Śmigłowcowy desant w Hostomelu, na tzw. lotnisko "Antonowa", był jednym z najważniejszych wydarzeń pierwszego dnia wojny, który miał wpływ na przebieg pierwszej fazy całej kampanii kijowskiej. Przypuszcza się, że celem desantu było opanowanie lotniska, zabezpieczenie możliwości przyjmowania samolotów transportowych, a zatem przyjęcie na lotnisku sił wzmocnienia - zmechanizowanego komponentu Wojsk Powietrznodesantowych (WDW) transportowanego samolotami Ił-76. Siły te mogłyby operować na bezpośrednim przedpolu Kijowa, a w kolejnych dniach lotnisko Hostomel przemieniłoby się w ogromny logistyczno-wojskowy hub.
Tak się jednak nie stało, walki o lotnisko przedłużały się, sam pas startowy był pod ukraińskim ostrzałem, desant samolotów transportowych w takich warunkach był niemożliwy, lub wiązał się zbyt wielkim ryzykiem. Powszechnie uważa się, że obrona lotniska, a zatem uniemożliwienie wykorzystania jego pasa startowego, była jednym z najważniejszych sukcesów ukraińskiej obrony na odcinku kijowskim, a sam desant zakończył się operacyjną porażką.
Tymczasem odmienna ocena tej sytuacji jest po stronie rosyjskiej, gdzie w RUNecie lansowana jest teza, również przez ekspertów militarnych, że desant przejdzie do historii, jako przykład bohaterskiej, udanej operacji rosyjskiej elity spadochronowej. Przedstawia się nawet tezę, że atak na lotnisko nie miał na celu przyjmowanie kolejnej fali desantu, ale związanie sił npla, aby ułatwić przemarsz pod stolicę sił pancerno-zmechanizowanych. Logicznym jest jednak, chociaż nie ma na to oficjalnego potwierdzenia, że celem desantu było szybkie opanowanie lotniska, jego zabezpieczenie i wzmocnienie siłami przerzucanymi samolotami Ił-76.
Taki scenariusz kreślony był już przez analityków przed wojną - rosyjskim celem będzie szybka operacja sił pancerno-zmechanizowanych i powietrznodesantowych na Kijów, co z chaosem wewnątrz miasta i dezorganizacją sił obrony, miało doprowadzić do upadku stolicy i kapitulacji rządu.
Taki scenariusz kijowski przewidywali np. analitycy z białoruskiego thin-thanku "Belarus Security Blog", którzy zwracali uwagę na to, że uderzenie z obwodu homelskiego na Kijów, pozwala na operację bez konieczności forsowania Dniepru. Przy uderzeniu dwoma drogami, po osi Jelsk-Owrucz-Irpień-Kijów i Narowla-Iwanków-Kijów, zgrupowanie operacyjne wchodziłoby do zachodniej części miasta, gdzie „mieści się większa część budynków administracji", a co więcej zachodnia kolumna może „zająć lotnisko, w którym potem mogą lądować IŁ-76MD z pododdziałami WDW".
Zakładając, że punkt ciężkości uderzenia na Kijów, już pierwszego dnia, miałby leżeć na siłach uderzeniowych nacierających z obwodu homelskiego, po zachodniej stronie Prypeci i Dniepru, w grę wchodziły dwa lotniska - lotnisko Antonow w Hostomelu, lub "głębiej" ulokowany port lotniczy Kijów-Żuliany, w mniejszym stopniu bardziej odległe lotnisko (baza lotnicza) w Wasylkowie. Port lotniczy Kijów- Boryspol w tym przypadku nie wchodził w grę, bowiem leżał po drugiej stronie Dniepru, raczej nie było możliwe dotarcie do niego tego samego dnia szpicy sił lądowych. Oczywiście lotniska ukraińskie, w tym te podkijowskie, uznawane były jako obiekty o strategicznym znaczeniu, i miały - w miarę możliwości - wcześniej wydzieloną ochronę.
Z perspektywy czasu, znając kierunki głównych natarć sił rosyjskich, lotnisko "Antonow", z długim na 3,5 km pasem startowym zdolnym przyjąć najcięższe samoloty, położone jest niemal idealnie - ok. 25-30 km od centrum kijowa, na zachodnim brzegu Dniepru, na drodze głównego uderzenia sił lądowych. Zdobycie lotniska Antonowa, Żuliany, czy Wasylkowa, umożliwiałoby przerzut dodatkowych sił na pokładach samolotów transportowych Ił-76 i An-124 i wejście do miasta, ewentualnie zamknięcie pierścienia okrążenia stolicy, od strony zachodniej, czy południowej.
Nie znamy jeszcze pełnego obrazu wstępnej fazy operacji kijowskiej, ale intrygujące jest, że przed 24 lutego wydzielona grupa samolotów Ił-76 i grupa taktyczna WDW przygotowana była również do klasycznej operacji powietrznodesantowej - desantowania sił i środków metodą spadochronową (włącznie z BMD). Mógł to być element dezinformujący, ale równie dobrze może to świadczyć o tym, że w warunkach korzystnych dla agresora, np. w sytuacji załamania się morale i obrony strony przeciwnej, zakładano nie tylko desanty śmigłowcowe, ale również klasyczny desant, ze zrzutem spadochronowym. Jeśli takie były plany, można przypuszczać, że desant taki odwołano, np. po niepokojących doniesieniach o wysokiej skuteczności ukraińskiej OPL, lub po prostu nadmiernego ryzyka takiej operacji, która łatwo mogłaby się skończyć masakrą samolotów transportowych i ogromnymi stratami.
Mimo, że operacja desantowa na lotnisko "Antonowa" w Hostomelu miała miejsce kilka miesięcy temu, wciąż trudno jest odtworzyć pełną chronologię wydarzeń. Kluczowym dzisiaj jest jednak konstatacja, że siły rosyjskie miały chyba dobrze rozpoznane siły i środki obrony lotniska, z kolei strona ukraińska przypuszczała, że są plany zajęcia tego lotniska.
Bezpośrednią obronę lotniska stanowiła kompanijna grupa taktyczna (KGT) ze składu hostomelskiej 4 Brygady Operacyjnej Gwardii Narodowej (GN), zwanej również Brygadą Szybkiego Reagowania, silnej i uznawanej za elitarną jednostki bojowej GN. W krótkiej, oficjalnej notce z 26 lipca, zamieszczonej na oficjalnej stronie ukraińskiej GN czytamy: "Kompanijna grupa taktyczna brygady (ukr. rotno-takticzna grupa) pierwsza podjęła walkę z elitarnymi rosyjskimi pododdziałami specjalnymi w rejonie lotniska "Antonow" (Hostomel), co odegrało kluczową rolę w obronie stolicy, nie pozwalając okupantom szybko przerzucić główne siły bezpośrednio pod Kijów".
Głównym celem desantu było najprawdopodobniej zajęcie i zabezpieczenie pasa startowego na przyjęcie ewentualnie samolotów transportowych. Pas zastawiony był pojazdami technicznymi, ale te można było szybko usunąć, oczyścić pas, zabezpieczyć perymetr bazy.
Taktyczny desant śmigłowcowy składał się prawdopodobnie z 2-3 fal, najpierw leciała grupa wsparcia, czyli śmigłowce szturmowe Ka-52, mająca za zadanie "wyczyszczenie" rejonu lądowania, a następnie grupa szturmowych Mi-24/Mi-35M i wielozadaniowych Mi-8AMTSz z desantem na pokładzie. Według kanału Zwiezda, śmigłowcowy trzon desantu stanowiło 8 Mi-24 jako osłona i 8 Mi-8 z transportowanym desantem.
Desantowała się z przyziemienia kombinowana grupa bojowa, prawdopodobnie ok. 200 żołnierzy z lekką bronią. Zakładano zapewne krótki opór, i szybkie połączenie się z siłami naziemnymi nacierającymi z terenu Białorusi, dlatego desant nie był nazbyt liczny, a przede wszystkim nie miał lekkich pojazdów, chociaż wsparcie zapewniała desantowana bateria moździerzy. Żołnierze wyposażeni byli w granatniki i ppk, natomiast grupa saperów w lekkie miotacze ognia RPO-97 i miny OZM-72 i MON-50. Co ciekawe materiał wideo z 26 lutego pokazuje ogień załogi moździerza 82 mm 45 Brygady, korygowany przez dron DIJ Mavic-2, być może ze wspomnianej baterii moździerzy.
Zakłada się, że główne siły śmigłowcowego desantu stanowili specnazowcy z elitarnej 45 Brygady WDW (Kubinka), jednakże najpewniej była to kombinowana grupa taktyczna sformowana na potrzeby zadania z różnych jednostek. Świadczy o tym fakt, że kapitan Iwan Romanow, uczestnik operacji desantowej, służył w 16 Brygadzie Specjalnego Przeznaczenia.
Jak wspomniano obronę lotniska organizowała kompania operacyjna (piechoty) GN, wsparta plutonem przeciwlotniczym z brygadowego dywizjonu OPL, uzbrojonym m.in. w wyrzutnie naramienne typu "Igła" (nad samą płytą lotniska z "Igły" zniszczono Ka-52). Śmigłowce szturmowe były pod ogniem przenośnych zestawów naramiennych, ale też broni maszynowej i działek 23 mm. Stanowiska ogniowe ulokowane były m.in. na zakrzaczonym polu wokół pasa startowego, atakowane były przez szturmowe Ka-52 ogniem broni pokładowej i niekierowanymi rakietami. Zaatakowana kompania otrzymała rozkaz wycofania się z lotniska. Wg wersji ukraińskiej kończyła się amunicja, kilku gwardzistów odniosło rany lub dostało się do niewoli, uwidoczniła się przewaga liczebna i ogniowa desantu. "Gdyby nie dali mi rozkazu (przyp. red. wycofania), bronilibyśmy się do ostatniego, a kiedy otrzymałem takie zadanie, trzy razy się upewniałem... Po tym jak odeszliśmy na bezpieczny dystans, ogniem artylerii poraziliśmy pas startowy, czym go uszkodziliśmy" - wspomina dowódca KGT.
Zamysł ukraińskiego dowództwa polegał prawdopodobnie na tym, żeby wycofać broniącą się w rejonie lotniska kompanię, rozproszoną na dużym terenie i przygniecioną ogniem, najpierw śmigłowców szturmowych, potem specnazu, a następnie uszkodzić pas ogniem artylerii, prawdopodobnie moździerzy.
Oczywiście po opanowaniu lotniska przez rosyjski specnaz, konieczne było przegrupowanie oddziałów 4 Brygady GN, podciągnięto świeże siły oraz wsparcie lotnicze, przystąpiono do kontrataków. Pas startowy znalazł się pod ogniem artylerii (moździerzy?), niemożliwe było jego dalsze użytkowanie, więc lotnisko nie nadawało się do lądowania lotniczego rzutu desantu.
Kluczowe walki o lotnisko "Antonow" trwały więc 24 lutego. Starcia w Hostomelu, również w rejonie lotniska, trwały jeszcze przynajmniej kilka dni, ale znaczenie strategiczne obiektu było już wówczas nieduże. Siłom agresora chodziło już tylko o odblokowanie specnazu, który miał walczyć kilka godzin, a bronił się na terenie lotniska 2-3 dni i przebicie się przez Hostomel, Irpień, Buczę do Kijowa.
Minister spraw wewnętrznych Ukrainy Denys Monastyrski stwierdził, że strona rosyjska miała dane na temat rozmieszczenia sił i środków obrony na lotnisku "Antonow". Zdanie to nie opiera się na żadnych dokumentach, ale jedynie na przekonaniu obrońców, którzy mieli wrażenie, że śmigłowce agresora atakują zamaskowane pozycje nad wyraz skutecznie. Monastyrski powołał się na rozmowy z obrońcami lotniska, którzy byli pod ogniem: "... mówili, że najprawdopodobniej wróg wiedział, gdzie rozmieszczone są nasze pozycje. Dlatego kilka punktów ogniowych było porażonych pierwszymi rakietami". Dalej Monastyrski sugeruje, że powodem mogła być działalność szpiegów i dywersantów "jacy działali w tym czasie, i którzy przyczynili się do tego, że w pierwszych chwilach wróg odniósł takie pewne sukcesy".
Szerszy kontekst tej sprawy to oczywiście problem kolaboracji, infiltracji agenturalnej struktur siłowych, czy działań sabotażowo-dywersyjnych, której pełna skala nie jest jeszcze znana, ale wciąż stanowi duży problem. Nie szukając daleko warto wspomnieć chociażby przykład działania agenturalnego, który 24 lutego doprowadził do kapitulacji bez walki oddziału GN stacjonującego w strefie wykluczenia w Czarnobylu, który to rejon stanowił obszar wyjściowy części sił uderzeniowych agresora.
Z drugiej strony są poważne poszlaki, żeby przypuszczać, że z kolei ukraińskie dowództwo wiedziało, a przynajmniej podejrzewało, że na lotnisku w Hostomelu ma/może lądować desant. Spodziewano się jakoby lądujących Ił-76, a przyleciały śmigłowce. W każdym bądź razie wygląda na to, że rano 24 lutego, a więc przed samym desantem, obronę wzmocnił pododdział Sił Specjalnych Operacji SZU. Z drugiej jednak strony słusznie zakładano, że obiektem npla będą we wczesnej fazie operacji stołeczne lotniska, i być może prewencyjnie wzmacniano ich obronę. Wiadomo, że rano 24 lutego do wzmocnienia obrony lotniska Kijów-Żuliany wydzielono pododdział jednostki specjalnej "Omega".
Opór na jaki natknięto się w rejonie lotniska w Hostomelu był silniejszy niż przypuszczano. Siły elitarnej 45 Brygady Rozpoznawczej, specnaz WDW, okazały się za słabe, żeby zabezpieczyć teren całego lotniska. Prawdopodobnie ma rację ukraiński specjals, ze wspomnianego pododdziały SSO SZU, który mówi "Oni nie byli przygotowani na tak silny opór. Planowali po prostu wysadzić desant i zająć pozycje, okopać się, albo przemieszczać dalej".
Strona rosyjska podkreśla "profesjonalizm" i bohaterstwo specnazowców, którzy desantowali się w Hostomelu. Powstaje legenda "200 Spartan" broniących lotniska przed przeważającymi siłami wroga, w tym również zachodnich najemników, operacja nazywana jest "unikalną", która przejdzie do historii.
Trzon legendy o heroizmie rosyjskich specnazowców powstaje na bazie, logicznego wydawało by się stwierdzenia, że skoro w Hostomelu bazowała elitarna 4 Brygada, to ona atakowała lotnisko, a zatem specnazowcy dawali odpór - przez dwa, trzy dni - przeważającym siłom wroga. Tymczasem przynajmniej część brygady (batalionowa grupa taktyczna) była wówczas w Donbasie, nie ma również potwierdzenia, że użyto w walkach czołgi tejże brygady. Na tą chwilę nie jesteśmy w stanie określić jakie rzeczywiste siły rzucono do kontrataku na lotnisko, z pewnością pas startowy i pozycje npla były pod intensywnym ogniem moździerzy, aktywne było ukraińskie lotnictwo.
Rosyjscy uczestnicy desantu wspominają, że pomoc nadeszła dopiero na drugi dzień, a więc po dwóch dobach walk, a niektórzy przesuwają ten termin dalej, twierdząc, że walczyli czekając na odsiecz nawet trzy dni. Wydaje się, że te różnice mogą wynikać z tego, że broniąc perymetru dużego obszaru lotniska (pas startowy, przyległe pola, budynki administracji, hangary itp.) niektóre grupy bojowe walczyły w izolacji od siebie, relacje z pola walki mogą się więc od siebie nieco różnić. Przykładowo grupa bojowa wspomnianego kpt Romanowa (zginął 24 kwietnia) broniła zabudowań administracyjnych lotniska. Od dziewiątej wieczorem 24 lutego do siódmej rano 25 lutego grupa miała odeprzeć jakoby cztery ukraińskie ataki, a pierwsze posiłki przybyły dopiero 25 lutego ok. 10.44, a więc drugiego dnia walk.
Uniemożliwienie wykorzystania lotniska w Hostomelu do przyjęcia większych sił powietrzno-desantowych miało wpływ na walki już pierwszego dnia operacji kijowskiej. Szybko okazało się, że jakikolwiek blitzkrieg i scenariusz krymski nie wchodzi w grę, a większe desanty śmigłowcowe i spadochronowe, przy dobrze zorganizowanej ukraińskiej obronie i dużym nasyceniu środkami OPL krótkiego zasięgu, mogą zakończyć się ogromnymi stratami.
defence24.pl