czwartek, 10 marca 2022


O ile konsumenci mocno odczuwają bieżące wahania cen, ekonomiści często porównują je w ujęciu rocznym. W tym świetle inflacja już tak nie razi, gdyż wyniosła "tylko" 10,4 proc. - informuje rosyjskie ministerstwo gospodarki. Ekonomiści spodziewają się, że w najbliższych miesiącach tempo rocznego wzrostu cen może się zbliżyć do 20 proc.

Samo szacowanie inflacji w Rosji może się stać wkrótce karkołomnym zadaniem, ponieważ wiele towarów już znika ze sklepowych półek. Bardziej od statystyków cierpią już Rosjanie pozbawieni dostępu do zachodnich marek samochodów, elektroniki, ubrań czy żywności.

Wyprowadzkę z kraju, który bezprawnie najechał sąsiadów, zapowiedzieli lub już wprowadzili w życie m.in tacy giganci jak Ikea, Apple, Coca-Cola czy McDonalds. Wysyłkę smartfonów drastycznie ograniczyli też Chińczycy, m.in Xiaomi i Huawei. Zagraniczni producenci samochodów, np. Volkswagen czy BMW, wstrzymali eksport do kraju i produkcję na miejscu. Rosjanie zostali odcięci od usług płatniczych Visy i Mastercarda oraz Apple Pay i Google Pay czy Netfliksa i filmów Disneya oraz Warner Bros. Podróże utrudnia zamknięcie europejskiej przestrzeni powietrznej dla Rosji, a samoloty pasażerskie mogą niedługo zostać całkowicie uziemione.

Nie dość, że wielu towarów i usług nie sprowadzi się z zagranicy, to poważnie zaburzona jest już produkcja w kraju. Zagraniczny biznes zawiesza działalności w Rosji, a miejscowe firmy są odcinane od zagranicznych dostaw maszyn, półproduktów czy usług niezbędnych do wytworzenia dóbr, np. sprzętu Siemensa, chipów produkowanych przez Nvidię i Intela oraz oprogramowania Oracle i SAP. Microsoft zapowiedział, że nie będzie już sprzedawał nowych produktów w kraju. Same rosyjskie nie będą więc w stanie dostarczyć do sklepów pozornie krajowych produktów.

bankier.pl

W opublikowanym nagraniu słychać głosy kilku osób. Jeden z rosyjskich żołnierzy, którego głos został zarejestrowany, zadzwonił do swojej partnerki lub innej bliskiej mu kobiety. Mężczyzna w rozmowie chwali się, że dzień wcześniej strzelał do samochodu. Jego rozmówczyni reaguje entuzjastycznie.

- Strzelaj do skur***. [...] Pier*** ich, jeb*** narkomani i naziści — mówi kobieta.

Inny mężczyzna opisuje, jak zdobywa łupy wojenne. — Mam dla ciebie dwa płaszcze z norek, a dla Daszy (imię rosyjskie) płaszczyk z lisa polarnego — mówi.

Na nagraniu słychać także głos mężczyzny, który pyta: "Nie będzie Coca-Coli?". Kiedy słyszy, że nie będzie, odpowiada, że przynajmniej przywiezie do domu duży telewizor za 70 tys. (prawdopodobnie rubli, co w przeliczeniu wynosi około 2,7 tys. zł — red.).

Rozemocjonowana kobieta, do której zadzwonił jeden z żołnierzy, pyta, co na to jego dowódcy. W odpowiedzi słyszy tylko, że oni też zabierają przeróżne dobra. Kolejny cieszy się, że zrabował maszynkę do mięsa, która przyda mi się w domku letniskowym.

Jeden z żołnierzy opowiada też o Ukraińcach (nie wiadomo, czy chodzi o cywili, czy o wojskowych), którzy wyszli naprzeciw jego oddziału.

— Zatrzymaliśmy ich, rozebraliśmy do naga i przeszukaliśmy ubrania. Musieliśmy ich zabić w pobliskim lesie, inaczej zdradziliby nasze pozycje i dostalibyśmy się pod ostrzał artyleryjski — tłumaczy mężczyzna.

onet.pl

30 listopada 1939 (bez wypowiedzenia wojny) ZSRR dokonał agresji zbrojnej na Finlandię siłami 23 dywizji (450 tys. ludzi), które szybko osiągnęły linię Mannerheima. Agresja rozpoczęła się od bombardowania Helsinek, Viipuri i pięćdziesięciu innych miast fińskich przez lotnictwo sowieckie (Wojenno-Wozdusznyje Siły), ze zniszczeniami i stratami wśród ludności cywilnej. Szczególnie bombowce DB-3 lotnictwa morskiego Floty Bałtyckiej dokonały nalotu na port w Helsinkach, lecz z uwagi na złą widoczność i słabe wyszkolenie bomby upadły na dzielnice mieszkaniowe, zabijając 91 osób i raniąc około 240. Między 2 a 19 grudnia działania lotnictwa zostały wstrzymane z uwagi na pogodę, przy tym dowództwo radzieckie, z uwagi na negatywny efekt propagandowy, zakazało dalszych nalotów na miasta.

Równolegle do inwazji został utworzony przez ZSRR fiński rząd marionetkowy (składający się z przebywających w ZSRR fińskich komunistów). Jego istnienie ogłoszono 1 grudnia 1939 r. pod szyldem Fińskiej Republiki Demokratycznej w pierwszym okupowanym mieście na granicy – Terijoki, na jego czele stanął Otto Kuusinen. FRD obejmować miała połączone terytorium Finlandii i Karelskiej Autonomicznej SRR. Natychmiast stał się jedynym rządem fińskim uznawanym przez ZSRR i miał stanowić narzędzie do podboju i sowietyzacji kraju. ZSRR głosił, że nie prowadzi wojny z Finlandią, tylko udziela pomocy władzom Fińskiej Republiki Demokratycznej przeciw reakcyjnym oddziałom Mannerheima. Rząd marionetkowy Kuusienena miał też oddziaływać propagandowo na morale żołnierzy fińskich o przekonaniach komunistycznych. Socjaldemokratyczna Partia Finlandii była natomiast częścią koalicji rządowej w 1939, a jej przywódca były premier Väinö Tanner – ministrem spraw zagranicznych Finlandii w okresie wojny zimowej. Cele postawione przed rządem Kuusinena wobec fińskiego oporu nie zostały osiągnięte. Fińska Republika Demokratyczna istniała do 12 marca 1940 r., kiedy to wobec utraty racji bytu została włączona do Karelskiej Autonomicznej SRR, która 31 marca 1940 została przekształcona w Karelsko-Fińską SRR.

(...)

W obliczu narastającej groźby interwencji brytyjsko-francuskiej, a także żywionej przez Stalina obawy, że dojdzie do odwrócenia przymierzy i dołączenia Niemiec do ewentualnej koalicji antyradzieckiej, władze ZSRR zdecydowały się na zakończenie konfliktu. O obawach żywionych w stosunku do państw zachodnich świadczy też fakt zwrotu Finlandii rejonu Petsamo z bogatymi złożami niklu, na eksploatację których koncesję posiadała firma kanadyjska. W nocy z 12 na 13 marca 1940 w Moskwie ustalono warunki traktatu pokojowego(ang.) i podpisano go. Finlandia straciła 35 tys. km² swego terytorium (a więc więcej niż utraciła do tej pory w wyniku działań zbrojnych), a 430 tys. ludzi utraciło dach nad głową. Ludność scedowanego na rzecz ZSRR terytorium Finlandii, w tym mieszkańcy miasta Viipuri, opuściła przekazane ZSRR tereny, nie chcąc znaleźć się pod władzą sowiecką – ZSRR otrzymał w konsekwencji tereny fińskie bez zamieszkującej jej ludności (12% populacji Finlandii). W wyniku działalności lotnictwa sowieckiego życie straciło 826 osób cywilnych. Armia fińska straciła 22.849 ludzi (zabitych i zaginionych) i 43.557 rannych (z których 10 tys. pozostało do końca życia inwalidami) oraz 100 samolotów. Oficjalne dane sowieckie podają, że Armia Czerwona straciła 230 tys. ludzi oraz 1500 czołgów i ponad 600 samolotów, ale np. badania podjęte przez Wehrmacht w 1941 roku szacują liczbę zabitych na 273 tys., a rannych na 800 tys. Nawet Nikita Chruszczow w swoich pamiętnikach stwierdził, że ZSRR stracił milion ludzi (zabitych i rannych). Jak wykazały doświadczenia tzw. wojny kontynuacyjnej (1941-44) przesunięcie granicy na Przesmyku Karelskim na rzecz ZSRR było całkowicie pozbawione znaczenia militarnego. Zagrożenie niepodległości Finlandii w wyniku wojny zimowej i poniesione straty terytorialne spowodowały natomiast, że Finlandia porzuciła przy zmianie koniunktury politycznej politykę neutralności i stała się sojusznikiem III Rzeszy podczas jej agresji na ZSRR.

pl.wikipedia.org

Po nim głos zabrał Ławrow, jednak jego wypowiedzi skupiały się głównie na przekazywaniu propagandowych haseł. Stwierdził wprost, że Rosja nie zaatakowała Ukrainy. 

- Wyjaśniliśmy, jakie środki podejmowane są przez naszych wojskowych na miejscu po to, aby można było ułatwić życie cywilom, którzy w dużym stopniu stali się zakładnikami, są wykorzystywani przez bataliony ochotników i siły obrony terytorialnej jako żywe tarcze - powiedział, mijając się z prawdą. W rzeczywistości to Rosjanie atakują korytarze humanitarne, regularnie strzelają do cywilów i bombardują dzielnice mieszkalne.

- Prezydent Putin potwierdza, że operacja jest prowadzona zgodnie z planem. Nasi koledzy z Zachodu postępują niebezpiecznie, naruszają swoje wartości i przekazują śmiercionośną broń Ukrainie - mówi Ławrow, kontynuując kłamliwą narrację Kremla. Dodał, że nie planują napadać na inne kraje, ale na Ukrainę przecież też nie napadli.

- Jak można usprawiedliwić zbombardowanie szpitala dziecięcego? Uderzać bombami w ciężarne kobiety i dzieci? A sytuacja gospodarcza jest najgorsza od dawna. Co pan na to? - zapytała ministra Ławrowa jedna z dziennikarek.

- To nie jest pierwszy raz, kiedy słyszymy patetyczne okrzyki na temat tak zwanych okrucieństw - mówił Ławrow, zaprzeczając, że do zbombardowania doszło. - Jeżeli chodzi o sytuację gospodarczą, to my sami się tym zajmiemy - dodaje Ławrow.

Nadawanie transmisji z propagandowego wystąpienia Siergieja Ławrowa zostało finalnie przerwane przez stację TVN. - To nie jest tak, że prawda leży pośrodku. Prawda leży tam, gdzie leży. Siergiej Ławrow kłamie, kłamie w wielu przypadkach - podkreśliła prezenterka stacji.

gazeta.pl

Według analityków portalu Oryx Spioenkop w trwającym konflikcie na Ukrainie Rosjanie do 7 marca 2022 stracili łącznie 887 systemów uzbrojenia, zaś Ukraińcy 252 systemy. Największą część udokumentowanych na materiałach wizualnych strat obu stron stanowią nieopancerzone ciężarówki i samochody.

Do tej pory udało się udokumentować utratę przez wojska FR:

140 czołgów (z których całkowicie zniszczono 42),
130 bojowych wozów piechoty (49 zniszczono),
55 transporterów opancerzonych (16 zniszczono),
4 wozy minoodporne (2 zniszczono),
34 samochody opancerzone (18 zniszczono),
86 specjalistycznych pojazdów opancerzonych (30 zniszczono),
36 wozów inżynieryjnych (11 zniszczono),
8 wozów łączności (2 zniszczono),
47 wyrzutni ppk,
3 moździerze,
24 armatohaubice holowane (4 zniszczono),
20 armatohaubic samobieżnych (4 zniszczono),
19 wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych (8 zniszczono),
30 zestawów przeciwlotniczych (15 zniszczono),
16 ppzr,
1 radaru,
1 stacji walki elektronicznej,
11 samolotów (wszystkie zniszczono),
11 śmigłowców (8 zniszczono),
2 bsl (1 zniszczono),
2 pociągi z paliwem,
273 ciężarówki, samochody i inne pojazdy (130 zniszczono).

Udokumentowano dotychczas utratę przez wojska ukraińskie:

46 czołgów (14 zniszczono),
33 bojowych wozów piechoty (9 zniszczono),
17 transporterów opancerzonych (3 zniszczono),
16 samochodów opancerzonych (2 zniszczono),
36 specjalistycznych wozów opancerzonych (8 zniszczono),
1 wozu inżynieryjnego,
32 wyrzutni ppk,
5 dział i armatohaubic holowanych (1 zniszczono),
7 armatohaubic samobieżnych (3 zniszczono),
9 zestawów przeciwlotniczych (8 zniszczono),
14 ppzr,
5 radarów (3 zniszczono),
8 samolotów (wszystkie zniszczono),
1 fregatę (samozatopienie w porcie),
64 ciężarówki, samochody i inne pojazdy (30 zniszczono).

altair.com.pl

W Ukrainie można teraz usłyszeć głosy, że przez wojnę traci starszego brata, czyli Rosję. Ale odzyskuje relacje z siostrą, czyli z Polską. Jak pani ocenia politykę Polski wobec Ukrainy po 2014 r., czyli po obaleniu Wiktora Janukowycza?

Obawiam się, że w tych ukraińskich słowach o odzyskaniu siostry jest zbyt wiele optymizmu. Bardzo chciałabym się mylić, ale wydaje się, że proukraińska postawa Polaków bez działań ze strony rządu, który od lat dowodzi, że nie ma pomysłu na politykę wschodnią, nie będzie miała solidnych podstaw. Znowu odpowiem na pana pytanie odnosząc się do tego, co robiła Rosja. Od lat wracała do kultu Stalina. W Rosji zaczęto stawiać jego pomniki, budowano kult Andropowa, dobrą opinią zaczął się nawet cieszyć Dzierżyński. Tego jednak jakoś w Polsce nie zauważyliśmy. Za to głośno protestowaliśmy, gdy w Ukrainie, w zaledwie czterech obwodach, postawiono pomniki ukraińskiego nacjonalisty Stepana Bandery. Ta dysproporcja w naszym stosunku do polityki historycznej Rosji i Ukrainy zawsze mnie zdumiewała. Zwykle nie poddawaliśmy głębszej analizie tego, co robił Kreml, niewiele osób nagłaśniało to, że Rosjanie negują wkład Zachodu w drugą wojnę światową, że oczerniają Polskę. Taka polityki Rosji u nas nie była szczególnie krytykowana. Za to bardzo głośne stały się zarzuty wśród naszych polityków, w mediach, w internecie, że Ukraina jest rzekomo "banderowska" i nacjonalistyczna. Sądzę, że w dużej mierze takie nierównomierne rozłożenie akcentów było wynikiem rosyjskiej propagandy.

Byliśmy pod wpływem dezinformacji płynącej z Kremla?

Nie tylko byliśmy, ale jesteśmy. Zasadne jest tu użycie czasu teraźniejszego. W interesie rosyjskiej propagandy było i jest systematyczne, drastyczne pogarszanie stosunków polsko-ukraińskich. Można to było najłatwiej osiągnąć na bazie rzeczywiście niełatwej historii Polski i Ukrainy. Rosjanie skupili się na antagonizowaniu naszych narodów. Tymczasem fakty są takie, że wspomnianego Stepana Banderę w 2021 r. całkowicie pozytywnie postrzegało tylko 18 proc. Ukraińców, czego dowodzą badania opinii publicznej. Być może przed kolejnymi fake newsami w pewien sposób uratowała nas pandemia. Rosyjska propaganda nieco się uspokoiła, gdy wielu Ukraińców z powodu koronawirusa po prostu wróciła do siebie do domu, w ten sposób zniknęła więc część grupy, którą można było wykorzystać do wygenerowania konfliktów narodowościowych na gruncie polskim. Przypuszczam jednak, że dezinformacja nasili się właśnie teraz, gdy uchodźcy z Ukrainy tłumnie przyjeżdżają do Polski. Znowu pojawią się fake newsy o złych Ukraińcach, którzy zabierają Polakom pracę, dostęp do szpitali, że popełniają przestępstwa, że gwałcą, kradną i napadają.

Gdzie widzi pani główne kanały dezinformacji rosyjskiej? Na kogo zwrócić szczególną uwagę?

Trudno tu wskazać nazwiska, choć oczywiście przychodzą mi na myśl konkretne osoby. Często nie sposób rozsądzić, czy prowadzą one celowe działania zorientowane na dezinformację, czy prezentują poglądy wpisujące się w narrację Kremla w sposób przypadkowy. Na pewno są to środowiska prawicowe, nacjonalistyczne oraz środowiska kresowe, a także osoby związane z mniejszością Polską w Ukrainie. Zwrócę uwagę na tzw. Polkę ze Lwowa, którą w swojej kampanii prezydenckiej wykorzystał do kreowania wizerunku Krzysztof Bosak z Konfederacji. Spójrzmy też szerzej, na politykę Zjednoczonej Prawicy, która rządzi w Polsce od 2015 r. Widziałam w niej — znów nie wiemy, na ile nieuświadomione — ukłony w stronę Kremla, których przejawem było nie tylko skonfliktowanie Polski z UE, ale też polaryzowanie społeczeństwa, dzięki czemu łatwo było nami zarządzać poprzez strach i wywołanie konfliktów między różnymi grupami społecznymi. Nie naciągnie mnie pan na tezę, że ważni polscy politycy rządzącej partii celowo pracowali na rzecz Kremla. Nie mamy na to dowodów. Być może pewne działania jedynie przypadkiem wpisały się w interesy Rosji. Na pewno zbieżne z interesami i metodami Władimira Putina stały się próby osłabienia trójpodziału władzy, sądownictwa, wolności mediów w Polsce. Tego typu działania znane są z putinowskiej Rosji. Dziś w Polsce oburzamy się, że Putin zamyka ostatnie niezależne media, że tamtejsza opozycja nie ma możliwości wypowiadania swoich poglądów, bo za kwestionowanie działań Kremla trafia się do łagru. Jednak spójrzmy na to, co działo się u nas choćby w sprawie tzw. lex TVN albo z jednolitą, często przekłamaną narracją sączoną w TVP1, w TVP2 i w Polskim Radiu. To wszystko powinno nas bardzo niepokoić, bo wpycha nas na ścieżkę prowadzącą do rządów autorytarnych.

(...)

Jaka przyszłość czeka Ukrainę?

Wszyscy chcielibyśmy wiedzieć, jak rozwinie się ta wojna. Zapewne przez długie lata nie poznamy dokumentów, które w tej chwili są wytwarzane, a niewątpliwie toczą się właśnie różne zakulisowe rozmowy: polityków i służb specjalnych. Mówię o dyplomacji ukrytej, o działaniach, o których nie wiemy i nie powinniśmy wiedzieć, aby mogły być skuteczne. Wydaje się, że najrozsądniejszym posunięciem byłoby przeprowadzenie przez otoczenie Putina wymiany lidera. Jest taka książka zatytułowana "Karnawał rewolucji", której autor, Pedryk Keni pisze, że po katastrofie w Czarnobylu ludzie przestali się bać. Chodziło o to, że uświadomili sobie, że władza radziecka ich okłamuje. Mam wrażenie, że takim drugim Czarnobylem dla samych Ukraińców była pomarańczowa rewolucja z 2004 r., gdy wyszli na Majdan. Okłamani obywatele, po sfałszowanych wyborach, poczuli siłę i sprawczość. Dziś to Rosja potrzebuje takiego Czarnobyla, który zmusi ludzi do wyjścia na ulicę i protestu przeciwko rosyjskiej władzy. Szanse na to, że stanie się to już teraz, są mizerne. Nie wykluczam jednak, że to tzw. elity rosyjskie wymienią Putina na kogoś innego. Takim kandydatem może być Aleksiej Nawalny, którego trzeba by wyciągnąć z łagru. On z jednej strony byłby akceptowany przez Zachód, a z drugiej wcale by to nie oznaczało, że wiele zmieni w samej Rosji, w sensie układów oligarchicznych i udziału we władzy służb specjalnych. Dlatego, jak sądzę, byłby przyjęty również przez obecne otoczenie Putina. Doprowadziłoby do wymiany człowieka postrzeganego dziś jako szaleniec na nacjonalistę, ale mającego etykietę represjonowanego opozycjonisty. Z jednej strony Nawalny stałby się gwarantem zachowania rosyjskiego status quo, a z drugiej mógłby być dla Zachodu partnerem, z którym można podjąć rozmowy.

Wobec Nawalnego padają różne głosy, że to żaden liberał, a nacjonalista, który na przykład popierał aneksję Krymu.

Tak, ale na Zachodzie ma legendę opozycjonisty, człowieka, który siedzi za poglądy i jest przeciwnikiem Putina. A faktycznie wcale nie musi być jego wielkim przeciwieństwem. Bez wątpienia rządzący Władimir Putin wcale nie jest tak silny, na jakiego może wyglądać. Za chwilę zbuntują się córki i żony oligarchów, sankcje zaczną odgrywać swoją rolę, okaże się, że Rosjanie nie mogą podróżować, są niemile widziani w Europie, a półki w sklepach są puste. Służby i oligarchowie zaczną szukać kogoś, kto zastąpi Putina. Może, brutalnie mówiąc, znajdzie się Brutus. Poza tym poczyniania Putina po prostu są irracjonalne.

Jednak na razie nikt nie zatrzymał Putina.

To może wkrótce się zmienić. Brnie w wojnę w Ukrainie, która jest niedorzeczna. Traci on sam, dowództwo, rosyjskie służby i oligarchowie, a także zwykli Rosjanie. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem jest to, że skorumpowane rosyjskie służby przedstawiały Putinowi zafałszowany obraz sytuacji w Ukrainie, dlatego zdecydował się na krok, który jest aktem desperacji. Inna kwestia, że Putin próbował pożenić carską Rosją, tradycje ZSRR, stworzyć jakiś przedziwny twór. Jedna z wersji mówi też, że inwestował w badania nad komórkami macierzystami, nad preparatami zapewniającymi długowieczność. Być może uwierzył, że będzie po wsze czasy imperatorem, że odbuduje tradycje wielkiej Rosji, uwierzył w swoją wydumaną misję dziejową. Zupełnie nie wziął pod uwagę determinacji Ukraińców, oderwał się od faktów i rzeczywistości. Poza tym określał ich jako nie naród, a jej władze jako nazistów i narkomanów. A przecież Ukraina to długa historia i wielka tradycja. Opisywał ich również jako takich mniejszych braci Rosjan, czym sam stworzył problem swojemu wojsku. Bo jak tu strzelać do braci? Nie dziwię się więc, gdy słyszę, że rosyjscy żołnierze mają niskie morale. To bezsensowna wojna, która w moim odczuciu doprowadzi do upadku Putina.

onet.pl

Czyli Putin kieruje się teraz emocjami, a nie jakimś logicznym planem?

Myślę, że istnieje logiczny, metodyczny plan, który sięga bardzo daleko wstecz, co najmniej do 2007 r., kiedy dał światu, a na pewno Europie, do zrozumienia, że Moskwa nie zaakceptuje dalszego rozszerzania NATO. A następnie w ciągu jednego roku, w 2008 r., NATO otworzyło drzwi Gruzji i Ukrainie. Dzisiejszy kryzys absolutnie sięga tamtego momentu.

Byłam wtedy oficerem wywiadu, a Narodowa Rada Wywiadu [agencja rządu USA zbierająca dane ze wszystkich służb wywiadowczych USA] analizowała, co Rosja może zrobić w odpowiedzi na tę deklarację NATO. Jedną z naszych ocen było to, że istniało realne, prawdziwe ryzyko jakiegoś rodzaju prewencyjnej rosyjskiej akcji wojskowej, ograniczonej nie tylko do aneksji Krymu, ale jakiejś znacznie większej akcji podjętej przeciwko Ukrainie wraz z Gruzją.

I rzeczywiście, cztery miesiące po szczycie NATO w Bukareszcie, nastąpiła inwazja na Gruzję. Nie było wtedy inwazji na Ukrainę, ponieważ rząd ukraiński wycofał się z ubiegania się o członkostwo w NATO. Ale powinniśmy byli wtedy poważnie się zastanowić, jak zamierzamy poradzić sobie z naszymi stosunkami z Rosją.

Czy celem Putina jest dziś odtworzenie Związku Radzieckiego, Imperium Rosyjskiego, czy czegoś innego?

Jego celem jest przywrócenie rosyjskiej dominacji nad tym, co Rosja postrzega jako rosyjskie imperium. Mówię o tym bardzo konkretnie, ponieważ ziemie Związku Radzieckiego nie obejmowały wszystkich terytoriów, które kiedyś były częścią Imperium Rosyjskiego. Więc to powinno nas zastanowić.

Putin jasno wyartykułował ideę istnienia "Ruskiego Miru", czyli "Rosyjskiego Świata". W niedawno opublikowanym eseju o Ukrainie i Rosji stwierdza, że naród ukraiński i rosyjski to "jeden naród". Mówi, że Ukraińcy i Rosjanie są jednym i tym samym. Ta idea rosyjskiego świata oznacza ponowne zgromadzenie wszystkich rosyjskojęzycznych mieszkańców różnych miejsc, które w pewnym momencie należały do rosyjskiego imperium.

W czasie epidemii covid Putin przesiadywał w archiwach Kremla, przeglądając stare mapy, traktaty i wszystkie granice, jakie Rosja miała na przestrzeni wieków. Wielokrotnie powtarzał, że granice Rosji i Europy często się zmieniały. W swoich przemówieniach krytykował byłych rosyjskich i sowieckich przywódców, Lenina i komunistów, ponieważ jego zdaniem to oni rozerwali rosyjskie imperium, to oni stracili rosyjskie ziemie w czasie rewolucji.

I owszem, Stalin przywrócił niektóre z nich, jak kraje bałtyckie i niektóre ziemie Ukrainy w czasie II wojny światowej, ale zostały one ponownie utracone wraz z rozpadem ZSRR. Putin uważa, że granice się zmieniają, a więc granice dawnego imperium rosyjskiego są nadal w grze i Moskwa może je teraz zdominować.

Zdominować?

To nie znaczy, że zamierza zaanektować je wszystkie i uczynić częścią Federacji Rosyjskiej, jak to zrobili z Krymem. Dominację można ustanowić poprzez marginalizację krajów regionalnych, poprzez upewnienie się, że ich przywódcy są całkowicie zależni od Moskwy, albo poprzez praktyczne mianowanie ich przez Moskwę w drodze sfałszowanych wyborów, albo poprzez zapewnienie, że są oni przywiązani do rosyjskich sieci gospodarczych, politycznych i bezpieczeństwa.

Widać to teraz na całym obszarze byłego Związku Radzieckiego. Widzieliśmy naciski na Kazachstan, by ponownie skierował się w stronę Rosji, zamiast balansować pomiędzy Rosją, Chinami i Zachodem. A zaledwie kilka dni przed inwazją na Ukrainę, w mało zauważalnym akcie, Azerbejdżan podpisał dwustronne porozumienie wojskowe z Rosją. Jest to znaczące, ponieważ przywódca Azerbejdżanu opierał się temu od dziesięcioleci.

Rosja uczyniła siebie ostatecznym arbitrem przyszłych relacji pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem. Gruzja również została zmarginalizowana po tym, jak przez dziesięciolecia była cierniem u boku Rosji. A Białoruś jest już całkowicie podporządkowana Moskwie.

A pośród tego wszystkiego Ukraina była krajem, który uciekł Putinowi. On mówi teraz, że Ukraina nie należy do Ukraińców, należy do niego i do przeszłości. Zamierza wymazać Ukrainę z mapy, dosłownie, ponieważ nie należy ona do jego mapy "rosyjskiego świata". W zasadzie już nam to powiedział.

(...)

Jak daleko w głąb Ukrainy Putin zamierza się posunąć?

W tym momencie, jeśli tylko będzie mógł, pójdzie na całość. Przed ostatnim tygodniem miał do wyboru wiele różnych opcji. Dał sobie możliwość wkroczenia z pełną siłą, tak jak to robi teraz, ale mógł też skupić się na odzyskaniu reszty terytoriów administracyjnych Doniecka i Ługańska.

Mógłby przejąć Morze Azowskie, co prawdopodobnie i tak zrobi, a następnie połączyć regiony Doniecka i Ługańska z Krymem, jak również ziemie pomiędzy nimi aż do Odessy. W rzeczywistości Putin początkowo próbował tego w 2014 r. - chciał wtedy stworzyć Noworosję, czyli Nową Rosję, ale to się nie udało, gdy nie zmaterializowało się lokalne poparcie dla przyłączenia do Rosji.

Teraz, jeśli tylko będzie mógł, zajmie cały kraj. Musimy zmierzyć się z tym faktem. Chociaż nie widzieliśmy jeszcze rozmieszczonych pełnych rosyjskich sił inwazyjnych, to z pewnością ma on wojska, które mogą wkroczyć do całego kraju.

Ma odpowiednią liczbę wojsk, by wkroczyć, ale czy ma ich wystarczająco dużo, aby zająć cały kraj?

Jeśli pojawi się poważny opór, może nie mieć wystarczających sił, by zająć kraj na dłuższy czas. Może też być tak, że nie chce zajmować całego kraju, że chce go rozbić, może zaanektować niektóre jego części, może pozostawić część z nich jako małe państewka, np. gdzieś wokół Lwowa. Nie twierdzę, że wiem, co się dzieje w jego głowie.

Putin może też chcieć oddać kawałki Ukrainy innym krajom. W 2015 r. minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow był na monachijskiej konferencji bezpieczeństwa po aneksji Krymu i wojnie w Donbasie. I mówił o tym, że Ukraina nie jest krajem, podkreślając, że jest tam wiele grup mniejszościowych - są Polacy, są Rumuni, są Węgrzy i Rosjanie. W zasadzie niemalże zapraszał resztę Europy do podziału Ukrainy.

Putin chce więc niekoniecznie okupować cały kraj, ale naprawdę go podzielić. Patrzył na Afganistan, Irak, Libię i inne miejsca, gdzie istnieje podział kraju pomiędzy oficjalnie usankcjonowane siły z jednej strony i rebeliantów z drugiej. To jest coś, z czym Putin zdecydowanie mógłby żyć — rozdrobniona, rozbita Ukraina z różnymi częściami o różnym statusie.

(...)

Ukraina jest największą lądową operacją wojskową, jaką Rosja prowadzi od czasów wojny w Czeczenii. Czego dowiedzieliśmy się o rosyjskim wojsku wtedy, co jest istotne teraz?

Ludzie często dziś mówią, że Ukraina jest największą operacją wojskową w Europie od czasów II wojny światowej. Ale największa operacja wojskowa w Europie od czasów II wojny światowej miała miejsce w Czeczenii, tyle że Czeczenia jest częścią Rosji. Był to wyniszczający konflikt, który ciągnął się latami, z dwiema rundami wojny po krótkim rozejmie i dziesiątkami tysięcy ofiar wojskowych i cywilnych.

Stolica tej republiki, Grozny, została zrównana z ziemią. Wśród ofiar przeważali etniczni Rosjanie i osoby rosyjskojęzyczne. Czeczeni podjęli walkę, która zakończyła się militarną porażką Rosjan. Po interwencji NATO w wojnach bałkańskich w tym samym czasie w latach 90. Moskwa obawiała się nawet, że NATO może wejść do Rosji, bo uzna rosyjską armię za słabą.

Czego dowiedzieliśmy się o NATO w ciągu ostatnich dwóch miesięcy?

Początkowo — nic dobrego. Teraz widzimy znaczącą mobilizację sił politycznych i dyplomatycznych, poważne konsultacje i impuls do działania w celu wzmocnienie siły wojskowej NATO. Musimy jednak myśleć o tym również w inny sposób. Od końca zimnej wojny mamy do czynienia z długotrwałą porażką polityczną, jeśli chodzi o myślenie o tym, jak zarządzać relacjami NATO z Rosją.

NATO jest jak potężny ubezpieczyciel, obrońca bezpieczeństwa narodowego Europy i USA. Po zakończeniu zimnej wojny nadal myśleliśmy, że mamy najlepsze ubezpieczenie od zagrożeń, z którymi możemy się zetknąć — powodzi, pożaru itd. — ale za obniżoną składkę. Nie podjęliśmy odpowiednich kroków, by zająć się różnymi rodzajami ryzyka i je ograniczyć. Teraz widzimy, że nie dołożyliśmy należytej staranności i nie rozważyliśmy w pełni wszystkich możliwych ewentualności, w tym sposobu, w jaki złagodzilibyśmy negatywną reakcję Rosji na kolejne ekspansje.

(...)

No i jest jeszcze element nuklearny. Wiele osób sądziło, że nigdy nie zobaczymy dużej wojny lądowej w Europie lub bezpośredniej konfrontacji między NATO a Rosją, ponieważ mogłoby to szybko przerodzić się w konflikt nuklearny. Jak blisko tego jesteśmy?

Właśnie tam jesteśmy. Zasadniczo prezydent Putin powiedział w ostatnich dniach całkiem wyraźnie, że jeśli ktokolwiek będzie się wtrącał w Ukrainie, spotka się z odpowiedzią, jakiej "nigdy nie miał w [swojej] historii". I postawił rosyjskie siły nuklearne w stan wysokiej gotowości. Więc on daje jasno do zrozumienia, że opcja nuklearna jest na stole.

Putin próbował ostrzec przed tym Trumpa, ale nie sądzę, by Trump zorientował się, o co mu chodzi. Na jednym z ostatnich spotkań Putina i Trumpa, gdy tam byłam, Putin dawał do zrozumienia: "No wiesz, Donald, mamy te pociski hipersoniczne". A Trump mówił: "Cóż, my też je dostaniemy". Putin mówił: "Cóż, tak, w końcu je dostaniecie, ale my mamy je pierwsi". W tej wymianie była groźba. Putin dawał nam do zrozumienia, że jeśli w jakimś konfrontacyjnym środowisku dojdzie do przepychanki, to opcja nuklearna będzie na stole.

Czy naprawdę sądzi pani, że Putin użyje broni jądrowej?

Z Putinem jest tak, że jeśli ma jakiś instrument, to chce go użyć. Po co go mieć, jeśli nie można? Pod pewnymi względami już użył broni jądrowej. Rosyjscy agenci otruli Aleksandra Litwinienkę radioaktywnym polonem i zamienili go w ludzką brudną bombę, a polon został rozrzucony po całym Londynie w każdym miejscu, które odwiedził ten człowiek. W rezultacie zmarł straszliwą śmiercią.

Rosjanie użyli już środka nerwowego klasy wojskowej, nowiczoka. Użyli go prawdopodobnie kilka razy, ale na pewno dwa razy. Raz w Salisbury w Anglii, gdzie posmarowano nim drzwi Siergieja Skripala i jego córki Julii, którzy na szczęście nie zginęli, ale środek ten skaził miasto Salisbury, a każdy, kto miał z nim kontakt, zachorował.

(...)

Im dłużej rozmawiamy, tym częściej używamy analogii do II wojny światowej. Są ludzie, którzy mówią, że jesteśmy na skraju III wojny światowej.

Już w niej jesteśmy od jakiegoś czasu. Ciągle myślimy o I i II wojnie światowej jako o tych wielkich, wielkich wydarzeniach, ale II wojna światowa była konsekwencją I wojny światowej. Wiele z rzeczy, o których dziś mówimy, ma swoje korzenie w podziale Austro-Węgier i Imperium Rosyjskiego pod koniec I wojny światowej. Pod koniec II wojny światowej doszło do kolejnej rekonfiguracji, a niektóre z kwestii, którymi zajmujemy się teraz, sięgają tego bezpośrednio okresu powojennego. Mieliśmy wojnę w Syrii, która jest po części konsekwencją upadku Imperium Osmańskiego, podobnie było z Irakiem i Kuwejtem w 1991 r.

Wszystkie konflikty, których jesteśmy świadkami, mają korzenie w tych wcześniejszych konfliktach. Jesteśmy w gorącej wojnie o Ukrainę, która rozpoczęła się w 2014 r. Ludzie nie powinni się łudzić, że jesteśmy dopiero na skraju czegoś. Jesteśmy w tym głęboko i to od dość długiego czasu.

Ale jest to również wojna informacyjna o pełnym spektrum. Fakt, że Putinowi udało się przekonać Trumpa, że Ukraina należy do Rosji i że Trump byłby skłonny oddać Ukrainę bez jakiejkolwiek walki, to duży sukces wojny informacyjnej Putina. Chodzi mi o to, że ma on po swojej stronie znaczną część Partii Republikańskiej i masy społeczeństwa amerykańskiego, które mówią: "Brawo, Władimirze Putinie", lub obwiniają NATO, lub obwiniają USA za ten kryzys. To jest dokładnie to, na co nastawiona jest rosyjska wojna informacyjna i operacja psychologiczna. On również starannie zasiewa ten teren. Jesteśmy w stanie wojny od bardzo długiego czasu. Mówię o tym od lat.

onet.pl