wtorek, 20 września 2022


Pilna dyskusja 19 września wśród rosyjskich pełnomocników o konieczności natychmiastowej aneksji przez Rosję obwodów ługańskiego i donieckiego (z których znaczna część nie jest pod kontrolą Rosji) sugeruje, że trwająca północna kontrofensywa Ukrainy wywołuje panikę wśród sił kolaborujących i wymusza jakąś decyzję Kremla: ich twórcy. Legislatury (...) Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej, wezwały swoje kierownictwo do „natychmiastowego” przeprowadzenia referendum w sprawie uznania DNR i LNR za podmioty rosyjskie. Rosyjska propagandystka i redaktor naczelna RT Margarita Simonyan z pochlebstwem wypowiadała się o tym fakcie, nazywając go „scenariuszem krymskim”. Napisała, że uznając okupowane ziemie ukraińskie za terytorium rosyjskie, Rosja mogłaby łatwiej zagrozić NATO uderzeniami odwetowymi za ukraińskie kontrataki, „rozwiązując ręce Rosji pod każdym względem”.

To podejście jest niespójne. Siły rosyjskie nie kontrolują wszystkich obwodów donieckiego i ługańskiego. Aneksja rzekomych terytoriów DNR i LNR oznaczałaby zatem, że Rosja anektowałaby obwody, które z definicji Kremla byłyby częściowo „okupowane” przez legalne władze ukraińskie i nacierające siły ukraińskie. Ukraińskie ataki na anektowany przez Rosję Krym jasno pokazują, że ataki na nielegalnie anektowane przez Rosję terytorium nie wywołują automatycznie rosyjskiego odwetu przeciwko NATO, jak Simonyan chciałby zasugerować swoim czytelnikom. Częściowa aneksja na tym etapie postawiłaby również Kreml w dziwnej sytuacji żądania, by siły ukraińskie uwolniły „rosyjskie” terytorium, i upokarzającej możliwości, że nie jest w stanie wyegzekwować tego żądania. Pozostaje bardzo niejasne, czy prezydent Władimir Putin byłby skłonny narazić się na takie kłopoty dla wątpliwej korzyści, jaką byłoby grożenie NATO lub eskalacja na Ukrainie, których przeprowadzenie na tym etapie jest wysoce nieprawdopodobne.

(...)

Ta ostatnia dyskusja na temat aneksji pomija również inne części okupowanej przez Rosję południowej Ukrainy, w których Kreml wcześniej planował referenda o fikcyjnej aneksji. Gotowość do rezygnacji z obietnicy jednoczesnego sprowadzenia wszystkich okupowanych terenów do Rosji byłaby dla Putina znaczącym odwrotem w oczach twardogłowych ugrupowań prowojennych, o które, jak się zdaje, zabiegał. Zobaczymy, czy zechce skompromitować się wewnętrznie w taki sposób. Z drugiej strony, pełnomocnicy Kremla w Donbasie regularnie wyprzedzają przekaz Kremla i być może zrobili to ponownie, walcząc o utrzymanie okupowanego terytorium w obliczu udanej i trwającej kontrofensywy Ukrainy.

understandingwar.org

Jak informowała wcześniej Meduza, zaraz po udanym kontrataku wojsk ukraińskich w obwodzie charkowskim, Moskwa postanowiła "wstrzymać referenda akcesyjne" — i odłożyć je na czas nieokreślony. Według dwóch źródeł bliskich rosyjskiej administracji prezydenckiej, jeszcze w ubiegłym tygodniu wewnętrzny blok polityczny Kremla nie zamierzał forsować "referendów".

Po kontrataku wojskowym kremlowscy technicy polityczni pracujący w obwodach charkowskim i zaporoskim wyjechali do Rosji, przygotowania do głosowania w obwodzie chersońskim zostały ograniczone, a w Ługańskiej i Donieckiej Republice Ludowej kampania prawie w ogóle się nie rozpoczęła.

Rozmówcy Meduzy przypisują zmianę planów działaniom lobbingowym tzw. partii wojennej, czyli grupy wysokich rangą rosyjskich urzędników i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, którzy opowiadają się za dalszą eskalacją konfliktu z Ukrainą, w tym popierają mobilizację w Rosji (Kijów podjął decyzję o mobilizacji natychmiast po rozpoczęciu wojny; Ukraina ma obecnie przewagę liczebną na froncie).

— Mają teraz wpływ (na Putina — red.). To jest bałagan — powiedziała jedna z osób zbliżonych do Kremla.

Źródła Meduzy wyjaśniły, że powody pośpiechu są dwa. Pierwszym jest stanowisko niektórych cywilnych przedstawicieli władz rosyjskich, którzy są zaniepokojeni nastrojami na terenach okupowanych po kontrataku ukraińskiej armii.

Prorosyjscy obywatele z Chersonia i Zaporoża mieli duże obawy, że zostaną ukarani, gdy Ukraińcy /wkroczą na te tereny/. W Ługańskiej i Donieckiej Republice Ludowej pojawiło się niezadowolenie z powodu opóźnienia referendów. Po ukraińskiej kontrofensywie obawy te są znacznie większe i pojawiły się też na terenach Ługańska i Doniecka, gdzie ich do tej pory nie było.

Zwolennikami rozwiązania, które miałoby przyspieszyć przeprowadzenie referendów, mają być: sekretarz generalny Partii Jednej Rosji Andriej Turczak i wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji Dmitrij Miedwiediew.

Współpracownicy tych dwóch polityków połączyli siły w próbie wpłynięcia na Putina. Zareagowali też urzędnicy bezpieczeństwa (na czele z szefem Rosgwardii Wiktorem Zołotowem), którzy są przekonani, że Rosja musi zmobilizować swoich obywateli, aby mieć szansę na wojnie z Ukrainą. To ma być drugi powód tej nagłej zmiany decyzji.

Według źródeł Meduzy sam Władimir Putin chciał jak najszybciej przeprowadzić "referenda", ale jednocześnie nie chce zmniejszać aktywności militarnej Rosji. Na niedawnym szczycie SCO kilka głów państw — wśród nich prezydent Turcji Recep Erdogan i przywódca Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew — rzekomo powiedzieli Putinowi, że "wojna musi się jak najszybciej skończyć". Rosyjski prezydent miał zareagować na te słowa "bardzo konfrontacyjnie".

Źródło Meduzy blisko Kremla podkreślają, że rosyjskie władze zamierzają "referendami" powstrzymać kontrofensywę wojsk ukraińskich, które — ich zdaniem — "nie będą ryzykować wejścia na terytorium Rosji". Przypomnijmy jednak, że Kijów już oświadczył, że uważa nadchodzące głosowania za "fikcję, która niczego nie zmieni".

Jeśli kontrofensywa będzie kontynuowana, to Kreml zamierza przeprowadzić częściową mobilizację w Rosji i wprowadzić stan wojenny. Prawdopodobnie dojdzie do przetasowań w kierownictwie administracji prezydenckiej i w Ministerstwie Obrony.

Zmiany w rosyjskim ustawodawstwie, w tym dotyczące mobilizacji, zostały uchwalone tego samego dnia, w którym na terenach okupowanych ogłoszono decyzję o natychmiastowym przeprowadzeniu "referendów w sprawie przyłączenia do Rosji". Nikt z Dumy Państwowej nie był przeciwny tej decyzji.

onet.pl/meduza.io

16 września rząd RFN poinformował o oddaniu do 15 marca 2023 r. pod zarząd powierniczy Federalnej Agencji Sieci (BNetzA) spółek Rosneft Deutschland (RND) i RN Refining & Marketing (RNRM), należących do rosyjskiego koncernu Rosnieftʹ. Ustawa o zapewnieniu zaopatrzenia w energię (Energiesicherungsgesetz) pozwala rządowi federalnemu na przejęcie kontroli nad podmiotami zarządzającymi krytyczną infrastrukturą energetyczną w Niemczech przez wprowadzenie do nich zarządu powierniczego, o ile zaistnieje „konkretne niebezpieczeństwo”, że „brak możliwości wywiązania się ze zobowiązań” stworzy zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego kraju. W opublikowanym 16 września w Federalnym Dzienniku Ustaw zarządzeniu Federalne Ministerstwo Gospodarki i Ochrony Klimatu (BMKW) uzasadnia decyzję piętrzącymi się od czasu nałożenia przez UE sankcji przeciw Rosji problemami obu spółek z kontynuowaniem relacji biznesowych z innymi podmiotami rynkowymi, które zaczęły zawieszać współpracę lub odmawiać jej nawiązania. Dotyczy to zwłaszcza firm z branż finansowej, IT, ubezpieczeniowej czy – szeroko rozumianej – usługowej. Według BMWK kłopoty te mają coraz bardziej uniemożliwiać dalszą działalność RND i RNRM a przez to – stanowić zagrożenie dla stabilności zaopatrzenia kraju w paliwa i inne produkty ropopochodne.

Ponadto w kontekście rafinerii PCK w Schwedt, w której spółki córki Rosniefti mają większościowy pakiet udziałów, w uzasadnieniu do zarządzenia wskazano na konieczność dywersyfikacji dostaw ropy naftowej do Niemiec, czemu rosyjski koncern się przeciwstawia. Przywołano przy tym wstrzymanie przez Gazprom przesyłu gazociągiem Nord Stream 1 (NS1) jako dowód na utratę wiarygodności Rosji jako pewnego i stabilnego dostawcy surowców energetycznych.

Podczas zwołanej tego samego dnia konferencji prasowej kanclerz Olaf Scholz (SPD), wicekanclerz Robert Habeck (Zieloni) i premier Brandenburgii Dietmar Woidke (SPD) przekonywali, że przejęcie kontroli nad aktywami Rosniefti jest niezbędne z perspektywy zagwarantowania bezpieczeństwa energetycznego RFN. Zapowiedzieli przy tym powołanie dysponującego ponad 1 mld euro „funduszu na rzecz przyszłości” dla wschodnioniemieckich rafinerii w Schwedt i Leunie oraz portu w Rostocku. Środki te mają pozwolić na sfinansowanie przede wszystkim inwestycji umożliwiających zastąpienie rosyjskiej ropy (m.in. modernizację ropociągu Rostock–Schwedt i rozbudowę portu w Rostocku) oraz związanych z zapoczątkowaniem zielonej transformacji rafinerii PCK. Jej pracownicy otrzymali ponadto zapewnienie utrzymania swoich miejsc pracy i dotychczasowych pensji – w przypadku ograniczenia czasu pracy w zakładach państwo ma się dołożyć do kosztów wynagrodzenia.

RND i RNRM zajmują się importem, przerobem i sprzedażą ropy naftowej oraz produktów ropopochodnych na terenie Niemiec. Za ich pośrednictwem Rosnieftʹ współzarządza trzema tamtejszymi rafineriami – posiada 54,17% udziałów w PCK w Schwedt, 24% w MiRo w Karlsruhe i 28,57% w Bayernoil w Vohburgu/Neustadt (zob. mapa). Dzięki nim spółka jest – z 12-procentowym udziałem – trzecim (po Shellu i BP) koncernem naftowym w RFN pod względem mocy przerobowych ropy. Obecnie rosyjski surowiec trafia za pośrednictwem ropociągu Przyjaźń do dwóch wschodnioniemieckich rafinerii – w Leunie i Schwedt. Pierwsza z nich zmniejszyła już w tym roku udział surowca z Rosji do 50% i podjęła decyzję o całkowitej rezygnacji z niego do końca roku. W drugiej dywersyfikację blokowała Rosnieftʹ. PCK posiada 90-procentowy udział w rynku paliw w Brandenburgii, Berlinie (gdzie obsługuje m.in. stołeczne lotnisko) i Meklemburgii-Pomorzu Przednim.

Komentarz

Przygotowania do przejęcia przez państwo kontroli nad aktywami Rosniefti trwały od kwietnia i związane były z planowanym przez UE embargiem na import rosyjskiej ropy. Narzędzia prawne, które umożliwiają wprowadzenie zarządu powierniczego do spółek oraz – jako środek ostateczny – ich całkowite lub częściowe wywłaszczenie, przyjęto w połowie maja (zob. Niemcy: prawne podstawy przejęcia kontroli nad rafinerią Schwedt). Wówczas BMWK powołało także specjalną grupę roboczą ds. przyszłości rafinerii PCK w Schwedt w kontekście planowanego embarga oraz spodziewanych zmian właścicielskich. Wstrzymywanie się z wdrożeniem decyzji o odebraniu Rosjanom kontroli nad aktywami wynikało z jednej strony z obaw Berlina o sprowokowanie Moskwy do retorsji w sektorze naftowym lub gazowym (odcięcie dostaw gazu przez NS1 najpewniej przyspieszyło te działania), z drugiej zaś – z potrzeby podjęcia odpowiednich przygotowań, zwłaszcza w odniesieniu do najbardziej newralgicznego z aktywów – rafinerii PCK.

Odebranie Rosniefti kontroli nad jej niemieckimi aktywami pozwala na formalne rozpoczęcie działań na rzecz zapewnienia alternatywnych źródeł dostaw ropy, zwłaszcza do wschodnioniemieckiej rafinerii. Dotychczasowe przygotowania toczyły się częściowo zakulisowo i miały charakter sondujący (rządy RFN i Brandenburgii współpracowały w tym zakresie głównie z Shellem jako udziałowcem mniejszościowym), lecz nie mogły zostać w pełni wdrożone. Nowe kierownictwo RND i RNRM z nadania BNetzA będzie władne podejmować decyzje zwłaszcza w zakresie kontraktowania dostaw ropy innej niż rosyjska oraz niezbędnych inwestycji w modernizację ropociągu Rostock–Schwedt i w samym zakładzie (związanych z jego przestawieniem na przerób surowca o innych właściwościach). Obecnie za pośrednictwem terminalu w Rostocku PCK może pokrywać jedynie do 60% swojego zapotrzebowania. Po planowanych inwestycjach w porcie i w ropociąg udział ten ma wzrosnąć nawet do 75%. Resztę zakład mógłby sprowadzać przez gdański Naftoport oraz rurociągi Pomorski i Przyjaźń. Z perspektywy politycznej przejęcie przez Berlin kontroli nad rosyjskimi aktywami ma odblokować rozmowy z Warszawą na ten temat – wycofanie udziału Rosniefti z rafinerii jest bowiem podstawowym warunkiem udzielenia Niemcom pomocy przez Polskę.

Wprowadzenie zarządu powierniczego do RND i RNRM nie oznacza wywłaszczenia rosyjskiego koncernu z jego aktywów. Formalnie Rosnieftʹ pozostaje ich właścicielem, lecz traci możliwość zarządzania nimi na czas obowiązywania kontroli powierniczej (ta, choć została wprowadzona na sześć miesięcy, może być wielokrotnie przedłużana o analogiczny okres). Rozwój sytuacji politycznej wskazuje na to, że przyjęte rozwiązanie ma raczej obowiązywać przejściowo, do czasu znalezienia sposobu przeprowadzenia zmian właścicielskich i podjęcia decyzji o ich wdrożeniu. Ustawa daje Berlinowi możliwość dokonania takich zmian w imię zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju. Wśród potencjalnych inwestorów, którzy oficjalnie zgłosili gotowość do przejęcia udziałów Rosniefti w rafinerii w Schwedt, są zarejestrowana w Austrii firma Alcmene, należąca do estońskiej grupy Liwathon, oraz niemiecki producent biopaliw Verbio. Z informacji podanych przez Agencję Reutera wynika, że inwestycją we wschodnioniemieckiej rafinerii interesuje się także obecny od lat na tamtejszym rynku paliw Orlen.

Otwarte pozostaje pytanie o reakcję Rosji na niemieckie działania. Rosnieftʹ już zarzuciła Berlinowi bezprawne wywłaszczenie spółki oraz zapowiedziała zaskarżenie tej decyzji przed sądem. W Niemczech spodziewana jest również polityczna odpowiedź Kremla – najczęściej mówi się o ograniczeniu lub odcięciu dostaw rosyjskiej ropy do RFN. Na analogiczną retorsję Moskwa zdecydowała się po przejęciu przez Berlin kontroli nad Gazprom Germanią (GG) w kwietniu br. – początkowo wstrzymano przesył gazu ziemnego do spółek córek z grupy GG (zob. Rosja: sankcje na wybrane unijne spółki gazowe), a następnie w kilku krokach redukowano go także do pozostałych, oficjalnie nieobjętych sankcjami graczy rynkowych. Przedstawiciele rządu federalnego zapewniają, że Niemcy są obecnie przygotowane na odcięcie dostaw ropy z Rosji. Habeck wskazuje zwłaszcza na wypełnione magazyny przy korzystających wciąż z rosyjskiego surowca zakładach w Schwedt i Leunie (zapasy mają starczyć na 20 dni), jak również na możliwość uzupełniania ich z rezerwy federalnej. Berlin liczy też na szybkie uruchomienie importu z alternatywnych źródeł. Koszty szybkiego wstrzymania dostaw byłyby jednak wysokie – szczególnie we wschodnich landach. Szacuje się, że zmusiłoby to obie tamtejsze rafinerie do obniżenia produkcji (do ok. 75%), a brakujące paliwa musiałyby być uzupełniane z pozostałych regionów Niemiec, co wiąże się z problemami logistycznymi (zwłaszcza na kolei). Taki scenariusz zakłada ponadto wyraźny wzrost cen paliw na stacjach we wschodniej części kraju, niewykluczone byłyby także lokalne niedobory.

Istotnym, choć pozostającym w tle debaty publicznej, aspektem przemian zachodzących w kontekście rafinerii PCK jest rozpoczęcie w niej procesu zielonej transformacji. Zarówno władze federalne, jak i rząd Brandenburgii chcą wykorzystać sytuację do uzupełnienia modelu działalności zakładu o produkcję niskoemisyjnych paliw syntetycznych, wytwarzanych na bazie biopaliw lub zielonego wodoru. W ramach „funduszu na rzecz przyszłości” mają się znaleźć środki m.in. na dofinansowanie inwestycji w instalację do produkcji syntetycznego paliwa lotniczego. Według premiera Woidkego Brandenburgia – ze względu na dogodne warunki do wytwarzania energii ze źródeł odnawialnych (szczególnie z farm wiatrowych) – jest predestynowana do tego, by stać się pokazowym klastrem wodorowym, a rafineria PCK – by wdrażać nowe zielone technologie. Z perspektywy politycznej takie działania zarówno wpisują się w forsowaną przez Berlin politykę dążenia do neutralności klimatycznej, jak i odpowiadają na oczekiwania wyborców, zwłaszcza Zielonych i SPD, a także niemieckiego przemysłu, który technologie wodorowe uznaje za przyszłościowe i postrzega je jako te, które staną się fundamentem perspektywicznego modelu rozwoju (zob. Wodór – nadzieja niemieckiej polityki klimatycznej i przemysłowej).

osw.waw.pl

Szczyt SzOW w Samarkandzie odbywał się w szczególnym momencie – w trakcie trwającej rosyjskiej agresji na Ukrainę i najpoważniejszej od końca zimnej wojny konfrontacji politycznej i gospodarczej pomiędzy Rosją a Zachodem. Z tego powodu doraźnym celem udziału Putina w spotkaniu było uzyskanie wsparcia ze strony pozostałych członków organizacji (zwłaszcza Chin i Indii), mającego dla Kremla duże znaczenie w polityce wewnętrznej. Wsparcie to przyczyniłoby się do wzmocnienia legitymacji społecznej reżimu w kontekście braku oczekiwanych sukcesów brutalnej i kosztownej wojny. Dodatkowym celem było wywrócenie narracji krytyków Kremla o postępującej izolacji Rosji w świecie, czemu służył bogaty grafik spotkań Putina, szczegółowo relacjonowanych przez rosyjskie media. Ponadto w warunkach dotkliwych sankcji nakładanych przez Zachód na gospodarkę i ograniczeń dostaw rosyjskich surowców energetycznych do Europy Moskwa jest żywo zainteresowana przekierowywaniem eksportu do krajów uczestników szczytu oraz szukaniem nowych rynków zbytu.

Szczyt samarkandzki można ocenić jako względną porażkę Rosji. Mimo pozytywnych deklaracji o dalszym rozwoju współpracy i zawoalowanej krytyki zachodnich sankcji w podpisanych dokumentach Moskwa nie uzyskała tak jednoznacznego wsparcia politycznego, na jakie liczyła. W trakcie wydarzenia doszło również do publicznego ujawnienia rozbieżności stanowisk pomiędzy nią i kluczowymi partnerami (zwłaszcza Indiami, ale częściowo także Chinami) w kwestii rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wypowiedzi podczas szczytu wyraźnie sugerowały ich zaniepokojenie destabilizującymi konsekwencjami wojny dla bezpieczeństwa energetycznego, żywnościowego i funkcjonowania przepływów handlowych; wskazywały również wolę szybkiego zakończenia konfliktu. W obliczu tego Putin powstrzymał się od publicznego sugerowania możliwości zerwania porozumienia stambulskiego o wywozie ukraińskiego zboża. W sferze gospodarczej jedynym ujawnionym korzystnym dla Moskwy rezultatem była zgoda Turcji na rozliczenia jednej czwartej dwustronnych obrotów handlowych w walutach narodowych. Symbolem wizerunkowej porażki Kremla była konieczność oczekiwania przez Putina na rozpoczęcie spotkań bilateralnych z liderami Indii, Iranu, Turcji, Azerbejdżanu i Kirgistanu. Tym samym w oczach zarówno obserwatorów zagranicznych, jak i rosyjskich elit szczyt SzOW stał się – wbrew celom Kremla – ilustracją osłabienia pozycji Rosji i jej prezydenta.

Wyjazd na szczyt SzOW był pierwszą podróżą zagraniczną przewodniczącego ChRL Xi Jinpinga od wybuchu pandemii COVID-19 w 2020 r. Spotkanie miało miejsce miesiąc przed rozpoczęciem XX Zjazdu KPCh, na którym z dużym prawdopodobieństwem Xi Jinping uzyska bezprecedensową w ostatnich dziesięcioleciach trzecią kadencję na stanowisku sekretarza generalnego. Dlatego z punktu widzenia Pekinu kluczowymi celami jego podróży były zdobycie – na potrzeby wewnętrzne – manifestacyjnego uznania innych liderów zarówno dla roli ChRL w regionie, jak i dla osobistego przywództwa Xi Jinpinga oraz pozyskanie wsparcia dla chińskich roszczeń wobec Tajwanu, co udało się uzyskać w formie deklaracji przywódców państw Azji Centralnej i Rosji w czasie spotkań bilateralnych. Xi Jinping został też przyjęty z wyjątkowymi honorami – był witany osobiście przez prezydenta Uzbekistanu Szawkata Mirzijojewa z pełnym ceremoniałem dyplomatycznym, podczas gdy pozostali przywódcy nie zostali tak powitani.

W wymiarze międzynarodowym Pekin miał trzy cele wobec szczytu SzOW. Po pierwsze, udzielenie politycznego wsparcia Moskwy poprzez spotkanie Xi Jinpinga z Władimirem Putinem, przy jednoczesnym podkreśleniu rosnącej zależności Rosji od Chin. Po drugie, okazanie jednoznacznego  poparcia dla państw centralnoazjatyckich, zwłaszcza Kazachstanu, co jest sygnałem dla Moskwy, że choć sojusz chińsko-rosyjski jest trwały i kluczowy m.in. dla utrzymania Zachodu z dala od Azji Centralnej, to Pekin nie popiera rewizjonistycznych głosów części rosyjskiego establishmentu. Chiny uznają bowiem Kazachstan za kluczowy dla stabilizacji regionu oraz uważają, że państwa regionu mogą szukać własnej ścieżki rozwoju – w domyśle tak długo, jak będą zachowywać autorytarny charakter i dystansować się od Zachodu. Trzecim celem było przyśpieszenie prac nad „Korytarzem Centralnym”, tj. linią kolejową z Chin, przez państwa Azji Centralnej, Morze Kaspijskie i Kaukaz Południowy, do Turcji i dalej do Europy, jako alternatywą dla drogi przez Rosję i Białoruś, które są dotknięte sankcjami w związku z wojną na Ukrainie.

Z perspektywy posowieckich państw Azji Centralnej i Kaukazu Południowego szczyt w Samarkandzie może być potwierdzeniem głębokich przewartościowań, którym poddany jest region w związku z rosyjską agresją na Ukrainę. Wydarzenie ukazało postępującą erozję pozycji Rosji, co zostało wyrażone w dystansie, z jakim Putin spotkał się na szczycie, a jeszcze mocniej poprzez fakt, że do spotkania doszło tuż po ostrych starciach między Azerbejdżanem i Armenią, w trakcie których Moskwa zachowała się biernie mimo swoich zobowiązań sojuszniczych wobec Armenii i aspiracji do dominacji nad regionem. Podczas szczytu doszło do walk na granicy między Tadżykistanem i Kirgistanem (oba państwa są sojusznikami Rosji). Jednocześnie spotkanie (i poprzedzająca je wizyta Xi w Astanie) pokazało, że Chinom zależy na stabilności regionu (czego nie gwarantuje obecnie Rosja), ponadto są one żywotnie zainteresowane rozwojem szlaków komunikacyjnych de facto alternatywnych i konkurencyjnych wobec Rosji. W wymiarze symbolicznym wyraźnie zaznaczyła się także wizyta prezydenta Turcji – partnera, ale w jeszcze większym stopniu konkurenta państwa rosyjskiego na Kaukazie i w Azji Centralnej.

22. szczyt SzOW potwierdził zachowawczy i ewolucyjny rozwój organizacji, która – wbrew pojawiającym się na Zachodzie obawom (w przypadku Rosji – nadziejom) – jednak nie jest i nie stanie się spójnym i zdeterminowanym blokiem o charakterze antyzachodnim. Wspólny komunikat szczytu, nieadekwatny do skali wstrząsów dla regionalnego oraz światowego bezpieczeństwa i gospodarki, pokazał, że wspólnota interesów uczestników jest możliwa tylko na wysokim poziomie ogólności. Organizacja pozostaje przede wszystkim forum współpracy w Eurazji i polem do ucierania się pojawiających się sprzeczności; szczyty zaś są okazją do licznych rozmów bilateralnych – o mocnym znaczeniu wizerunkowym (zwłaszcza dla Chin). Ten wymiar atrakcyjności SzOW znajduje potwierdzenie w aspiracjach do udziału w niej państw zmarginalizowanych na arenie międzynarodowej (np. Iran), poszerzających swoje pole kontaktów (państwa arabskie) lub starających się odgrywać aktywną rolę globalną oraz poszukujących kart przetargowych w relacjach z Zachodem (Turcja).

osw.waw.pl

Porażka Kremla w Ukrainie i wycofanie się z obwodu charkowskiego, podobnie jak kilka miesięcy wcześniej spod Kijowa, Czernichowa i Sum, to na razie niepowodzenie operacyjne o ograniczonym oddziaływaniu na globalną politykę Rosji wobec Ukrainy, Europy czy świata. Jednak porażki Moskwy są bacznie obserwowane zarówno przez sprzymierzeńców i klientów Kremla, od Armenii przez Iran, Syrię i Jemen po Libię i Republikę Środkowoafrykańską, jak i rywali czy wrogów, między innymi w Chinach, Gruzji, Azerbejdżanie czy Turcji.

Atak Azerbejdżanu na Armenię może być konsekwencją konstatacji, że słabość Moskwy oznacza bezradność jej klientów. Jeżeli Baku uda się odnieść sukces, to za przykładem Azerbejdżanu wkrótce mogą pójść inne państwa, organizacje czy dyktatorzy funkcjonujący czy utrzymujący się u władzy dzięki wsparciu Kremla. Ich lista jest długa. Przykładem prezydent Syrii Baszar al-Asad, którego reżim uratowała interwencja Moskwy w 2015 roku. Dzięki tej wojnie Rosjanie przetestowali taktykę wymuszania kapitulacji miast poprzez bezwzględne bombardowanie celów cywilnych, a zwłaszcza szpitali, ujęć wody czy elektrowni. Sprawdzoną w Aleppo metodę zastosowali następnie w Mariupolu. W wyniku brutalnego oblężenia, podczas którego zginęło prawdopodobnie ponad 100 tysięcy mieszkańców, Rosjanie zdobyli ruiny, lecz nie złamali oporu Ukraińców tak, jak pomogli złamać antyasadowską rebelię. Teraz, na skutek niepowodzeń w Ukrainie, Moskwa zaczęła wycofywać część wojsk, a w szczególności systemy obrony przeciwlotniczej, z Syrii.

Podobnie z Grupą Wagnera, prywatną armią szkoloną i wyposażaną przez rosyjskie ministerstwo obrony i realizującą politykę Kremla w Syrii, Libii czy w Republice Środkowoafrykańskiej. Otoczeni mitem bezwzględnych i skutecznych superżołnierzy Wagnerowcy również ponoszą ogromne straty w Ukrainie, a ich udział w walkach nie przeważa szali zwycięstwa na korzyść Moskwy.

Zamrożone konflikty, takie jak oderwane od Mołdawii Naddniestrze czy kontrolowane przez prorosyjskich separatystów obszary Gruzji, przez lata były uważane za aktywa Moskwy. Spory, które Rosja mogłaby zaognić w dowolnej chwili, żeby wpływać na politykę w Kiszyniowie, Tbilisi czy destabilizować całe regiony. Teraz może się okazać, że miejsca te są punktami słabości, pasywami, które Kreml musi utrzymywać pomimo braku zaufania oraz zapaści militarnej i gospodarczej. Pytania o przyszłość mogą zacząć sobie zadawać także sojusznicy i sympatycy Rosji w Europie, od Marine Le Pen we Francji przez Matteo Salviniego we Włoszech po Viktora Orbána na Węgrzech. Jeżeli tak się stanie, klęska operacyjna w Ukrainie przerodzi się w globalną porażkę strategiczną porównywalną z upadkiem Związku Radzieckiego i końcem zimnej wojny 30 lat temu. Konsekwencje tego są obecnie trudne do określenia, ale scenariusze zakładające rozpad Federacji Rosyjskiej nie sprawiają wrażenia fantastyki politycznej, jak jeszcze kilka miesięcy temu.

Napaść na Ukrainę może być więc jednym z ostatnich paroksyzmów fantomowych ambicji imperialnych Rosji, a jednocześnie ostatnim aktem zamykającym trzydziestoletni proces rozpadu ZSRR. Cykl domknie się wtedy, kiedy Rosja przegra w Ukrainie i klęska militarna uruchomi lawinę nieodwracalnych zmian tak na zewnątrz, czyli w otoczeniu rosyjskim, jak i wewnątrz kraju.

W Rosji narasta napięcie polityczne, a ono tworzy podglebie do zmian. Z kilku scenariuszy zmiany na szczytach władzy – puczu wojskowych, pałacowego zamachu i masowej rewolucji, żaden nie jest wielce prawdopodobny. Wojskowi są wprawdzie poirytowani brakiem powszechnej mobilizacji, kiepskim uzbrojeniem, mieszaniem się w plany operacyjne prezydenta, bezsprzecznie cywila, jako że oficer FSB nie ma pojęcia o sztuce prowadzenia wojny, nie mają jednak zdolności wypowiedzenia posłuszeństwa Wodzowi Naczelnemu.

Kiedy ostatnio wojskowi brali sprawy państwowe w swoje ręce, skończyło się to kompletną klapą. W 2005 roku generał Władimir Kwaczkow, weteran wojen w Afganistanie i Czeczenii, podzielający popularne w wojsku poglądy imperialne, próbował dokonać zamachu na Anatolija Czubajsa. Jego ludzie zdetonowali ładunek wybuchowy w pobliżu drogi i ostrzelali z karabinu maszynowego samochód z politykiem w środku. Próba się nie powiodła, a Kwaczkow trafił do więzienia. Po uniewinnieniu ponownie trafił do więzienia, tym razem w 2013 roku, za próbę wzniecenia buntu wśród wojskowych, nawoływanie do siłowego obalenia władzy oraz działalność terrorystyczną w ramach Milicji Ludowej Rosji (zdelegalizowanej w 2015 roku). Po kilku latach sąd złagodził mu wyrok, lecz w ubiegłym roku skazał jego współpracowników na 10 i 15 lat kolonii karnej.

Z kolei zamach pałacowy musieliby przeprowadzić nielojalni wobec Putina współpracownicy, którzy mieliby bezpośredni dostęp do prezydenta. Tymczasem Politbiuro, najwęższy krąg zaufanych ludzi, jest wyselekcjonowany, latami sprawdzony i finansowo uzależniony. Siergiej Szojgu nie zostanie Brutusem, choć o tym czczo spekulowano w pierwszych tygodniach wojny. Z Putinem łączy go przyjaźń, wspólne łowienie ryb i zamiłowanie do szamanizmu. Jeśli Szojgu straci stanowisko za porażki na froncie, Putin przesunie go na inny odcinek, bynajmniej mu nie szkodząc. Zresztą na lojalność reszty Politbiura – szefów służb Siergieja Naryszkina (SVR) i Aleksandra Bortnikowa (FSB), a także Nikołaja Patruszewa, szefa Rady Bezpieczeństwa i byłego szefa FSB – także może liczyć.

Najprawdopodobniejszym scenariuszem w obecnych okolicznościach jest przekazanie władzy. Nie będzie ona przypominać tandemu Putin-Miedwiediew, kiedy w latach 2008–2012 Putin piastował stanowisko szefa rządu. Szybko okazało się, że poszła za nim także realna władza, a Dmitrij Miedwiediew miał być „liberalną twarzą” mającą uśpić czujność Zachodu po wojnie z Gruzją. Na co, trzeba przyznać, ten dał się nabrać. Dzisiaj Miedwiediew nie jest brany poważnie pod uwagę. Wprawdzie usilnie stara się być bardziej jastrzębi od turbopatriotów, lecz swoimi komentarzami publicznymi jedynie się ośmiesza i skłania do złośliwych pytań o stan trzeźwości.

Model, który może zostać wykorzystany, już kiedyś przeprowadził sam Władimir Putin, a w zasadzie służby, które za nim stały. W 1999 roku Borys Jelcyn ustąpił po otrzymaniu gwarancji bezpieczeństwa dla siebie i swojej „Familii” (nie było wówczas pewności, czy chodziło dosłownie o jego rodzinę, czy też oligarchów określanych takim właśnie mianem). Jeśli Rosja poniesie militarną klęskę w Ukrainie i nie da się jej przykryć propagandowo, wówczas z perspektywy rządzących elit będzie to najkorzystniejsze rozwiązanie. Pozwoli utrzymać się reżimowi jedynie kosztem odsunięcia na tylni fotel obarczonego porażką Putina. Wymówka zawsze się znajdzie, równie dobrze zdrowotna. Społeczeństwo zapewne usłyszy, że Władimir Władimirowicz zdecydował się podreperować swoje zdrowie gdzieś w zacisznym kurorcie, całkiem możliwe, że w jego ulubionych okolicach Soczi.

Putin pójdzie w odstawku, lecz zanim to nastąpi, być może wyznaczy swojego zastępcę, jak on do wyborów w połowie 2000 roku był pełniącym obowiązki prezydenta Rosji. Stery może przejąć Nikołaj Patruszew, jastrząb wśród kremlowskich jastrzębi, ten, który podszeptywał Putinowi antyzachodnie teorie spiskowe, i czekista, przy którym Putin jest liberałem. Patruszewizm byłby bardzo złą wiadomością dla Zachodu, ponieważ oznaczałby jeszcze bardziej konfrontacyjną politykę Kremla, rządy prawdziwych twardogłowych i autentyczną wrogość wobec Anglosasów.

Przekazanie władzy w ręce Patruszewa mogłoby jednak uspokoić narastającą frustrację rosyjskich mas, a wiec zneutralizować ryzyko milionów na ulicach. Dzisiaj oburzeni nieporadnymi generałami i politykami na Kremlu są po cichu wojskowi, lecz bardzo głośno wypowiadają się środowiska turbopatriotów. Czyli imperialistów, monarchistów, turbo-Słowian, faszystów i neonazistów rosyjskich, a także weteranów wojennych (tzw. Afganów i Czeczenów). Politolog Andriej Piontkowski szacuje ich liczebność na 15% społeczeństwa rosyjskiego, a więc niemało. Bez względu więc na represje, jeśli miliony wściekłych Rosjan wyjdzie protestować, będą żądać nie zakończenia wojny i reform demokratycznych, lecz ukarania winnego klęski Matki Rosji.

Putin ma pewność, że do masowych protestów społecznych może doprowadzić ogłoszenie powszechnej mobilizacji. Czymś innym jest wysyłanie na front Buriatów i biednych chłopaków z rosyjskiej głubinki (ros. prowincji), kontraktnikow (żołnierzy kontraktowych), czyli ochotników, lecz czymś zupełnie innym jest zostać zmuszonym pójść na front.

Powszechna mobilizacja pozwoliłaby wcielić do armii wprost z ulicy, uniwersytetu czy pracy, wyciągnąć siłą z domu. Poza tym pierwszy raz od zakończenia II wojny światowej (wielkiej wojny ojczyźnianej) Rosja znalazłaby się w stanie wojny. Dlatego Putin, wbrew sztabowi generalnemu i swoim doradcom, z uporem decyduje się na półśrodki – dodatkowy pobór, lukratywne jak na Rosję warunki kontraktu wojskowego, zmuszanie gubernatorów do zaciągnięcia swoich regionalnych jednostek, a nawet rekrutację skazańców w koloniach karnych.

Aktualna sytuacja pierwszy raz tworzy bardzo poważne ryzyko dla władzy Putina. Gospodarkę coraz skuteczniej paraliżują sankcje nakładane przez Zachód, cofając ją w rozwoju przynajmniej o pokolenie. Co gorsza, próbując ratować sytuację, Kreml godzi się na wasalizację wobec Chin. Nieprzypadkowo więc jeszcze przed wakacjami, a ostatnio gdy Ukraińcy zaczęli wypierać Rosjan z Donbasu, Putin za pośrednictwem Siergieja Ławrowa sygnalizował gotowość do rozmów z Kijowem. Już wtedy miał świadomość, w jakim kierunku rozwija się sytuacja.

new.org.pl

Rosja przejęła kontrolę nad częściami obwodu charkowskiego od samego początku inwazji, chociaż jej siły okazały się niezdolne do opanowania całego obwodu. Zamiast tego jej obecność w obwodzie ulegała wahaniom, zwłaszcza w okolicach kwietnia, kiedy Ukraińcy odbili część terytorium; na początku września Rosja i jej pomocnicy nadal posiadali około jednej trzeciej obwodu.

Potem nastąpił wrześniowy kontratak Ukrainy. W ciągu czterech dni rosyjska kontrola spadła do 9%. To, co pozostało w ich rękach, wiele zawdzięcza rzece Oskil, która okazała się naturalną granicą, na której siły ukraińskie chętnie się zatrzymały. Innymi słowy, w dniach 8-11 września Siły Zbrojne Ukrainy (UAF) wyzwoliły 10.000 kilometrów kwadratowych swojego terytorium, pas ziemi wielkości Cypru. Jest mało prawdopodobne, by ukraiński Sztab Generalny spodziewał się tak szybkiego tempa postępów i tak wielkiego sukcesu operacyjnego.

Porażka Moskwy w obwodzie charkowskim była w dużej mierze wymuszona przez siebie samą; UAF znakomicie eksponował i wykorzystywał na swoją korzyść słabości rosyjskich sił zbrojnych. Niektóre z tych słabości wynikają z wyborów dokonanych podczas rosyjskiego planowania tej wojny. Ale niektóre były bezpośrednio powiązane z innymi oznakami złego planowania i zbierania danych wywiadowczych w dniach i tygodniach przed rozpoczęciem operacji UAF. Konsekwencje niepostrzymania ukraińskiego natarcia mogą mieć daleko idące konsekwencje nie tylko dla rosyjskiej obecności i aktywności militarnej w północno-wschodniej części Ukrainy, ale także potencjalnie dla wyniku wojny w ogóle.

Niedobory długoterminowe

Rosyjskie Siły Zbrojne wkroczyły na Ukrainę 24 lutego z siłą mlitarną czasu pokoju. Sztab Generalny nie wprowadził dodatkowych środków mobilizacyjnych w celu zwiększenia stanu osobowego w formacjach operacyjnych, zwłaszcza czołgów i jednostek zmechanizowanych. Co gorsza, nie dość, że rosyjskie bataliony obsadziły 70−90% dopuszczalnej siły, to w pewnym momencie Sztab Generalny podjął decyzję o zmniejszeniu liczby żołnierzy, w batalionach zmechanizowanych z 539-461 personelu do około 345. W konsekwencji rosyjska batalionowa grupa taktyczna, która wcześniej liczyła średnio 700-900 ludzi, mogła rozmieścić tylko od 666 do zaledwie 499 ludzi. Wpływa to na ich zdolność do organizowania siły zdolnej do walki, obrony i manewrowania. Zmniejszony personel oznaczał również, że zdobywanie i kontrolowanie terytorium będzie coraz trudniejsze, zwłaszcza jeśli Rosjanie zaczęliby się wykrwawiać; pomimo optymistycznych prognoz, zaczęło się to dziać bardzo wcześnie na początku wojny, zwłaszcza na podejściach do Kijowa od północy.

Według ukraińskiego Sztabu Generalnego od początku wojny rosyjskie siły zbrojne straciły ponad 50.000 ludzi. Nawet zakładając, że liczba ta jest zawyżona o 20% (lub 10.000), i że nie wszystkie straty pochodzą z sił lądowych, Rosja mogła stracić co najmniej 35.000 personelu sił lądowych w ciągu pierwszych sześciu miesięcy wojny. Niektórych z tych strat nie da się zastąpić, nawet w perspektywie średnioterminowej, ponieważ dotyczyły one najlepiej wyszkolonych i wyposażonych rosyjskich jednostek wojskowych, takich jak siły powietrznodesantowe, 1. Armia Pancerna Gwardii czy 200. Brygada Zmechanizowana Floty Północnej.

W konsekwencji, ze względu na straty w sile roboczej i wyposażeniu, Rosja prawdopodobnie nie była w stanie stworzyć batalionowych grup taktycznych i zamiast tego zaczęła rozmieszczać mniej zdolne i mniejsze grupy taktyczne kompanii. W celu zachowania personelu rosyjskie podejście taktyczne polegało na przeprowadzaniu ataków artyleryjskich na pozycje ukraińskie i podejmowaniu zwiadowczej próby przełamania linii obrońców. Gdy ta próba się nie powiodła, ataki artyleryjskie ponownie miałyby na celu złagodzenie obrony, po czym nastąpiłby kolejny atak naziemny i tak dalej. To wysoce nieefektywne podejście zapewnia ograniczone zyski przy wysokich kosztach, zwłaszcza w zakresie sprzętu i siły roboczej. Aby naprawić ten brak w swoich strukturach, rosyjskie dowództwo szukało obszarów, które albo byłyby słabo bronione, albo rozpadłyby się pod silniejszym atakiem. Dokładnie to wydarzyło się w maju pod Popasną: przez miesiąc, siły rosyjskie nie mogły przełamać linii ukraińskich, ale dzięki posiłkom zdołały w ciągu kilku dni odepchnąć wojska ukraińskie 10-20 km na zachód. To samo wydarzyło się w okolicach Łysychańska, kiedy wojska rosyjskie stworzyły pozytywną korelację sił i wykorzystały ją na swoją korzyść, aby zdobyć miasto. Jednak żaden z tych taktycznych sukcesów nie przyniósł niczego podobnego do zwycięstwa operacyjnego, ponieważ rosyjskiej armii znowu brakowało siły roboczej. Po przełamaniu pierwszej linii obrony atakującym brakowało personelu do ścigania wycofujących się obrońców i uniemożliwienia im ustanowienia kolejnej linii obrony, dalej. Jest to zupełna odwrotność tego, co wydarzyło się w obwodzie charkowskim na początku września, gdy szybkość posuwania się Ukrainy i użycie wysoce mobilnych sił specjalnych i rozpoznawczych wywierały stałą presję na wycofywanie formacji rosyjskich, nie pozwalając im na zorganizowanie obrony. Większość sił rosyjskich ostatecznie wycofała się z obwodu charkowskiego niezorganizowaną trasą.

Inną długoterminową wadą jest niemożność utrzymania sprzętu w terenie. Ten dobrze znany problem nęka rosyjskie siły lądowe od dziesięcioleci. Od 2016 r. siły lądowe zwiększają swoje zdolności naprawcze i ewakuacyjne, aby zaradzić tej słabości. W tym celu każdy okręg wojskowy powołał bataliony naprawcze i ewakuacyjne, które później przekształcono w pułki. Utworzenie pułków na poziomie MD zwiększyło zdolność ewakuacji i naprawy sprzętu 1,4-krotnie.

Jednak zdjęcia i filmy uchwycone w szczególności w rejonie Izjum i ogólnie w obwodzie charkowskim, pokazały dziesiątki sztuk ciężkiego sprzętu, takiego jak czołgi, BWP i transportery opancerzone w różnych stanach rozkładu. Niektóre z nich były wyraźnie w kolejce do serwisowania i naprawy, ale sama liczba porzuconych pojazdów sprawia, że ​​można się zastanawiać, jaki wpływ wywarłyby one na linię frontu, gdy liczy się każdy czołg, każdy pojazd opancerzony. W związku z tym nie jest jasne, czy pułki naprawcze i ewakuacyjne znacząco wpłynęły na pole bitwy, zwłaszcza w środowisku, w którym zagrożenia HIMARS i artyleria poważnie zdegradowały rosyjskie wsparcie na tyłach.

Dodatkowo rosyjskim wojskom lądowym brakowało części zamiennych, smarów i prawdopodobnie personelu, który podjąłby się niezbędnych prac, aby przywrócić do użytku wszystkie uszkodzone lub zepsute urządzenia. Teraz w pewnym stopniu ten porzucony sprzęt będzie używany przez ukraińskie jednostki lądowe.

Błędy krótkoterminowe

Jak już wspomniano, Rosja nie dysponuje odpowiednią liczbą personelu, aby odpowiednio obsadzić całą linię frontu. Do września inicjatywę sprawowała Moskwa i decydowała o czasie i miejscu swoich kolejnych starć. Jednak doniesienia o ukraińskich przygotowaniach do odbicia obwodu chersońskiego i prawdopodobnie własny wywiad postawił przed Sztabem Generalnym dylemat: albo znacząco osłabić jeden front w celu wzmocnienia południowej Ukrainy, albo zwiększyć szanse ukraińskiego kontrataku w obwodzie chersońskim przez nie gromadzenie tam swoich sił. Wybrano pierwszą opcję, a rosyjska obecność wojskowa w obwodzie charkowskim została znacznie zmniejszona od połowy lipca. Stało się tak, gdy rosyjskie ataki z Izjum na Słowiańsk miały miejsce codziennie i kiedy garnizon Izjum mógł wystawić kilka stosunkowo dobrze wyposażonych grup taktycznych kompanii/batalionów. Kryzys w obwodzie charkowskim natychmiast wpłynął na liczbę ataków na Słowiańsk, nie tylko podważając realizację jednego z głównych celów tej wojny, ale także wskazując na zmniejszenie zdolności garnizonowych.

Dlatego Ukraińcy wybrali najlepsze miejsce do ataku, ponieważ Rosja nie miała rezerw do zatykania dziur obronnych. Po przełamaniu pierwszej linii Ukraińcy mogli stosunkowo swobodnie manewrować w głąb, zaskakując przeciwnika i powodując załamanie organizacyjne w całej zachodniej grupie armii.

Nie jest jasne, czy była to awaria wywiadowcza, w której Rosja nie zauważyła ukraińskiego przygotowania się lub nie doceniła go, a może jej generałowie dostrzegli realną możliwość ataku w Charkowie, ale było za późno na reakcję.

Jednocześnie Moskwa prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, że Kijów jest w stanie od razu użyć w walce 6–8 brygad manewrowych, co może sugerować, że Sztab Generalny nie był w stanie dokładnie określić siły, składu i rozmieszczenia ukraińskich jednostek podstawowych. W końcu Ukraina wykorzystała do walki niektóre ze swoich najbardziej doświadczonych formacji, takich jak 92. Brygada Zmechanizowana i 3. Brygada Pancerna czy 25. Brygada Powietrznodesantowa, 80. i 95. Brygada Szturmowo-Powietrzna.

Przyszłe implikacje

Nieudany atak Rosji na Kijów w pierwszych dniach i tygodniach wojny zakończył pierwszą fazę konfliktu. Druga faza, która trwała od końca kwietnia, prawdopodobnie zakończyła się również rosyjską porażką. Upadek Izyum, przeprawa przez Donieck Siewierski w kierunku Lymana i wypchnięcie Rosjan w okolice Siwierska oznaczają, że zagrożenie dla Słowiańska i Kramatorska zostało złagodzone.

Właściwie wątpliwe jest, by Rosjanie odbudowali swoje siły na tyle szybko, by mogli zagrozić północnym częściom obwodu donieckiego. Zachodnia Grupa Sił stała się nieskuteczna, tracąc dużą część swojej zdolności bojowej. Rosja prawdopodobnie nie będzie miała potencjału ofensywnego w północnych częściach frontu w średnim okresie, co najmniej sześciu miesięcy.

Dlatego prawdopodobnie weszliśmy w trzecią fazę wojny, w której Kijów ma inicjatywę i decyduje o przyszłych starciach. Kijów jest w pozycji do ataku, podczas gdy postawa Moskwy może stać się ogólnie coraz bardziej defensywna.

Kluczową kwestią jest brak personelu. Aby odpowiedzieć na każde większe zagrożenie w dowolnym kierunku, zakładając, że zostanie ono rozpoznane na czas, rosyjskie siły zbrojne muszą przemieścić swoje jednostki wokół linii frontu, aby wzmocnić swoje pozycje i wypełnić luki. Takie podejście jest nie do utrzymania na dłuższą metę.

Jedyną pociechą dla rosyjskiego sztabu generalnego jest to, że przy mniejszej linii frontu Rosjanie będą mieli więcej żołnierzy na kilometr kwadratowy do obrony swoich terytoriów. I odwrotnie, Ukraińcy będą mieli mniej żołnierzy na km2 do utrzymania odbitych terytoriów i przeprowadzania ataków. Jednak Ukraina ma dostęp do wysoce zmotywowanych i stosunkowo dobrze wyszkolonych żołnierzy, podczas gdy rosyjskie wysiłki rekrutacyjne przyniosły w najlepszym razie mieszane rezultaty, zmuszając Moskwę do coraz większego polegania na przymusowo zmobilizowanych, zdemotywowanych mężczyzn z LPR/DPR i najemników wagnerowskich.

Operacyjnie nie znamy planów Ukrainy i tego, czy rozszerzą one ataki z Charkowa na obwód ługański. Jednak, chociaż obecnie uważana za wydarzenie mało prawdopodobne, kolejna operacja podobna do Charkowa może stosunkowo szybko rozmieścić siły ukraińskie wzdłuż linii Ługańsk-Siewierodonieck i skutecznie wymusić upadek gotowości i zdolności sił rosyjskich do walki w tej wojnie. Nie jest już science fiction myśleć, że wojna zakończy się za kilka tygodni lub miesięcy, a nie lat.

W tej wojnie ukraińska strategia polegała przez pewien czas na oddawaniu terytorium, a wraz z rosnącymi stratami Rosji czas jest teraz po stronie Kijowa.

ridl.io/Konrad Muzyka