wtorek, 8 czerwca 2021


W raporcie „Wirus społeczny”, który przygotował pan dla Warsaw Enterprise Institute, pojawia się takie zdanie: "współczesne społeczeństwa zaczynają odchodzić od tradycyjnych form mobilizacji społecznej, takiej jak ruchy społeczne, na rzecz gorących, eksplozywnych performansów społecznych, które przypominają religijne rytuały społeczeństw archaicznych”. Chce pan w naukowy sposób powiedzieć, że robimy się zwyczajnie prymitywni?

Współczesne społeczeństwa, które same sobie wydają się bardzo nowoczesne, zaczynają przypominać społeczeństwa prymitywne, dzikie – jak mówili antropologowie sto lat temu – gdzie ważnym elementem utrzymywania ładu są rytuały.

Pojęcie rytuału może mieć dużo znaczeń. O jakie konkretnie tutaj chodzi?

Rytuał jest lustrzanym odbiciem prawa. Łamie to, czego prawo zakazuje. Polega na przekroczeniu dotychczasowych tabu, hierarchii i granic między grupami, które prawo ustanawia. Może pan pomyśleć o średniowiecznym karnawale, w którym grupy się mieszają i wszystko dzieje się na opak. Nagle przestają obowiązywać normy, a na wierzch wychodzą ukryte dotąd seksualność, bluźnierstwo, rubaszność, kloaczność i przemoc. Współczesnymi odpowiednikami dawnych rytuałów są Black Lives Matter i Ogólnopolski Strajk Kobiet.

Takie rytuały mogą chyba odprawiać nie tylko grupy społeczne, ale również politycy? Może nawet głównie oni.

Kiedy ogarnia nas rytuał, nie wiemy już, co można, a czego nie, kto jest gdzie i kto jest kim. Paradoksalnie poprzez zwiększenie chaosu rytuał prowadzi do jedności. Dzieje się tak za sprawą mechanizmu kozła ofiarnego. Żeby nie nastąpiła implozja grupy i pochłonięcie nas przez wojnę wszystkich ze wszystkimi, zaczynamy poszukiwać winnego za konflikty i agresję. Kiedy wreszcie kozioł ofiarny zostaje usunięty, na chwilę odzyskujemy pokój. Politycy mogą myśleć, że nami dyrygują, ale w istocie raz uruchomiona przez nich przemoc w końcu ich dosięga. Są naszymi totemami, wokół których biegamy jak archaiczne ludy i które wielbimy. Wystarczy jednak, że trochę tylko odejdą od naszych oczekiwań, a wtedy następuje ich obalenie. Proszę zobaczyć, jak szybko Marta Lempart z bogini opozycji stała się jej głównym wrogiem. Każdy kapłan jest opóźnioną ofiarą, jest kapłanem tylko do czasu.

dziennik.pl

Analizując przedstawiony przez administrację Biden-Harris budżet widzimy, że kwestie związane z nauką i technologią oraz cyberbezpieczeństwem potraktowano bardzo poważnie, nadając im wysoki priorytet, co potwierdzają m.in. kwoty przewidziane na inwestycje w tych obszarach. Biały Dom chce z założenia za pomocą ogromnych środków zbudować „śmiercionośną, odporną, elastyczną i gotową na wyzwania siłę”, która zagwarantuje USA bezpieczeństwo oraz odbuduje, a następnie utrzyma dominująca pozycję Stanów Zjednoczonych w branży technologicznej.

Budżet podkreśla zaangażowanie Pentagonu w rozwijanie innowacyjnych rozwiązań, a także badanie i testowanie technologii, na co łącznie ma zostać przeznaczonych 112 mld USD. Jest to wzrost o 5% w odniesieniu do poprzedniego roku budżetowego. Patrząc bardziej szczegółowo, jedynie w obszarze badań i technologii (ang. Science and Technology – S&T) dla Departamentu Obrony przewidziano o 615 mln USD więcej niż w przypadku bieżącego roku finansowego (obecnie jest to 14,7 mld USD).

Taki stan rzeczy ma ogromne znaczenie, ponieważ finansowanie działań S&T w ramach Pentagonu, które skupiają się stricte na rozwoju zaawansowanych technologii wynosi 84% całej puli środków na ten cel. Amerykanie dzięki „wpompowaniu” ogromnych środków pieniężnych chcą zdynamizować inicjatywy w zakresie m.in. AI, co nie jest przypadkowe.

Waszyngton jest świadomy, że rozwój technologii o zaawansowanych możliwościach w bezpośredni sposób przekłada się na opracowywanie przełomowych rozwiązań. W budżecie wskazano na konkretne rozwiązania takie jak np. sztuczna inteligencja.  W związku z tym Prezydent USA Joe Biden przewiduje znaczące zwiększenie środków finansowych (ok. 50%) na pokrycie kosztów wysiłków podejmowanych przez Departament Obrony na rzecz rozwoju AI z 600 mln USD (obecnie) do 874 mln (rok budżetowy 2022).

Sztuczna inteligencja jest obecnie jednym z ważniejszych priorytetów Pentagonu. Innowacyjne rozwiązania bazujące na tej technologii są coraz szerzej i aktywniej testowane w warunkach nie tylko teoretycznych/laboratoryjnych, ale także praktycznym środowisku. Nad wykorzystaniem AI w realnych warunkach konfliktu pracuje m.in. DARPA oraz inne agencje i instytucje powiązane z siłami zbrojnymi.

Pentagon dzięki algorytmom chce wyprzedzić zdolności przeciwników i zapewnić sobie dominację w dziedzinie wojskowości. O tym, że to nie jest science-fiction pokazują m.in. testy przeprowadzone przez Siły Powietrzne USA nad Bałtykiem, gdzie algorytmy zostały użyte do przeprowadzenia uderzenia z powietrza w ramach tzw. „łańcucha zabijania”. Koncepcja ta ma wspierać pilotów myśliwców poprzez np. szybkie i precyzyjne namierzanie celów i kierowanie ostrzału. Środki z budżetu obronnego na 2022 rok służą właśnie tego typu inicjatywom – chodzi o budowanie nie tylko konwencjonalnej, teraźniejszej siły, ale także potęgi przyszłości, wyprzedzającej rozwiązania stosowane przez adwersarzy.

(...)

Pentagon realizuje strategię „obrony naprzód” (ang. defends forward), jeśli chodzi o działania prowadzone w cyberprzestrzeni. Celem tego typu operacji jest zakłócenie aktywności wroga i powstrzymanie jego kampanii na samym początku, u źródła, co umożliwia obecność Amerykanów w sieciach adwersarza. Tym samym cybersiły USA stają się jednym z podstawowych komponentów wojska Stanów Zjednoczonych obok jednostek lądowych, powietrznych, morskich i kosmicznych. W trakcie konfliktu wojskowi specjaliści ds. cyberprzestrzeni mają m.in. zidentyfikować słabe punkty wroga, zrównoważyć jego potencjał oraz wzmocnić działania całych sił zbrojnych USA, jakie są podejmowane.

cyberdefence24.pl

W proces wychowania młodzieży rosyjskiej wmieszać ośmieliła się marka Domestos (należy do holendersko-brytyjskiego Unilevera), ogłaszając konkurs na fotografię najpaskudniejszej, najbardziej odpychającej toalety w rosyjskich szkołach.

W castingu na najbardziej antysanitarny sanitariat bierze udział 130 pretendentów z różnych stron Federacji.

W głosowaniu internetowym prowadzi na razie liceum nr 44 z Czeboksar, gdzie sedes został wpuszczony tak głęboko, że deska klozetowa znajduje się na poziomie podłogi. Spore szanse mają toalety bez przegródek, gdzie w jednym otwartym pomieszczeniu załatwiać się może od razu sześciu uczniów. Są też takie, w których, co wyraźnie widać na zdjęciach publikowanych na specjalnej stronie Domestosu, nic nie poprawiano od 50-60 lat.

Nadsyłający fotografie rodzice piszą, że ich dzieci, kiedy już muszą iść za potrzebą, uciekają ze szkoły do domów, byle tylko nie oglądać tego horroru.

Domestos obiecuje, że na swój koszt wyremontuje tę szkolną toaletę, którą głosujący uznają za najbardziej odrażającą. Inni laureaci konkursu otrzymają spory zapas środków czyszczących.

Zabawa może się jednak skończyć źle dla fundatora. Pod Orenburgiem uczniowie próbowali wziąć sprawy w swoje ręce i na apel przynieśli transparenty z żądaniami przeprowadzenia remontu swojej szkoły, która w każdej chwili może się zawalić. Teraz są wzywani na policję, która grozi im karami za udział w „nielegalnym zgromadzeniu".

I Domestos za wrogą robotę może więc być z powodzeniem uznany za „agenta zagranicy" czy nawet organizację „ekstremistyczną".

Problem toalet, nie tylko szkolnych, jest w Rosji palący, by nie powiedzieć śmierdzący. Według oficjalnych danych państwowej służby statystycznej co czwarty obywatel kraju fundującego sobie podwójny militarny „Luwr" mieszka w domu niepodłączonym do kanalizacji. Niemal połowa mieszkańców wsi korzysta z latryn na podwórku.

wyborcza.pl

25-letni białoruski inżynier Tichon Osipow spanikował, kiedy zobaczył, jak oddziały specjalne wyciągają kierowców z samochodów. Próbował odjechać, przez przypadek potrącił wojskowych. Nikomu nic się nie stało, ale Osipow dostał 11 lat kolonii karnej.

17-letnią uczennicę skazano na półtora roku aresztu domowego, ponieważ złożyła skargę na milicjantów za pobicie. Z kolei 16-latek z epilepsją otrzymał 5,5 roku kolonii karnej, ponieważ miał przy sobie koktajl Mołotowa.

Prawnik Siarhiej Zikracki jeszcze niedawno bronił aktywistów i dziennikarzy.

- W absolutnej większości przypadków sąd przyznaje taki wyrok, jakiego żąda prokurator. Przy tym adwokaci nie mają możliwości bronić swoich klientów, ponieważ zeznania świadków oraz przedstawione dowody, po prostu nie są rozpatrywane przez sądy – opowiada.

W większości spraw świadkami oskarżenia są milicjanci, którzy występują w maskach i pod przybranymi nazwiskami. Nikt oprócz sądu nie może weryfikować ich tożsamości.

Najczęściej procesy odbywają się zdalnie, a oskarżeni zeznają na korytarzach aresztów. Zdarzają się sytuacje, kiedy na korytarzu odbywa się od razu kilka procesów. Wtedy jeden milicjant krąży między oskarżonymi i w każdym z tych procesów składa zeznania pod innymi nazwiskami – mówi Zikracki.

Kaganiec nałożono również na prawników, którzy teraz nie mają możliwości poufnej rozmowy z swoimi klientami. Za publiczne komentowanie toczących się spraw adwokat może stracić licencję. Tak było w przypadku samego Zikrackiego, który został zmuszony do zwolnienia współpracowników, zamknięcia kancelarii i emigracji na Litwę.

(...)

"Baćka" stracił kontakt z rzeczywistością? Nic z tych rzeczy. Choć propagowana przez reżim historia z niby-bombą podłożoną przez Hamas oraz poderwaniem uzbrojonego myśliwca, aby zmusić pasażerski samolot do lądowania w Mińsku, wygląda na czyste szaleństwo, jest przemyślaną strategią.

- Żeby zrozumieć, co się teraz dzieje na Białorusi, trzeba cofnąć się o co najmniej rok – opowiada Olga Salomatova z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

W marcu 2020 roku cały świat zrobił lockdown. Cały? Nie. Był taki kraj w Europie, w którym oficjalnie wirusa nie było.

Alaksandr Łukaszenka twardo powtarzał, że wystarczy pić wódkę i unikać obcych kobiet. Kiedy miesiąc później szpitale zapełniły się zakażonymi, brakowało nie tylko sprzętu i lekarstw, ale i nawet maseczek ochronnych dla personelu medycznego.

Chorzy na COVID-19 lądowali na jednych salach z niezakażonymi pacjentami. W wielu szpitalach nie było komu leczyć i pielęgnować, ponieważ personel zakażał się w pierwszej kolejności. Łukaszenka negował pandemię, a gdy na społeczeństwo padł strach, wraz z nim upadł mit o opiekuńczym, ojcowskim państwie "Baćki", które może i ogranicza wolność, ale dba o swoich obywateli.

- Ludzie uświadomili sobie, że nie mogą liczyć na państwo i zaczęli sami organizować zbiórki na szpitale. Wkrótce powstała ogólnokrajowa inicjatywa #BYCOVID19, w którą zaangażowała się rekordowa liczba Białorusinów z bardzo różnych środowisk. Wspólnie i bez wsparcia ze strony państwa udało się zaopatrzyć szpitale dosłownie we wszystko - od maseczek po respiratory - opowiada Aleksander Lapko, jeden z koordynatorów #BYCOVID19.

Według brytyjskiego think tanku Chatham House, gdyby w sierpniu 2020 roku prezydenckie wybory odbyły się uczciwie, Cichanouska mogłaby dostać co najmniej 52 proc. głosów. Oficjalnie jednak otrzymała tylko 10 proc., a Łukaszenka 80 proc. Ludzie wyszli na ulice. Raz, drugi, trzeci, piętnasty. Być może wyszliby tylko raz, gdyby nie kilku upartych chłopaków.

Raman Protasiewicz brał udział w antyrządowych protestach, od kiedy skończył 16 lat. Studiował w Mińsku dziennikarstwo, ale został wyrzucony z uczelni. Jak sam twierdził - za poglądy polityczne. W 2018 roku zaczął pracę w białoruskiej redakcji Euroradia.

Raman był znakomitym fotoreporterem. Zawsze odważnym i pierwszym do relacjonowania wydarzeń. Miał mnóstwo przyjaciół, więc ciągle dostawał cynki, był świetnie zorientowany. Kiedyś z jednego z zadań wrócił z dużym, rudym kotem, którego przygarnął z ulicy – opowiada Paweł Swerdłow, redaktor naczelny Euroradia.

W 2019 roku Protasiewicz dołączył do ekipy 23-letniego Ściapana Puciły, który założył na Telegramie, popularnym w krajach byłego ZSRR komunikatorze, informacyjny kanał Nexta.

Kiedy wybuchły protesty, na Białorusi przez kilka dni zagłuszano internet. Nie działały strony portali i gazet. W ten sposób sam Łukaszenka przyczynił się do tego, że dobrze zorientowany kanał Nexta stał się jednym z najważniejszych źródeł informacji. Wkrótce liczba obserwujących go osób sięgnęła dwóch milionów.

- Łukaszenka rządzi nieprzerwanie od 27 lat, więc ludzie doskonale zdawali sobie sprawę, że są oszukiwani. Ale odbierali to jako naturalną kolej rzeczy. W drugim półroczu 2020 roku w społeczeństwie było inaczej. Potrzeba zmian była ogromna. Protesty wspierała większość, nawet jeśli nie wszyscy wychodzili na ulice – podkreśla Paweł Swerdłow.

Krótko po wyborach w więzieniach albo za granicą znaleźli się niemal wszyscy białoruscy politycy, którzy potencjalnie mogli stanąć na czele protestów. Ale nawet bez wyraźnych liderów demonstracje trwały. Wtedy reżim zorientował się, że siła napędowa protestów kryje się w mediach społecznościowych. Okazało się, że garść dwudziestoparolatków jest w stanie stworzyć na tyle potężne i niezależne medium, które jest w stanie poderwać społeczeństwo do wyjścia na ulice.

- Jeśli oddziały specjalne gromadzą się w jednym miejscu, to oznacza, że nie ma ich w drugim. Nexta przekazywała konkretne informacje, jak poruszać się po mieście, żeby nie zostać aresztowanym – tłumaczy Swerdłow.

Oprócz tego kanał zaczął publikować dane osobowe funkcjonariuszy, którzy uczestniczyli w pacyfikacji pokojowych protestów. Jak powiedział Puciła, dane te pozyskiwano "dzięki cyberpartyzantom" – informatorom Nexty.

W oczach reżimu, który nie ma poparcia społecznego i może polegać tylko na resortach siłowych, ujawnianie danych funkcjonariuszy było największym grzechem Nexty. Jeszcze w październiku kanał okrzyknięto ekstremistycznym, a Puciłę i Protasiewicza oskarżono o terroryzm. Tyle, że obaj byli już wtedy w Warszawie. Setki innych czekał gorszy los.

wp.pl