niedziela, 3 grudnia 2017


Rozpoczęcie procesu Brexitu było zagrywką premiera Camerona, wymierzoną w UKIP i jej lidera Nigela Farage’a. Wielka Brytania ma tak silną pozycje w UE i czerpie z niej takie korzyści, że ani Cameron, ani nikt z elit politycznych Wielkiej Brytanii nie traktował serio pomysłu Brexitu. Ot, blef. Jednak, jak uczeń czarnoksiężnika, Cameron wypowiedział zaklęcie i stracił nad nim kontrolę. Było to o tyle łatwe, że brytyjskie bulwarówki od lat regularnie pisywały negatywnie o Unii Europejskiej. Ponieważ większościowa ordynacja wyborcza uniemożliwia natychmiastowe wymierzenie kary za złe decyzje przez społeczeństwo w kolejnych wyborach, konserwatyści zarządzający Brexitem zostali po czerwcowych wyborach tylko osłabieni, a nie odwołani.

UKIP oszukał Brytyjczyków przed referendum, głosząc, że wyjście z UE to 8,5 mld funtów rocznie zysku dla Brytyjczyków (tyle przeciętnie wynoszą roczne wpłaty netto Wielkiej Brytanii do UE). Na samym początku negocjacji w kwietniu 2017 r., UE zażądała 100 mld euro rachunku brexitowego za różne zobowiązania zaciągnięte względem UE, np. wpłaty do budżetu UE do końca obecnej perspektywy finansowej do 2020 r.  Londyn odrzucił te żądania jako bezzasadne, a obecnie zgadza się na 40 mld euro, podczas gdy UE zredukowała swe oczekiwania do 65 mld euro, co stanowi odpowiednio 1,7% i 2,8% brytyjskiego PKB z 2016 r. Nie zapominajmy przy tym, że Wielka Brytania jest, w przeciwieństwie do Polski, płatnikiem netto do budżetu UE.

(...)

Polska w latach 2004-2020 otrzyma z UE w sumie 162 mld euro netto, czyli około 10 mld euro rocznie, średnio jakieś 3% PKB. Polski eksport to w 80% rynek UE, w tym 27% do Niemiec (w tym sporo prefabrykatów do niemieckich łańcuchów dostawczych, a nie produktów finalnych), a w drugą stronę to tylko 3% i 4,3% (kalkulacja z bazy danych trademap.org). Największe nieunijne rynki eksportowe dla Polski to USA (2,8% polskiego eksportu), Rosja (2,7%), Turcja (1,7%), Ukraina (1,5%), Norwegia (1,4%), Chiny (1,2%) i Szwajcaria (1%). Reszta to drobnica poniżej 1%. Liczenie na Chiny, popularne wśród części prawicy, jest złudne, zwłaszcza że one nie potrzebują Polski poza UE, lecz jako platformy dostępu do rynku UE. Zapewne więc rachunek za Polexit byłby słony i wynosił kilka razy więcej niż 1,75% PKB brytyjskiego, kraju będącego płatnikiem netto. Prawdopodobnie byłoby to około 1,5% PKB za zobowiązania bieżące (składki itd.), a ile zwrotu Unia chciałaby z około 40% polskiego obecnego rocznego PKB, które UE wpompowała w Polskę netto od 2004 r., to nawet strach się zastanawiać… Ponadto polska gospodarka poprzez odcięcie od rynków unijnych zostałaby wrzucona w otchłań kryzysu. Być może dlatego prawica odkurza kwestię reparacji wojennych od Niemiec. Cóż, zapewne moralnie ma to w oczach prawicowych radykałów jakiś sens, choć jest nierealne, nieprofesjonalne i raczej infantylne.

Polexit spowodowałby ogromny kryzys gospodarczy w Polsce, wysokie bezrobocie, wzrost kosztów obsługi długu publicznego do 5-10% odsetek i zapaść finansów publicznych, wyhamowanie inwestycji w modernizację, w technologie obronne, infrastrukturę energetyczną, koniec z 500+, koniec z bezpośrednimi dopłatami dla rolników. I w ogóle koniec marzeń o zamożnej i sprawiedliwej społecznie Polsce na dziesiątki lat. Poza tym – wzrost dominacji Rosji na Ukrainie, w Białorusi i w Polsce. Jednym słowem, Polexit to pogrzebanie „Trójmorza”, które i tak jest mało realne, poza wybudowaniem dobrych sieci transportowych (autostrady i szybka kolej) i energetycznych (zwłaszcza przesył gazu). Polska to 3-4% gospodarki UE, więc byłoby to zderzenie mrówki ze słoniem i zatopienie ekonomiczne Polski. Polexit to marzenie Putina.

nowyobywatel.pl