wtorek, 27 sierpnia 2024



Karol Byzdra, Energetyka24.com: o jakiej skali dzisiejszego ataku możemy mówić?

Maciej Zaniewicz, Forum Energii: Z całą pewnością mówimy o jednym z największych ataków. Po raz kolejny był on w dużej mierze wymierzony w system elektroenergetyczny. Przez dłuższy czas obserwowaliśmy względny spokój, co pozwoliło Ukraińcom w znacznym stopniu zniwelować problemy spowodowane wcześniejszymi atakami i ograniczyć czas planowanych wyłączeń energii elektrycznej. Dotychczas panowały stosunkowo optymistyczne nastroje, z nadzieją, że uda się przejść przez wrzesień bez wyłączeń, jednak dzisiejszy atak brutalnie zweryfikował tę rzeczywistość, i teraz jesteśmy pewni, że nie uda się tego osiągnąć.

Czy wiadomo już, jakie obiekty i elementy infrastruktury energetycznej zostały zniszczone?

Jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o szczegółach ataku. Nawet sam operator nie jest chętny do dzielenia się informacjami i wciąż liczy straty. Na ten moment można jednak stwierdzić, że oprócz elektrowni, które wcześniej były głównymi celami, tym razem zaatakowane zostały także stacje elektroenergetyczne.

Dlaczego akurat stacje elektroenergetyczne?

Nie da się ich w pełni zabezpieczyć. W Ukrainie wdrażany jest program ochrony tych stacji, mający na celu m.in. uchronienie ich przed odłamkami, co w pewnym stopniu zwiększa ich bezpieczeństwo. Głównym problemem jest jednak fakt, że centralnym elementem każdej stacji jest transformator z łatwopalnym olejem. Pożary takich transformatorów są szczególnie groźne, ponieważ płonący olej szybko się rozprzestrzenia i jest trudny do ugaszenia. W związku z tym ochrona pasywna tych obiektów jest niemal niemożliwa.

(...)

Rozumiem, wrócimy w takim razie do tematu. Zbliżamy się do końca lata, a wkrótce wiele państw rozpocznie przygotowania do sezonu grzewczego. Co takie ataki oznaczają w kontekście nadchodzącej zimy?

Ataki przed zimą, zwłaszcza te skoordynowane, skierowane zarówno na źródła wytwarzania energii, jak i na stacje elektroenergetyczne, mogą oznaczać, że Ukraina nie tylko będzie musiała zmagać się z niedoborem energii elektrycznej, ale również nie będzie mogła w pełni zaspokoić tego deficytu przez import.

Do tej pory import energii stanowił istotne uzupełnienie, zajmując drugie miejsce w miksie energetycznym po energetyce jądrowej. Jeśli tego typu ataki będą się ponawiać, import i przesył energii elektrycznej z zachodu Ukrainy na wschód może być znacząco utrudniony. (...)

Co mogą teraz zrobić państwa wspierające Ukrainę?

Przede wszystkim Ukraina pilnie potrzebuje wzmocnienia obrony powietrznej, aby zredukować skutki obecnych ataków i zwiększyć odporność na przyszłe zagrożenia, które z dużym prawdopodobieństwem będą miały miejsce. Drugim kluczowym obszarem wsparcia jest finansowanie oraz dostarczanie technologii na rzecz odbudowy i modernizacji systemu elektroenergetycznego, co stanowi ogromne wyzwanie. Choć podejmowane są koordynowane działania w tym zakresie, celem Rosjan jest spowodowanie jak największych zniszczeń, niezależnie od skali wsparcia, jaką Ukraina otrzymuje. Można to postrzegać jako wyścig między siłami destrukcyjnymi a wysiłkami odbudowującymi. Wynik tego wyścigu zdecyduje, czy Ukraińcy będą mieli dostęp do energii elektrycznej i ogrzewania, czy też będą musieli zmierzyć się z ich brakiem.

energetyka24.com


Zatrzymanie Pawła Durowa we Francji skupiło na sobie uwagę mediów. Jednak wielu komentatorów zdaje się nie dostrzegać roli, jaką Durow i prowadzone przez niego media pełnią w rosyjskim przemyśle kłamstwa. Co więcej, reakcje niektórych ludzi Zachodu na zatrzymanie Rosjanina przepełnione są opiniami o „wolności słowa” i „standardach”, jakie ponoć rosyjski Telegram spełnia.

Przypomina to typową próbę uwiarygodnienia platformy, która wykorzystywana jest przez Kreml do działań wymierzonych w Zachód. Działalność spółek Durowa jest dla Moskwy bardzo ważna, a prezentowanie go jako szefa medium społecznościowego wynika z braku świadomości czym de facto jest Telegram.

Rosyjski Telegram nie jest w żadnej mierze odpowiednikiem zachodnich mediów społecznościowych. To wprzęgnięta w system rosyjskich służb specjalnych platforma do prowadzenia operacji wywiadowczych, operacji wpływu oraz wojny w cyberprzestrzeni. Spółka prowadząca telegram jest używana jako narzędzie działań ofensywnych przeciwko krajom NATO.

Z jednej strony Telegram służy do infekowania odbiorców treściami produkowanymi przez rosyjski przemysł propagandy. Najważniejsi propagandyści rosyjscy są tam obecni i prowadzą popularne kanały komunikacji, często przenikające również do zachodniej infosfery. Jednak wiele kanałów, grup na TE jest wprost prowadzonych przez rosyjskie służby wywiadowcze, które prowadzą za ich pomocą operacje dezinformacyjne czy operacje wpływu. Te działania są elementem realizacji strategicznych celów Kremla i realizują założenia rosyjskiego imperializmu. W oparciu o struktury informacyjne TE prowadzone są więc operacje wywiadowcze Rosji przeciwko Zachodowi.

Zasoby Telegrama są również wykorzystywane do działań z zakresu wojny cybernetycznej. Rosyjskie służby specjalne chętnie wykorzystują „cywilne” grupy hakerskie do działań w cyberprzestrzeni. One zaś korzystają również z zasobów rosyjskich spółek technologicznych. Do takich należy telegram. Zresztą sama aplikacja TE, oferowana przez rosyjskiego producenta, uchodzi za ofensywną i niebezpieczną dla użytkowników, co związane jest m. in. z możliwością prowadzenia za jej pośrednictwem operacji wywiadowczych i zbierania danych o użytkowniku.

(...)

x.com/StZaryn


Francuskie władze zatrzymały Pawła Durowa w związku z podejrzeniami o to, że jego platforma społecznościowa Telegram była wykorzystywana do rozpowszechniania pornografii dziecięcej, handlu narkotykami i przestępczości zorganizowanej.

Wynika to z faktu, że Telegram jest szeroko wykorzystywany przez rosyjskie wojsko do komunikacji na polu bitwy, ponieważ ma ono problemy z wdrożeniem własnego bezpiecznego systemu komunikacji. Jest to również główne narzędzie prowojennych blogerów wojskowych i mediów — a także milionów zwykłych Rosjan.

"Praktycznie zatrzymali szefa komunikacji rosyjskiej armii" — napisał na Telegramie rosyjski bloger wojskowy o nazwie Włączony Z War.

Autor kanału o nazwie Dwa Kierunki stwierdził, że rosyjscy specjaliści pracują nad alternatywą dla Telegrama, ale Główny Zarząd Łączności Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej "nie wykazał rzeczywistego zainteresowania" udostępnieniem takiego systemu rosyjskim żołnierzom. Autor twierdzi, że aresztowanie Durowa może w rzeczywistości przyspieszyć rozwój niezależnego systemu komunikacji.

Rosyjscy decydenci są jednak zaniepokojeni.

(...)

Władze rosyjskie obawiają się, że Durow może przekazać władzom francuskim klucze szyfrujące i w ten sposób zapewnić im dostęp do zaszyfrowanej komunikacji na platformie.

(...)

"Każdy, kto jest przyzwyczajony do korzystania z platformy do prowadzenia poufnych rozmów, powinien natychmiast je stamtąd usunąć i już ich tam nie prowadzić. Durow został zamknięty, bo władze francuskie chcą zdobyć klucze (do zaszyfrowanej komunikacji — red.). I zamierza im je dać" — napisała na Telegramie kremlowska propagandystka Margarita Simonjan.

Brak moderacji treści na Telegramie sprawił, że stał się on rajem dla osób zajmujących się nielegalnym handlem bronią i narkotykami na Zachodzie, a na Wschodzie narzędziem komunikacji, werbowania sabotażystów i siania propagandy — powiedział POLITICO Nazar Tokar, szef Kremlingrama — grupy śledczej aktywistów badających bezpieczeństwo na Telegramie i jego potencjalne powiązania z Kremlem.

— Rosjanie robią wszystko przez Telegrama. Rekrutują agentów i ludzi do kontruderzeń. Dziś popularną kampanią jest rekrutacja ludzi, którzy będą niszczyć ukraińskie samochody wojskowe. I jest to całkiem skuteczne. Za jego pomocą koordynują swoje działania wojskowe — powiedział Tokar.

(...)

Tokar twierdzi, że Telegram stał się tak popularny nie tylko dlatego, że jest wygodny i szybki, ma własną kryptowalutę i wiele bezpłatnych funkcji, ale także dlatego, że zapewnia dostęp do podziemia nielegalnych usług.

— Wystarczy zainstalować bezpłatną aplikację, aby uzyskać łatwy dostęp do podmiotów oferujących sprzedaż broni, narkotyków, treści zawierających przemoc... czegokolwiek. Wszystko to jest tam dostępne, wystarczy wyszukać. Na innych komunikatorach nie jest to tak łatwe — powiedział Tokar.

onet.pl/BILD


Beata Baszkirowa, urodzona w Jakucji w 1987 r., jest pierwszą dokumentalistką, która zajmuje się Putinem i konsekwencjami jego polityki. Towarzyszyła samozwańczemu szamanowi Gabyszewowi i jego grupie przez kilka dni podczas marszu do Moskwy. Szczególnie zainteresowały ją "przepowiednie" egzorcysty.

"Kiedy nadszedł rok 2020, szaman wciąż podkreślał: »Ludzie, nastały nowe czasy, wszystko będzie teraz inne, w tym roku zmieni się światopogląd wszystkich ludzi na planecie«. A w 2020 r. wybuchła pandemia, tak, ludzkość przechodziła do innej rzeczywistości. Jego słowa okazały się prorocze" — powiedziała.

Aleksiej Prianisznikow, prawnik Gabyszewa, podejrzewa w filmie, że Putin boi się mistycznej mocy swojego klienta. "Moi znajomi Jakuci często mówili: »znajomy mojego znajomego wykonał pewne rytuały dla samego Putina«. Ale oczywiście to wszystko jest bardzo tajne, niemożliwe do udowodnienia. Nie twierdzę, że Putin odprawia szamańskie rytuały" — wyjaśnił autor.

(...)

"Bóg powiedział mi, że Putin jest demonem" — powiedział szaman w kręgu swoich zwolenników. "Natura go nie lubi. Tam, gdzie jest Putin, zawsze są katastrofy, ataki terrorystyczne i wojny. Kiedy Putin przechodzi, zawsze zostawia za sobą brudny ślad. On nie jest ziemianinem, a jego zwolennicy to wprowadzeni w błąd ludzie, którzy sprowadzili na manowce połowę jego narodu".

Lato 2019. Chociaż ukraińskie miasta nie były jeszcze codziennie bombardowane przez rosyjską armię, Nawalny wciąż żył, a Prigożyn nie dzierżył jeszcze młota kowalskiego jako emblematu Grupy Wagnera, rosyjskie społeczeństwo obywatelskie już wtedy było w bardzo trudnej sytuacji.

"Wielokrotnie wspominałem o szamanie Gabyszewie w moim programie, za pierwszym razem żartowałem, za drugim się śmiałem, ale teraz wcale mnie to nie śmieszy. Putin jest zafiksowany na punkcie astrologii i ezoteryki, a ten szaman wywołuje u niego panikę. Upewniają się, że szaman nie uderzy w swój tamburyn" — skomentował marsz szamana na Moskwę Aleksiej Nawalny.

W miarę jak szaman maszerował, dołączało do niego coraz więcej podobnie myślących ludzi. Jednym z nich był Jewgienij, znany jako "Kruk", który odpowiadał za bezpieczeństwo w grupie i sprawdzał wiarygodność nowych zwolenników. Kruk kontrolował między innymi pieniądze przesyłane przez sympatyków z całej Rosji.

Tylko kilkadziesiąt osób towarzyszyło Gabyszewowi, ale szaman liczył, że im bliżej Moskwy, tym zjawi się więcej podobnie myślących ludzi. Grupa dotarła więc do miasta Czyta, gdzie szaman Gabyszew wziął udział w wiecu "Rosja bez Putina".

"Demokracja powinna być bez strachu. Teraz ludzie boją się wypowiadać, boją się zwolnienia. Po prostu nasza władza państwowa jest bezgranicznie demoniczna. Ludzie są wpędzani w sztuczną depresję. Szaman może wyleczyć naturalną depresję w mgnieniu oka, ale tylko czary mogą wyleczyć tę sztuczną depresję. Czarownik wpędził cały kraj w iluzję strachu i depresji, ale biały czarownik, taki jak ja, może zniszczyć tę obsesję" — powiedział Gabyszew.

Pod koniec sierpnia 2019 r. szaman udał się do miasta Ułan Ude, gdzie został przyjęty nie tylko przez licznych zwolenników, ale także przez tak zwanych "szamanów przyjaznych Putinowi". Wezwali oni Gabyszewa do porzucenia planów obalenia Putina. Podczas wiecu przeciwko wynikom wyborów na burmistrza w Ułan Ude doszło do starć z policją.

Stało się jasne, że szaman Gabyszew nie był tylko dziwnym podróżnikiem, ale działaczem społecznym, który zgromadził setki podobnie myślących antyputinowskich aktywistów z Dalekiego Wschodu i Transbaikalii.

W połowie września tego samego roku rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) umieściła szamana na swojej liście poszukiwanych. Kilka dni później dwa autobusy uzbrojonej policji zaatakowały prowizoryczny obóz Gabyszewa na granicy z obwodem irkuckim.

W tym momencie szaman przeszedł ok. 3000 km. Później został przywieziony z powrotem do Jakucka i przyjęty do kliniki psychiatrycznej w celu postawienia diagnozy. Ale to nie powstrzymało szamana. Wiosną 2020 r. ogłosił nowy marsz na Moskwę.

Reakcja policji była przewidywalna. Specjalne siły policyjne i załoga karetki pogotowia wtargnęły do domu Gabyszewa i ponownie zabrały go do kliniki psychiatrycznej.

(...)

W połowie stycznia 2021 r. Gabyszew ogłosił plany nowej operacji. W marcu chciał wjechać do Moskwy na białym koniu, a jego zwolennicy mieli mu towarzyszyć w samochodach. W rezultacie 50 funkcjonariuszy policji włamało się do jego domu, aby ponownie zabrać go do szpitala psychiatrycznego.

Rzekomo walczył z nimi pogrzebaczem i jakucką włócznią, raniąc policjanta w nogę. Prawnik Gabyszewa uważa ten epizod za nieudowodniony. Jednak umożliwiło to śledczym wszczęcie postępowania karnego przeciwko szamanowi za atak na policjanta i umieszczenie go w szpitalu psychiatrycznym z intensywnym monitorowaniem w celu przymusowego leczenia. Kanibale i seryjni mordercy są często umieszczani w takich placówkach. Od tego czasu Gabyszew nie został zwolniony, a jego prawnik bezskutecznie starał się o przeniesienie szamana do innego szpitala o łagodniejszych warunkach.

(...)

Jednak Aleksiej Nawalny całkiem słusznie zwrócił uwagę na to, że Władimir Putin najwyraźniej wierzy w egzorcyzmy i obawia się wpływu sił nieziemskich. Putin ani razu nie wymienił Aleksieja Nawalnego z nazwiska — dopóki nie kazał go zabić. 17 marca 2024 r. prezydent Rosji po raz pierwszy publicznie wymienił nazwisko Nawalnego. Według jednej z wersji Putin nie wymienił nazwiska Nawalnego za jego życia, aby nie dodawać mu energii i władzy.

(...)

Arcykapłan Andriej Kordoczkin napisał w "Nowej Gaziecie", że światopogląd Putina był dziwaczną mieszanką prawosławia, komunizmu, magii, astrologii, numerologii, szamanizmu i kabalizmu. Zbudował swój system wierzeń w taki sposób, że kult Putina musi obejmować żywych i umarłych w postaci zdjęć weteranów II wojny światowej w procesji "Nieśmiertelnego Pułku", Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej i wreszcie samego Boga w nowo wybudowanej świątyni rosyjskich sił zbrojnych.

onet.pl/Die Welt


Czy na tym tle rodzą się społeczne niepokoje, które mogą się przełożyć na sytuację polityczną? W Ukrainie trwa stan wojenny, który nie pozwala organizować wyborów, mimo że kadencje prezydenta i Rady Najwyższej dobiegły już końca. Polityczne napięcia nie znajdują więc ujścia. Dyskusja o przeprowadzeniu wyborów wraca jednak od czasu do czasu.

— Mam wrażenie, że w Ukrainie jest konsensus ws. wyborów — żeby ich nie robić. Społeczeństwo, mimo że ma swoje pretensje do Zełenskiego, nie popiera organizacji wyborów w sytuacji wojny. Jakiś czas temu ukraińskie partie polityczne podpisały swego rodzaju porozumienie, że również są przeciwko robieniu wyborów. Prezydent i Rada Najwyższa w dalszym ciągu mają mandat do sprawowania władzy na podstawie konstytucji i ustawy o stanie wojennym. Sam prezydent Zełenski też się do wyborów nie pali. Ale rzeczywiście taka dyskusja się od czasu do czasu toczy i są dwa obozy. Jeden uważa, że trzeba przeprowadzić wybory mimo wszystko, zwłaszcza że nie wiadomo, ile stan wojenny potrwa. Ja się skłaniam do argumentów tego obozu, który twierdzi, że to bardzo zły pomysł, bo z przyczyn czysto technicznych tego się po prostu nie da zrobić zgodnie ze standardami OBWE. Nie da się przeprowadzić kampanii wyborczej, umożliwić zgromadzeń i swobody agitacji, nie da się przeprowadzić głosowania na terenach okupowanych. A gdyby się to nawet udało w warunkach wojny, to znajdzie się tysiąc powodów, by podważyć wiarygodność takich wyborów. Jak już mówiłem, panuje generalny konsensus co do tego, że wybory powinny się odbyć po zakończeniu stanu wojennego. Ale to, że jest konsensus co do nieprzeprowadzania wyborów w czasie wojny, to nie znaczy, że jest konsensus co do wszystkich innych spraw.

Minął okres jednoczenia się wokół flagi?

— Tak, ten okres konsolidacji minął. Rodzi się coraz więcej wewnętrznych napięć. Wynika to ze zmęczenia ukraińskiego społeczeństwa wojną, ale i po części z tego, że Zełenski, który słabnie, jeśli nie ma sukcesów na froncie, zmuszony jest wprowadzać niepopularne decyzje, jak np. nowe zasady mobilizacji do wojska. Obciążają go także skandale korupcyjne. Wykorzystują to politycy opozycji, którzy walczą o polityczne przetrwanie, bo ograniczająca debatę publiczną sytuacją stanu wojennego i model władzy, który wytworzyła, sprawia, że opozycja jest mocno zmarginalizowana. Dlatego politycy muszą walczyć o uwagę, by mieć w ogóle szanse na udział we władzy w powojennej Ukrainie.

Gdy rozmawiałam z ukraińskim publicystą Witalijem Portnikowem, mówił, że obawia się, że trwająca bez perspektywy zakończenia wojna będzie systematyczne niszczyć wszystkie sfery życia i doprowadzi Ukrainę do takiego stanu, w jakim jest np. dzisiejszy Liban. Czyli państwa upadłego, gdzie nastąpił pełny rozkład instytucjonalny i społeczny. Ukraińcy są zmęczeni wojną, ale dyskusja o jakichś koncesjach terytorialnych na rzecz Rosji, oczywiście tylko wtedy, gdy Ukraina otrzymałaby gwarancje bezpieczeństwa, np. w postaci wejścia do NATO, to chyba wciąż jest temat tabu. Jak pan widzi perspektywę zakończenia wojny?

— Moim zdaniem ta wojna będzie się decydować na froncie. Jej zakończenie będzie możliwe w sytuacji, gdy Ukraina będzie albo dramatycznie przegrywać, albo będzie odwrotnie i Ukraińcy będą odnosić sukcesy na froncie, zmuszając Putina do zaprzestania wojny. Żeby to się wydarzyło, Ukraina musiałaby dostać znacznie większą pomoc militarną od Zachodu i poprawić swój system szkolenia i mobilizacji żołnierzy. To sytuacja militarna będzie decydować o tym, która ze stron będzie gotowa na jakie ustępstwa.

Gdyby Ukraina musiała wybierać, czy suwerenność, czy terytorium, to moja intuicja mówi, że wybrałaby suwerenność. Rosjanie zajęli kilkanaście procent terytorium Ukrainy, a przez ostatnie miesiące – do operacji kurskiej – społeczeństwo ukraińskie obserwowało kolejne straty. Tymczasem komunikacja strategiczna cały czas prowadzona jest tak, jakby była jesień 2022 r., kiedy armia ukraińska odbiła Charkowszczyznę i Chersoń, odnosiła sukcesy. Te rzeczywistości się rozmijają i Ukraińcy zaczęli to dostrzegać. Badania opinii publicznej pokazują, że rośnie powoli odsetek osób, które byłyby w stanie zaakceptować negocjacje z Rosją i nawet jakieś ustępstwa. Część Ukraińców zaczyna się też zastanawiać, po co Ukrainie kompletnie zrujnowany, prorosyjski Donbas. Trzeba jednak pamięć, że kwestia negocjacji pokojowych rozbija się również o sytuację poza Ukrainą, przede wszystkim o wybory w Stanach Zjednoczonych i o to, jaki będzie pomysł nowej administracji, czy Trumpa, czy Harris, na rozwiązanie tego konfliktu. Kijów nie wejdzie do realnych negocjacji, jeśli Zachód nie zapewni mu gwarancji bezpieczeństwa – optymalnie członkostwa w NATO i środków na odbudowę kraju ze zniszczeń, a Rosja nie będzie na tyle przyciśnięta do muru, by zgodzić się na ustępstwa, a nie – jak obecnie – obstawać de facto przy żądaniu kapitulacji i politycznego podporządkowania Ukrainy. 

newsweek.pl