niedziela, 11 sierpnia 2024



Jewhen Prykhodko: Jak blisko jesteśmy dziś negocjacji między Ukrainą a Rosją?

Daniel Szeligowski, /PISM - red./: Jesteśmy dosłownie na progu ewentualnych negocjacji. Ale chcę od razu wyjaśnić – mam na myśli negocjacje jako wyjaśnienie stanowisk stron, a nie jako prawdziwe negocjacje pokojowe. Obie strony chcą teraz pokazać Republikanom w USA, że są otwarte na rozmowy. Nie oznacza to jednak, że negocjacje zakończą się sukcesem. Przygotowanie to jedno, ale osiągnięcie porozumień ukraińsko-rosyjskich to zupełnie co innego.

EP: Kiedy takie spotkanie mogłoby się odbyć?

DS: Okno na to otworzy się późną jesienią 2024 roku – w przededniu lub już po wyborach prezydenckich w USA. Nie będzie to tete-a-tete, ale coś w rodzaju szczytu szwajcarskiego lub negocjacji w sprawie umowy zbożowej. Właśnie do tego dąży prezydent Wołodymyr Zełenski i jego otoczenie.

EP: A Putin?

DSH: Nie jest zbyt entuzjastycznie nastawiony do perspektywy negocjacji. Uważam, że Putin blefuje, gdy mówi, że chce rozmawiać. Jednak nawet przy takim blefie może dojść do spotkań, bo Rosja na tym skorzysta. Federacji Rosyjskiej nie podoba się format negocjacji w dużym kręgu. Im mniej krajów, tym lepiej i najlepiej – bez udziału Ukrainy. Np. negocjacje rosyjsko-amerykańskie za plecami Ukrainy.

EP: Kto jest najbardziej zainteresowany negocjacjami?

DS: Po obu stronach rośnie chęć, przede wszystkim na przerwę. Zarówno Ukraina, jak i Rosja ponoszą straty. Po stronie ukraińskiej straty te są bardziej dotkliwe. Federacja Rosyjska, mimo sukcesów operacyjnych na Donbasie, ma problemy z techniką, korzysta z coraz starszego sprzętu – ona też potrzebuje przerwy. Na froncie pojawia się broń z Korei Północnej – kolejny sygnał, że rosyjska machina wojskowa zawodzi. Chcę jednak podkreślić: potrzeba przerwy nie oznacza gotowości do poważnych negocjacji. Przede wszystkim jest to konieczność czasowego zatrzymania pożaru.

EP: Już tej jesieni?

DS: Uważam, że taka możliwość istnieje, a przerwa jest coraz bardziej potrzebna stronie ukraińskiej, ponieważ zbliża się zima, system energetyczny może nie wytrzymać nowego rosyjskiego ostrzału. Z drugiej strony, jeśli Rosja wierzy, że może dojść do porozumienia z potencjalną przyszłą administracją Trumpa, to Rosjanie również powinni wykazać taką wolę.

(...)

EP: Które kraje zachodnie wywierają największą presję na Ukrainę,  aby zmusić ją do negocjacji?

DS: Głównym zamysłem zbrojenia Ukrainy przez koalicję międzynarodową było od samego początku wzmocnienie pozycji negocjacyjnej Kijowa. Znane stwierdzenie „popieramy na tyle, na ile to konieczne” należy przetłumaczyć jako „popieramy na tyle, aż Ukraina wypracuje swoje stanowisko negocjacyjne”. Tak naprawdę niewiele jest krajów zachodnich, które naprawdę chcą zwycięstwa Ukrainy, czyli powrotu do granic z 1991 roku.

Większość krajów zachodnich się z tym nie zgadza. Sama myśl o wkraczaniu ukraińskich żołnierzy na Krym przeraża ich. Wywołuje to ich oburzenie i mówią o możliwym ataku nuklearnym Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Wtedy jakakolwiek poważna dyskusja z zachodnimi kolegami traci sens. Od początku wierzyli, że wszystko zakończy się negocjacjami.

EP: Jakie to kraje? USA, Niemcy, Francja?...

DS: Kwestia granic z 1991 r. nie jest już poważnie rozważana, ponieważ Ukraina nie ma potencjału, aby do nich wrócić – ani jutro, ani pojutrze. A zachodnia broń nie naprawi sytuacji. W Siłach Zbrojnych jest za mało ludzi i tego problemu nie da się rozwiązać w krótkim terminie. Na dłuższą metę tak. Rozpoczyna się więc pewien okres przejściowy w wojnie. I teraz pytanie: jaki powinien być ten okres przejściowy? Czy wojna będzie kontynuowana, tylko na mniejszą skalę? Czy to tylko rozwiązanie tymczasowe? Najlepiej, aby Ukraina sama decydowała o perspektywie okresu przejściowego, a nie zachodni sojusznicy. (...) trzeba już dziś przygotować się na nową fazę tej wojny w przyszłości.

EP: Czy osobiście wierzy Pan w pokój z Rosją?

DS: Nie! Ponieważ problem jest głębszy, nie ogranicza się wyłącznie do Putina. Problem leży w samym społeczeństwie rosyjskim i jego podejściu do Ukrainy. Rosjanie nie uznają ukraińskiej państwowości. Chęć podporządkowania sobie Ukrainy jest nieodłączną cechą nie tylko Putina, ale całej rosyjskiej elity i dużej części rosyjskiego społeczeństwa. Działania wojenne prędzej czy później ustaną, ale nie wierzę w pokój. Rosyjskie myślenie o Ukrainie nie ulegnie zmianie. Jedyną rzeczą, która może to zmienić, jest miażdżąca porażka militarna Rosji. Ale nie stanie się to dzisiaj, nie jutro i nie pojutrze. Przyczyna konfliktu nie została usunięta.

EP: Czy przeniesienie wojny na terytorium Federacji Rosyjskiej spowodowałoby zmianę myślenia Rosjan o Ukrainie?

DS: Tylko częściowo. Przeniesienie działań wojennych na terytorium Rosji zmieniłoby stosunek narodu rosyjskiego do samej wojny  , ale nie do Ukrainy. Część Rosjan opowiadałaby się za zakończeniem wojny, ale ich świadomość pozostała niezmieniona – nadal nie godzą się z faktem, że Ukraina jest suwerennym państwem.

EP: To, co  obecnie obserwujemy w obwodzie kurskim, to próba odwrócenia uwagi Rosjan od Donbasu lub wzmocnienia ukraińskiego stanowiska do ewentualnych negocjacji z Rosjanami?

DS: Myślę, że wszystko, co dzieje się na froncie latem i co będzie się działo na początku jesieni, jest próbą wzmocnienia pozycji negocjacyjnych obu stron. Rosjanie to robią w Donbasie. Ukraińcy są teraz w obwodzie kurskim. Te dwa argumenty (dotyczące negocjacji i wojskowego planu /Ukrainy wymuszenia - red./ wycofania sił rosyjskich z obwodu donieckiego nie wykluczają się. Mniej skłaniam się jednak ku drugiemu, militarnemu /powodowi/, gdyż Rosjanie mają wystarczające siły, aby stawić czoła ukraińskiej ofensywie i nie przerzucać wojsk z Donbasu. Po drugie, Ukraińcy podejmują duże ryzyko, mając jednocześnie niestabilną sytuację na froncie wschodnim, więc /najwyraźniej/ według ich obliczeń ryzyko to jest uzasadnione.

EP: Czy Zachód ma dzisiaj jakieś metody oddziaływania, aby zmusić Rosjan do zasiadania przy stole negocjacyjnym?

DS: Rosjanie nie będą prowadzić poważnych negocjacji, dopóki nie zostaną do tego zmuszeni. Nie ma sensu, aby zasiadali przy stole negocjacyjnym, dopóki ich sytuacja na froncie nie będzie zbyt trudna. Istnieją dwa główne scenariusze, w których Rosjanie pójdą do negocjacji: miażdżące porażki Federacji Rosyjskiej na froncie lub ogromne prawdopodobieństwo, że Zachód i Ukraina będą gotowe na znaczne ustępstwa. Inna opcja: jeśli Rosjanie będą mogli zyskać przewagę polityczną od USA lub Chin, udając zainteresowanie negocjacjami. Przykładowo, gdyby Donald Trump dał do zrozumienia Rosjanom, że od ich pojawienia się na szczycie będzie zależał przyszły rozwój stosunków amerykańsko-rosyjskich, delegacja rosyjska by przyjechała. Politycznie nic by ich to nie kosztowało. /Np./ Spotkania na Białorusi w 2022 roku. Rozmowy zawsze inicjuje ktoś, kto jest w gorszej sytuacji niż ten, kto jest do nich zaproszony. Ukraina rozpoczyna dziś negocjacje.

EP: Wspomniał Pan o negocjacjach w 2022 r. Rosjanie zaproponowali wówczas Ukrainie nie pokój, lecz kapitulację. Czy nowe negocjacje nie będą takie same?

DSH: Na razie  wygląda na to, że tak właśnie będzie. Ale w porównaniu do marca 2022 r. Federacja Rosyjska nawet podniosła stawkę. Obecnie Rosjanie są jeszcze bardziej wymagający. Przedtem chcieli kapitulacji, teraz do tego dodano chęć zalegalizowania zdobyczy terytorialnych, czyli rozczłonkowania Ukrainy i usunięcia ukraińskiego rządu. Według Rosjan to, co oferowali w 2022 roku, to promocja, a to, co jest teraz, to cena regularna. Jedynym sposobem, aby wpłynąć na kalkulacje Federacji Rosyjskiej, jest jej porażka militarna. Nie ma innych opcji.

EP: Gdyby sprawa trafiła do negocjacji, czy istnieje coś, co stanowiłoby skuteczną gwarancję przed nowym atakiem Rosji?

DS: Każdy kraj ma swoje własne obliczenia. Polska nie raz podkreślała, że ​​tylko od Ukrainy powinno zależeć, na jakich warunkach chciałaby negocjować z Rosją i czy w ogóle tego chce. Na razie warunki te nie zostały jasno określone, poza bardzo wyraźną czerwoną linią (którą przecież często powtarza prezydent Zełenski) – żadnych ustępstw terytorialnych. Oznacza to, że Ukraina jest gotowa na jakiś kompromis, ale nie terytorialny.

Ale nie powinieneś też wpadać w pułapkę myślenia tunelowego: mówią, że kompromis jest zawsze lepszy niż brak kompromisu. Nie zgadzam się z tym. Zły kompromis może być gorszy niż jego brak. Jeżeli przyjąć, że Ukraina w najbliższej przyszłości nie odzyska terytorium z 1991 r., to w tzw. okresie przejściowym strony mogą osiągnąć pewne porozumienie. Jednak, jak pokazuje historia, porozumienia z Rosją zazwyczaj nie są dla Ukrainy korzystne. Na przykład porozumienia mińskie – związały ręce Ukrainie, ale nie związały rąk Rosji. Prowadzi to do naturalnego wniosku: dla Ukrainy najkorzystniej będzie, jeśli w okresie przejściowym strony nie podpiszą żadnych warunków. Przecież praktycznie nie ma narzędzi, aby zmusić Rosję do przestrzegania jakiegokolwiek porozumienia. Oznacza to, że faktyczne zamrożenie obecnej sytuacji jest dla Ukrainy dobrą opcją. Gorszym scenariuszem jest jednak formalne zamrożenie na mocy jakiegoś ukraińsko-rosyjskiego lub wielostronnego porozumienia. Najgorzej natomiast jest, gdy Ukrainie narzuca się porozumienie rosyjsko-ukraińskie, bo oznaczałoby to, że Ukraina jest tak słaba, że ​​nie jest w stanie się jemu oprzeć.

EP: Jak długo może trwać zamrożenie?

DS: Czasami najbardziej improwizowane rozwiązania okazują się najtrwalsze. Kluczem nie jest to, czy dojdzie do porozumienia, czy nie, czy nastąpi zawieszenie broni, czy nie. Najważniejsze dla Zachodu jest udzielenie Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa. Najgorsze jest to, że obecnie kraje zachodnie w ogóle nie dyskutują na ten temat.

EP: Dlaczego?

DS: Bo nikt nie chce ich dać. Koło się zamyka: Zachód twierdzi, że dopóki wojna będzie trwała, nie da żadnych gwarancji bezpieczeństwa, ale wojna będzie trwała, dopóki nie będzie gwarancji bezpieczeństwa. Zachodni przywódcy i większość moich zachodnich kolegów-analityków w ogóle nie rozumieją tej sytuacji. Ich zdaniem nie można mówić o gwarancjach bezpieczeństwa, dopóki nie będzie wiadomo, o jakich terytoriach ukraińskich mówimy. Uważam, że wręcz przeciwnie, musimy najpierw ustalić, jakie gwarancje bezpieczeństwa możemy udzielić Kijowowi, wtedy znając odpowiedź, władzom ukraińskim będzie znacznie łatwiej negocjować z Rosjanami, bo będą wiedziały, jakiego wsparcia mogą udzielić liczyć na zachodnich sojuszników.

W tej dyskusji pojawia się inny argument: mówią, że Rosjanie nie chcą zakończyć wojny, bo boją się, że wtedy Ukraina zostanie przyjęta do NATO. Argument ten należy interpretować odwrotnie: aby zmienić rosyjskie kalkulacje, konieczne jest przyjęcie Ukrainy do NATO już teraz, w przeciwnym razie Rosjanie nigdy nie zakończą tej wojny. Musimy zdecydować o gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy niezależnie od tego, co myślą o tym Rosjanie.

EP: Głównymi przeciwnikami przyjęcia Ukrainy do NATO są USA i Niemcy. Boją się (lub przeszkadza im) rosyjskocentryczne myślenie: co Rosjanie pomyślą i jak zareagują?

DS: Stanowisko amerykańsko-niemieckie (np. nie możemy przyjąć Ukrainy do NATO, bo wojna trwa i doprowadzi do eskalacji) jest tylko pretekstem. Korzeń to coś innego. Zachód nie chce przekraczać dwóch czerwonych linii. A to jest dalekie od dostaw broni na Ukrainę. Czerwone linie to gwarancje bezpieczeństwa i rosyjskie pieniądze. Teraz nie ma mowy o przystąpieniu Ukrainy do NATO, nie ma też mowy o konfiskacie rosyjskiego majątku. Zachód nie chce na to iść. Próbuje nawet ominąć te pytania. Przykładowo, zamiast przystąpić do NATO, istnieją dwustronne umowy (między Ukrainą a poszczególnymi państwami) o współpracy w zakresie bezpieczeństwa. Nie dają jednak gwarancji bezpieczeństwa, choć tak to przedstawia ekipa Zełenskiego. Jeśli chodzi o zamrożone rosyjskie pieniądze, nie ma zgody na ich konfiskatę, zamiast tego podejmowane są próby zarabiania na nich odsetek.

EP: Dlaczego Zachód nie chce przekroczyć tych czerwonych linii?

DS: Wiele krajów  popierających Ukrainę od początku wierzyło, że wszystko zakończy się negocjacjami i kompromisem. Co? Teraz nie ma to dla nich znaczenia. Do kompromisu potrzebny jest piernikowy ludzik i bicz. Oznacza to, że zarówno gwarancje bezpieczeństwa, jak i rosyjskie aktywa to piernik w negocjacjach z Rosją. Dlatego Waszyngton i Berlin uważają, że jeśli Ukraina przystąpi do NATO, stracą jeden z pierników. Moim zdaniem wykluczenie możliwości członkostwa Ukrainy w NATO jest dla USA i Niemiec jednym z głównych elementów potencjalnego kompromisu z Rosją.

EP: Czy Waszyngton rozumie cenę takich kompromisów – bez mocnych gwarancji bezpieczeństwa Rosjanie zaatakują ponownie, ale z jeszcze większą siłą. Mogą pojechać dalej – do krajów bałtyckich, Polski.

DS: Duża część waszyngtońskiego establishmentu to rozumie, ale ma inne obliczenia. To, co dla nas jest świetną ceną, nie oznacza, że ​​dla nich jest to świetna cena. Dla nas wojna z Rosją jest kwestią egzystencjalną, ale dla Stanów Zjednoczonych jest to (w najlepszym przypadku) konflikt peryferyjny, w którym Stany Zjednoczone wspierają jedną ze stron, choć minimalnie. Pomoc USA dla Ukrainy stanowi niewielki procent amerykańskiego budżetu obronnego. Waszyngton koncentruje się na Chinach, a Rosja jest dla niego sprawą drugorzędną. Stosunki rosyjsko-amerykańskie nie ograniczają się do kwestii Ukrainy, są znacznie szersze. Federacja Rosyjska jest partnerem USA w sprawach kontroli zbrojeń, walki z terroryzmem i współpracy w dziedzinie technologii kosmicznych. USA oczywiście rozumieją cenę tej sprawy dla Ukrainy, ale liczą się też z własnymi korzyściami. Ich zdaniem armia rosyjska jest w takim stanie, że Europie nic nie zagraża. Z drugiej strony w amerykańskich elitach jest coraz więcej osób, które dobrze rozumieją, czym jest Rosja i jakie niesie ze sobą zagrożenie, ale są rozczarowane Europą. Myślą tak: jeśli kraje europejskie nie traktują poważnie rosyjskiego zagrożenia, dlaczego Amerykanie mieliby to zrobić?

EP: Kongres amerykański przez wiele miesięcy nie mógł głosować za pakietem pomocowym dla Ukrainy, potem na arenie międzynarodowej coraz głośniej zaczął brzmieć głos Emmanuela Macrona – nie wykluczył on możliwości wysłania jednostek francuskich na Ukrainę i bezpośrednio stwierdził, że Niemcy i USA są przeciwko Ukrainie w NATO. Dlaczego francuski prezydent jest teraz praktycznie niewidoczny?

DS: Teraz zajmuje się swoimi problemami, a nie Ukrainą. Jego pozycja polityczna we Francji została zachwiana – najpierw jego partia poniosła porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego, potem rozwiązał parlament krajowy.

EP: Czyli nie jest prawdą, że podczas szczytu NATO w Waszyngtonie prezydent Biden dał Macronowi wyraźny sygnał, że nie powinien pozwalać sobie na takie wypowiedzi?

DS: Nie przeceniajmy roli państw. Biden nie może zadzwonić do innego prezydenta i powiedzieć mu, co ma robić. Nawet Zełenski nie słucha Bidena, a co dopiero Macron. Zmiana retoryki Macrona nie wynika z tego, że nagle zrozumiał, czym tak naprawdę jest Rosja. Ambicja odegrała tu rolę. Grupa Wagnera wypychająca Francuzów z Afryki zirytowała Macrona. W przypadku polityków, szczególnie tych z tak dużym ego, jest to katastrofa. Macron potraktował tę sytuację bardzo osobiście, dlatego działalność na wschodniej flance NATO na rzecz Ukrainy jest dla Francuzów okazją do zemsty na Putinie. Są przekonani, że jeśli będą naciskać na Rosjan w kontekście Ukrainy, zmusi ich to do wycofania części wojsk z Afryki. Taka jest kalkulacja Francuzów.

(...)

EP: Jedyną skuteczną gwarancją bezpieczeństwa dla Ukrainy jest członkostwo w NATO, ale z /pana/ odpowiedzi jasno wynika, że ​​jest to niemożliwe. Czy nie ma innych opcji?

DS: Oczywiście, że tak. Ale każdy, kto publicznie twierdzi, że NATO nie jest jedyną gwarancją bezpieczeństwa Ukrainy, jest potępiany w dyskusjach publicznych, ponieważ stoi w sprzeczności z oficjalnym stanowiskiem Ukrainy. Jedną z opcji jest scenariusz koreański, dwustronne gwarancje. Tylko że jest to źle rozumiane, bo ten scenariusz jest zwykle postrzegany w kontekście terytorialnym, a nie w kontekście gwarancji. (...) Scenariusz koreański zakłada obecność wojsk amerykańskich na terytorium Ukrainy. Wielu amerykańskich żołnierzy stanowi poważną gwarancję bezpieczeństwa dla Ukrainy.

EP: Ale czy Amerykanie się na to zgodzą?

DS: Amerykanie nie płoną pożądaniem, ale pan pyta, czy istnieje alternatywa dla członkostwa w NATO. Odpowiadam więc – jest. Być może obecność wojsk amerykańskich jest nawet lepszą gwarancją bezpieczeństwa niż członkostwo w NATO. Ponieważ przystąpienie Ukrainy do Sojuszu nie oznacza jeszcze, że wojsko amerykańskie znajdzie się na terytorium Ukrainy lub pojawi się tam w przypadku nowej agresji. W kontekście scenariusza koreańskiego mogą to być nie tylko wojska amerykańskie, ale także siły innych państw, pod warunkiem, że wyłoni się odpowiednia koalicja, która się na to zgodzi.

EP: Czy Polska by w tym brała udział?

DS: W marcu 2022 r., kiedy trwały negocjacje rosyjsko-ukraińskie, Polska znalazła się w gronie krajów, które były gotowe udzielić Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa.

EP: I wysłać wojska na Ukrainę?

DS: Traktat rosyjsko-ukraiński nie opisywał dokładnie, w jaki sposób. Ale kiedy mówimy o gwarancjach bezpieczeństwa, oczywiste jest, że mówimy o zaangażowaniu sił zbrojnych. W projekcie rosyjsko-ukraińskiego porozumienia na rok 2022 obok Polski gwarantami bezpieczeństwa były Stany Zjednoczone, Niemcy, Francja, Turcja i kilka innych krajów. Co jakiś czas zmieniała się ich liczba. Obecnie Polska pod pewnymi warunkami byłaby gotowa udzielić Ukrainie gwarancji bezpieczeństwa, ale kluczowe jest to, czy USA zapewnią gwarancje bezpieczeństwa. Jeśli nie, to ta konstrukcja w ogóle nie będzie miała sensu. Jeśli wśród gwarantów nie będzie Amerykanów, Rosjanie nie potraktują tego poważnie.

EP: Czy możemy przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja w przypadku wygranej Donalda Trumpa?

DSH: Teraz wiemy już,  co mniej więcej planują Trump i jego zespół. Za pomocą bicza i piernikowego ludzika chcą doprowadzić Ukrainę i Rosję do stołu negocjacyjnego. Zełenski to rozumie, dlatego sygnalizują gotowość do negocjacji. Jest to bardzo pragmatyczne podejście. Piernik jest otwarcie na stole – pod rządami Trumpa Stany Zjednoczone mogą zwiększyć pomoc wojskową. Bicz — jeśli Ukraińcy nie zgodzą się na negocjacje, Amerykanie całkowicie wstrzymają pomoc wojskową. Środowisko Trumpa jasno to zakomunikowało. Zamiast tego Amerykanie nie wiedzą, co dalej robić po rozpoczęciu negocjacji. Potencjalna przyszła administracja Trumpa nie może zmusić Rosjan do ustępstw, chyba że zostaną pokonani militarnie na froncie.

EP: A co jeśli Kamala Harris wygra?

DS: Będzie kontynuować politykę Joe Bidena. Jej administracja zrobi także wszystko, aby wojna zakończyła się negocjacjami. Zakładam, że będą realizować strategię unikania eskalacji z Rosją.

EP: Obecnie istnieje kilka formuł pokojowych – chińsko-brazylijska, Johnson, afrykańska, prezydent Zełenski. Czy któraś z nich zostanie uwzględniona w ewentualnych negocjacjach?

DS: Jeśli strona ukraińska zgłosi gotowość do negocjacji, musi przedstawić pewne warunki wejścia, bo inaczej ktoś to za nią zrobi. Formuła Zełenskiego nakreśla te warunki, choć osobiście jestem wobec niej sceptyczny, gdyż jest bardzo chaotyczna. Jest w tym jednak podstawa – najpierw Rosjanie opuszczają terytorium Ukrainy, a dopiero potem możemy mówić o negocjacjach. Oznacza to, że formuła Zełenskiego wyraźnie wskazuje na możliwość rozmów, ale kluczowe jest to, kiedy — po odejściu Rosjan. Stąd moje rozróżnienie pomiędzy negocjacjami – wyjaśnianiem stanowisk stron, a negocjacjami – czyli poważnymi dyskusjami o zawarciu pokoju.

W pewnym momencie formuła Zełenskiego ograniczyła także rozpowszechnianie innych planów pokojowych, z których każdy prowadzi do ustępstw terytorialnych ze strony Ukrainy. Wszyscy dyskutują teraz o planie ukraińskim. Nawet jeśli na dzień dzisiejszy nie uda się tego zrealizować, to już samo to, że wszyscy mówią o stanowisku Ukrainy, jest w jej rękach. Na szczycie w Szwajcarii Ukraińcy zaryzykowali – postanowili przetestować poparcie dla tej formuły. Okazało się, że uczucie nie było tak szerokie, jak mogłoby się wydawać. Plan był następujący: zachodni przywódcy poprą formułę Zełenskiego, a Ukraińcy przedstawią ją Rosjanom. Jednak reprezentacja krajów zachodnich nie była do końca taka, jakiej chciał Kijów. W szczególności nie przyjechał Joe Biden. Pojawił się problem, skoro poparcie dla formuły Zełenskiego nie jest tak mocne, jak się wydawało, to dlaczego Rosjanie mieliby się na to zgodzić? Być może jesienią nastąpią zmiany w formule i Ukraińcy będą musieli przekonać o jej wykonalności zarówno Republikanów, jak i Demokratów.

Z drugiej strony istnieje plan chińsko-brazylijski jako kontroferta. Uważam, że jego rola jest dziś niedoceniana, choć wokół niego można stworzyć alternatywną koalicję międzynarodową. Najprawdopodobniej zatem utworzą się dwa obozy – ukraiński i, relatywnie rzecz ujmując, chiński, i powstaną jesienią, czyli przed wyborami prezydenckimi w USA. Jesień będzie pełna /wrażeń/. Na razie obie strony budują swoją pozycję negocjacyjną na linii frontu.

novapolshcha.pl