– Siergiej, mam taką intuicję, że Dostojewski przynajmniej częściowo opisał Rosję Putina, ale twoi rodacy spuścili mnie na drzewo. Mówią, że to idiotyzm – żalę się pisarzowi Siergiejowi Lebiediewowi. Dobrze się rozumiemy, pewnie dlatego, że jesteśmy w podobnym wieku – on urodził się, gdy Jaruzelski wprowadzał stan wojenny, ja trzy lata po nim.
– Dostojewski miał wbudowany niezwykle czuły radar na rosyjskość – mówi Siergiej łagodnym, ale przekonanym o swojej racji tonem. – Przecież ci, którzy budowali w Rosji bolszewizm, a obecnie zasiadają w rosyjskiej Dumie i na Kremlu, to wszystkie postaci Dostojewskiego będące niespełna rozumu. Zwróć uwagę, że u Gogola postaci są niezdarne, skorumpowane i żałosne, a mimo wszystko wychodzi dość śmiesznie. U Dostojewskiego nie ma nic śmiesznego.
– Nasz aktor, Jan Nowicki, mówił, że często siadał samotnie z Dostojewskim i się z nim śmiał – odpowiadam. – Ja mam tak samo. Kiedy w Zbrodni i karze matka Soni Marmieładowej w agonalnym szaleństwie wygania dzieci z domu i każe im grać na tamburynie, żeby ludzie dawali pieniądze, skręcam się ze śmiechu.
– Jeśli się skręcasz ze śmiechu, to nie masz racji. Dostojewski wyczuwał bezsensowny popęd destrukcji u Rosjan. Sen Raskolnikowa, w którym pijany woźnica własnoręcznie zatłukł na śmierć wychudzoną szkapę ku uciesze przechodniów, to Rosja w Ukrainie. Rosja bombarduje budynki mieszkalne i morduje cywilów, a Rosjanie oglądają to sobie wesoło na ekranach telewizorów. Co więcej, rosyjskie zbrodnie nie mają nic wspólnego z wojną.
– A z czym?
– To rosyjski popęd śmierci. Przecież niszczenie osiedli mieszkalnych jest bezsensowne z wojskowego i politycznego punktu widzenia. Chodzi tu o zdeptanie wszystkiego, co żyje. Stalin miał tak samo, wysyłał ludzi do łagrów, gdzieś w mroźnym stepie, wyłącznie po to, aby tam pozdychali. Woźnica Dostojewskiego skatował na śmierć wygłodniałą szkapę dokładnie tak samo jak Stalin ludzi w łagrach i Putin Ukraińców.
Dmitrij Trawin to profesor politologii z Sankt Petersburga, który kilka lat temu napisał książkę „Osobna droga Rosji. Od Dostojewskiego do Konczałowskiego”. W rozmowie ze mną przybiera grobową minę, co czyni jeszcze bardziej zabawnym jego falset, który brzmi, jakby podkładał głos do jakiegoś prześmiewczego filmiku na TikToku w stylu „gruby facet mówi głosem dziewczynki”. A dodatkowo Trawin krzyżuje ręce na piersi, jakby instynktownie się przed czymś bronił. Być może ma powody. Kiedyś był współpracownikiem Aleksieja Kudrina, a to już poważna sprawa, bo Kudrin przez prawie 20 lat pełnił funkcję zaufanego doradcy Putina do spraw gospodarki i finansów. Ponieważ jednak był zbyt inteligentny i niezależny, a do tego skrytykował swojego przyjaciela Władimira Putina za rozpętywanie wojen, popadł w niełaskę. Tym samym w niełaskę popadł Trawin, który wygląda na człowieka złamanego – nie mówi po angielsku, więc musi pracować w Rosji, tracąc nadzieję, że kiedykolwiek z niej wyjedzie choćby na kilka dni. A przecież do wybuchu wojny nieustannie podróżował po Europie, między innymi do Polski, gdzie ma wielu przyjaciół.
– W putinowskiej Rosji odrodził się „człowiek z podziemia” – mówi Trawin. – Dla niego nie ma granic, których by nie przekroczył w swoim egzystencjalnym odruchu „sprawdzenia się”. Ten człowiek obdarzony jest jednocześnie ostrą świadomością samego siebie, wie doskonale, że nie posiada żadnych twórczych talentów, i dlatego poświęca się podłości, oszustwu i kradzieży, utrudniając życie sobie i wszystkim dookoła.
– Putin to człowiek z podziemia? – dopytuję.
– A kim innym może być, skoro Rosja to państwo z podziemia? W XX wieku podziemna partia bolszewików zwyciężyła na drodze rewolucji, a potem zdobyła władzę. Teraz „podziemna Rosja”, tak jak człowiek z podziemia Dostojewskiego, rzuca wyzwanie światu: drażni, beszta i poniża, ale nie potrafi stworzyć własnej propozycji cywilizacyjnej, przyciągającej inne narody. Rosja tylko torturuje siebie i innych. To jest jej sposób na przypomnienie, również samej sobie, że wciąż żyje.
Putin to człowiek wyciągnięty pod koniec lat 90. z podziemia służb specjalnych i przestępczego półświatka – kagiebista, skorumpowany urzędnik robiący interesy z bandytami i psychopata. Lubi ryzykować i grać na ostro. Odkąd doszedł do władzy, Rosjanie nieustannie testują swoje możliwości, sprawdzają, ile jeszcze mogą zniszczyć, zażądać i zaanektować. Putin – ze swoją knajacką gębą i obleśnym chrząkaniem co trzecie zdanie – gotów jest złamać kolejne normy i prawa, choćby strasząc Europę, że roztrzaska ją bronią nuklearną lub wysadzi w powietrze jakąś elektrownię atomową. Albo wywożąc tysiące ukraińskich dzieci w głąb Rosji.
(...)
To jasne, że człowiek z podziemia mógł zaproponować Rosjanom wyłącznie ucieczkę od wolności i przemoc. On sam myśli o Rosjanach to samo, co jego kuzyn, Wielki Inkwizytor z Braci Karamazow – ludzie „nie mogą być nigdy wolni, ponieważ są słabi, występni, nędzni i zbuntowani” i w ostatecznym rozrachunku wolą „spokój, a nawet śmierć od wolnego wyboru”. Dlatego ten, który rządzi Rosjanami, musi ich onieśmielać, zastraszać, podsłuchiwać i zmuszać do ciężkiej pracy, ale w zamian w czasie wolnym organizować im niewinne zabawy, a nade wszystko Rosjanom trzeba pozwolić grzeszyć, aby władza mogła w każdej chwili wyciągnąć czarną teczkę lub policyjną kartotekę i przywołać do posłuszeństwa: „Będziemy im pozwalać lub zabraniać żyć z żonami i kochankami, mieć lub nie mieć dzieci – stosownie do ich posłuszeństwa – i będą nas słuchać z radością i uciechą”.
Trawin mówi, że gdyby tylko rosyjscy politycy – od Putina po szeregowych deputowanych – mogli mówić głośno to, co myślą, brzmieliby dokładnie tak samo jak Wielki Inkwizytor. To nie kreacja literacka, ale prawdziwa mapa myślenia rosyjskiej władzy o Rosjanach i ludziach w ogóle. Najpierw kontrola i manipulacja, potem wszystko inne.
(...)
Publicystyka Dostojewskiego to jedno, ale językiem jego literatury przemawia państwowa propaganda. Władimir Sołowjow, naczelny telewizyjny multimilioner propagandysta, w swoim totalitarnym kubraczku, który podpierdolił chyba z garderoby Kim Dzong Una, co drugi odcinek buduje ze swoimi gośćmi parareligijną dychotomię dostojewszczyzny. Stawia „siłę dobra, Boga i światła” (Rosja) naprzeciwko „siły szatana i zła” (Ukraina plus kolektywny Zachód). Następnie z jego ust padają słowa, jakby wyjęte z powieści Biesy: „Po co bać się tego, co nieuniknione? Tym bardziej że dostaniemy się do nieba. Śmierć jest końcem ziemskiej ścieżki i początkiem drugiej. Rosjanie mają teraz niematerialne marzenia i wysokie cele, a warto żyć tylko za to, za co można umrzeć”. Wywody te Sołowjow co jakiś czas przerywa refrenem, który brzmi: „Rosjanie walczą z szatanem”. I tak kilkanaście razy na godzinę.
(...)
Sołowjow, jak przemówienie Putina, to tylko jeden z przykładów myślenia dostojewszczyzną w jej najgorszym wydaniu. W Rosji nadawanych jest przecież jeszcze co najmniej kilka stricte propagandowych programów telewizyjnych – plus serwisy informacyjne, kontrolowane programy w internecie czy media regionalne – gdzie określenia „siła ducha”, „umieranie za ojczyznę” i „świadomość poświęcenia” odmieniane są przez wszystkie przypadki. Sami prowadzący i goście wszystkich tych programów to najczęściej postaci w typie bohaterów Dostojewskiego: brzydcy, tępawi, czasem żałośnie śmieszni i bijący pianę wzniosłych frazesów. I tak jak w powieściach Dostoja, te indywidua ulepione z toksycznych emocji mówią, krzyczą i żywo gestykulują, jakby znajdowali się nie w studiu telewizyjnym, lecz na deskach scenicznych wyimaginowanego teatru obłąkanych.
(...)
Jeśli władza ma do zaoferowania niewiele więcej niż korupcję i przemoc, narzuca w zamian kolektywne cierpienie „za sprawę”. Kremlowski umysł i dostojewszczyzna działają wedle ironicznej receptury Michela de Montaigne’a: „Dwie rzeczy zawsze idą ze sobą w parze: podniebne myśli i przyziemne czyny”. Chodzi o to, że banalne w swym okrucieństwie czyny są uwznioślane, że się je transcendentalizuje, nadaje znamiona duchowej misji narodu rosyjskiego. To oczywiście rosyjska kokaina dobrej produkcji, od sprawdzonego dealera – częstuj się i wciągaj. Nawet jak przedawkujesz, pójdziesz do nieba (i spotkasz Dostojewskiego).
Jakub Benedyczak - Oddział chorych na Rosję