10 maja wojska rosyjskie przekroczyły granicę w obwodzie charkowskim, uderzając na trzech kierunkach na północ i północny wschód od Charkowa. W ciągu czterech dni wyparły obrońców na głębokość 5–6 km od granicy i doprowadziły do połączenia sił, tworząc nowy odcinek frontu o szerokości do ok. 60 km. Pod kontrolą agresora znalazło się – zależnie od źródeł – od 9 do 13 przygranicznych wiosek oraz część Wołczańska, będącego głównym węzłem komunikacyjnym na północny wschód od Charkowa. Poza trwającymi walkami o Wołczańsk Rosjanie próbują także przełamać ukraińską obronę na północ od stolicy obwodu w rejonie miejscowości Łypci.
Agresor wykorzystał do ataku stosunkowo niewielkie siły – pierwszego dnia działań liczyły one ok. 2 tys. żołnierzy (cztery–pięć batalionów), a w kolejnych dniach wzrosły do kilku tysięcy. Aktualnie trzon rosyjskiego zgrupowania w sile około pięciu batalionów zaangażowany jest w rejonie Wołczańska. Doniesienia szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Ołeksandra Łytwynenki o zaangażowaniu przez najeźdźców w walki 30 tys. żołnierzy, podczas gdy całe zgrupowanie liczy ich 50 tys., należy traktować jako element wojny informacyjnej. Szczupłość sił agresora podkreślają uspokajające komunikaty Kijowa, że nie ma obecnie zagrożenia uderzeniem na Charków. W przekazie ukraińskim i zachodnim dominuje pogląd, że celem Rosjan jest stworzenie po ukraińskiej stronie granicy strefy buforowej mającej zmniejszyć prawdopodobieństwo ostrzału terytorium FR (głównie Biełgorodu), co Moskwa sugerowała od kilku miesięcy.
Rosyjski atak wykazał słabość obrony ukraińskiej. Mimo trwających kilkanaście miesięcy przygotowań do odparcia potencjalnej rosyjskiej ofensywy linie umocnień nie zostały należycie zorganizowane, a w ukraińskim przekazie pojawiły się oskarżenia o defraudację części przeznaczonych na ten cel środków. Miejscowości leżące przy samej granicy znajdowały się de facto w szarej strefie i najprawdopodobniej w ogóle nie były bronione. Osobną kwestię stanowi nieprzygotowanie odpowiedzialnych za obronę tego odcinka granicy jednostek, będące konsekwencją ogólnego wyczerpania – kadrowego, amunicyjnego i sprzętowego – armii ukraińskiej. 11 maja doszło do zmiany dowódcy Operacyjno-Taktycznego Zgrupowania Wojsk „Charków”, w ramach której mianowanego zaledwie dwa miesiące wcześniej generała Jurija Hałuszkina zastąpił generał Mychajło Drapatyj (pozostaje on zastępcą szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy). Spowolnienie postępu Rosjan wymagało od ukraińskiego dowództwa ściągnięcia odwodów, a według części źródeł – także doświadczonych i lepiej przygotowanych pododdziałów z innych odcinków frontu.
(...)
8 maja Rosjanie przeprowadzili kolejny zmasowany atak rakietowy na ukraińską infrastrukturę energetyczną. Ponownie zaatakowali trzy należące do koncernu DTEK elektrownie cieplne – Bursztyńską w obwodzie iwanofrankiwskim, Ładyżyńską w obwodzie winnickim oraz Dobrotwirską w obwodzie lwowskim, a także dwie elektrownie wodne Ukrhidroenerho – Dnieprzańską w Zaporożu i Krzemieńczucką. Trafione zostały obiekty infrastruktury energetycznej w obwodach kijowskim, kirowohradzkim i połtawskim. Operatorzy potwierdzili, że uszkodzenia doprowadziły do wyłączenia obiektów z eksploatacji. Według informacji nieoficjalnych pracuje zaledwie jedna z dużych ukraińskich elektrowni cieplnych – Krzyworoska. W obwodzie lwowskim po raz kolejny zaatakowano obiekt Naftohazu koło miasta Stryj.
Głównym celem rosyjskich ataków na zapleczu frontu pozostaje Charków. W miasto codziennie uderzały pociski rakietowe, drony kamikadze bądź kierowane bomby lotnicze. Dwukrotnie (11 i 12 maja) celem ataku rakietowego były Sumy. 8 maja uszkodzona została infrastruktura kolejowa (w tym dworzec) w Chersoniu, a następnego dnia lotnisko w Mikołajowie oraz najprawdopodobniej infrastruktura wojskowa w obwodach czernihowskim i odeskim. Ogółem od wieczora 7 maja do rana 14 maja agresor miał wykorzystać 87 rakiet (w tym 55 w ataku na infrastrukturę energetyczną 8 maja), z których obrońcy zadeklarowali zestrzelenie 42 (w tym 8 maja – 39), oraz 61 „szahedów” (zniszczonych miało zostać 57).
(...)
Siły ukraińskie kontynuowały ataki na obiekty infrastruktury paliwowej na terenach okupowanych i w głębi Rosji. 7 maja wieczorem celem była baza paliwowa w Ługańsku, w której – najprawdopodobniej w wyniku uderzenia pocisków ATACMS – doszło do pożaru. Dwa dni później celami dronów kamikadze były należąca do Gazpromu rafineria w miejscowości Saławat w Baszkortostanie (1300 km od linii styczności), gdzie doszło do uszkodzenia instalacji i pożaru, oraz baza paliwowa w Juriwce w Kraju Krasnodarskim, która najprawdopodobniej nie została trafiona. Znaczących efektów nie przyniósł także atak na rafinerię w Kałudze 10 maja. Sukcesem zakończyło się natomiast uderzenie w bazę paliwową w Roweńkach w obwodzie ługańskim. 12 maja dron kamikadze wywołał pożar na terenie rafinerii w Wołgogradzie, jednak nie odnotowano poważniejszych zniszczeń, a dzień później – w podstacji energetycznej w obwodzie lipieckim.
Po przekroczeniu przez wojska rosyjskie granicy ukraińskiej w obwodzie charkowskim 11 maja obrońcy zintensyfikowali ostrzał Biełgorodu, będącego główną bazą logistyczną agresora. Dzień później spadające szczątki – według strony rosyjskiej zestrzelonej ukraińskiej rakiety Toczka-U – miały się przyczynić do zniszczenia części budynku mieszkalnego w Biełgorodzie, w wyniku czego śmierć poniosło 15 osób, a 31 zostało rannych.
13 maja doszło do kolejnego ukraińskiego uderzenia na okupowany Krym z wykorzystaniem dronów kamikadze i pocisków manewrujących Storm Shadow. Wedle części źródeł doszło do uderzenia w obiekty „tajnej” bazy 3 pułku radiotechnicznego rosyjskich Sił Powietrzno-Kosmicznych na górze Aj-Petri (zginąć miał m.in. dowódca pułku), nie ma jednak potwierdzenia tej informacji.
osw.waw.pl