Obecnie już wiadomo, że Iran przekazał USA informację o planowanym ataku, w tym o czasie i sposobie jego przeprowadzenia, a także, że będzie on miał charakter ograniczony, jako odpowiedź na zbombardowanie konsulatu irańskiego w Damaszku, ale bez planu doprowadzenia do dalszej eskalacji. W środę 10 kwietnia irańskie MSZ przekazało informację o planowanym ataku przedstawicielom dyplomatycznym Iraku, Jordanii i Turcji. Poinformował o tym szef irańskiej dyplomacji, a tureckie MSZ potwierdziło, że przekazało wiadomość Amerykanom, tak by uniknąć dalszych komplikacji.
(...)
To, że ani Iran, ani USA nie chcą eskalacji oraz bezpośredniego konfliktu zbrojnego jest oczywiste i potwierdza to wiele faktów. Obie strony utrzymują też otwarte linie komunikacyjne, co pozwala na uruchamianie procedur deeskalacyjnych w przypadku przekroczenia czerwonej linii. Taka sytuacja miała miejsce po zabiciu gen. Sulejmaniego, gdy Iran musiał odpowiedzieć, ale tak by nie zmusić Trumpa do eskalacji. Gdyby jednak Trump jej chciał to nie zlekceważyłby ataku na bazę al-Asad w Iraku, która zresztą nie była taka niegroźna (później okazało się, że wstrząsy mózgu oraz inne obrażenia psychiczne żołnierzy USA były znacznie poważniejsze niż początkowo podawano), lecz wykorzystałby to jako pretekst do uderzenia na Iran.
Iran nie miał natomiast zamiaru zabijać żołnierzy USA, bo tego nie potrzebował i nie chciał płacić ceny za to. Atak na bazę al-Asad był wystarczający by wyjść z twarzą, pokazać zdolności swoich rakiet oraz zrobić propagandowy teatr. Deeskalacją, po zapłaceniu daniny krwi (jakkolwiek cyniczne by to nie było), skończył się też incydent związany z błędem popełnionym przez iracką milicję szyicką Kataib Hezbollah, czyli jej atak na bazę Tower22, w której zginęło 3 żołnierzy USA. Ponieważ Kataib Hezbollah jest za bardzo umocowane w strukturach sił bezpieczeństwa Iraku (a przecież Irak jest partnerem USA) więc trzeba było znaleźć „chłopca do bicia”. Wypadło na afgańskich proxy Iranu w Syrii, czyli Liwa al Fatimijun i paru jej dowódców musiało oddać życie dla deeskalacji. Iran dorzucił jeszcze, w ramach zapłaty, wstrzymanie ataków Islamskiego Oporu w Iraku na bazy USA.
(...)
Tyle, że gdy Izrael postanowił uderzyć na irański konsulat w Damaszku to syryjska obrona przeciwlotnicza znów nie zadziałała. Wkrótce potem pojawiła się dość zaskakująca wypowiedź gen. Jahji Safawiego, doradcy ds. wojskowych Najwyższego Przywódcy i b. dowódcy Sepah, że Rosja jest beneficjentem eskalacji na Bliskim Wschodzie, gdyż odciąga to siły i środki USA z Ukrainy. Jest to oczywiste i oczywistym jest również to, że jest to oczywiste dla Iranu, ale zaskakujące jest to, że Iran przestał udawać, że tak nie jest i że problemu nie ma. Ponadto, już po ataku na konsulat w Damaszku, irański dziennik Dżomhuri Eslami zaatakował Rosję wskazując, że blokuje ona aktywizację obrony przeciwlotniczej w Syrii w czasie izraelskich ataków na cele irańskie.
Iran najwyraźniej dostrzegł w końcu swój błąd jednak nie chodzi tu wyłącznie o to, że Rosja nie chce wesprzeć Iranu ze względu na równowagę sił. Można przypuszczać, że Rosja była zainteresowana tym by Izrael uderzył w konsulat irański, gdyż wiedziała, że Iran znajdzie się wtedy w pułapce: będzie musiał odpowiedzieć, mimo że nie będzie tego chciał. Moskwa wiedziała też, że zaangażuje to USA, a każdy błąd może doprowadzić do eskalacji, której będzie beneficjentką. Wydaje się, że właśnie w tym kontekście należy odczytywać słowa gen. Safawiego, tzn., że Iran ma świadomość, że Rosja chciała tego kryzysu. Ciekawe jest też to, że ani Rosja, ani Chiny nie przedstawiły rezolucji Rady Bezpieczeństwa potępiającej Izrael za jego atak, podczas gdy Iran prawdopodobnie odstąpiłby od odpowiedzi, gdyby taka rezolucja została przyjęta, a USA zagwarantowałyby, że jego bezczynność, skrywana pod pojęciem „strategicznej cierpliwości”, nie zachęci Izraela do kolejnego ataku. Warto dodać, że USA nie były uprzedzone o ataku w Damaszku i nie były zadowolone z faktu, że do niego doszło.
(...)
Strategicznym celem Iranu nie jest zniszczenie Izraela, ale zapewnienie bezpieczeństwa Islamskiej Republiki i uzyskanie statusu regionalnego mocarstwa. Zniszczenie Izraela to całkowita abstrakcja, podobnie jak użycie broni nuklearnej w tym celu (byłoby to samobójstwo Iranu). Iran chce zmusić USA do negocjacji, wskazując, że bez dogadania się z nim nie da się ustabilizować regionu. Dotyczy to m.in. kryzysu politycznego i gospodarczego w Libanie (którego rozwiązanie blokowane jest przez Hezbollah) i sytuacji na Morzu Czerwonym. Póki co polityka „maksymalnej presji” wobec Iranu nie przyniosła pożądanych efektów, podobnie jak uderzenia karne na proxy irańskich. Być może więc czas na dyplomację by uniknąć scenariusza, z którego cieszyć się mogą tylko ekstremiści oraz Rosja i Chiny.
defence24.pl