- Przez Gruzję przechodzi tak zwany południowy korytarz gazowy. Czy jego funkcjonowanie nie jest zagrożone?
Południowy Korytarz Gazowy jest jednym z priorytetowych projektów energetycznych UE. To transport "błękitnego paliwa" z rejonu Morza Kaspijskiego przez Gruzję i Turcję do krajów europejskich. Elementem realizacji tego celu ma być rozbudowa Gazociągu Południowokaukaskiego oraz budowa nowych: Transanatolijskiego i Transadriatyckiego.
Transportowany surowiec ma pochodzić głównie z azerskiego pola Szach Deniz. W dalszej przyszłości planowane byłoby dołączenie do tego systemu połączenia z Turkmenistanem.
Magistrala ma osiągnąć pełną zdolność przesyłową w tym roku. Oznacza to, że do Europy, z pominięciem Rosji, będzie mogło płynąć nawet 60 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. Turcja zaś ma szansę zostać prawdziwym gazowym hubem.
Nie bałbym się tu nawet obecnego zbliżenia Turcji z Rosją. To raczej wyraz osobistych decyzji Erdogana. Prędzej czy później Ankara wróci do dobrych stosunków z Zachodem.
- Gazociąg przebiega przez tereny zamieszkane przez mieszkających w Gruzji Ormian. To grupa tradycyjnie prorosyjska. Czy nie stanowi to jakiegoś zagrożenia dla bezpieczeństwa transportowanego gazu?
To jednak są lojalni obywatele Gruzji. Nie przewiduję więc żadnych komplikacji. A o tym, iż Gruzja zdecydowanie priorytetowo podchodzi do wszelkich instalacji związanych z korytarzem południowym, świadczy fakt, iż gazociąg BP przechodzący przez nasz kraj jest absolutnie wyłączony z prawodawstwa gruzińskiego. Zupełnie inaczej niźli w przypadku również tranzytowego gazociągu z Rosji do Armenii podlegającego w całości prawu gruzińskiemu.
Władze w Tbilisi traktują podejście do Południowego Korytarza Gazowego jako gest polityczny, akces do świata zachodniego. Dopóki to będzie aktualne, to projektowi nic nie grozi.
- Ostatnio odbywały się spotkania międzyrządowe przedstawicieli Rosji z Turkmenistanem. Czy to będzie miało jakieś znaczenie dla sprzedaży turkmeńskiego gazu do Europy?
To raczej element propagandowego tournée Putina po Azji Środkowej. Niezbyt mi się chce wierzyć, że Rosja coś tu osiągnie. Turkmenistan jak na razie ma tylko dwa kierunki eksportu swojej ropy czy gazu. Podstawowy kierunek to Chiny. Drugi kierunek to Iran i dalej do Pakistanu.
Dopiero kolejnym kierunkiem eksportu turkmeńskiego gazu jest Rosja. Miejmy nadzieję, że rychło doczekamy też eksportu surowca z Turkmenistanu do Europy. Choć widzę tu kilka problemów.
- Między Turkmenistanem i Azerbejdżanem jest tylko Morze Kaspijskie. Są plany, by gaz turkmeński eksportować właśnie tamtędy do Europy. Mówi się nawet o połączeniu tych dwóch krajów podmorskim gazociągiem. By powiązać te dwa systemy, wystarczyłoby rzekomo nie więcej, jak 40 kilometrów rurociągu. Bo ich instalacje prawie się spotykają na środku Morza Kaspijskiego.
Rosja i Iran naciskają, by tego połączenia nie układać. Szczególnie władze w Teheranie są przeciwne jakiemukolwiek wspomaganiu surowcowemu Zachodu. Przynajmniej do czasu utrzymywania przez Zachód antyirańskich sankcji.
Bardzo jednak wspierają projekt gazociągu transkaspijskiego Amerykanie. Teoretycznie jest to 40 kilometrów rury do ułożenia, ale ja uważam, że i tak trzeba by ułożyć gazociąg alternatywny, przez całe Morze Kaspijskie. A to już jest prawie 900 kilometrów.
Obecne bowiem połączenia gazociągowe Turkmenistanu i Azerbejdżanu z ich polami gazowymi na środku morza są nastawione technologicznie na obsłużenie wydobycia z dostawą do każdego z tych krajów oddzielnie.
- Amerykanie sondują władze irańskie odnośnie warunków, na jakich Teheran zgodziłby się dostosować do zakazu wytwarzania technologii nuklearnej. Jest chyba więc nadzieja na co najmniej zelżenie sankcji.
Trzeba mieć nadzieję, że to się w końcu stanie. Wtedy pewnie Persowie mogą wrócić do tematu dostaw swojego gazu na Zachód. Bezpośrednio przez pogranicze z Turcją, czy też przez system gazociągów Azerbejdżanu, Gruzji i potem Turcji. To by jednak oznaczało w pierwszym przypadku potrzebę ułożenia zupełnie nowego gazociągu, przez wysokie góry na pograniczu turecko-irańskim.
W tym kontekście wraca więc temat rozpoczęcia eksploatacji starego gazociągu (powstałego jeszcze w czasach sowieckich) pomiędzy Iranem i Azerbejdżanem. Tam trwają dyskretne próby przesyłu gazu do Azerbejdżanu. Z Baku ten surowiec byłby transportowany do Europy przez Turcję.
Władze w Baku mogą takie dostawy traktować co prawda jako przyszłościową konkurencję dla ich rozrastającego się złoża Szach Deniz. Obecnie jednak w tym kraju wydobywają około 16,5 miliarda metrów sześciennych gazu rocznie. Z tego 10 miliardów pozostaje w Azerbejdżanie, a sześć miliardów idzie na eksport. Czyli już z tego bilansu, gdy się weźmie zapotrzebowanie Gruzji i Azerbejdżanu, widać, że SOCAR (State Oil Company of Azerbaijan Republic, państwowa azerska spóła gazowo-naftowa - red.) musi jeszcze gaz importować, by wywiązywać się z kontraktów eksportowych.
- Ostatnio widać próby rozmów Turcji z Armenią. To szansa na normalizację, w pewnej perspektywie, stosunków między tymi krajami. Czy to mogłoby oznaczać, że Armenię można podłączyć do tego systemu przesyłania gazu?
Armenia ma sieć wiodącą z północy na południe. Na Zachód trzeba by więc układać zupełnie nowe sieci. W takim przypadku o wiele wygodniej jest ułożyć nową rurę z Iranu bezpośrednio do Turcji. Albo jednak doprowadzić do porozumienia Iranu z Azerbejdżanem, pozwalającego wejść z irańskim gazem do sieci azerskiej. Jest tam wystarczająca pojemność rur do transportowania nawet bardzo dużych ilości gazu.
Tym bardziej, że jest także nadzieja na rozbudowę infrastruktury do przetwarzania gazu na LNG (gaz skroplony – red.) w gruzińskim Poti. Ten kierunek pozwala na właściwie natychmiastowe rozpoczęcie transportowania do Europy wielkich ilości surowca.
Tyle że to właśnie Europa musi rozwijać sieć terminali, gdzie możliwe by było przyjmowanie LNG. Jak na razie tych terminali jest zdecydowanie za mało.
- Jest jeszcze temat współpracy Gruzji i Armenii z Iranem w kontekście dostaw surowców energetycznych z Teheranu do Tbilisi via Erywań.
Jak do tej pory Iran eksportował gaz do Armenii na potrzeby wytworzenia energii elektrycznej w jednej elektrowni. Potem cała ta energia była reeksportowana do Iranu.
Od jakiegoś jednak czasu strona irańska chciałaby zdecydowanie zwiększyć eksport gazu na Kaukaz. Ten gaz miałby teoretycznie być także transportowany do Gruzji.
Rosja się jednak temu kategorycznie sprzeciwia. Nawet w formule przedstawianego wariantowo swapu gazowego: irański gaz formalnie zakupowałaby Gruzja, on by jednak zostawał w Armenii, a Gruzja odbierałaby sobie odpowiednią ilość surowca z części transportowanej z Rosji przez Gruzję do Armenii. To by bowiem pozwalało, choćby w minimalnym zakresie i tylko potencjalnie, uniezależnić Armenię od rosyjskiego gazu. Byłby to znaczący precedens.
Nota bene te potencjalnie zwiększone dostawy gazu z Iranu oznaczałyby powiększenie przepustowości armeńskich magistrali. Strona irańska była gotowa przekazywać do Gruzji nawet do 500 milionów metrów sześciennych rocznie. Gruzini jednak do tego pomysłu podchodzą sceptycznie. Powodem jest fakt, iż tego rodzaju handel musiałby oznaczać jakieś nowe porozumienie z Gazpromem.
Trzeba też założyć, iż taki kierunek eksportu irańskiego gazu to tylko fragment planów perskich, dla wyjścia przez Gruzję do Europy. Nie może to być przyjemne dla Gazpromu.
Choć z drugiej strony magistrale gazowe w Iranie w dużej części również należą do spółek powiązanych z Gazpromem. Ponadto Iran jest sojusznikiem Rosji w Syrii. To jeszcze bardziej gmatwa całą sytuację.
Kontrakt Gruzji z Iranem to także jakby próba nacisku na dostawców azerskich z SOCAR, by obniżyli cenę gazu sprzedawanego na wewnętrzny gruziński rynek. Gdy tylko wyszły na jaw spekulacje o dostawach irańskiego gazu do Gruzji, momentalnie nadeszły informacje z Baku, że SOCAR jest gotów podnieść ilości gazu azerskiego, eksportowanego do Gruzji i zarazem zmniejszyć jego cenę.
- Gruzińskie instalacje transportujące gaz próbowały przejąć rosyjskie firmy.
Rosjanie mają największą ochotę na przejęcie gazociągu tranzytowego z Rosji do Armenii. Na taką transakcję absolutnie jednak nie pozwalają kolejne rządy w Tbilisi. Trzeba też pamiętać, iż wedle gruzińskiego prawa nie można wykupić na własność portów. Stąd rosyjskie przejęcie terminala naftowego w Poti przez Rosnieft nie jest bezwarunkowe. Instalacje te podlegają nadal gruzińskiemu prawu. W szczególności zapisom o zwalczaniu praktyk monopolistycznych.
Na razie brak jest więc możliwości prawnych przejmowania instalacji energetycznych przez inwestorów rosyjskich. Można to sobie wyobrazić tylko w tym przypadku, gdyby gruzińskie władze zmieniły wektor polityczny z prozachodniego na prorosyjski.
- Jak teraz wygląda sprawa monetyzacji przesyłu gazu przez Gruzję do Armenii? Tbilisi zawsze obstawało za opłatą "w naturze", a Rosjanie chcieli zmieniać warunki kontraktu na opłatę w gotówce.
Rosjanie przekazują już teraz pieniądze za przesył gazu do Armenii tranzytem przez Gruzję. A te pieniądze (wedle stawek stosowanych w Europie za przesył gazu w stosunku do długości gazociągu – dokładnej kwoty podać nie mogę, bo to jest tajemnica handlowa) automatycznie są przelewane do Baku jako opłata za dostarczany gaz azerski. Tym sposobem Gruzja nie wykorzystuje nawet grama rosyjskiego gazu.
Zresztą podobnie jest i w przypadku ropy. Działające w Gruzji stacje benzynowe Lukoilu otrzymują benzynę z Europy (kupowaną na giełdzie paliwowej w Rotterdamie) oraz z Azerbejdżanu. Rosyjskie paliwa bowiem, wedle instytutu jakości, nie spełniają norm stosowanych w Gruzji.
- Z Kazachstanu przez Gruzję do Europy miałaby być także transportowana ropa.
Kazachowie mają obecnie wielki problem, bo Rosjanie zablokowali transport ropy z Kazachstanu do portu w Noworosyjsku. Tym bardziej więc ważny jest tranzyt przez Gruzję. Ta sytuacja będzie stymulowała szybką rozbudowę floty tankowców operujących na wodach Morza Kaspijskiego. Kazachowie obecnie, prócz tranzytu do Azerbejdżanu, wysyłają ropę rurociągiem także do Chin.
Władze w Astanie (...) w rewanżu zablokowały prawie dwa tysiące rosyjskich wagonów z węglem mających jechać do Rosji. Ponadto Kazachstan ma możliwość także na dalszy „rewanż” wobec Rosji. Władze tego kraju już dyskretnie anonsowały, że trzeba zmienić warunki rosyjskiej dzierżawy kosmodromu w Bajkonurze. Rosjanie płacą co prawda za dzierżawę tego obiektu około 250 milionów dolarów rocznie, ale alternatywy za bardzo nie mają.
Jednocześnie Rosjanie nie mają praktycznie prawie żadnego udziału właścicielskiego w polach wydobywczych kazachskiej ropy. Bowiem margines akcji, jakie posiadają rosyjskie firmy w kazachskich polach wydobywczych, nie dają im żadnej możliwości do wetowania jakichkolwiek decyzji.
Na dodatek Kazachstan jest największym producentem uranu w świecie. Na ten segment gospodarki kazachskiej również wpływu Rosjanie nie mają. Choć jakieś niewielkie ilości akcji w firmach wydobywczych posiadają. O wiele większe pakiety w tych firmach jednak mają przedstawiciele francuskiego i amerykańskiego biznesu.
- Ropę z Kazachstanu potem jednak trzeba transportować przez Gruzję...
Z gruzińskich portów w Kulebi i Supsie można wywozić nawet do 7-8 milionów ton ropy rocznie. Stamtąd surowiec jest transportowany tankowcami bezpośrednio do rumuńskiej Konstancy. Ponadto ropociąg Baku - Tbilisi - Ceyhan nie jest także w pełni wykorzystany. Obecnie płynie tam nie więcej jak 35 milionów ton ropy rocznie. Choć istniejące możliwości pozwalałyby na przesył nawet 60 milionów ton ropy rocznie.
To wszystko jest ropa azerbejdżańska. Azerowie bowiem w swojej polityce praktycznie w całości postawili na eksport surowca na Zachód. Tyle że ropa w tym kraju powoli się kończy.
Pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłości będą te możliwości transportowe wykorzystywały firmy z Kazachstanu.
- Czy decyzja władz Unii Europejskiej o nieprzyznaniu statusu kandydata do Wspólnoty nie będzie działała jako element rozczarowujący i powodujący zmianę gruzińskich nastrojów na prorosyjskie?
Jedyne demonstracje, jakie w tej sprawie się odbywały w Tbilisi, były protestem przeciwko władzom gruzińskim, które nie wypełniają wcześniejszych zaleceń unijnych odnośnie standardów demokratycznych, takich jak niezależność sądownictwa, wolne media czy nieograniczająca demokracji ordynacja wyborcza. W tej sprawie Bruksela przedstawiła 12 punktów, które władze gruzińskie muszą zrealizować, jeśli chciałyby uzyskać status kandydata. Zalecenia zostały ogłoszone publicznie.
Gruzini więc wiedzą, z czego rozliczać swoje władze. Bo marzenie proeuropejskie jest tu powszechne. Tym bardziej więc nie widzę możliwości zmiany nastawienia Gruzji w kwestii kontaktów z Europą w dziedzinie energetyki.
wnp.pl