sobota, 5 marca 2022


Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy zaprzestał podawania informacji o przebiegu walk i położeniu stron. W komunikatach publikowanych w dziewiątej dobie walk ograniczył się do zarysowania ogólnej sytuacji na poszczególnych kierunkach operacyjnych, bądź poświęcił je wyłącznie przekazowi mającemu wspierać morale walczących wojsk i społeczeństwa. W toku zaciekłych bojów armia ukraińska ma utrzymywać wyznaczone rubieże na wszystkich kierunkach, a na części z nich kontratakować, zmuszając zdemoralizowanego i ponoszącego duże straty przeciwnika do wycofania. Wojska rosyjskie nie uzyskawszy powodzenia miały skupić się na atakowaniu celów cywilnych dopuszczając się do kolejnych zbrodni. Nieco bardziej stonowany komunikat wydał 5 marca rano minister obrony Ołeksij Reznikow zaznaczając, że wróg posunął się na niektórych kierunkach, ale kontroluje tylko niewielki obszar.

Ze szczątkowych informacji przekazywanych przez wojskowych i władze lokalne wynika, że na kierunku północnym (poleskim) siły rosyjskie przystąpiły do prac w zakresie zabezpieczenia inżynieryjnego terytorium wokół Kijowa (m.in. w rejonie Borodzianki). Od strony Mozyrza na Białorusi i granic Federacji Rosyjskiej wojska agresora mają rozwijać sieć rurociągów paliwowych, co 20-25 km umieszczając mobilne przepompownie. Na północ od ukraińskiej stolicy Rosjanie mieli zostać powstrzymani na linii Szybene-Katjużanka i mają tworzyć rejon umocniony w rejonie m. Dymer. Rozbudowę inżynieryjną terenu (budowanie umocnień i minowanie dojazdów) na granicach Kijowa prowadzą siły ukraińskie, zmierzające do przekształcone miasta w twierdzę. Rosjanie mają kontynuować operację okrążającą. Strona ukraińska za najgroźniejszą uznaje sytuację na kierunku Żytomierza, oraz w podkijowskich Buczy, Irpieniu i Wyszogrodzie. Na lewym brzegu Dniepru szczególnie ciężkie walki toczą się w rejonie Browary-Boryspol.

Informacje z lewobrzeżnej Ukrainy mają charakter szczątkowy. Trwa obrona Czernihowa, jedna z kolumn rosyjskich miała zostać zablokowana na zachód od miasta ze względu na zniszczenie przeprawy w m. Mychajło-Kociubińskie. Na kierunku słobodzkim siły ukraińskie mają prowadzić działania obronne i zadawać straty przeciwnikowi, jednakże Rosjanie zajęli Trostianiec w obwodzie sumskim. Po zwolnieniu przez wojska rosyjskie blokady Charkowa zintensyfikowały się działania ukraińskie na zapleczu agresora (pododdziały ukraińskie miały dojść do granicy). Brak informacji na temat sytuacji na południu obwodu charkowskiego, gdzie 4 marca pododdziały rosyjskie miały prowadzić natarcie na Nowoajdar i Siewierodonieck w obwodzie łuhańskim (siły ukraińskie związane są tam walką z tzw. separatystami). Rosja ma także kontynuować natarcie w kierunku północno-zachodnim, jednakże według informacji władz miasta Dniepr, Rosjanie nie weszli do położonego na jego obrzeżach Nowomoskowska. Na kierunku donieckim głównym ogniskiem walk pozostają okolica Mariupola, obleganego siłami 6 batalionowych grup taktycznych.

Zgrupowanie wschodnie wojsk rosyjskich na kierunku taurydzkim kontynuowało natarcie na kierunku Zaporoża, z kolei zgrupowanie zachodnie rozwijało ofensywę na kierunku północno-zachodnim zbliżając się do Południowoukraińskiej Elektrowni Jądrowej w Jużnoukrajinśku, 110 km od Mikołajowa. Po odstąpieniu części sił rosyjskich spod tego miasta, główne zgrupowania agresora rozmieszczone są o 60 km na północ m. Basztanka oraz 20 km na południe w m. Hałycynowe. Ukraińcy odzyskali kontrolę nad lotniskiem w Mikołajowie. Według strony ukraińskiej sztormowa pogoda uniemożliwiła przeprowadzenie rosyjskiego desantu w rejonie Odessa-Zatoka (Zatoka-Czarnomorsk), a rosyjskie okręty wycofały się na wysokość Krymu. Prowadzone były jednak uderzenie powietrzne na cele w obwodzie odeskim.

Według Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy dotychczasowe szacunkowe straty rosyjskie wyniosły: 10 tys. żołnierzy (zabitych i rannych), 269 czołgów, 945 pojazdów opancerzonych, 105 systemów artyleryjskich, 50 wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych, 19 systemów przeciwlotniczych, 39 samolotów i 40 śmigłowców, 409 pojazdów kołowych, 2 lekkie łodzie motorowe, 60 cystern z paliwem, 3 bezpilotowce. Z kolei według rosyjskiego resortu obrony od początku konfliktu zniszczono 2037 obiektów infrastruktury wojskowej, 82 samoloty, 708 czołgów i innych opancerzonych wozów bojowych, 74 wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych, 261 dział i moździerzy, 505 pojazdów wojskowych, a także 56 bezzałogowych statków powietrznych.

W okupowanych miastach trwają protesty mieszkańców: w Melitopolu akcja odbyła się czwarty dzień z rzędu, mieszkańcy stawali naprzeciwko uzbrojonych żołnierzy skandując wrogie okrzyki. W Chersoniu, odciętym od ukraińskich mediów i sieci komórkowych, codzienne protesty uniemożliwiły powołanie marionetkowej Chersońskiej Republiki Ludowej. Wojska agresora podejmują działania na rzecz odcięcia informacyjnego zajętych miast. W Melitopolu, nie mogąc wykorzystać wieży telewizyjnej i nadajników cyfrowych, uruchomili nadajnik analogowy transmitujący jedynie programy rosyjskiej telewizji. Sytuacja humanitarna wielu miast jest coraz cięższa: nie działa ogrzewanie, są przerwy w dostawach prądu i wody. Szczególnie trudna jest w Mariupolu i Wołnowasze, otoczonym przez wojska rosyjskie, gdzie utworzono korytarze humanitarne, co umożliwi ewakuację cywilów w kierunku Zaporoża, uzupełnienie zapasów żywności i leków.

Utrzymuje się duża aktywność rosyjskiej agentury działającej na zapleczu wojsk ukraińskich. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy prowadzi szeroką zakrojoną operację mającą na celu zatrzymanie osób przekazujących dane geolokalizacyjne obiektów i jednostek bojowych. Ministerstwo Obrony ostrzega, że w ramach wojny psychologicznej rosyjskie służby specjalne rozsyłają esemesy wzywające abonentów do wyłączenia komórki. Strona ukraińska wskazuje, że rosyjska operacja ma zniechęcić społeczeństwo do przekazywania wojsku informacji o nieprzyjacielu, a używanie telefonów nie sprowadzi niebezpieczeństwa.

Ukraińska ofensywa informacyjna skierowana do społeczeństwa rosyjskiego, której celem jest pokazanie prawdziwego obrazu wojny, spotkała się z reakcją władz rosyjskich. Putin 4 marca podpisał ustawę o odpowiedzialności karnej (do 15 lat więzienia) dla osób kolportujących „fałszywe” informacje na temat armii rosyjskiej. W mediach rosyjskich rozpoczęto kampanię informacyjną oskarżającą Polskę o tolerowanie bojówek terrorystycznych. Rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego poinformowała, że zachodnie służby wywiadowcze przekształciły Polskę w centrum logistyczne do dostarczania broni i transportu zagranicznych ochotników, w tym z Bliskiego Wschodu.

Trwa exodus z Ukrainy – wg. danych Straży Granicznej RP, 4 marca granicę z Polską przekroczyło 106 tys. osób, zaś łącznie od początku inwazji ponad 787 tys. osób. Koleje Ukraińskie organizują dodatkowe połączenia ewakuacyjne na zachód kraju. W ślad za UE i USA, zasady wjazdu i przebywania obywateli Ukrainy zliberalizowała Wielka Brytania.

Biuro Prezydenta Ukrainy zadeklarowało gotowość kontynuowania rozmów z delegacją rosyjską na Białorusi. Trzecia runda ma się odbyć 5 lub 6 marca, a jej przedmiotem ma być wynegocjowanie zawieszenia broni. Kijów kontynuuje również apele o natychmiastowe zamknięcie przestrzeni powietrznej na Ukrainą i krytykują odmowną decyzję Sojuszu w tym zakresie. Prezydent Zełeński oskarżył NATO o współwinę za wszystkie kolejne śmierci, nazywając zachodnie obawy „autohipnozą” i powątpiewając w zdolność Sojuszu do obrony własnych członków.

osw.waw.pl

"Wojna Putina przeciwko Ukrainie jest z pewnością pogwałceniem prawa międzynarodowego, popełnionym z premedytacją za pomocą środków militarnych czynem kryminalnym. Ale ta wojna jest przede wszystkim wielką głupotą" - pisze Hubert Wetzel.

Putin nie uzyska w tej wojnie niczego, co rzekomo chciał osiągnąć lub co jest w interesie jego kraju, lub też jego kleptokratycznego systemu. NATO jest znów silne, zjednoczone i ma nowego starego wroga - Rosję. Pacyfistyczne, prorosyjskie, budujące gazociągi, stale gotowe do dialogu Niemcy inwestują 100 mld euro w swoją obronę. 

- Rosja nie stanie się dzięki tej wojnie ani większa, ani bogatsza, ani też potężniejsza, lecz przeciwnie - biedniejsza, bardziej tragiczna, bardziej izolowana i słabsza. I po co to wszystko? Po nic - pisze komentator. Jego zdaniem plan Putina odtworzenia siłą dawnego imperium carów lub Związku Sowieckiego jest tak iluzoryczny, jak próba zreperowania rozbitego jajka. - Zapłaci za to całe pokolenie Rosjan. Trudno wyobrazić sobie głupszą decyzję od interwencji w Ukrainie - podsumowuje.

dw.com

Mimo, że obraz konfliktu wciąż nie jest pełny, z perspektywy tygodnia można pokusić się o zarysowane zamiaru operacji i zadań jakie postawiono przed 1APancGw. Kliny pancerne miały wbić się w obwód sumski i charkowski, i dalej wgłąb Ukrainy, prawdopodobnie z rubieżą do osiągnięcia na Dnieprze. Na kierunku kijowskim punkt ciężkości został wyznaczony mniej więcej po osi Sumy-Romny-Pryłuki-Nowy Bychów-Browary/Kijów (droga H07), gdzie nacierały elementy 27 Brygady Zmechanizowanej i 2 Dywizji Zmechanizowanej. Z kolei elementy 4 Dywizji Pancernej nacierały z podstaw wyjściowych w rejonie Sum, po osi Trostianiec-Ochtyrka, być może na Połtawę, i również zmuszone były od pierwszych dni do obchodzenia silnych punktów oporu.

Jednostki pancerno-zmechanizowane nie przemieszczały się więc drogami głównymi, ale z powodu izolacji skutecznie bronionych miast (np. Sumy, Romny, Ochtyrka etc.), być może zniszczeń na trasach marszu (wysadzane mosty), czy nawet słabej orientacji w terenie, kolumny przemieszczały się podrzędnymi drogami polnymi. W ten sposób utrzymano w miarę dobre tempo natarcia, omijając główne, niekontrolowane miasta i miasteczka, przemieszczając się dużymi kolumnami (po 50-100 pojazdów), jednakże wydłużające się drogi zaopatrzenia nie były dostatecznie zabezpieczone, a z czasem tracono orientację w terenie.

Z czołówkami pancernymi jechały cysterny z paliwem, zakładano zapewne pełną drożność linii komunikacyjnych. Świadczy o tym fakt, że zaraz po wybuchu wojny z rejonu obwodu sumskiego, czy charkowskiego zaczęły wypływać zdjęcia porzucanych wozów bojowych, w tym najnowszych czołgów.

Wozy pozostawione na drogach, czy to w wyniku uszkodzeń, czy braku paliwa (normalna sytuacja przy tam masowym przemieszczaniu), mogły być holowane potem, wraz z nadejściem tyłów armii, a paliwo uzupełnione. Tymczasem plany szybko spaliły na panewce, z powodu nie tylko zaciętej obrony ukraińskich jednostek armijnych i gwardii, ale i powszechnego ruchu oporu, budowanego w oparciu o lokalną obronę terytorialną. Nie zakładano zapewne, że linie komunikacyjne będą zagrożone, a już na pewno nie na taką skalę. Z każdym kolejnym dniem, przemieszczające się po obwodzie sumskim czy charkowskim, kolumny cystern i zaopatrzenia, atakowano z coraz większą intensywnością. Wraz z brakiem paliwa, którego nie miał kto uzupełnić, zaczęła się dekompozycja pododdziałów bojowych. Porzucano najpierw pojedyncze wozy bojowe, a potem już masowo - czołgi, bojowe wozy piechoty, artylerię. Część wozów bojowych nosiła oznaki lekkich walk, inne były w stanie nieuszkodzonym. Z czasem ilość porzucanych wozów bojowych różnych typów była już tak duża, że stało się jasne, że nie są to już tylko straty marszowe, ale że następuje rozkład zdemoralizowanych pododdziałów. Można założyć, że część sprawnych wozów została po prostu porzucona intencjonalnie, a załogi uciekły.

(...)

Zmęczenie psychofizyczne mogło dotykać niektórych batalionowych grup taktycznych 1 APancGw przez długi czas, oddziaływać na mentalność żołnierza jeszcze przed wojną. Wiemy, że kompania żołnierzy z 2 Dywizji Zmechanizowanej (ok. 100 żołnierzy) przez 5 dni czekała na transport w okolicach wsi Wiesiełaja Łopań w obwodzie biełgorodzkim stłoczona w małym pomieszczeniu lokalnego dworca, bez jedzenia i picia. W warunkach wojennych mogło być już tylko gorzej (głośna była sprawa racji żywieniowych, których termin ważności mijał w 2015 r.).

Wprawdzie MO FR stwierdziło kilka dni po inwazji, że na froncie są jedynie oficerowie i żołnierze kontraktowi, ale dziś wiadomo, że to nieprawda – w niektórych związkach taktycznych, zapewne również w 1APancGw, żołnierze byli jedynie formalnie kontraktowi, bowiem zmuszano do podpisywania papierów poborowych. To również może być przyczyna niskiego morale i porzucania sprzętu przy lada okazji, także z powodu niskich kwalifikacji w jego obsłudze.

Łączność kodowana nie istnieje, powszechnie posługiwano się telefonami komercyjnymi. Dowódcy nie znali planów na dalszych etapach operacji, kolumny traciły orientację w terenie. W pierwszych dniach wojny jeńcy z 4 DPanc zeznawali, że próbowali odnaleźć drogę na Połtawę, ale gubili się w terenie. Jeden z oficerów nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie, jaki był dalszy cel jego jednostki na kolejnym etapie operacji.

(...)

Skala dekompozycji kompanii i batalionów pancernych w wyniku strat niebojowych i bojowych wydaje się na dzisiaj być duża. Niezależny analityk Henry Schlottman, badający szczegółowo sytuację operacyjną 1 APancGw wyliczał, że już 1 marca, licząc porzucone zdobyte czołgi T-80 w rejonie Sum, straty wynosić mogły już wówczas 5-18% sprzętu, przy założeniu, że 4 Dywizja Pancerna ma pułk czołgów (ok. 94) lub pełny skład (ok. 330). Dzisiaj te straty muszą być większe, wynikają również z działań bojowych. Materiał foto wideo potwierdza, że straty tylko w czołgach T-80 różnych wersji to kilkadziesiąt wozów, a ponosi je zarówno 13 Pułk Pancerny (T-80U) 4 Dywizji, jak i 423 Pułk Zmechanizowany (T-80BW).

Dużo sprzętu (T-80, BTR, BMP-2, Msta-S) zostało porzuconego na trzeciorzędnej drodze polnej Trostianiec-Łebedyn (T1913), którą przemieszczała się BGT 4 Dywizji Pancernej. Po rzucie okiem na mapę, nie można oprzeć się wrażeniu, że ta BGT po prostu się zgubiła. Wiadomo było jednak, że prędzej czy później czołgi 1 A Panc Gw wyłonią się z ukraińskich bezdroży obwodów przygranicznych i zmaterializują się w obwodzie kijowskim, czy połtawskim.

28 lutego raportowano, że trasą H07 w rejonie Nowa Basan przemieszcza się kolumna ok. 40 pojazdów. Była to prawdopodobnie awangarda 1 APancGw. 4 marca SG ZSU raportował zniszczenie w Browarach, wschodnim przedmieściu Kijowa, 4 BMP i 2 czołgów (T-72B3/B3M) - można przypuszczać, że jest to BGT 2 DZmech nacierająca właśnie z kierunku Nowa Basan na Browary.

defence24.pl

Rosja "ma być światową potęgą militarną. Ale siły zaawansowane technologicznie są bardziej zwinne, szybsze, bardziej elastyczne, są w jakiś sposób bardziej przekonujące. To, co robią tam na północy, to uśpiony atak. Te 60-kilometrowe kolumny są jak wagon sypialny" - ocenia niemiecki wojskowy.

Gdyby tak było w NATO "już dawno zwolnilibyśmy naszych dowódców. Jestem więc zaskoczony, że w zasadzie (Rosjanie) demonstrują armię 2.0, a nie 4.0. Oddziały nie wydają się być w ogóle połączone w sieć, ani zdygitalizowane. Armia wydaje się uparta i nieelastyczna (...). Nie jest to wcale najnowocześniejsze rozwiązanie" - dodał generał.

"Z technicznego i taktycznego punktu widzenia jestem przerażony rosyjskimi działaniami wojennymi. Dla nas (Zachodu) jest to pozytywne zjawisko" - stwierdza Domroese.

Pytany czy w takim razie "przez długi czas myśleliśmy, że Rosjanie są znacznie silniejsi niż są", generał Domroese odpowiedział: "Tak, a także o wiele sprytniejsi. To, co tam pokazują, to rok 1918" czyli rok zakończenia I wojny światowej.

PAP

Władimir Putin zapewnił dzisiaj, że nie ma planów wprowadzenia stanu wyjątkowego w Rosji, podziękował ochotnikom, którzy zgłaszają się do wojskowych urzędów meldunkowych i rekrutacyjnych do Ukrainy za ich "patriotyczny impuls i wsparcie", ale zapewnił, że pomoc nie jest jeszcze potrzebna. Prezydent Rosji stwierdził też, że sankcje innych krajów wobec Rosji przypominają wypowiedzenie wojny, ale na szczęście to się jeszcze nie stało.

Jak oceniła w TOK FM prof. Agnieszka Legucka z PISM, "trochę władze się przestraszyły tej reakcji społecznej". - Społeczeństwo rosyjskie zareagowało panicznie na zapowiedź zebrania Rady Federacji w piątek, bo zapowiedź tego, że w Rosji może być wprowadzony stan wojenny przebrzmiewała już od czwartku - wskazała. Dodała, że Rosjanie masowo zaczęli wykupywać loty z Rosji, a ceny biletów wzrosły trzykrotnie. - Bo to był jasny sygnał, że władze rosyjskie zaczną masowy pobór do wojska, bo - jak wyraźnie widać - specjalna operacja wojskowa nie idzie w Ukrainie tak, jak iść powinna. I tzw. kontratniki nie spełniają swoich funkcji i trzeba będzie wysłać tam osoby, które będą wojskiem z poboru. Okazuje się, że Rosjanie ten sygnał jasno zrozumieli, w związku z  czym zaczęli masowo wykupywać loty z Rosji - wyjaśniała. 

Jak dodała, aby okiełznać panikę, władze rosyjskie wprowadziły cenzurę wojskową, która zabrania mówienia o operacji Putina jak o wojnie. - Propaganda uruchomiła swoją machinę, o tej operacji mówi się tylko z oficjalnych źródeł. Rosjanie w większości uważają, że jest to specjalna operacja w obronie mieszkańców Donbasu, popierają operację wojskową w Ukrainie i to, co dzieje się w tym państwie - wymieniała. Według ekspertki "wszystko wskazuje na to, że będziemy mieć system sowiecki państwa rosyjskiego". Prof. Legucka prognozuje w związku z tym "wielki exodus" tych, "którzy zaczynają rozumieć sytuację". - Państwo policyjne będzie wyłapywać tych, który widzą, co realnie się w tym państwie dzieje - zaznaczyła.  

tokfm.pl

„Zwracamy baczną uwagę na bezprecedensowy poziom rusofobii obserwowany w wielu obcych krajach na tle specjalnej operacji wojskowej (jak Moskwa oficjalnie określa swoją agresję na sąsiada - red.) na Ukrainie” – czytamy w oświadczeniu, wydanym przez rosyjski resort dyplomacji. „Ostrzegamy, że wszystkie takie incydenty są dokładnie rejestrowane. zostaną przekazane właściwym organom do oceny prawnej, sprawcy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności zgodnie z obowiązującym prawem” - zaznacza ministerstwo kierowane przez Siergieja Ławrowa.

Jak zaznaczył rosyjski MSZ, „promowana za przyzwoleniem lub jawną aprobatą władz niektórych państw kampania dyskryminacyjna wobec rosyjskich studentów, sportowców, osobistości kultury i sztuki zaowocowała już jawnie agresywnymi działaniami wobec Rosjan i obywateli rosyjskojęzycznych, nabierając masowego charakteru”.

„Media i portale społecznościowe informowały o pogromach sklepów sprzedających rosyjskie produkty w Niemczech. W niektórych krajach, m.in. w Niemczech, Polsce, we Włoszech, odnotowano epizody ataków na kierowców ciężarówek z Rosji i Białorusi” – podkreśliło ministerstwo. Jednocześnie nie wskazało na konkretne przypadki.

rp.pl

- Świat jest w stanie się zreorganizować. Są kraje, w których są olbrzymie zasoby, które da się uruchomić, ale wymaga to czasu i woli politycznej. Czasem jednak wiąże się to z koniecznością wyjścia poza dotychczasowe sentymenty i konflikty. Już robimy interesy z Arabią Saudyjską, której działania bywają przecież wątpliwe etycznie. Duże złoża surowców mają wcale niedemokratyczne Chiny, gaz łupkowy dostępny jest w Brazylii, przychylnej dotąd Rosji - wylicza ekspertka.

Wśród takich kontrowersyjnych kierunków jest również Iran, który przez swój program atomowy został ponownie objęty poważnymi sankcjami w 2018 roku przez administrację Donalda Trumpa. Dziś oczy Zachodu znów kierują się w jego stronę, jako alternatywnego dostawcy surowców energetycznych.

Od końca ubiegłego roku trwają rozmowy z Teheranem o powrocie do porozumień atomowych z 2015 roku osiągniętych za czasów prezydenta Baracka Obamy. Jak donosił na początku lutego br. Reuters, Waszyngton uchylił już sankcje zabraniające międzynarodowej współpracy nuklearnej z Iranem.

W związku z kryzysem gazowym w Europie, a teraz również z wojną w Ukrainie, kolejne rozmowy dotyczące współpracy znacznie przyspieszyły. To oznacza, że Iran będący do tej pory "pariasem" dla Zachodu ma szansę wrócić do gry.

(...)

Poprawa stosunków z Iranem dziś uważana jest za szansę. Kraj ten ma bowiem potężne złoża ropy naftowej i gazu ziemnego. Według raportu BP Statistical Review of World Energy zasoby dobrej jakościowo lekkiej ropy sięgają 21,8 mld ton. Złoża błękitnego paliwa szacowane są na 33,5 bln m sześc. i stanowią ponad 18 proc. światowych zasobów.

Przed wprowadzeniem embarga Iran wydobywał ponad 4 mln baryłek ropy dziennie, z czego sprzedawał za granicę około 2,5 mln. W OPEC wyprzedzała go jedynie Arabia Saudyjska.

money.pl

Na początku tygodnia znajoma z Kijowa zamieściła zdjęcie billboardu, na którym widać napis skierowany bezpośrednio do rosyjskich żołnierzy i wzywający ich do zatrzymania się: "Jak będziecie mogli spojrzeć w oczy swoim dzieciom? Odejdź! Pozostań człowiekiem" - pisze na łamach POLITICO Victoria Smolkin.

Do końca dnia miasto — wciąż atakowane przez Rosjan — zapełniło się kolejnymi billboardami z apelami i aprobatami: "Nie rujnuj swojego życia dla Putina. Wracaj do domu z czystym sumieniem"; "Putin przegrał. Cały świat jest z Ukrainą! Wyjedź bez krwi na rękach"; "Zamiast kwiatów czekają na Ciebie kule. Odejdźcie! Wracaj do rodziny!"; "Nie stań się mordercą. Odejdź! Pozostań człowiekiem".

Najmocniejsze w tych przesłaniach jest to, że przemawiają one do rosyjskiego żołnierza nie jako do bojownika wojskowego czy moralnego potwora, ale jako do zwykłego człowieka, który ma rodzinę i dzieci, człowieka z sumieniem, kogoś takiego jak on sam. Nie jest to tylko odwołanie się do podstawowego wspólnego człowieczeństwa, ale apel, który opiera się na bliskiej znajomości, jaka łączy Rosjan i Ukraińców.

Właśnie ta kulturowa bliskość wydaje się mieć ogromny wpływ na morale rosyjskich żołnierzy. Rosyjskim żołnierzom powiedziano, że ich zadaniem jest wyzwolenie rosyjskojęzycznych Ukraińców spod ludobójczego nazistowskiego reżimu, który chciał zniszczyć ich język, kulturę i tożsamość. Zamiast tego spotykają dziadka, który strofuje ich za przyjazd na Ukrainę i mówi im: "Ja też jestem Rosjaninem". Kiedy na drodze kończy im się paliwo w baku, spotykają ukraińskiego kierowcę, który pyta ich, czy nie potrzebują odholowania do Rosji, i wszyscy się śmieją. Mówią tym samym językiem, rozumieją te same dowcipy.

(...)

W miarę rozwoju wojny na Ukrainie staje się jasne, że ideologiczny grunt, na którym Rosja się znalazła, jest kruchy. Rosyjscy żołnierze nie zostali przygotowani do tego konfliktu ani militarnie, ani moralnie. Nagrania wideo z pojmanymi rosyjskimi żołnierzami pokazują młodych mężczyzn, często niedawno wcielonych do wojska, którzy wydają się przede wszystkim zdezorientowani. W niektórych przypadkach mówią, że ich dowódcy nawet nie powiedzieli im, że jadą na wojnę. Myśleli, że są wysyłani na ćwiczenia.

Coraz więcej wskazuje na to, że morale Rosjan jest niskie. Porzucone rosyjskie pojazdy wojskowe znalezione przez armię ukraińską również wskazują na ten sam kierunek. Nie oznacza to, że armia rosyjska nie wyrządziła już w Ukrainie ogromnych szkód, ani że nie wyrządzi ich więcej. Jednak rosyjscy żołnierze coraz częściej stają twarzą w twarz z ukraińską ludnością cywilną, dlatego pojawia się pytanie, jak dalece są oni skłonni wykonywać rozkazy.

onet.pl

Na pewno ma Pan stały kontakt z przyjaciółmi na Ukrainie. Jakie są nastroje?

Każdy ma własne podejście do toczących się obecnie spraw, ale większość oczekuje zwycięstwa, a nie kapitulacji. Ludzie boją się, ale są dzielni. To walka o życie i wolność. Zasadniczy problem działań Putina polega na tym, że nie wiadomo, do czego mają one prowadzić. Nawet jeśli zajmą Kijów, to co wtedy? Albo jeśli pochwycą Zełeńskiego, to co dalej? Nie sadzę, że gdyby nawet do tego doszło to podejście Ukraińców do walki uległoby zmianie. Taki scenariusz może sprawdzić się w Rosji – można zająć Kreml i stacje telewizyjne, a potem ogłosić narodowi nowego przywódcę. Rosjanie to zaakceptują. W przypadku Ukrainy jest inaczej. Nawet jeśli Rosjanie wygrają militarnie i będą w stanie zainstalować marionetkowy rząd to nie będą mogli kontrolować Ukrainy. Takiego rządu nikt by nie słuchał, a przywódca byłby celem ataku.

Co Putin chce osiągnąć?

Zapewne chce osiągnąć coś, co będzie mógł zaprezentować jako sukces. Nie wiemy jednak, co mógłby uznać w obecnej sytuacji za zadowalający efekt. Osiągnięcie porozumienia będzie jednak niezwykle trudne. Rosjanie musieliby wycofać wszystkie swoje siły, ale w zamian za co? Jak wiele Zełeński jest gotów i może dać? Jakiekolwiek ustępstwa będą trudne polityczne, bowiem na Ukrainie pojawią się głosy sprzeciwu, mówiące, że trzeba walczyć do końca, aż do zwycięstwa, a ustępstwa do porażka. Osobiście nie mam dobrej rady, jak wyjść z impasu.

Wielu zachodnich ekspertów, w tym niemieckich, teraz zmieniło zdanie na temat Rosji i tego, jaką należy prowadzić wobec Kremla politykę. Pan od dawna był zwolennikiem twardszego, bardziej realistycznego podejścia. W styczniu był Pan inicjatorem listu otwartego niemieckich naukowców i ekspertów, w którym wezwano niemiecki rząd do rewizji polityki wobec Rosji – wyrażono oczekiwanie aktywnego przeciwstawienia się ekspansjonistycznym zamierzeniom Putina.

Na początku stycznia stało się jasne, że jesteśmy świadkami fundamentalnych zmian zarówno w polityce rosyjskiej jak i rosyjsko-niemieckich relacjach. Napięcie rosło każdego dnia. Niemcy nie reagowały na pogarszającą się sytuację. Stąd też pomysł listu otwartego, wzywającego do działań, który został podpisany przez 73 niemieckich ekspertów. Zaapelowaliśmy o rewizję niemieckiej polityki wobec Rosji. Do gruntownego przemyślenia powinno było dojść wcześniej – w 2008 roku, a może i wcześniej. List był jednym z przejawów pojawiającej się wówczas w Niemczech dyskusji – w kraju nie brakowało już wówczas podobnych opinii i artykułów.

Jaka była reakcja na list?

Większość reakcji była pozytywna. List był dyskutowany. Pojawił się list w odpowiedzi – naukowców związanych z Uniwersytetem w Poczdamie i niektórych wojskowych. Co ciekawe, nasz list został przetłumaczony na język rosyjski i opublikowany przez „Rossijskają gazietę", a więc rosyjską gazetę państwową.

Czemu uważaliście, że Niemcy muszą zmienić kurs?

Nowa „Ostpolitik", nastawiona na szukanie porozumienia i kompromisu, nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Coś, co nazwać można „partnerstwem modernizacyjnym", nie zmodernizowało ani rosyjskiej sceny politycznej, ani rosyjskiego społeczeństwa, ani relacji pomiędzy ludźmi a władzą. Jedyna zmiana to modernizacja rosyjskiej armii, która jest teraz na Ukrainie.

W którym momencie Niemcy weszły na drogę szkodliwej polityki wobec Rosji?

To dobre pytanie. Grzechem pierworodnym było zaproszenie Putina do Bundestagu we wrześniu 2001 roku. To wyjątkowa sytuacja, bowiem przed Bundestagiem w całej historii przemawiała tylko garstka ludzi. Już wtedy było widać, że Rosja politycznie nie zmierza w dobrym kierunku. To chociażby sprawa eksplozji domów mieszkalnych w Moskwie i Wołgodońsku dwa lata wcześniej. Wydarzenia te od początku były bardzo śmierdzące.

Dlaczego akurat to Putin został zaproszony, a wcześniej nie uczyniono tego względem Gorbaczowa, gdy ten kierował Związkiem Sowieckim? W 1999 roku był on co prawda w Bundestagu, ale już jako osoba prywatna, a nie przywódca państwa. Czemu nigdy nie zaproszono Jelcyna? W obu tych przypadkach były lepsze powody do ich zaproszenia niż Putina.

W momencie, w którym Putin przemawiał w Bundestagu, Rosja – pomimo protestów rządu Mołdawii – utrzymywała wojska na terytorium tego państwa. Na terytorium, które Rosja uznawała za mołdawskie. Podczas wizyty Putina w Berlinie nikt tego tematu nie poruszył. Był to wyraźny sygnał, jaki wówczas wysłano do Putina – na posowieckim obszarze możesz robić, co tylko chcesz, a my i tak będziemy z tobą rozmawiać.

Potem Niemcy popełniły kolejne błędy....

Tak, potem były kolejne, w tym Nord Stream 1, partnerstwo modernizacyjne, Nord Stream 2. Działania były kontynuowane niemal do poprzedniego tygodnia, gdy ostatecznie Niemcy zrezygnowały z Nord Stream 2 i poparły sankcje. Nową politykę zapowiedział kanclerz Olaf Scholz. W podobnym duchu wypowiedziało się w ostatnich dniach wielu niemieckich polityków. Niemieckie podejście do Rosji uległo ostatecznie zmianie – lepiej późno, niż wcale.

Czy zmiana w niemieckim podejściu wobec Rosji, którą obecnie obserwujemy, jest trwała?

Myślę, że to głęboka zmiana – widać w tej sprawie konsensus wszystkich, poza skrajną prawicą – ta do tej pory powtarza rosyjską propagandę. Nawet niemiecka lewica stała się bardziej realistyczna w podejściu do Rosji. W różnych miastach Niemiec dochodzi do antyrosyjskich demonstracji. Panuje powszechne przekonanie, że skończyła się pewna epoka. Dlatego też stoję na stanowisku, że jesteśmy świadkami fundamentalnej zmiany.

defence24.pl

Jak te sankcje będą wyglądać i oddziaływać? Ich wspólnym mianownikiem jest na pewno ograniczenie dostępu do systemu SWIFT oraz zamrożenie rosyjskich aktywów w innych bankach centralnych. Pierwsze uderzają w sektor prywatny, drugie – w rosyjski sektor oficjalny.

Poniedziałkowa sesja na rynkach walutowych na Dalekim Wschodzie wskazywała na to, że analitycy się nie mylili. Wartość dolara zbliżała się do progu 120 rubli. Następnie rubel zaczął odzyskiwać wcześniej poniesione straty. Były nawet długie momenty, kiedy za jednego dolara dostawało się mniej niż 100 rubli. Jak to możliwe?

Prezes Banku Rosji, Elvira Nabiullina przyznała się do tego, że prowadzony przez nią bank interweniował jedynie w czwartek, sprzedając jeden miliard dolarów. W piątek bank centralny również interweniował, jednak tym razem bez podawania kwot. Natomiast od poniedziałku prezes Nabiullina nie mogła już interweniować za sprawą wcześniej wspomnianych sankcji.

Chcąc ratować kurs rubla, Bank Rosji zdecydował się na drastyczną (ponad dwukrotną) podwyżkę stóp procentowych. Mając mocno ograniczone pole do dalszego działania o charakterze rynkowym, zaczął odwoływać się do narzędzi o charakterze administracyjnym. W ruch poszły ograniczenia (a raczej zakazy) odpływu kapitału oraz wprowadzenie obowiązkowej odprzedaży dewiz, w ramach której eksporterzy muszą zamienić 80 proc. swojego utargu. Zresztą do wspomnianej tutaj obowiązkowej odsprzedaży dewiz odwoływano się pod koniec 2014 r., kiedy spadające ceny ropy naftowej pociągnęły za sobą notowania rubla. Czy te posunięcia mogły powstrzymać dynamikę deprecjacji rubla? Niekoniecznie.

Obserwując notowania rubla od momentu inwazji, widzimy postępującą dywergencję między notowaniami krajowymi (na moskiewskiej giełdzie) oraz notowaniami międzynarodowymi. Do momentu wybuchy wojny, to notowania z Moskwy nadawały ton notowaniom na świecie. Teraz sytuacja uległa drastycznej zmianie. Kwotowania rubla oferowane przez agencję Bloomberg, pokazują, że rubel za dnia (w godzinach funkcjonowania rosyjskiego rynku) oscyluje wokół poziomu 100 rubli za dolara. Natomiast po jego zamknięciu do chwili jego ponownego otwarcia następnego dnia, wartość spada w okolice 115 rubli za dolara. Tę różnicę można wyjaśnić przede wszystkim tym, że ograniczenia wprowadzone przez rosyjskie władze walutowe obowiązują jedynie na terenie Rosji. A kiedy dzień roboczy dobiega końca, kurs rubla ponownie dopadają mechanizmy rynkowe, które ciągną go w dół.

Co ważniejsze, intensyfikacja działań wojennych w środę wygenerowała dalszy spadek rubla na rynku rosyjskim. W chwili pisania tego tekstu 3 marca za jednego dolara trzeba było płacić już ponad 108 rubli. Jest niemal pewne, że od godzin wieczornych dynamika deprecjacji rubla nasili się. Jak szybko będzie postępować deprecjacja rubla w najbliższej przyszłości? Cóż – na to pytanie nie znam odpowiedzi.

Mogę jednak zwrócić uwagę na jeden istotny element: jest mało prawdopodobne, aby scenariusz zarówno z roku 1998 r., jak i 2014 r. został w pełni odtworzony. W obu tych przypadkach mieliśmy do czynienia ze spadkami cen ropy naftowej. O ile w 2014 r. spadek nastąpił ze stosunkowo wysokich poziomów (jeszcze w czerwcu 2014 r. baryłka ropy kosztowała około 115 dolarów), o tyle w 1998 r. cena baryłki była na rekordowo niskim poziomie w ujęciu realnym. Ten fakt pozwala też zrozumieć, dlaczego skala deprecjacji z 1998 r. była znacznie większa niż w 2014 r.

Teraz mamy jednak odwrotną sytuację. Ropa naftowa osiąga najwyższe poziomy od ponad ośmiu lat i ten czynnik na pewno ratuje rubla od załamania się. Dziejąca się tragedia na ziemi ukraińskiej nie miała jak dotąd przełożenia na całkowite wstrzymanie dostaw ropy i zwłaszcza gazu. A tak długo, jak kurka się nie zakręci, tak długo strumień dewiz będzie napływać. Zresztą, nawet jeśli opinia publiczna w Europie dopnie swego i zmusi polityków do zakręcenia kurku z gazem, Rosja i tak znajdzie zapewne rynki zbytu. Wystarczy wskazać na dość ambiwalentną postawę Chin oraz Indii, ale nie tylko.

Rosja czuje wsparcie krajów zatoki Perskiej. Czasy kiedy interesy Arabii Saudyjskiej oraz Rosji różniły się od siebie (tak jak w 2014 r.) minęły. Od tego czasu powstał między innymi OPEC +, gdzie główne skrzypce odgrywały i Rosja, i Arabia Saudyjska. W końcu wydobywana w Ameryce Północnej ropa łupkowa stała się dla obu krajów wspólnym wrogiem. A na dodatek kraje z Zatoki Perskiej mogą zrewanżować się USA (i nie tylko im) za puszczanie oka w kierunku Iranu.

obserwatorfinansowy.pl