wyglądać groźnie. – Przy każdym interesie udają słabość, a potem cię kantują. Myślę, że chcą nas wykupić. Ja bym tych bydlaków wyrzucił na zbity pysk.
– Jednak w Komsomolsku niemal nie widziałem Chińczyków – wtrącam – tylko kilku Uzbeków, wciąż noszących tiubietiejki, i kilku Tadżyków pracujących na budowie.
– Ich nie widać. – Aleksander nie ustępuje. – Jednak wycinają wielkie połacie tajgi. Część naszych lasów wydzierżawiono im na „pięćdziesiąt lat”. Setki kilometrów kwadratowych wokół Czyty i Chabarowska. 

On także widział wielkie, założone wysoko drewnem barki płynące w górę rzeki do Chin i robiło mu się niedobrze.

Colin Thubron - Amur