Napisał pan niedawno, że jedyną naprawdę zaskakującą rzeczą w ostatnim kryzysie jest to, że wszyscy uwierzyli, iż był on jakąś szaloną niespodzianką...
Slavoj ŽiŽek: Paul Krugman pokazał niedawno, do jakiego stopnia wszystko opiera się na ślepej wierze. Zaproponował pewien myślowy eksperyment: „Wyobraźmy sobie, że wszyscy ważni ludzie w bankach – prezesi, menedżerowie etc. – już dwa lata wcześniej wiedzieliby na 100 proc., jak się to wszystko skończy”. Jego odpowiedź była następująca: „Nie oszukujmy się, nic by się nie zmieniło”. Wszyscy postąpiliby dokładnie w ten sam sposób...
Ponieważ zbyt trudno byłoby cokolwiek zmienić? Bo jest zbyt dużo współzależności, zbyt wielu współwinnych?
Slavoj ŽiŽek: Nie tylko dlatego. Dlaczego wolny rynek święci triumfy? Niemal 30 lat temu socjologowie z Manchesteru, analizując fenomen Margaret Thatcher, odkryli coś fascynującego. Zrozumieli, że kiedy ludzie dokonują wyborów ideologicznych, nie odnoszą się do tego, kim są dzisiaj i jakie mają interesy. Znacznie bardziej interesuje ich to, kim mogą się stać. Na tym właśnie polega siła dzisiejszego kapitalizmu: odnosisz się do tego, co możesz osiągnąć, jeśli będzie ci sprzyjała fortuna wolnego rynku. Można to także interpretować na inny sposób. Nasze działanie w codziennym życiu jest w ogromnym stopniu regulowane przez to, co w psychoanalizie nazywa się fetyszystycznym wyparciem: „Je sais, mais quand meme”, czyli: „Wiem, ale mimo wszystko”. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie katastrofalne konsekwencje własnego postępowania, ale mimo to zakładamy, że sprawy jakoś się ułożą. Jest absolutnie kluczową sprawą, aby zanalizować ten fenomen w dzisiejszej ekonomii.
W pewnym sensie odwraca pan dominującą narrację, zgodnie z którą komunizm był tylko krwawym ideologicznym snem, a kapitalizm stanowi powrót do rzeczywistości. Kapitalizm to dla pana przede wszystkim sen. Skoro nie ma już szansy na komunizm, może się pan zemścić przynajmniej w taki sposób...
Slavoj ŽiŽek: Proszę na to spojrzeć inaczej. Jeżeli istniał kiedykolwiek system, który oczarowywał swych poddanych snami – o wolności, o tym, że twój sukces zależy wyłącznie od ciebie, że szczęście czeka tuż za rogiem, że przyjemności będą trwały bez końca – to jest nim kapitalizm. To nie wszystko: jak pan doskonale pamięta, w erze komunizmu próbowano nam wmówić, że realny socjalizm to tylko jakaś wypaczona wersja idealnego prototypu. Ideologowie neoliberalizmu, którzy wykpiwali tę obronę socjalizmu jako idiotyczną – podkreślając, że całe zło kryje się w samej idei komunizmu – sięgają dziś po taką samą argumentację: to nie kapitalizm jest zły, mieliśmy jedynie do czynienia z jego wypaczoną wersją. W ciągu ostatnich miesięcy niezliczone publiczne figury – od ekonomistów po Benedykta XVI – bombardowały nas żądaniami walki z kulturą chciwości i nadmiernej konsumpcji. Ten obrzydliwy spektakl taniego moralizowania był rozpaczliwą próbą sprowadzenia czegoś, co stanowi istotę systemu, do osobistych przywar jednostek. Próbowano np. przedstawić Bernarda Madoffa jako czarną owcę. Ale czy nie jest raczej tak, że Madoff jest esencją dzisiejszego kapitalizmu? Choćby dlatego, że linia podziału między „dobrym” i „złym” kapitalizmem jest czysto iluzoryczna...
Przecież Madoff po prostu kradł. Możemy go zrównać z całą resztą jedynie za pomocą ideologicznego triku, powrotu do marksistowskiej prehistorii: wszyscy kapitaliści to złodzieje.
Slavoj ŽiŽek: Zadajmy sobie w takim razie bardzo proste, naiwne pytanie: dlaczego Madoff nie wiedział, że stworzony przez niego system w końcu się zawali? Co uniemożliwiło mu dostęp do tej pozornie oczywistej prawdy? Przecież nie brak spostrzegawczości czy wrodzona irracjonalność, tylko raczej zewnętrzna presja: nakaz podejmowania coraz większego ryzyka, które jest wpisane w istotę dzisiejszego kapitalizmu. Nie jesteśmy w stanie pokazać punktu, w którym Rubikon został przekroczony, w którym uczciwy biznes zmienił się w nielegalną kombinację. To sama dynamika kapitalizmu zaciera tę granicę: wszystkie inwestycje stanowią ryzykowną pożyczkę na koszt przyszłości. Nagła zmiana okoliczności może zmienić rzekomo bezpieczną inwestycję w akt spekulacyjnego szaleństwa. Jedyna różnica polega na tym, że w dzisiejszej, „postmodernistycznej” fazie to stężenie spekulacji jest znacznie wyższe niż we wcześniejszych fazach.
I jak można temu zaradzić?
Slavoj ŽiŽek: Nie można. Ta samonapędzająca się, frenetyczna cyrkulacja kapitału jest dowodem, że pieniądz stanowi ostateczną rzeczywistość naszego życia, że jest bestią, której nigdy nie oswoimy. Tak jak miłość, ideologia jest ślepa. Co z tego, że my w coś nie wierzymy? W pewnym sensie to ideologia wierzy za nas. Zacytuję moją ulubioną anegdotę. Niels Bohr, wielki fizyk, miał kiedyś gościa. Zobaczył on nad drzwiami Bohra końską podkowę – jak pan wie, podkowa ma odganiać złe duchy. Zapytał Bohra: „Słuchaj, Niels, czy ty naprawdę w to wierzysz?”. Na co Bohr odpowiedział: „Oczywiście, że nie. Ale powiesiłem ją, ponieważ powiedziano mi, że ona działa nawet gdy się w nią nie wierzy”.
Jak rozumiem, pana zdaniem nie mamy żadnej swobody manewru. Bez względu na to, w co wierzymy i co zrobimy, postmodernistyczny kapitalizm i tak zwycięży...
Slavoj ŽiŽek: [...] Dziś, w dobie społeczeństwa ryzyka, ideologia wolnego wyboru usiłuje nam kłamliwie sprzedać niepewność – choćby tę wynikającą z demontażu państwa opiekuńczego – jako obietnicę nowych wolności. Fakt, że jesteśmy zmuszeni zmieniać pracę raz do roku, zatrudniać się na podstawie krótkoterminowych kontraktów, przedstawia się jako szansę na uwolnienie od ograniczeń stałego zatrudnienia, możliwość zdefiniowania się od nowa, sposobność do odkrycia potencjału naszej osobowości. A jeśli ktoś zaczyna mówić o niepokojach związanych z tą sytuacją, natychmiast słyszy, że po prostu nie dojrzał do życia w dzisiejszym świecie z jego nowymi swobodami.
Gdyby miał pan opisać rezultaty kryzysu w „leninowskich” kategoriach, co by pan odpowiedział? Kto w jego wyniku przegrał, a kto wzmocnił swoje pozycje?
Slavoj ŽiŽek: Czasem – w napadach paranoi – wydaje mi się, że ten kryzys został stworzony przez kapitalistów w jednym celu: aby dowieść bezsilności lewicy. Wszystko, co się w reakcji na kryzys pojawiło na lewicy, to ledwie kilka niemrawych ruchów neokeynesowskich – żadnej globalnej alternatywy, która pokazywałaby, co myśleć i co mówić... Zresztą najlepszym wskaźnikiem braku wiary lewicy w siebie samą jest jej strach przed kryzysem. Lewica boi się utraty wygodnej pozycji krytycznego recenzenta, w pełni wpisanego w dotychczasowy krajobraz, odrzucającego wszelkie ryzyko. Gdyby lewica ufała samej sobie, cytowałaby raczej Mao: „Wszędzie na tej ziemi zapanował nieopisany chaos – sytuacja jest doskonała”. Radykalna lewica nie ma dziś najmniejszego znaczenia. Czerpie jakąś perwersyjną przyjemność ze swej wygodnej sytuacji: jedyne, co potrafi, to zarzucanie władz postulatami niemożliwymi do spełnienia. To są „starzy towarzysze”, przywiązani do wygodnego życia na uniwersytecie. Lewica reprezentuje czystą, radykalną demagogię i już dawno utraciła łączność ze zwykłymi ludźmi, z tym, co nazywano klasą robotniczą.
A pomijając ten wisielczy humor... Kto jeszcze pozostał na placu boju?
Slavoj ŽiŽek: Ujmując to jak najprościej, jesteśmy świadkami rywalizacji dwóch modeli. Anglosaskiego liberalnego kapitalizmu i tego, co w poetycki sposób nazywamy „kapitalizmem z azjatyckimi wartościami”, ale co każdy niepoeta powinien nazwać kapitalizmem autorytarnym. 11 września 2001 roku był wydarzeniem tak istotnym dla pierwszej dekady XXI w.,ponieważ oznaczał, że utopia demokracji liberalnej zaczyna ponosić klęskę, że nie wszyscy uważają demokrację liberalną za rozwiązanie oczywiste. Dziś jesteśmy w tej kontestacji o wiele dalej. Napływają do nas dane, które dowodzą, że Chiny radzą sobie z kryzysem bardzo dobrze. Każdy przyzwoity lewak powinien się tym bardzo martwić. Bo jaki był do tej pory naprawdę sensowny argument na rzecz kapitalizmu? Na wielu przykładach – jak Korea Południowa czy Chile – widzieliśmy, że kapitalizm czasem potrzebuje dyktatury. Ale również to, że ten związek jest przelotny: po 10 czy 20 latach kapitalizm zawsze inicjował ruch w kierunku coraz większej demokracji. Dziś tak już nie jest. Przypadek Chin pokazuje, że związek między demokracją a kapitalizmem został ostatecznie zerwany. To jest właśnie tak niepokojące w dzisiejszych Chinach. Obawiam się, że ta wersja autorytarnego kapitalizmu jest nie tylko przywołaniem naszej przeszłości – fazy dzikiego kapitalizmu – ale także zapowiedzią przyszłości. Bo co się stanie, jeśli chińska kombinacja okaże się wydajniejsza niż liberalny kapitalizm?
Więc pana zdaniem komunizm stanowił tylko fazę przygotowawczą do jeszcze brutalniejszej fazy kapitalizmu?
Slavoj ŽiŽek: Proszę sobie przypomnieć choćby historię Polski po 1989 roku: kiedy komunizm upadł, cyniczni ekskomuniści nadawali się zazwyczaj lepiej do sprawowania władzy niż dawni dysydenci. Dlaczego tak było? To nie był żaden spisek, który przywołują wasi bliźniacy. Stało się tak dlatego, że o ile bohaterowie antykomunistycznych rewolt nadal śnili na jawie, dawni komuniści nie mieli najmniejszych kłopotów z zaakceptowaniem bezlitosnych reguł kapitalizmu. Oni okrucieństwo mieli we krwi. To był wielki paradoks postkomunistycznego świata: antykomunistyczni bohaterowie stanęli po stronie utopijnego snu o prawdziwej demokracji, a dawni komuniści wybrali okrutną rzeczywistość skuteczności rynku, włącznie z korupcją i wszelkimi brudnymi sztuczkami. Gdy do tego obrazu dodać kraj, gdzie komuniści wybrali kapitalizm, zachowując jednocześnie polityczną władzę – czyli Chiny – ironia historii okazuje się jeszcze większa. Mamy do czynienia z przedziwnym splotem okoliczności: kapitalizm zwyciężył komunizm, ale cena za to zwycięstwo okazała się niezwykle wysoka. Dzisiaj dawni chińscy komuniści biją kapitalistów na ich własnym terenie.
newsweek.pl