Dziś na Ziemi najważniejszy wydaje się temat pandemii, przykryje na jakiś czas wszystkie inne. Opowiedzmy zatem, jak się mają możliwości SI do naszych zdolności zwalczania pandemii. W jednej z telewizji śniadaniowych opowiadałaś – oczywiście przez Skype – że sztuczna inteligencja wykryła zalążki epidemii wirusa w prowincji Hubei na półtora miesiąca przed tym, jak Chiny poinformowały o tym WHO. Na czym to wykrycie polegało i czemu nic z tego nie wynikło? Skoro była wiedza o epidemii, a świat się i tak dowiedział dopiero, jak rząd chiński zdecydował się o tym powiedzieć?
To kwestia mostu między zdolnością SI do robienia pewnych rzeczy i chęcią człowieka, by dosłyszeć i zinterpretować, co przeczytał. Dzisiejsza SI – mimo że mamy w domach Alexy czy asystentów w smartfonach, co z nami całkiem dorzecznie gadają – nie ma interfejsu, który mówi jakiemuś badaczowi: hej, mamy problem i zapala mu czerwone lampki. Urządzenie pokazuje pewne korelacje, interesujące wzorce, których nie widać na pierwszy rzut oka w zbiorach danych. Potrafi wyłapywać tzw. słabe sygnały nadchodzących być może zdarzeń, które sami moglibyśmy zlekceważy.
Ale skąd biorą się te dane?
Na przykład z tego, co ludzie głoszą w mediach społecznościowych oraz rożnych forach, do których jest dostep. Ta konkretna SI, o której mówiłam, czyli kanadyjska BlueDot, ma silnik do przetwarzania języka, przeczesuje sieć i zbiera rozmaite informacje. Algorytm BlueDot przeszukiwał na przykład wiadomości bieżące z obcojęzycznych serwisów newsowych, dane z biletów lotniczych, informacje rozmaitych serwisów poświęconych chorobom zwierząt i roślin oraz oficjalne obwieszczenia rządowe.
I to wystarczy?
Podejrzewam, że zbierał też dane z takich serwisów jak Twitter, chociaż twórca algorytmu – Kamran Khan – twierdzi, że dane tego typu są dla nich zbyt nieustrukturyzowane. Ludzie często opowiadają na otwartych forach, również anonimowo, o symptomach swojej choroby. Poza tym BlueDot miała jeszcze kilka innych źródeł: potrafiła stwierdzić, gdzie to się dzieje, jaka jest gęstość zaludnienia na obszarze, z którego płyną sygnały. Było to również spinane z bazami danych dotyczących mobilności transportowej, ale też oficjalnymi statystykami, w których szpital informował, że zgłosili się nowi chorzy…
I po prostu składa to wszystko do kupy?
Koreluje dane z różnych silosów. No i gdzieś w połowie listopada wyszło na to, że ludzie w okolicach chińskiego miasta Wuhan chorują na coś podobnego do zapalenia płuc, i że to zjawisko narasta w tempie nietypowym.
A skąd kanadyjska firma ma dostęp do jakichś silosów chińskich danych? Przecież tam nie ma Facebooka…
Ale jest komunikator WeChat, który jest zarówno stroną newsową, jak i medium społecznościowym oraz platformą zakupową i reklamową. Ludzie piszą na nim jak najęci i podejrzewam, że łatwo się w niego wpiąć, zwłaszcza jeśli mamy system operujący w kilkudziesięciu językach.
Ale jak to „wpiąć”? Można się tak łatwo dostać do chińskiej apki? Ktoś Kanadyjczykom te dane udostępnił? Chińczycy też handlują danymi?
Intuicja podpowiada mi, że były to raczej publiczne wypowiedzi ludzi skarżących się na dolegliwości skorelowane z innymi informacjami, np. że gdzieś ludzie przestali przychodzić do pracy, a gdzie indziej jest mniejszy ruch w transporcie zbiorowym. Takie informacje mogły się pojawiać na forach czy blogach. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na taki słaby sygnał, on zaginął gdzieś pośród wielu trendów, które ten system może wyłapywać.
Czyli ta maszyna ciągle gdzieś stoi, wyłapuje różne zagrożenia, ale i tak nikt jej nie słucha?
BlueDot nie przeczesuje całego internetu i nie wysyła słabych sygnałów na temat recesji w Albanii czy ruchów ISIS przy granicy tureckiej, tylko jest nastawiony na badanie wystąpienia symptomów chorób. Powstawał we współpracy epidemiologów i badaczy danych, a pracował już wcześniej przy okazji pandemii wirusa Zika. Do tego była przystosowana jego architektura. A właścicielem jest, dodajmy, kanadyjska firma prywatna, BlueDot Toronto. Mają kilka linii produkcyjnych…
krytykapolityczna.pl