środa, 13 maja 2020
Grzegorz Sroczyński: "Unia jest w kryzysie egzystencjalnym" - to cytat z przemówienia szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckera. "Muszę przyznać, że pierwszy raz odkąd zajmuję się polityką europejską, czyli od 30 lat, mam poczucie, że Unia może się rozpaść" - to z kolei cytat z wiceszefa KE Fransa Timmermansa. Również Tusk miał alarmistyczne wypowiedzi na temat kondycji Unii. Kiwasz głową?
Piotr Buras: Bo jest źle, nie ma co ukrywać. Tyle że nie chodzi o jakiś kryzys instytucji unijnych, biurokracji, która rzekomo działa beznadziejnie, co nam się w kółko wmawia. Ten "kryzys egzystencjalny" nie jest kryzysem struktur unijnych, jego przyczyny leżą na zewnątrz: chodzi o stan kapitalizmu, eksplozję nierówności, polaryzację społeczeństw i katastrofę klimatyczną. W gigantycznym kryzysie są przede wszystkim państwa narodowe. Unia jest tylko formą współpracy państw, bardzo wyrafinowaną i niezwykle skuteczną, ale jeśli państwa borykają się z nierozwiązanymi problemami, to trudno się spodziewać, żeby całość była w dużo lepszym stanie.
Tylko wytłumacz mi jedną rzecz: te mocne cytaty pochodzą z 2016 roku i nie są to głosy zatroskanych publicystów, tylko unijnego trzonu decyzyjnego. Ludzi, którzy mogą działać. Tymczasem mijają trzy lata i nic się nie dzieje. Dlaczego?
Przesadzasz. Owszem, niewiele się dzieje w kilku ważnych sprawach: reformy strefy euro albo zbudowania zdolności całej Unii do wspólnego postawienia się Chinom czy USA. Ale jest też masa działań. Spójrz na politykę konkurencji, która napędza stracha wielkim gigantom technologicznym. Albo na najnowszy plan Zielonego Nowego Ładu, który uruchomi całą machinę regulacyjną Unii i masę pieniędzy, żeby budować bezemisyjną gospodarkę.
Wszystko za mało i za późno.
Bo nie zmagamy się obecnie z problemami, które mogą rozwiązać unijni biurokraci - usiądą, walną się w piersi: zawaliliśmy, i wszystko zmienią. To nie są problemy technokratyczne, tylko polityczne. Podam ci prosty przykład. Efekty globalizacji w krajach zachodniej Europy są coraz częściej krytykowane: delokalizacja przedsiębiorstw, konkurencja tanich pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej, co powoduje spadek stawek na Zachodzie w wielu zawodach, a to z kolei wywołuje presję na polityków, żeby chronili rynki pracy na przykład we Francji. Jeden z ważniejszych sporów w Unii, bardzo toksyczny, dotyczy pracowników delegowanych i sfery socjalnej. Czy ma obowiązywać płaca minimalna na poziomie całej Unii, oczywiście zróżnicowana w zależności od zamożności kraju, ale jednak ustalana odgórnie w Brukseli? Takie rozwiązanie oznaczałoby prawdopodobnie, że pracownicy z Polski, Rumunii czy Bułgarii byliby mniej konkurencyjni, niż teraz, ale za to na Zachodzie w wielu zawodach mogłoby to zatrzymać wyścig płac do dna.
Z jednej strony mamy tych, którzy nadal uważają, że liberalizacja i wspólny rynek im służą, a z drugiej tych, którzy tracą i mają poważne wątpliwości. I jak rozwiążesz taki konflikt? Możesz mieć super sprawne instytucje w Brukseli, ale one z tym sobie nie poradzą.
Bo to spór między francuskim czy niemieckim kierowcą TIR-a a polskim kierowcą TIR-a?
Tak. Tamci są wkurzeni, bo spadają im płace, a my zadowoleni, bo mamy już 30 proc. europejskiego rynku przewozów. W tym sporze uczestniczą pracownicy na Zachodzie, którzy tracą, firmy na Wschodzie, które zyskują, a także obywatele, którzy płacą mniej za przesyłki, bo kuriera z Polski można zatrudnić za połowę stawki. I ciężko się porozumieć, bo to nawet nie są konflikty między krajami - powiedzmy między Polską a Francją - te konflikty rozgrywają się wewnątrz krajów pomiędzy różnymi grupami zawodowymi i klasami społecznymi.
Ten przykład pokazuje, że kryzys Unii - polegający na narastaniu blokujących głębsze zmiany konfliktów - jest odbiciem czegoś dużo bardziej fundamentalnego, co można nazwać kryzysem globalizacji.
gazeta.pl
W książce przywołujesz cytat z Kundery: „Braterstwo wszystkich ludzi świata można zbudować na kiczu”. Po latach można by uznać, że ten kicz, który wylewa się ze scen festiwali, jest rzeczywiście wstydliwy. Ale to nie estetyka jest wstydliwa, a polityka.
Dziś polityczny kicz się zmienił. Są nim żołnierze wyklęci. W kicz zmieniło się powstanie warszawskie, o którym niewiele wtedy się mówiło. Na festiwalach nie wspominano o powstaniu w getcie warszawskim, bo to by burzyło ówczesną kiczowatą wizję dziejów. Kicz polityczny jest sposobem zmagania się z historią i jej złożonością.
Z czym mamy wieczne problemy.
O festiwalu w Kołobrzegu wydał też książkę IPN. Jak się otwiera pierwszą stronę, to trafia się na napis: „Instytut Pamięci Narodowej, Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu”. Myślę sobie, chwilę, zachowajmy proporcje. Występ w Zielonej Górze czy Kołobrzegu był zbrodnią na narodzie? To, że zaśpiewałeś piosenkę Ałły Pugaczowej po rosyjsku?
A dziś śpiewasz w telewizyjnym talent show piosenkę amerykańską…
…i nikt nie myśli o tym jak o zdradzie narodowej.
Czy poddaństwie politycznym…
…i praniu mózgu. Chciałem przełamać czarno-białą wersję historii, a kultura popularna, wbrew pozorom, daje taką możliwość. Rozrywka w łatwy sposób przemyca różne treści, także propagandowe, ale jest też po prostu rozrywką, czymś, co ma nieść radość, pozwalać na chwilę relaksu. Interesowało mnie zbadanie tej ambiwalencji.
Ty mówisz o przełamaniu czarno-białej historii PRL, a mnie to przypomina odzyskiwanie biografii, które widziałam podczas pracy w Ursusie czy na Żeraniu. Czarno-biała opowieść o PRL sprawia, że wszystko, co się wtedy robiło w oficjalnym obiegu, było niemalże kolaborowaniem z reżimem. Czy to występ na scenie amatorskiego festiwalu piosenki radzieckiej, czy składanie traktorów w Ursusie albo samochodów w fabryce na Żeraniu. A przecież w Ursusie robiono bardzo dobre traktory. Tyle że dziś, po latach, pracujący tam ludzie nie mogą być z tego dumni, nie mogą pokazać wnukom miejsca, gdzie pracowali, bo zakładu nie ma. A w ogóle „za komuny” wszyscy się obijali, wszystko było złe i badziewne. Ci ludzie stracili część biografii. Stracili ją robotnicy i stracili ją amatorzy śpiewający rosyjskie piosenki w Zielonej Górze.
To się wzmaga. Język dzisiejszej propagandy politycznej jeszcze mocniej każe określić się po którejś ze stron i jeszcze bardziej maluje historię w czerni i bieli. Nie docenia się opowieści mikro, naszego życia po prostu. Codzienne życie gwiazd to są występy, trasy koncertowe. W tamtych czasach były to głównie wyjazdy na Wschód, do Związku Radzieckiego i innych krajów „bloku”. Po ’89 roku odcięliśmy się od Wschodu, a Zachód tak od razu nas nie chciał. Artyści stracili na tej transformacji, przynajmniej część z nich.
krytykapolityczna.pl
Po przejęciu 1 lipca 1997 r. suwerenności nad Hongkongiem Pekin, poza cofnięciem demokratycznych reform przeprowadzonych przez władze brytyjskie po roku 1984, kiedy podpisano Wspólną Deklarację dotyczącą zwrotu regionu, zachował de facto kolonialną strukturę zarządzania tym terytorium, co miało realizować zasadę „jeden kraj, dwa systemy”. W efekcie zarządzanie Hongkongiem pozostawiono w ręku lokalnych urzędników oraz oligarchów (tzw. tycoonów), kontrolujących gospodarkę regionu. Pozwolono nawet na działanie organizacji przestępczych (tzw. triad) operujących pod fasadą stowarzyszeń religijnych (jedynie pod warunkiem, że nie będą one prowadzić działalności w ChRL, zwłaszcza przemycać tam narkotyków). Jednocześnie utrzymano cały szereg liberalnych elementów dawnego systemu: wolność prasy (ograniczoną akcją wykupywania przez propekiński biznes niezależnych tytułów i księgarni), częściowo wolne wybory niektórych przedstawicieli (władze jednak często odmawiają rejestracji opozycyjnych kandydatów) i rządy prawa (wypaczone politycznymi nominacjami sędziów). Paradoksalnie, mimo zmiany pozycji międzynarodowej ChRL czy poszerzenia globalnych ambicji, władze w Pekinie nie potrafią znaleźć skutecznego narzędzia zarządzania tak ważnym dla gospodarki, ale odmiennym od reszty Chin regionem jak Hongkong bez zniszczenia jego instytucji, co doprowadziło do paraliżu politycznego i sprowokowało kryzys.
Hongkong odgrywa dla ChRL nieproporcjonalnie dużą rolę gospodarczą w relacji do wielkości swojego PKB, które nominalnie stanowi jedynie 2,7% PKB Chin (w 1997 r. było to 18,4%). Jednak autonomiczny status i umiejscowienie w międzynarodowym systemie finansowym daje mu prawo negocjowania własnych porozumień handlowych i inwestycyjnych, dzięki czemu np. nie jest objęty podwyższonymi amerykańskimi taryfami celnymi. Swoboda inwestycji powoduje, że jest to główny kanał napływu oraz wyprowadzania kapitału z ChRL. Od 1998 r. jedna trzecia (829 mld USD) obligacji dewizowych przedsiębiorstw z Chin było wyemitowanych w Hongkongu. Tutaj miało także miejsce trzy czwarte (362 mld USD) zagranicznych pierwszych ofert publicznych (IPO) chińskich przedsiębiorstw. Status Hongkongu otwiera również zagranicznemu kapitałowi możliwość zakupu przez lokalnych pośredników akcji chińskich przedsiębiorstw na giełdach w ChRL, a program „Bond Connect” umożliwił zakup przez zagranicznych inwestorów chińskich obligacji na sumę 2 bilionów RMB (ok. 280,2 mld USD). Tylko w ubiegłym roku chińskie firmy były w stanie zebrać globalnie kapitał wartości 64,2 mld USD – z tego na rynku krajowym ok. 19,7 mld USD, a w Hongkongu 35 mld USD. Z kolei państwowe banki z kontynentu zainwestowały w regionie do 2018 r. ok. 1,1 biliona USD (ok. 9% PKB ChRL). Hongkong ma też własną walutę – dolara hongkońskiego. Specjalny status umożliwia mu także import produktów i technologii podwójnego, cywilno-wojskowego przeznaczenia, na których eksport do ChRL od 1989 r. obowiązuje embargo w USA i UE. Mimo wieloletnich prób Szanghajowi nie udało się przejąć tej wyjątkowej roli. Utrata specjalnego statusu przez Hongkong, wynikającego z włączenia w globalne rynki, miałaby katastrofalne skutki dla gospodarki ChRL, które w dużym stopniu ograniczyłyby możliwości działania Pekinu.
Zachowaniu przez Chiny kolonialnych struktur zarządzania w Hongkongu towarzyszyła erozja funkcjonującego w ich ramach systemu konsultacji społecznych, które przestały przekazywać informacje o nastrojach i postulatach mieszkańców. Wskutek tego władze regionalne i Pekin straciły zdolność rozpoznania nadchodzącego kryzysu, w samym Hongkongu zaś generowało to napięcia. W 2001 r. zaproponowano reformę programów szkolnych pod hasłem „moralnej i obywatelskiej edukacji”, pod którym, zdaniem opozycji demokratycznej, kryły się program komunistycznej i nacjonalistycznej indoktrynacji oraz chęć uczynienia dialektu mandaryńskiego językiem wykładowym w miejsce dominującego w Hongkongu kantońskiego. W czasie protestów przeciw tym zmianom przebudzenia politycznego doświadczyło pokolenie, które stoi za dzisiejszymi wystąpieniami. Ostatecznie z „reformy” zrezygnowano w 2011 r. Sytuacja polityczna uległa dalszemu pogorszeniu po dojściu do władzy w ChRL w 2012 r. obecnego kierownictwa KPCh z Xi Jinpingiem na czele. W 2013 r. wycofano się z zawartej w Prawie Podstawowym (art. 45) obietnicy wprowadzenia bezpośrednich wyborów Szefa Egzekutywy (obecnie wybierany przez kolegium kontrolowane przez Pekin) oraz wyborów całości Rady Legislacyjnej w głosowaniu powszechnym (obecnie połowa członków jest wybierana bezpośrednio). Wywołało to w 2014 r. protest, w ramach którego domagano się demokratyzacji politycznej (tzw. rewolucja parasolek). Został on po kilku miesiącach stłumiony, ale nie rozwiązano podstaw politycznych i ekonomicznych rosnącego niezadowolenia w regionie. Od tamtej pory ma miejsce także proces stopniowego ograniczania autonomii Hongkongu, a lokalne władze straciły wszelką samodzielność w podejmowaniu kluczowych dla regionu decyzji, koncentrując się na zapewnianiu władz centralnych, że wszystko jest pod kontrolą. Dało to Pekinowi fałszywe przekonanie, że może bez większego oporu wprowadzić kontrowersyjną ustawę ekstradycyjną.
Wyjątkowy status Hongkongu jako finansowej stolicy Azji nie ma jednak przełożenia na kondycję ekonomiczną większości mieszkańców. Gospodarka, mimo że od lat zajmuje pierwsze miejsce w rankingach wolności gospodarczej, jest zdominowana przez oligarchiczne monopole. Od 1997 r. w regionie nastąpił odpływ do ChRL miejsc pracy w sektorze produkcyjnym, a sektor usług nie był w stanie wygenerować odpowiedniej ich liczby. Gwałtownie rośnie rozwarstwienie ekonomiczne (współczynnik Giniego wynosi 0,539). Towarzyszą temu imigracja z kontynentu (ok. miliona ludzi) oraz bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości, stymulowana napływem kapitału z ChRL, która wywindowała ceny mieszkań poza możliwości finansowe przeważającej części społeczeństwa. W tym samym czasie Pekin nie był zdolny do naruszenia monopoli oligarchów, którzy są powiązani biznesowo z elitami politycznymi i gospodarczymi Chin.
osw.waw.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)