Grzegorz Sroczyński: Co się z nami dzieje?
Marcin Duma: Uciekamy od polityki. Poziom zainteresowania kampanią wyborczą nadal jest wakacyjny. Trzydzieści pare procent się mocno interesuje, a reszta nie wróciła z urlopów i od grilla. Czekają.
Dlaczego nie wrócili?
Bo czują się jak pozgniatane puszki i nie chcą być dodatkowo zgniatani przez silne emocje polityczne. Ostatnie trzy lata to same ciężkie doświadczenia - pandemia, lockdowny, wojna w Ukrainie, inflacja - i oni nie są gotowi na przyjęcie kolejnej dawki. Dalsze zgniatanie puszek sprawia perwersyjną przyjemność tylko części elektoratu, która uzależniła się od funkcjonowania w podziale: jesteś za PiS-em albo przeciwko PiS-owi, jesteś patriotą albo zdrajcą, jesteś za polskim mundurem albo za filmem Holland. Ale większość społeczeństwa przed tym ucieka. I nie wiemy, jakie będą ostatecznie ich zachowania wyborcze, czy dadzą się ponieść emocjom, a może pozostaną z boku. "Nie wchodzę do tej piaskownicy, bo tam się dzieją straszne rzeczy" - tak można streścić to, co ta grupa mówi na badaniach.
Czyli im więcej polaryzacji, im ostrzejszy spór, tym więcej stojących z boku?
Tak. Polityka staje się produktem dla koneserów.
Może o to politykom chodzi?
Na pewno to działa na korzyść obu największych partii. Bo wtedy normalsów wyrzucamy z równania, skoro nam je zaburzają, a zostawiamy tylko ultrasów, którzy są przewidywalni i łatwo sterowalni. Choćbyś zrobił największą głupotę - mówię tu o jednych, i o drugich - to będzie genialny gambit, majstersztyk oraz "ale tamtych zaorał". Jak na rysunku Kozy, gdzie facet kopie leżącego. "Dlaczego go kopiesz?" - "Bo to nasz najtwardszy elektorat".
gazeta.pl