niedziela, 21 czerwca 2020


Jeżeli uznamy za pewnik, że celem każdej wojny jest uzyskanie lepszej sytuacji niż przed wojną, musimy zauważyć, że pierwszą wojnę światową (1914–1918) przegrali wszyscy jej główni europejscy uczestnicy.

Państwom ententy, które formalnie „wygrały” ów światowy konflikt, zwycięstwo przyniosło jedynie pogorszenie ich sytuacji. Na przykład Wielka Brytania wydała na wojnę 8 miliardów funtów, czyli kilkadziesiąt razy więcej niż warta była cała jej marynarka wojenna. W ostatecznym rozrachunku zapłaciła za zwycięstwo w wojnie cenę, która w niewyobrażalny sposób przewyższała wszelkie rzeczywiste lub rzekome straty spowodowane przez niemiecką konkurencję przemysłowo–handlową. W czasie czterech lat wojny operacje finansowo–kredytowe, które do tej pory przeprowadzały banki londyńskiego City, przeniosły się w większości na Wall Street. Spowodowało to szybki przepływ angielskich zasobów kapitałowych za ocean. Wielka Brytania, która przystępowała do wojny jako wszechświatowy wierzyciel, kończyła ją jako kraj–dłużnik.

Belgia i północna Francja leżały w gruzach. Francuzi zyskali tylko moralną satysfakcję, ponieważ wyrównali rachunki z odwiecznym wrogiem, no i pod względem wojskowym stali się najsilniejszym państwem w Europie. Ale bez względu na to, jak różnorodne były konsekwencje wojny, dominowało jedno uczucie — rozczarowanie. Wszyscy postrzegali konflikt z 1914 roku jako nieodwracalną katastrofę, która doprowadziła do psychologicznego załamania cywilizacji europejskiej i zniszczenia wielkich ideałów. „Naszemu pokoleniu zabrakło wielkich słów” — zwracał się do swoich współczesnych pisarz D. H. Lawrence. W świadomości milionów ludzi bieg historii rozpadł się na dwa niezależne nurty — „przed” wojną i „po” wojnie. „Przed wojną” — ogólnoeuropejska przestrzeń prawna i gospodarcza, ciągły rozwój nauki, techniki i gospodarki, stopniowe, lecz stałe rozszerzanie sfery swobód obywatelskich.

„Po wojnie” — rozpad Europy, przekształcenie dużej jej części w konglomerat drobnych państw, często o policyjnym systemie rządów i kierujących się prymitywną nacjonalistyczną ideologią, nieustanny kryzys gospodarczy, powrót do totalnej kontroli jednostki.

Na europejskiej wojnie skorzystały jedynie Stany Zjednoczone i Japonia, które wreszcie oficjalnie uzyskały status „mocarstw”.

Europa zaś podzieliła się na „zwycięzców” i „zwyciężonych”. Tych ostatnich zmuszono, by zapłacili za wszystko. Wersalski traktat pokojowy z 1919 roku nie był aktem ustanowienia pokoju lepszego niż przed wojną, ale narzędziem ukarania pokonanych, przede wszystkim Niemiec, i zainicjował wszystkie kryzysy i konflikty następnego dwudziestolecia. Stało się tak nie dlatego, że jego postanowienia były nazbyt surowe, ale ponieważ naruszał warunki zawieszenia broni z 11 listopada 1918 roku.

Władimir Bieszanow - Pogrom pancerny 1941 roku

Kluczowym elementem modelu korporacjonistycznego są tzw. keiretsu – konglomeraty, łączące przemysł, handel i, co ciekawe, banki – wywodzące się z rodzinnych karteli przemysłowych zaibatsu, z których najstarsze Mitsubishi, Mitsu, Sumitomo i Yasuda sięgały epoki szogunatu Tokugawa.

Dzięki poziomym (międzybranżowym) i pionowym (w ramach jednego łańcucha wartości) aliansom poszczególne firmy mogły niezwykle skutecznie walczyć z konkurencją, głównie zagraniczną, ale również wewnętrzną.

Keiretsu, które same funkcjonowały w ramach stabilnych i uporządkowanych bloków, stworzyły ekstremalnie konkurencyjne otoczenie biznesowe, szczególnie w sektorach ukierunkowanych na rynki międzynarodowe.

Rząd bacznie się im przyglądał i obdzielał przywilejami finansowymi. Firmy starały się nadążyć jedna za drugą, kopiując projekty nowych produktów i innowacyjne techniki produkcji. Kto pozostałby w tyle, ryzykowałby utratę reputacji.

W praktyce ta wewnątrzkrajowa konkurencja oznaczała, że ??nowe pomysły i technologie były absorbowane z niezwykłą szybkością.

Każdy z pierwotnie 8 keiretsu był obsługiwany przez jeden bank, który udzielał kredytów zrzeszonym spółkom i posiadał w nich udziały. Dzięki opiece roztaczanej przez banki, praktycznie nie istniało zjawisko wrogich przejęć.

Sytuacja skomplikowała się po kryzysie z początku lat 90., który pozostawił banki z masą nieściągalnych długów. Rząd sztucznie utrzymywał przy życiu te tzw. banki zombie, wiedziony tym samym instynktem, który lata później ujawnią Amerykanie i Europejczycy (por. „too big to fail”).

(...)

Fundamentem japońskiej organizacji pracy jest filozofia Kaizen (dosłownie: zmiana na lepsze), która polega na zaangażowaniu wszystkich członków organizacji, niezależnie od szczebla, w stałe poszukiwanie pomysłów udoskonalenia wszystkich obszarów organizacji.

Co charakterystyczne, Kaizen nie jest tylko koncepcją zarządzania, lecz częścią kultury japońskiej, odnoszącą się do nieprzerwanego dążenia do doskonałości w życiu osobistym, rodzinnym, jak i zawodowym.

(...)

Fascynacja efektywnością japońskiego modelu zarządzania /spowodowała, że/ firmy w Europie i USA próbowały go naśladować, jednak efekty były dalekie od oczekiwanych. Zachodnie przedsiębiorstwa zorientowane na krótkoterminowe projekty poprawy, generowanie zysku dla akcjonariuszy, oceniające swoich pracowników na podstawie osiągnięć w krótkich okresach, nie były w stanie sprostać filozofii mozolnego, długotrwałego doskonalenia organizacji w każdym aspekcie jej działalności.

Sami Japończycy przypisują swój sukces staranności, oszczędności i harmonijnej współpracy. Jednak za piękną fasadą harmonii kryje się niepokojące pytanie, na ile jest ona zasługą starannie pielęgnowanej atmosfery zaufania i wspólnego przedsięwzięcia, a na ile – restrykcyjnego systemu kontroli wewnętrznej.

Nawet jeśli duszące ograniczenia stanowią tylko połowę obrazu, to w kulturze Zachodu są nie do zaakceptowania. Najlepszą bodaj egzemplifikacją zachodniego indywidualizmu jest kultura Doliny Krzemowej, która – ze swoim hasłem przewodnim „move fast and break things” – przedkłada dynamizm i to, co menedżerowie bez względu na narodowość zgodnie określają angielskim „disruption”, nad statyczną stabilność i niezawodność.

obserwatorfinansowy.pl

Przed wyborami parlamentarnymi na Węgrzech w 2014 roku rachunki za energię obniżono o jedną trzecią, a rząd oczywiście nie omieszkał pochwalić się przed obywatelami, że jest to zasługą polityki prowadzonej przez Fidesz. Wiele zagranicznych firm energetycznych zdecydowało się wtedy sprzedać rządowi swoje aktywa na Węgrzech. Fidesz wygrał wybory parlamentarne z przygniatającą przewagą.

– Tania energia to był wątek przewodni już od pierwszej kadencji Orbána – powiedział Ákos Hadházy, były członek Fideszu, a obecnie niezależny parlamentarzysta. – To spowodowało wielkie straty dla dostawców energii, ale oczywiście było bardzo popularne w społeczeństwie.

(...)

Utrzymanie tego systemu wymaga konkurencyjnych cen importowych i pomoc Rosji jest w tym przypadku kluczowa.

Rosja jest dla Węgier największym dostawcą, zarówno jeżeli chodzi o gaz jak i energię nuklearną – łącznie przypada na nią obecnie połowa dostaw w całym energetycznym miksie, a według rządowej strategii energetycznej do 2030 roku odsetek ten ma wzrosnąć do ok. 60 proc.

– Logika jest taka, że Rosja dostarcza tanią energię, a Orbán w zamian za to stwarza problemy w UE i NATO – powiedział Tamás Pletser, analityk w budapesztańskim oddziale Erste Bank, tłumacząc dlaczego Rosja może być zainteresowana w zacieśnianiu relacji z krajem, który często pozostaje w kontrze do innych państw członkowskich UE.

Rosja dostarcza niemal całość z ośmiu do 10 mln metrów sześciennych gazu, jakie zużywają rocznie węgierscy konsumenci.

W 2015 roku Gazprom obniżył ceny gazu dla Węgier o około 25 procent, powiedział Attila Holoda, który w 2012 roku był zastępcą sekretarza stanu ds. energetyki, a obecnie kieruje firmą konsultingową Aurora Energy.

To nie jedyny gest ze strony Rosji. Kiedy w 2013 roku kończył się długoterminowy kontrakt na dostawy gazu dla Węgier, Gazprom zrezygnował z klauzuli obowiązkowego wykupu przez klienta określonych ilości surowca, bez względu na to, czy może on je wykorzystać, czy nie.

Taki dyktat Gazpromu budził liczne kontrowersje wśród innych odbiorców w regionie, a rezygnacja z niego umożliwiła rosyjskiemu gigantowi energetycznemu kontynuację dostaw gazu na Węgry w niezmniejszonych ilościach do 2018 roku.

(...)

Tani gaz z Rosji pozwala również Fideszowi finansować jego kampanie polityczne. W 2015 roku zysk netto państwowego koncernu energetycznego MVM wyniósł 14,7 mld forintów (42 mln euro). Kiedy w kolejnym roku rosyjska obniżka cen weszła w życie, zysk skoczył do 48,4 mld forintów.

Przed wyborami w 2018 roku MVM zasiliło sumą 500 mln forintów Forum Jedności Obywatelskiej, powiązaną z rządem organizację, która atakuje polityków opozycji i UE.

Kreml jest również zaangażowany w nuklearną działalność MVM. Państwowa rosyjska agencja atomistyki, Rosatom jest najważniejszym dostawcą w wartym 12 mld euro projekcie rozbudowy elektrowni atomowej Paks. Moskwa finansuje 80 procent tej inwestycji.

onet.pl