sobota, 16 lipca 2022


Kazachstan od samego początku wojny na Ukrainie wykazywał pewną wstrzemięźliwość w reakcjach na rozwój wydarzeń. Mogło to dziwić, gdyż raptem dwa miesiące przed rosyjską inwazją na Ukrainę prezydent Kazachstanu Kassym Żomart-Tokajew dzięki wsparciu militarnemu Rosji pozbył się konkurenta tj. Nursułtana Nazarbajewa i jego wpływów. Operacja kazachska wydawała się majstersztykiem Putina, zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę jego plany ataku na Ukrainę. Nazarbajew był ostatnią osobą z kierownictwa ZSRR, która utrzymała się u władzy. Tymczasem w swojej tyradzie tuż przed agresją na Ukrainę, Putin właśnie ostatnią ekipę przywódczą ZSRR, do której Nazarbajew należał jako I sekretarz Komunistycznej Partii Kazachskiej SRR od 1989 r., oskarżył o spisek przeciwko radzieckiej państwowości motywowany partykularnymi interesami i ambicjami. Usunięcie Nazarbajewa „oczyszczało" więc atmosferę, gdyż na Tokajewie nie spoczywała odpowiedzialność za podejmowane wówczas decyzje, więc Putin mógł oczekiwać, że do jego narracji historycznej prezydent Kazachstanu podejdzie z obojętnością. Ponadto Rosja zademonstrowała sprawność w przerzucie swoich sił do Kazachstanu oraz w mobilizacji Organizacji Układu Bezpieczeństwa Zbiorowego (ODKB). To ostatnie było tym bardziej znamienne, że w 2020 r., gdy Azerbejdżan zaatakował (za zgodą Rosji) Armenię, to ODKB pozostało bezczynne. Rosja pokazała więc, że to ona decyduje gdzie i kiedy będą używane siły ODKB i że to ona udziela inwestytury w Kazachstanie.

Moskwa mogła więc oczekiwać, że Tokajew nie będzie chciał z nią zadzierać i będzie wiernym wasalem. I tak by zapewne było gdyby Rosja nie okazała swojej słabości na Ukrainie. Zamiast błyskawicznej operacji, naśladującej amerykańską interwencję w Iraku w 2003 r., obalenia Zełeńskiego i zainstalowania wiernego sobie reżimu, nastąpiła totalna kompromitacja i wejście w długotrwałą, wyniszczającą wojnę oraz skonsolidowanie (przynajmniej do pewnego stopnia) Zachodu przeciwko sobie. W takiej sytuacji nawet Chiny musiały zrewidować swoje kalkulacje i zachować wstrzemięźliwość we wspieraniu Rosji. Kazachstan na tym etapie nie wyróżniał się jednak wśród pozostałych państw ODKB. W głosowaniu Zgromadzenia Ogólnego ONZ nad potępieniem rosyjskiej inwazji na Ukrainę Kazachstan wstrzymał się od głosu, podobnie jak inni członkowie ODKB (z wyjątkiem Białorusi, która była przeciw). Z kolei w głosowaniu nad zawieszeniem Rosji w Radzie Praw Człowieka Kazachstan, podobnie jak pozostałe państwa ODKB, z wyjątkiem Armenii, która nie wzięła udziału w głosowaniu, był przeciw.

Do konfliktu Rosji z Kazachstanem zapewne by nie doszło, gdyby Rosja sama go nie rozkręciła. Warto przy tym podkreślić, że żadne z państw ODKB nie uznało tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republiki Ludowej i (delikatnie mówiąc) nie okazało gotowości do włączenia się do wojny. Nawet Łukaszenko, choć de facto uczestniczył w ataku na Ukrainę, to oficjalnie się od tego odcinał, a Białoruś wprawdzie „wyraziła zrozumienie" dla decyzji Rosji o uznaniu DNR i ŁNR ale sama tego nie zrobiła. Rosja nie próbowała nawet zażądać od ODKB wsparcia swojej inwazji, choć mogłaby to zrobić bez trudu, wykorzystując do tego oskarżenia, że Ukraina zaatakowała rosyjskie terytorium. Moskwa wiedziała jednak, że państwa ODKB zrobią wszystko by się wymigać z udzielenia pomocy, więc mogłoby to się dla Rosji skończyć potężną kompromitacją i faktyczną likwidacją ODKB. Najwyraźniej jednak Rosja liczyła, że Kazachstan, będący czwartą pod względem wielkości b. republiką radziecką (po Rosji, Ukrainie i Uzbekistanie) i największym po Rosji członkiem ODKB, da innym „dobry przykład". W końcu dopiero co Tokajew dostał od Kremla inwestyturę. Ponadto z perspektywy imperializmu rosyjskiego Kazachstan jest niemal tak samo ważny jak Ukraina i Białoruś, gdyż 20 % tamtejszej populacji to etniczni Rosjanie.

Kazachstan nie miał jednak zamiaru wplątywać się w rosyjską awanturę na Ukrainie, gdyż wiedział, że uderzy to w jego interesy i sprowadzi do roli rosyjskiej kolonii. Lampkę ostrzegawczą włączył zresztą sam Putin kwestionując w swej prowojennej tyradzie prawo byłych republik sowieckich do państwowości. Taka postawa Kazachstanu rozsierdziła propagandystów rosyjskich, takich jak m.in. szefowa Russia Today Margarita Simonian i jej męża Tigrana Keosajana. Ten drugi w kwietniu zaczął otwarcie wygrażać Kazachstanowi, co jednak poskutkowało jedynie potępieniem go przez kazachski MSZ. Gdyby Rosja była na tym etapie rozsądna to wykorzystałaby Kazachstan do omijania sankcji, gdyż sygnały, że jest on skłonny do współpracy w tym zakresie płynęły wówczas z Nur-Sultanu. Przełom nastąpił jednak w połowie czerwca, na Forum Ekonomicznym w Petersburgu, na który Tokajew przybył jako jeden z zaledwie kilku przywódców państwowych. W czasie debaty z udziałem Putina kazachski przywódca podkreślił, że Kazachstan nie ma zamiaru uznawać separatystycznych republik. Tokajew sprytnie wspomniał przy tym o Tajwanie, w uzasadnieniu takiej decyzji, a tym samym zasłonił się niejako Chinami. Putin uznał to za policzek i postanowił „ukarać" Kazachstan, doprowadzając w ten sposób do eskalacji. Było to przy tym działanie emocjonalne i nieprzemyślane i nic nie wskazuje na to by Rosja miała jakiś plan dalszych działań.

Tuż po zakończeniu forum w Petersburgu Rosja postanowiła więc „zdyscyplinować" Kazachstan ograniczeniem eksportu kazachskiej ropy przez port w Noworosyjsku. Kazachstan zamiast spodziewanej przez Kreml reakcji „ruki po szwam" od razu odgryzł się, blokując 1700 wagonów z rosyjskim węglem, tłumacząc to koniecznością zastosowania się do sankcji unijnych nałożonych na Rosję. Według Tokajewa, w przeciwnym razie Kazachstan sam będzie narażony na unijne sankcje (co ciekawe takie kraje jak Turcja nie za bardzo się tym przejmują, choć w przeciwieństwie do Kazachstanu są w NATO). To doprowadziło do dalszej eskalacji i na początku lipca rosyjski Nadmorski Sąd Rejonowy w Noworosyjsku postanowił o zawieszeniu aktywności terminala Konsorcjum Rurociągu Kaspijskiego na 30 dni, podając jako pretekst kwestie ekologiczne. Oznaczało to wstrzymanie przesyłu ropy rurociągiem kaspijskim z Kazachstanu do Noworosyjska i dalej do Europy (rurociąg ten odpowiedzialny jest za sprzedaż 2/3 kazachskiej ropy). Głównym udziałowcem rurociągu jest przy tym sama Rosja (31 %, ponadto Lukoil kolejne 12,5 %), podczas gdy Kazachstan ma 20, 75 % udziałów. Co prawda 11 lipca Sąd Okręgowy zmienił tą decyzję nakładając na spółkę jedynie grzywnę ale w międzyczasie Kazachstan znów się odgryzł wycofując się z Międzypaństwowego Komitetu Walutowego Wspólnoty Niepodległych Państw i sugerując poszukiwanie alternatywnej drogi eksportu ropy do Europy.

Kazachstan wyraźnie „puszcza oko" w kierunku Zachodu ale póki co ani on ani Rosja nie przekroczyli czerwonej linii we wzajemnych stosunkach, a entuzjazm niektórych zachodnich komentatorów może się okazać „wishful thinking". Wycofanie się z Międzypaństwowego Komitetu Walutowego WNP ma znaczenie symboliczne. Również pozostałe działania obu stron odbywają się póki co bardziej w sferze retoryki i wzajemnych kuksańców. Nic nie wskazuje natomiast na to by Kazachstan zamierzał wycofać się z ODKB czy też Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, co byłoby rzeczywistym ciosem dla Rosji. Ponadto Kazachstan nie ma zbyt wielu możliwości alternatywnego eksportu swojej ropy.

Dla Rosji eskalacja konfliktu jest niekorzystna z wielu powodów. Po pierwsze, Kazachstan mógłby odgrywać ważną rolę w procederze łagodzenia skutków nałożonych sankcji. Po wprowadzeniu sankcji, to stąd dostarczana była waluta do Rosji, do Kazachstanu przeniosło się wiele rosyjskich firm w celu obejścia sankcji, w kazachskich bankach Rosjanie zaczęli otwierać rachunki bankowe by mieć dostęp do międzynarodowych operacji. Ponadto Kazachstan mógł służyć (i do czasu rozkręcenia konfliktu przez Rosję – służył) jako klucz dla „równoległego" handlu zagranicznego Rosji i Białorusi. Po drugie, asertywność Kazachstanu i bezsilność Rosji to ważny sygnał dla innych państw ODKB oraz pozostałych sojuszników tego kraju, że jego mocarstwowość jest wątpliwa.

Pewność siebie Tokajewa oznacza, że nie zakłada on by Rosja była w stanie dokonać w Kazachstanie przewrotu. Teoretycznie ma do tego instrumenty, zważywszy na liczebność mniejszości rosyjskiej, a także inne powiązania Kazachstanu z Rosją, w tym wpływy w służbach i armii. Jednakże już raz w tym roku Rosja przeceniła swoje wpływy, więc wybierając wariant siłowy ryzykowałaby utratą wszelkich wpływów, tak jak to się stało na Ukrainie. Otwarcie drugiego frontu byłoby ponad siły rosyjskiej armii, nie radzącej sobie nawet na jednym, tj. na Ukrainie. Ponadto oznaczałoby to też koniec ODKB i marzeń odbudowy ZSRR, zwłaszcza że Rosja nie graniczy z pozostałymi członkami ODKB (poza Białorusią). Pewność siebie Tokajewa wynika też zapewne z tego, że jest przekonany, iż Chiny nie pozwolą Rosji na przeprowadzenie jakiejkolwiek operacji przeciwko niemu. To też znak, że Pekin, a nie Moskwa, jest i będzie głównym rozgrywającym w tym regionie. Kazachstan gra też z Turcją w ramach Organizacji Państw Turkijskich i można się spodziewać, że będzie zainteresowany wzmocnieniem tego formatu. Nie można jednak zapominać, że Turcja prowadzi własne deale z Rosją, przypominające bazar, gdzie przestrzenie wspólnego zainteresowania, takie jak m.in. Azja Centralna, podlegają przehandlowywaniu. W styczniu Turcja sondowała czy może wysłać „siły pokojowe" do Kazachstanu, konkurując w ten sposób z Rosją ale wówczas miała mniej kart w ręku. Teraz ma ich więcej, więc można się spodziewać, ze relacja Kazachstanu z Turcją ulegną wzmocnieniu, choć Tokajew zachowa ostrożność, znając naturę relacji turecko-rosyjskich. O ile Rosja nie zdecyduje się na wariant siłowy, a byłby to z jej strony błąd (niemniej wojna na Ukrainie pokazuje, że Moskwa niekoniecznie działa racjonalnie), to Kazachstan nie zerwie z nią relacji, a Zachód będzie dla niego jedynie partnerem handlowym i instrumentem balansowania. Kwestią otwartą pozostaje też na ile USA gotowe byłyby wesprzeć Kazachstan w przypadku użycia siły przez Rosję. Z jednej strony wyrwanie Kazachstanu z orbity rosyjskiej byłoby ogromnym sukcesem i geopolitycznym ciosem dla Kremla, z drugiej jednak istnieją bardzo istotne różnice między Kazachstanem a Ukrainą i beneficjentem dalszego uniezależniania się tego pierwszego mogą być raczej Chiny i ewentualnie Turcja, a nie Zachód.

defence24.pl

Grupa niemieckich naukowców i ekspertów wojskowych w otwartym liście, który ukazał się w dzienniku „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ), oświadczyła, że nie widzi obecnie możliwości „poważnego rozwiązania dyplomatycznego” w odniesieniu do wojny w Ukrainie. 22 autorów wzywa wręcz do „zwiększenia poziomu i ilości zachodnich dostaw broni” do Ukrainy, aby kraj ten mógł zapobiec zawarciu pokoju na czyichś warunkach.

Jeśli Ukraina ulegnie rosyjskiej agresji, Moskwa prawdopodobnie zaplanuje kolejne wojny, „aby zniszczyć europejski porządek bezpieczeństwa” – ostrzegają sygnatariusze artykułu gościnnego w FAZ. Należą do nich między innymi: ekspert wojskowy Carlo Masala z Uniwersytetu Bundeswehry w Monachium, historyk wojskowości Soenke Neitzel z Uniwersytetu w Poczdamie oraz kilku byłych generałów Bundeswehry.

Swoim komentarzem zaprzeczają otwartemu listowi niemieckich pisarzy, dziennikarzy i filozofów, którzy w tygodniku „Die Zeit” pod koniec czerwca wezwali do najszybszego zakończenia wojny. List ukazał się pod tytułem: „Zawieszenie broni teraz”!

W artykule gościnnym w FAZ 14 lipca autorzy ostrzegają, że pokoju nie da się osiągnąć za pomocą pochopnego „rozwiązania dyplomatycznego”.

„Byłby to sygnał dla prezydenta Rosji Władimira Putina, że inwazje są nagradzane zdobyciem terytorium, wymazaniem suwerennych państw i geopolityczną ekspansją władzy” – uważają profesorowie i byli wojskowi.

dw.com/DPA

W piątek Główny Urząd Statystyczny (GUS) poinformował, że ceny towarów i usług konsumpcyjnych w czerwcu br. wzrosły rdr o 15,5 proc., a w porównaniu z poprzednim miesiącem ceny wzrosły o 1,5 proc.

Bank PKO BP odnotował, że podobnie jak wskazywał szacunek flash, do wzrostu inflacji w czerwcu przyczyniły się głównie ceny paliw (dodały 0,7 pp) i nośników energii (dodały 0,4 pp). "W konsekwencji w dalszym ciągu narasta dysproporcja pomiędzy zmianami cen towarów (drożeją już o 16,8 proc. r/r) i usług, których ceny rosną wyraźnie wolniej (w czerwcu: 11,5 proc. r/r)" - zwrócili uwagę analitycy.

Według szacunków PKO BP inflacja bazowa wzrosła do 9,1-9,2 proc. rdr, dodając do CPI 0,3 pp. "W skali miesiąca ceny z wyłączeniem żywności i energii wzrosły o 0,6-0,7 proc. - najmniej od grudnia 2021" - zauważyli eksperci, dodając, że "presja inflacyjna stopniowo wytraca impet".

"Wśród komponentów bazowych nadal obserwujemy relatywnie silne wzrosty usług z dużym udziałem kosztów pracy (np. usługi lekarskie). W czerwcu silnie wzrosły ceny w turystyce zorganizowanej, w tym głównie wyjazdów zagranicznych (prawie 11 proc. m/m i 41 proc. r/r). Nadal silnie rosły ceny w restauracjach i hotelach (1,3 proc. m/m; 15,9 proc. r/r). Spadły za to ceny odzieży i obuwia, które pierwszy raz od października 2021 r. uplasowały się poniżej wzorca sezonowego" - wskazano.

"W połączeniu z wyhamowaniem wzrostu cen w kategoriach dóbr i usług innych niż podstawowe, dane mogą być pierwszym sygnałem, że ograniczanie popytu przez gospodarstwa domowe ogranicza możliwości dalszego przerzucania wyższych kosztów na konsumentów" - skomentowali analitycy.

W ocenie PKO BP "w kolejnych miesiącach" o zmianach inflacji nadal decydować będą "głównie" ceny nośników energii, paliw i żywności. "Wśród tych pierwszych w czerwcu pierwsze skrzypce nadal grały ceny opału (122 proc. r/r), jednak w kolejnych miesiącach należy oczekiwać także narastania dynamiki cen ciepła i gazu" - przewidują eksperci.

"Biorąc pod uwagę bieżące trendy na stacjach paliw (silne spadki) i żywności (słabsze wzrosty) oraz dalsze hamowanie impetu inflacji bazowej zakładamy, że lipiec może być pierwszym od lutego br. (kiedy wprowadzano tarcze antyinflacyjne) miesiącem bez wzrostu inflacji" - prognozują analitycy banku.

PAP

BiznesAlert.pl: Co dane mówią o kryzysie energetycznym w Europie?

Georg Zachmann: Mamy problem nie tylko w Europie, ale na skalę globalną. Zużycie ropy wzrosło o około 10 procent po pandemii koronawirusa. Wydobycie wzrosło tylko o sześć procent i ten fakt podnosi ceny. Podobnie jest z LNG, na które wzrosło zapotrzebowanie szczególnie przez fakt, że Rosja zatrzymała dostawy więc Europa musi coraz bardziej polegać na dostawach z rynku gazu skroplonego. Mamy też lokalne problemy z energetyką w Europie, jak niskie wytwarzanie energii z energetyki jądrowej we Francji. Nie ma już dodatkowych źródeł pozwalających zwiększyć dostępność surowca. Jedyne wyjście to redukcja zapotrzebowania.

Czy to jest jedyne wyjście?

Jeśli zmniejszymy zużycie w celu obniżki cen pomożemy konsumentom w Europie i poza nią. Na naszym kontynencie biedniejsze kraje nie mogą sobie pozwolić na zakup surowców, bo są wykupywane przez najbogatszych, którzy subsydiując sektor podnoszą ceny. Subsydia sprawiają więc, że bogatsi wykupują biedniejszym surowce sprzed nosa. Rozwiązaniem nie będzie więcej subsydiów. Oznaczałyby one więcej pieniędzy w systemie, ale nie więcej surowców.

Jak się przygotować?

Powinniśmy zacząć dekadę temu. Na początku ataku Rosji na Ukrainę było już jasne, że energetyka jest bronią polityczną Rosji, której ta użyje. Jest niezwykle ważne, aby kraje europejskie jak Niemcy, Włochy czy Austria nie były wystawione na szantaż energetyczny. Jednakże zależność tych krajów od surowców z Rosji jest nadal wysoka. Ministerstwo gospodarki i klimatu Niemiec robi to, co należy w celu zmniejszenia zapotrzebowania na gaz, ale z drugiej strony są tacy politycy, którzy nauczeni doświadczeniami pandemii koronawirusa, unikają wzywania populacji do zmiany zachowania przez tę trudną sytuację.

Co by się stało, gdyby Rosja całkowicie zatrzymała dostawy gazu do Europy?

Jeśli Rosja to zrobi, pojawią się ograniczenia dostępu do gazu. Do odpowiedzi pozostaje pytanie o skalę takich ograniczeń, czy będzie chodziło o przykręcenie termostatów czy raczej czekają nas blackouty oraz wyłączenia przemysłu w Niemczech. Odpowiednie ograniczenia pozwoliłyby przejść przez następną zimę. Im lepiej się przygotujemy, tym mniejsze będziemy mieli problemy. Myślę, że jeśli będziemy odpowiednio przygotowani, Putin nie zatrzyma dostaw gazu.

Co z energetyką jądrową?

Wytwarzanie z energetyki jądrowej nie jest małe. To około 9 GW mocy. Z drugiej strony narracja polityczna głosi, że łatwiej zamknąć część przemysłu zamiast otwierać na nowo debatę o energetyce jądrowej. To będzie zależało od decyzji politycznej.

Czy Polska i Niemcy, a szerzej cała Unia Europejska, są skazane na współpracę w dobie kryzysu energetycznego?

Jesteśmy w tej sytuacji razem. Wiele krajów zyskałoby na tym, gdyby Polska obstając za wspólną zasadą solidarności energetycznej. Dane pokazują, że Polska da sobie radę zimą, ale rząd w Warszawie powinien pilnować, aby gazociąg Baltic Pipe był gotowy na czas a gazowce z LNG docierały w tak dużej liczbie jak w ostatnich miesiącach. Ograniczenie zużycia gazu w Polsce było większe w Polsce niż innych krajach. Przygotowała się ona bardzo dobrze. Jeżeli Polska pomoże teraz innym krajom unijnym poprzez reeksport do sąsiadów, będzie to cenne wsparcie z perspektywy jedności europejskiej wobec kryzysu.

Co z pomysłem zakazu importu gazu rosyjskiego przedstawionym po ataku Rosji na Ukrainę?

Do rozwiązania jest problem coraz większych pieniędzy przekazywanych Rosji za coraz mniej dostarczanego gazu. Rosjanie wysyłają nam gaz, bo czyni nas on zależnym od nich i daje im przewagę. Nie powinniśmy się obawiać reakcji na tak wysokie ceny gazu z Rosji. Unia Europejska nie powinna jednak odcinać się od Rosji na zawsze. Mamy infrastrukturę, więc Europa powinna rozwinąć silne instytucje pozwalające bezpiecznie kupować surowce rosyjskie. Jedna agencja zakupowa mogłaby zarządzać naszą zależnością i pozwolić uniknąć podziałów między krajami członkowskimi w sprawie dostaw gazu z Rosji w przyszłości.

Wizja współzależności z Rosją zawiodła w przeszłości.

Wierzyliśmy, że Unia Europejska może utrzymywać relacje z Rosją jak z klientem biznesowym, ale czas zrozumieć, że to polityka. Dlatego też potrzebna jest kontrola polityczna nad cenami i wolumenami dostaw.

Czy w obliczu jeszcze głębszego kryzysu energetycznego jest nadzieja? Co z transformacją energetyczną?

Mam nadzieję, że ostatecznie będzie dobrze. Koszt technologii Odnawialnych Źródeł Energii oraz efektywności energetycznej spada do poziomu komercyjnego. Jeśli przerwaliśmy handel z Rosją, a ceny energii pozostaną wysokie, transformacja energetyczna pójdzie dzięki tym uwarunkowaniom naprzód. Rozwój terminali LNG oraz wodoru jako rozwiązanie mnie nie przekonuje z punktu widzenia kosztów. Należy obniżyć zużycie energii w Europie i zwiększyć użycie OZE. W ten sposób staniemy się prawdziwie niezależni od Rosji.

biznesalert.pl

Zachodni politycy próbowali ukryć przed wyborcami, że jedynym pewnym sposobem na zmniejszenie dochodów Rosji ze sprzedaży ropy naftowej jest recesja największych gospodarek - uważa John Kemp, publicysta Reutersa.

Zdaniem Kempa zarówno amerykańscy, jak i europejscy przywódcy nie zdecydują się na celowe osłabienie swoich gospodarek, aby zwiększyć ekonomiczną presję na Moskwę, ponieważ „ubóstwo nie jest atrakcyjną opcją w walce wyborczej”.

Równocześnie prognozuje, że jeśli doszłoby do recesji, to „prawdopodobieństwa nałożenia surowych sankcji znacznie wzrośnie” - tak w odniesieniu do bieżącego, jak i przyszłego roku. Spowolnienie gospodarcze w naturalny sposób zmniejszy bowiem zapotrzebowanie na surowiec, co pozwoli rynkowi złapać nieco oddechu i otworzy nowe możliwości przeciwdziałania agresywnej polityce Putina. „W czasie recesji dochody Rosji ucierpiałyby podwójnie - na skutek połączenia niższych cen i mniejszych wolumenów” - dodaje.

Autor Reutersa przypomina w swoim felietonie, że w 2021 roku Rosja wydobyła 536 mln ton ropy, co pozwoliło jej zdobyć drugą pozycję w zestawieniu największych producentów. Pierwszą zajęły Stany Zjednoczone (711 mln t), zaś trzecią Arabia Saudyjska (515 mln t). Według BP przełożyło się to odpowiednio na 13%, 17% i 12% udziałów w globalnym wydobyciu.

W ostatnich miesiącach, jak wspomina Kemp, mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której ceny rosły szybciej niż spadały wolumeny rosyjskiego eksportu, przez co uderzenie naftowe nie było zbyt dotkliwe dla Rosjan.

energetyka24.com

11 lipca, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami i coroczną praktyką, Gazprom wstrzymał dostawy gazu dla odbiorców europejskich gazociągiem Nord Stream 1 (NS1), prowadzącym z Rosji do Niemiec po dnie Morza Bałtyckiego.

Choć przerwa w dostawach ma mieć charakter techniczny (związany z planowymi pracami konserwacyjnymi), szereg europejskich komentatorów i urzędników (w tym minister gospodarki Niemiec Robert Habeck, minister gospodarki i finansów Francji Bruno Le Maire czy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Valdis Dombrovskis) wyraża obawy, że po jej zakończeniu (21 lipca) dostawy nie zostaną w pełni ani nawet w części przywrócone. Już w czerwcu Gazprom zmniejszył – ze 167 mln m3 do 66 mln m3 na dobę – dostawy gazu przez NS1, powołując się m.in. na problemy związane z zatrzymaniem wskutek sankcji w Kanadzie remontowanych w tym kraju turbin gazowych marki Siemens do stacji kompresorowej. Rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow odrzucił kierowane wobec Moskwy oskarżenia, iż decyzje mają charakter polityczny, i wskazał (8 lipca), że zwrot turbiny pomoże zwiększyć dostawy po przerwie technicznej.

10 lipca minister energetyki Kanady Jonathan Wilkinson zapowiedział, że rząd zezwoli na zastosowanie wyjątku od wprowadzonych przez ten kraj sankcji i wyda czasową,  odwoływalną zgodę na dostarczenie do Niemiec przeznaczonych dla rosyjskiego Gazpromu turbin gazowych Siemensa remontowanych w należących do spółki córki tej firmy zakładach w Montrealu. Według przecieków medialnych (opublikowanych w kanadyjskim dzienniku „The Globe and Mail” 13 lipca) zgoda ma obowiązywać przez dwa lata i dotyczyć sześciu turbin. Decyzję Kanady skrytykowały władze Ukrainy, w tym prezydent Wołodymyr Zełenski. Tego samego dnia ukraińskie MSZ w ustnej nocie przekazało swój protest ambasadorowi tego kraju w Kijowie. Także resorty energetyki i spraw wewnętrznych Ukrainy wezwały kanadyjski parlament do wstrzymania zwrotu turbiny, argumentując, że w przeciwnym razie Moskwa uzyska wsparcie w jej wojnie hybrydowej przeciwko Europie. W oświadczeniu podkreślono, że strona rosyjska nie korzysta z istniejących możliwości zwiększenia dostaw gazu przez terytorium Ukrainy.

10 lipca decyzję rządu Kanady z zadowoleniem przyjął kanclerz Niemiec Olaf Scholz, a 11 lipca poparł ją również Departament Stanu USA. Stwierdzono przy tym, że jej wdrożenie pozwoli Niemcom i innym państwom europejskim na uzupełnienie zapasów surowca i zabezpieczenie się przed rosyjskim szantażem energetycznym. Tego samego dnia rzecznik rządu RFN oświadczył, iż strona niemiecka przyjęła do wiadomości krytyczne stanowisko władz Ukrainy odnośnie do zwrotu turbiny, i podkreślił, że sankcje UE nie obejmują sprzętu związanego z dostawą gazu ziemnego. Podobną ocenę przedstawił rzecznik Komisji Europejskiej.

8 lipca podczas narady z członkami rządu poświęconej kompleksowi paliwowo-energetycznemu prezydent Władimir Putin wezwał urzędujący gabinet i rosyjskie firmy energetyczne do przygotowania się na zachodnie embargo na import rosyjskich nośników energii oraz do intensyfikacji działań na rzecz dywersyfikacji ich eksportu na kierunki południowe i wschodnie.

11 lipca sąd Kraju Krasnodarskiego w Rostowie nad Donem, po apelacji konsorcjum KTK/CPC (operatora rurociągu naftowego z kazaskiego złoża Tengiz do rosyjskiego terminalu w Noworosyjsku), zmienił postanowienie sądu rejonowego w Noworosyjsku z 5 lipca i zastąpił wstrzymanie działalności tej spółki na 30 dni w związku z naruszeniami w sferze ochrony środowiska (a w konsekwencji funkcjonowania ropociągu) grzywną w wysokości 200 tys. rubli (aktualnie równowartość ok. 3,3 tys. dolarów).

13 lipca opublikowano comiesięczny raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej (MAE), z którego wynika m.in., że wydobycie ropy naftowej w Rosji wzrosło w czerwcu o 490 tys. baryłek na dobę (b/d) – do 11,07 mln b/d, a eksport tego surowca zmniejszył się w czerwcu do 7,4 mln b/d, tj. o 250 tys. b/d względem maja br. (z czego ok. 5 mln b/d przypadało na ropę surową, a ok. 2,4 mln b/d na produkty naftowe, których wolumen eksportu nie zmienił się). Jednocześnie dochody Rosji z eksportu ropy zwiększyły się w czerwcu w porównaniu z majem o 700 mln dolarów i przekroczyły poziom 20 mld dolarów miesięcznie. Wynikało to ze wzrostu średniej ceny ropy marki Urals, która w czerwcu (według danych Ministerstwa Finansów FR) wyniosła 87,25 dolara za baryłkę, tj. o 10,7% więcej niż w maju br.

13 lipca agencja ratingowa Moody’s podała, że planowane przez Niemcy ograniczenie udziału importu gazu ziemnego z Rosji do 10% do 2024 r. będzie bardzo dużym wyzwaniem (mimo że w kwietniu br. udało się już zmniejszyć ten odsetek z 60 do 35%). Z kolei Włochy mogą całkowicie uniezależnić się od importu gazu z tego kierunku do 2025 r. Według ocen agencji ewentualne wstrzymanie przez Rosję dostaw surowca przez NS1 i wynikające z tego problemy spowodują straty szacowane odpowiednio na 3–6% PKB Niemiec oraz 1–3% PKB Włoch.

14 lipca rzeczniczka MSZ FR Maria Zacharowa określiła dyskutowane w ramach grupy G7 plany wprowadzenia limitów cenowych na ropę eksportowaną przez Rosję jako „antyrynkowe, awanturnicze i woluntarystyczne”. Zagroziła też, że ich wcielenie w życie doprowadziłoby do wzrostu światowych cen tego surowca. Wcześniej wiceminister spraw zagranicznych Siergiej Riabkow nazwał te doniesienia wojną psychologiczną toczoną przeciwko Rosji przez Zachód. O takich planach debatowano już z inicjatywy USA m.in. na szczycie G7 w Elmau w dniach 26–28 czerwca br. Wcześniej, w maju br., mówiła o nich sekretarz skarbu USA Janet Yellen. Według przecieków medialnych zakładałyby one ustalenie akceptowalnego ograniczonego poziomu cenowego na eksportowaną przez Rosję ropę naftową przy jednoczesnym ustanowieniu restrykcji grożących za jego przekroczenie (zwłaszcza w postaci zakazu ubezpieczania frachtu). 14 lipca agencja Bloomberg poinformowała, że rząd FR opracował plan wprowadzenia w październiku br. narodowego standardu ropy i skłonienia odbiorców do nabywania surowca na rosyjskiej platformie zakupowej (a nie na międzynarodowych giełdach). Intencją Moskwy jest osiągnięcie do wiosny 2023 r. satysfakcjonującego poziomu obrotów i ceny, co zabezpieczy ją przed ewentualnymi limitami cenowymi ustanawianymi przez państwa zachodnie. Jak dotąd podejmowane od ponad 10 lat próby stworzenia przez Rosję własnego standardu ropy były nieskuteczne z uwagi na zbyt małe ilości sprzedawanego na moskiewskiej giełdzie Spimex surowca.

Według statystyk Indii eksport rosyjskiej ropy naftowej do tego kraju wzrósł w czerwcu do średnio 950 tys. b/d, tj. o 15,5% względem maja br. Dzięki znaczącemu upustowi na surowiec marki Urals Rosja ma obecnie ok. 20% udziału w indyjskim imporcie ropy i stanowi przy tym drugie po Iraku jej źródło. Z kolei wstępne dane dotyczące Chin sugerują, że Rosja, której eksport na tym kierunku kolejny miesiąc kształtował się na poziomie ok. 2 mln b/d, pozostawała największym importerem surowca do ChRL. Wzrasta też eksport rosyjskiego gazu ziemnego do Chin gazociągiem Siła Syberii. Według danych Gazpromu z 1 lipca w I półroczu 2022 r. zwiększył się on wobec analogicznego okresu ub.r. o 63,4%. Prognozy koncernu przewidują wyeksportowanie tym szlakiem w br. ok. 15 mld m3 surowca.

Komentarz

Zatrzymanie przez Kanadę zwrotu do Rosji turbiny gazowej dla stacji kompresorowej Portowaja k. Wyborga (działającej na gazociągu Nord Stream 1) spowodowane było tym, że użyto w niej napędu stworzonego na bazie silnika lotniczego Rolls-Royce’a wykorzystywanego także w samolotach bojowych, co uznano za technologię podwójnego przeznaczenia. Kolejna taka turbina nadal znajduje się w zakładach w Montrealu należących do brytyjskiej firmy Industrial Turbine Company Limited (ITCL) – spółki córki niemieckiej firmy Siemens. Decyzja rządu Kanady o zwrocie turbiny do Niemiec nastąpiła w wyniku porozumienia zawartego po intensywnych zakulisowych rozmowach niemiecko-kanadyjskich, zapewne w konsultacji z władzami USA. Przekazanie turbiny (według doniesień kanadyjskich mediów już ją wysłano) stronie rosyjskiej ma nastąpić w ciągu około trzech tygodni. Porozumienie kanadyjsko-niemieckie ma też umożliwić remont kolejnych pięciu turbin Siemensa dla Gazpromu.

Oczekiwanie (wyrażane w niektórych komentarzach niemieckich czy amerykańskich), że zwrot turbiny spowoduje przywrócenie przez Gazprom normalnego poziomu dostaw gazu przez NS1 (którego przepustowość wynosi 170 mln m3 na dobę) jest mało realistyczne. U źródeł decyzji Moskwy o znaczącym ograniczeniu przesyłu przez NS1 leżą bowiem intencje polityczne. Ma się ona przyczynić do wzrostu cen gazu na rynku europejskim i wywołania na nim perturbacji, utrudnić napełnienie magazynów surowca (zwłaszcza w RFN) przed sezonem grzewczym, a przede wszystkim – spowodować szkody gospodarcze u czołowych odbiorców europejskich (szczególnie w Niemczech, silnie uzależnionych od importu z Rosji). Celem jest wywołanie niepokojów społecznych, które w zamyśle Kremla miałyby wpłynąć na rewizję postawy poszczególnych rządów wobec Rosji i wojny rosyjsko-ukraińskiej, w tym zwiększyć ich polityczną presję na Kijów, aby szybko zakończyć gorącą fazę konfliktu na warunkach korzystnych dla Moskwy.

Rosja bez trudu mogłaby zastąpić większość zakontraktowanego przesyłu przez NS1, zwłaszcza wykorzystując biegnący przez Ukrainę gazociąg Braterstwo (a także biegnący przez Polskę gazociąg jamalski), jednak nie robi tego, lecz utrzymuje dostawy tylko tym jednym szlakiem na niezmienionym poziomie ok. 41 mln m3 na dobę (przy przewidzianym w obowiązującym kontrakcie poziomie 109 mln m3 na dobę, z czego 77 mln m3 przez jedyny czynny obecnie punkt odbioru Sudża). O złej woli strony rosyjskiej świadczy też to, że komunikat Gazpromu poprzedzający znaczącą redukcję (o 60%) przesyłu przez NS1 w czerwcu br. wymienia wśród przyczyn nie tylko zatrzymanie turbin gazowych w Kanadzie, lecz także wyrobienie resursu technicznego przez inne turbiny (w sumie w stacji Portowaja pracuje ich osiem, w tym jedna rezerwowa) i rzekomo ujawnione, bliżej nieokreślone problemy techniczne z silnikami. Również krótki komunikat Gazpromu z 13 lipca informujący, że koncern nie otrzymał gwarancji zwrotu remontowanych w Kanadzie turbin i w związku z tym nie może zagwarantować zwiększenia dostaw gazociągiem NS1, sugeruje, że będzie się on z tym wstrzymywał.

Należy zatem oczekiwać, że Rosja będzie nadal szantażować odbiorców europejskich arbitralnym ograniczaniem (albo nawet czasowym wstrzymywaniem) dostaw gazu, tym bardziej że ustępstwo Niemiec i Kanady, w połączeniu z bliskimi paniki komentarzami części europejskich elit dotyczącymi spodziewanego kryzysu energetycznego w Europie, potraktuje ona jako dowód na skuteczność swojej agresywnej taktyki.

osw.waw.pl