Podobnie jak w przypadku wszystkich nieudanych małżeństw, pierwszy znak, że branża technologiczna zawiodła, pojawił się na wiele lat przed ostatecznym rozstaniem.
Po dwóch dekadach konsekwentnych wewnętrznych innowacji, Big Tech uzależnił się od przejęć.
W 2010 r. Apple kupił Siri, Meta kupiła WhatsApp, Instagram i Oculus, Amazon kupił Twitcha, Google kupił Nest i cały dział mobilności Motoroli.
Początkowo społeczeństwo, które jeszcze nie nabrało podejrzeń wobec technologii, kibicowało tym szaleństwom, oklaskując Amazona i Metę (wówczas jeszcze Facebooka) za znalezienie nowych sposobów na rozszerzenie działalności i zdobycie większej liczby użytkowników. Z czasem jednak przejęcia uniemożliwiły tym firmom skupienie się na dostarczaniu funkcji, których potrzebowaliśmy. (I ostatecznie wpędziły je w kłopoty prawne, jak ujawniło poniedziałkowe orzeczenie antymonopolowe przeciwko praktykom Google w zakresie wyszukiwania). Duże firmy technologiczne stały się mniej znane z jednego konkretnego produktu. Zamiast tego oferowały rozległy pakiet różnych połączonych ze sobą funkcji, które w pewnym sensie działały i skutecznie drukowały pieniądze.
Firmy technologiczne i przeciętni użytkownicy wiedzieli, że samo przejmowanie mniejszych startupów nie wystarczy. W końcu ludzie potrzebowali czegoś prawdziwego, na skalę wyszukiwarki Google, Facebooka lub oryginalnego iPhone'a, czegoś, co zmieniło sposób, w jaki wchodziliśmy w interakcje z innymi, co uczyniło nasze życie lepszym, fajniejszym i bardziej żywym, a przynajmniej trochę łatwiejszym. Po kilku latach bezczynności Dolina Krzemowa nie była jednak w stanie tego zapewnić. Zamiast tego, Big Tech popadł w obsesję na punkcie niedopracowanych projektów, które wydawały się rewolucyjne, ale w praktyce albo nie były wystarczająco niezawodne, aby można było im zaufać, albo po prostu nie były szczególnie przydatne.
Lśniące rozpraszacze były powszechne: wirtualna rzeczywistość na krótko zawojowała rynek, a Oculus Rift spopularyzował tę koncepcję, dopóki nie stało się oczywiste, że technologia ta jest jedynie niszowym gadżetem o niezwykle zmiennych rezultatach w zależności od tego, kto z niej korzysta. Na krótko zachwyciła nas rzeczywistość rozszerzona, z niesamowicie wyglądającym demo firmy Magic Leap, które zainspirowało krótki szał finansowania wraz z jeszcze krótszym cyklem zainteresowania wokół Google Glass. Autonomiczne samochody stały się modne po tym, jak Tesla uruchomiła oprogramowanie "autopilota" pod koniec 2015 r., a Elon Musk obiecał, że do 2017 r. "każda nowa Tesla będzie jeździć sama". Po latach Musk nie wywiązał się z obietnicy, a pojazdy autonomiczne wciąż mają trudności z dotarciem na rynek poza bardzo wąskim kręgiem zastosowań. Potem nastąpił bolesny flirt z kryptowalutami i zupełnie niepotrzebne mrzonki o metaverse.
Za wszystkimi tymi ruchami kryje się jeden spójny czynnik: obietnice technologiczne znacznie przewyższyły zdolność oprogramowania i sprzętu do faktycznego generowania wartości. Autonomiczne samochody są możliwe, ale wymagają niewiarygodnie dużej ilości danych szkoleniowych, a nawet wtedy podejmują rażące, a czasem śmiertelne decyzje, przez co trudno im zaufać. Chociaż możemy uwielbiać ideę przebywania w wirtualnym świecie, nasze oczekiwania są takie, że chcielibyśmy w pełni zmysłowego doświadczenia, a nie nieporęcznego zestawu gogli, a bez całkowitego wczucia się, wszystko wydaje się odległe. Rzeczywistość rozszerzona ma fajne pomysły, ale konsumenci chcą czegoś, co magicznie wyświetla się przed nimi. Wszelkie fizyczne przeszkody lub niezgrabny system menu niszczą iluzję. We wszystkich tych przypadkach firmy technologiczne próbowały wbić się na nowy, wielomiliardowy rynek, pozwalając jednocześnie, by podstawowe produkty, czyli to, co sprawiło, że zakochaliśmy się w nich w pierwszej kolejności, odeszły w zapomnienie. To wszystko jest tak strasznie rozczarowujące: ignorowanie długoterminowych problemów na rzecz błyszczących świecidełek, które sprawiają, że niedoinformowani inwestorzy zakochują się w nich, nie akceptując faktu, że powodem, dla którego ludzie są tak negatywnie nastawieni do branży technologicznej, jest to, że jej podstawowe produkty stają się coraz gorsze, aby inwestorzy mogli zarobić więcej pieniędzy.
Big Tech stał się ponury, roszczeniowy i leniwy, ponieważ wierzy, że nikt inny nie będzie w stanie odebrać mu cennych klientów.
(...)
Coraz częściej pogrążona w rozwodowej mentalności kadra kierownicza boi się wykonywać ciężką, twórczą pracę, ponieważ wymaga to inwestowania ogromnych ilości czasu i energii w opracowywanie nowych wynalazków z wyraźnymi przypadkami użycia w życiu codziennym lub naprawianie podstawowych produktów, które pozostawili na pastwę losu. Pichai nie powinien być podekscytowany sztuczną inteligencją w wyszukiwarce. Powinien wykonać ciężką pracę, aby naprawić kwestie kulturowe i motywacyjne, które zrujnowały istniejącą wyszukiwarkę Google. Satya Nadella nie powinien przeznaczać miliardów na sztuczną inteligencję, ale starać się stworzyć znaczące ulepszenie systemu Microsoft Windows lub inwestować w wewnętrzne usługi bezpieczeństwa, zamiast zlecać je partnerom nastawionym na wzrost za wszelką cenę, takim jak CrowdStrike. Amazon jest w tym momencie firmą logistyczną o wartości 50 mld dol. z ogromnym biznesem przetwarzania w chmurze. Zamiast inwestować w uszczęśliwianie swoich pracowników i klientów, pozwolił na obniżenie jakości produktów oferowanych na platformie i traktował swoich pracowników i klientów jak śmieci. Ale wszystko to jest o wiele trudniejsze niż kupienie jakiegoś na wpół gotowego chatbota i niechlujne podłączenie go, więc tutaj dostajemy AI w desperackiej próbie odzyskania klientów.
Podobnie jak w przypadku rozpadu każdego małżeństwa, wielki rozwód technologii z użytkownikami jest wynikiem oderwania się od powodu, dla którego zbudowali swoje firmy w pierwszej kolejności, kiedy rzeczy miały większe znaczenie, kiedy czuli, że muszą zasłużyć na miłość i szacunek ludzi. Obecnie firmy Big Tech to zlepki ludzi z różnych przedsiębiorstw nabytych w różnym czasie, bez jasnej wizji i niewielkiej jedności kulturowej. Podobnie jak w przypadku ludzi, którzy biorą ślub, starzeją się, przestają chodzić na randki, przestają zwracać uwagę na siebie nawzajem i na małe rzeczy, Big Tech po prostu zapomniał, co się liczy: klient. Zamiast tego popadł w pasożytniczą relację, w której klienci są zmuszeni pozostać, ponieważ odejście byłoby bolesne, frustrujące i wymagałoby dużo pracy.
businessinsider.com.pl