piątek, 18 czerwca 2021


W raporcie wskazano, że Rosja stale czyni postępy w dziedzinie innowacji, w tym sztucznej inteligencji. Jednak aby osiągnąć stawiane przez siebie ambitne cele, musi sprostać kilku wyzwaniom. Jednym z nich jest niedobór specjalistów. Problem ten widać przede wszystkim w sektorze przemysłowym i obronnym.

Przyczyn takiego stanu rzeczy należy upatrywać w exodusie wykwalifikowanej w dziedzinie technologii kadry eksperckiej za granicę, gdzie podejmują pracę na dużo atrakcyjniejszych, a zwłaszcza lepiej płatnych stanowiskach. Emigracja specjalistów to także pokłosie rozpadu Związku Radzieckiego oraz późniejszych zmian zachodzących w tym regionie świata.

„Rosyjski rząd jest świadomy stojących przed nim wyzwań, dlatego też podejmuje określone kroki w celu ich złagodzenia” – czytamy w dokumencie. Przechodząc do konkretów, obejmuje to m.in. liczne programy przeznaczone dla społeczeństwa, w tym inicjatywy w zakresie edukacji technologicznej lub atrakcyjniejszych warunków pracy dla specjalistów. Zdaniem ekspertów CNA jest to właściwe podejście, lecz w najbliższej przyszłości to za mało, aby odwrócić negatywny z perspektywy Rosji trend.

W raporcie zwrócono uwagę, że rozwój technologiczny i wzrost rosyjskiego sektora prywatnego w obszarze sztucznej inteligencji są napędzane przez państwowe inicjatywy badawczo-rozwojowe. Branża AI w tym kraju została zdominowana przez rozwiązania bazujące na m.in. zautomatyzowanej analizie danych. Szczególną popularnością cieszą się technologie rozpoznawania twarzy, zabezpieczania obiektów i granic, bezzałogowego transportu towarów, systemów transportu publicznego czy analityka medyczna.

Jak wskazują specjaliści CNA, Rosja jest przywiązana do swoich „tradycji” i nie ufa zagranicznym podmiotom. Jednak rozwój technologii jest tą dziedziną, która wymaga współpracy międzynarodowej. W związku z tym Moskwa zawarła np. umowy z Chinami (Huawei) i Koreą Południową (Samsung), lecz stanowi to raczej wyjątek niż regułę. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta: geopolityczne interesy Kremla górują nad korzyściami komercyjnymi.

cyberdefence24.pl

Od 14 lat rządzona przez Hamas Strefa Gazy obłożona jest przez Izrael i Egipt blokadą od lądu, morza i powietrza. Niszczone są podziemne tunele wykorzystywane przez Palestyńczyków do przemytu. Żadna broń ani komponenty potrzebne do jej wytworzenia nie mogą być legalnie wwożone, a jednak Hamasowi udało się w ostatnich latach zbudować imponujący arsenał pocisków krótkiego zasięgu, pocisków przeciwpancernych i manewrujących.

Chociaż w ostatniej wojnie Hamas zaprezentował nową broń, w tym drony bojowe i bezzałogowe drony podwodne, to najistotniejsza w zasobach Palestyńczyków jest szeroka gama pocisków ziemia-ziemia

Do niedawna radykalne grupy palestyńskie – Brygady al-Kassama, zbrojne skrzydło Hamasu, a także Palestyński Islamski Dżihad - nie miały rakiet dalekiego zasięgu. Kiedy Hamas po raz pierwszy zaczął używać pocisków Kassam w 2001 r., były one niezwykle prymitywne i dolatywały jedynie do izraelskich osad oddalonych o kilka kilometrów od granicy.

Władze izraelskie oficjalnie szacują, że Hamas ma obecnie około 15 tys. rakiet, jednak według ekspertów, którzy śledzą arsenały Hamasu i Islamskiego Dżihadu, grupy te mogą mieć dziesiątki tysięcy rakiet, często wykonanych tylko z materiałów wybuchowych i metalowych obudów. (...)

Niektóre z rakiet zostały przemycone, np. motorówkami lub przez nowe tunele z półwyspu Synaj, ale większość została wyprodukowana na miejscu dzięki irańskiemu know-how, za co Hamas publicznie dziękował. Pomoc Teheranu, jak twierdzą znawcy, przybiera obecnie głównie formę wsparcia technicznego, chociaż amerykański Departament Stanu informował, że Iran dostarcza 100 mln dolarów rocznie palestyńskim ugrupowaniom zbrojnym.

Oszacowanie zapasów rakiet Hamasu jest bardzo trudne. Systemy rakietowe o krótszym zasięgu, takie jak Kassam (do 10 km), Quds 101 (do ok. 16 km), Grad (do 55 km) i Sejil 55 (do 55 km), prawdopodobnie stanowią większość jego arsenału i na najkrótsze odległości mogą być wzmocnione ostrzałem moździerzowym.

Hamas obsługuje również systemy dalekiego zasięgu, takie jak M-75 (do 75 km), Fajr (do 100 km), R-160 (do 120 km) i niektóre M-302 o zasięgu do 200 km. Bez powodzenia próbowano w ostatnich latach wyposażyć je w precyzyjne systemy naprowadzania, jednak wciąż grożą one Jerozolimie, Tel Awiwowi, jak i całemu pasowi przybrzeżnemu, gdzie mieszka większość Izraelczyków. Według mediów izraelskich pocisk Ayyash o zasięgu 250 kilometrów uderzył 13 maja w pobliżu najbardziej wysuniętego na południe miasta Izraela, Ejlatu.

Część tej broni została zakupiona za granicą i przemycona, w tym pociski Fajr-3 i Fajr-5 z Iranu i rakiety M-302 z Syrii, ale większość jest rodzimej produkcji. Zbudowane często z rury wodociągowej wypełnionej materiałem wybuchowym, Kassamy, w których za paliwo służy m.in. cukier, utrzymują się w powietrzu zaledwie kilka kilometrów, powodują niewielkie szkody u przeciwnika, lądując często w Strefie Gazy. 

defence24.pl

Pod względem ekonomicznym walkę z pandemią COVID-19 często porównuje się do wojny – zasoby narodowe zaangażowano do walki z „niewidzialnym wrogiem”, w wyniku czego doszło do znacznego wzrostu poziomu długu publicznego na całym świecie (Baldwin i Weder di Mauro 2020). Rynki finansowe ta analogia niepokoi z jednego powodu: wielkie wojny często wiązały się ze wzrostem inflacji, wysokimi rentownościami obligacji i perturbacjami finansowymi.

Ale na ile trafne w praktyce jest porównanie pandemii do wojny? W niedawnej pracy wykorzystaliśmy dane sięgające aż do czasów Czarnej Śmierci, czyli epidemii dżumy z XIV wieku, w celu porównania, jak inflacja i rentowności obligacji skarbowych reagowały na 12 największych wojen i pandemii w historii (Daly i Chankova 2021).

Nasze dane o inflacji i rentownościach obligacji pochodzą z dwóch oddzielnych źródeł, obydwu od ekonomistów Banku Anglii (Bank of England 2021, Schmelzing 2020), a próbka państw obejmuje Francję, Niemcy, Włochy, Niderlandy, Wielką Brytanię, Hiszpanię, Stany Zjednoczone oraz Japonię.

Nasza próbka wojen i pandemii obejmuje 12 największych wojen i pandemii mierzonych liczbą ofiar śmiertelnych, z wyłączeniem wojen regionalnych i pandemii dotykających kraje/regiony, w odniesieniu do których dane nie są dostępne. Po przeskalowaniu liczby ofiar do dzisiejszej populacji świata, pułapem dla włączenia danego wydarzenia do próbki badawczej jest około dwa miliony ofiar w przypadku wojen oraz około 1-1,5 miliona ofiar w przypadku pandemii (w porównaniu z szacowaną do chwili obecnej liczbą 2,7 miliona ofiar pandemii COVID-19 na całym świecie).

(...)

W przypadku uśredniania wartości obserwowanych w czasie wielu wojen i pandemii możemy przegapić ważne szczegóły. Dlatego warto jest przeanalizować kilka kluczowych epizodów w nieco bardziej szczegółowy sposób, by zobaczyć, jak kształtowały się różnice między skutkami wojen i pandemii:

I wojna światowa (1914-1918): lata poprzedzające wybuch wojny cechowały się stosunkowo szybkim wzrostem gospodarczym, częściowo napędzanym dynamiczną ekspansją militarną potęg europejskich. Począwszy od 1914 roku, kiedy Wielka Brytania, Niemcy i Francja zmuszone zostały do porzucenia standardu złota, inflacja w całej Europie gwałtownie przyspieszyła. W 1917 roku inflacja osiągnęła szczytowy poziom 50 proc. rok do roku w Niemczech i 25 proc. rok do roku w Wielkiej Brytanii. Stany Zjednoczone przystąpiły do wojny dopiero w 1916 roku i w tym roku zarówno tempo wzrostu gospodarczego, jak i inflacja gwałtownie przyspieszyły. W 1917 roku wzrost PKB wyniósł 14 proc. rok do roku, a inflacja sięgała 17 proc. rok do roku.

Szacuje się, że „grypa hiszpanka” (1918-1920) zabiła około 40-50 milionów ludzi na całym świecie, czyli 2-2,5 proc. ludności świata – to około dwukrotnie więcej od liczby ofiar I wojny światowej. O ile w trakcie pandemii doszło do osłabienia zarówno wzrostu gospodarczego, jak i inflacji, o tyle na podstawie samych danych z szeregów czasowych trudno jest ustalić, czy było to spowodowane zakończeniem wojny czy pandemią. Aby odróżnić wpływ tych dwóch czynników, Barro i in. (2020) wykorzystują w swojej pracy dane przekrojowe dotyczące zgonów w wyniku wojny i grypy. Na tej podstawie szacują, że „grypa hiszpanka” obniżyła poziom realnego PKB na mieszkańca średnio o 6 proc. i że w przeciwieństwie do silnie proinflacyjnych efektów I wojny światowej, pandemia miała „znikomy” wpływ na poziom cen.

II wojna światowa: podobnie jak w przypadku I wojny światowej, lata poprzedzające II wojnę światową cechowały się stosunkowo silnym wzrostem gospodarczym, który w przypadku Europy był częściowo napędzany szybką rozbudową potencjału wojskowego. Inflacja przyspieszyła gwałtownie w Wielkiej Brytanii w latach 1939-40, wraz z wypowiedzeniem wojny, a później również w Stanach Zjednoczonych, gdy te przystąpiły do wojny. W latach działań wojennych wzrost PKB w Stanach Zjednoczonych był wyjątkowo silny (wzmacniany znacznym wzrostem produkcji broni i brakiem kosztów z tytułu szkód wojennych), ale słabszy wzrost obserwowano w Europie (gdzie rządy z trudem starały się utrzymać produkcję broni w obliczu powszechnych szkód wojennych). Inflacja utrzymywała się na wysokim poziomie przez cały okres wojny i w początkowym okresie powojennym, a następnie spadła w latach 1949-1950.

Wojny napoleońskie: wraz ze wzrostem napięć pomiędzy Anglią a Francją przed wojnami napoleońskimi rząd Wielkiej Brytanii potroił swoje wydatki w okresie pięciu lat (1792-97), częściowo finansując ten wzrost poprzez wykorzystanie rezerw złota Banku Anglii (Broadbent 2020). Obawy dotyczące zbliżającej się wojny doprowadziły do ucieczki sektora prywatnego od pieniądza emitowanego przez bank do złota, co zmusiło rząd do zawieszenia wymienialności banknotów na złoto. W ciągu kolejnych trzech lat poziom cen wzrósł o 59 proc., jednak następnie ustabilizował się, a wymienialność pieniądza na złoto została przywrócona w 1821 roku.

Czarna Śmierć: epidemia dżumy dotarła do Anglii pod koniec 1348 roku i w ciągu kolejnych trzech lat doprowadziła do spadku liczby ludności tego kraju o 30-45 proc. Jak zauważają w swojej pracy Jorda i in. (2020), gwałtowny spadek siły roboczej był główną przyczyną buntu chłopskiego, podwojenia płac realnych i znacznego spadku stóp zwrotu z ziemi.

Naszym zdaniem kontrast pomiędzy zachowaniem inflacji i rentowności obligacji podczas wojen i pandemii wydaje się zgodny z intuicjami, z dwóch powodów:

Wojny prowadzą do wzrostu łącznego popytu, podczas gdy pandemie skutkują spadkiem łącznego popytu: historia pokazuje, że w przypadku wojen państwa finansują długiem zwiększone wydatki wojskowe (przed i w czasie wojen), a także działania na rzecz odbudowy (po wojnie), co prowadzi do wzrostu łącznego popytu w stosunku do ograniczonej z powodu szkód wojennych podaży. Tymczasem w przypadku pandemii wszelki wzrost wydatków publicznych wykorzystywany jest do wypełnienia luki powstałej w wyniku spadku popytu sektora prywatnego, co ma zupełnie inne skutki dla ogólnej równowagi między łącznym popytem a łączną podażą.

Wojny niszczą kapitał fizyczny, prowadząc do wzrostu inwestycji i stóp procentowych: wojny często wiążą się z powszechnym zniszczeniem kapitału fizycznego, co w efekcie skutkuje wzrostem popytu na inwestycje i wzrostem stóp procentowych. Z kolei pandemie nie powodują żadnej utraty kapitału fizycznego, a w przypadku występowania powszechnych zgonów, mogą prowadzić do wzrostu intensywności kapitału w gospodarce (wzrostu stosunku kapitału do pracy). Klasyczna teoria ekonomii stwierdza, że wyższy współczynnik kapitału do pracy powinien obniżać stopy procentowe równowagi, jednocześnie podnosząc płace realne.

(...)

Jasne jest, że historia nie przedstawia dowodów na to, że wyższa inflacja lub wyższa rentowność obligacji są naturalną konsekwencją największych pandemii. To nie wyklucza możliwości, że wyższa inflacja może być wynikiem decyzji podjętych w obszarze polityki publicznej w obliczu wysokiego poziomu zadłużenia. Wyższa inflacja może przynieść tak potrzebną ulgę dłużnikom, w tym również rządowi, obniżając realną wartość ich zobowiązań. Stojąc wobec wyboru między redukcją zadłużenia poprzez politykę oszczędności (tzw. austerity) lub poprzez inflację, decydenci polityczni mogą „wybrać” wyższą inflację, aby ograniczyć potrzebę podnoszenia podatków i/lub redukcji wydatków rządowych.

obserwatorfinansowy.pl