niedziela, 12 grudnia 2021


Polska została poddana sterowanej presji migracyjnej, co przy zgraniu tego w czasie z manewrami Zapad-2021 oraz chociażby aktywnością w przestrzeni informacyjnej, nakierowuje nas na uznanie faktu istnienia działań hybrydowych. Przy czym, zarówno na granicach naszego państwa jak i Litwy oraz Łotwy skala działania Białorusi była jak na razie ograniczona, chociaż może to zabrzmieć kontrowersyjnie. Szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę reakcję wszystkich wspomnianych powyżej państw. Dotyczy to oczywiście działań prawnych – stany nadzwyczajne, wykorzystanie przepisów o zawracaniu etc., lecz również dyslokacji dodatkowych sił oraz służb, w tym wsparcia ze strony wojska. Nie mówiąc o nowych sposobach zabezpieczenia granic, poprzez większe nasycenie ich systemami obserwacyjnymi, pojazdami, statkami powietrznymi, a także konstruowaniem barier granicznych. Jednak musimy powiedzieć wprost, Białoruś dokonała na razie jedynie testu naszych możliwości stosując mniejsze i średnie grupy nielegalnych imigrantów, koncentrując się przede wszystkim na efektach propagandowych i politycznych oraz obciążających system przyjmowania nielegalnych imigrantów (Litwa i później Łotwa).

Patrząc jednakże z perspektywy polskich reakcji w przestrzeni debaty politycznej i medialnej, Białoruś (we współpracy z Rosją) może niestety w najbliższym czasie spróbować zastosować kolejną formę presji migracyjnej. Chodzić będzie w pierwszej kolejności o wykorzystanie efektu skali. Jak pokazał kazus stworzenia i administrowania sytuacją kryzysową w rejonie Usnarza Górnego, dotychczas strona białoruska przede wszystkim zaakceptowała jego medialność, testując reakcje polityczno-społeczne. Zgromadzone tam służby nie dążą do siłowego wypychania nielegalnych imigrantów w kierunku polskiego terytorium. Jest to zbyt mała grupa. Przy czym musimy już teraz założyć, że strona białoruska może skorzystać z próby przynajmniej przetestowania innych scenariuszy działania, szczególnie, że na własnym terytorium będzie miała rozwinięte siły uczestniczące w manewrach Zapad-2021.

Nie powinniśmy traktować obecnych wydarzeń w kategorii finalnego sprawdzianu względem naszego państwa i systemu jego bezpieczeństwa. Tutaj można zasugerować, że obecnie mamy do czynienia jedynie z sytuacją kryzysową, gdyż przynajmniej na naszej granicy udało się opanować wydarzenia dostępnymi środkami i nie została utracona swoboda działania państwa. Co więcej, w przypadku wdrożenia przepisów o stanie wyjątkowym zwiększy się swoboda operacyjna polskich służb z perspektywy przede wszystkim prób oddziaływania na nie ze strony polskiego terytorium. To ostatnie stanowiło wysoce rozpraszający oraz utrudniający reagowanie element, idealnie wkomponowany w starania strony białoruskiej, tworząc coś w rodzaju tzw. kryzysu medialnego o sile oddziaływania niewspółmiernej do zastosowanych przez Białoruś sił oraz środków względem kreacji presji migracyjnej.

infosecurity24.pl

Pytany, kto i jak to zorganizował przerzut migrantów na granicę Białorusi z państwami UE, Konończuk wskazał na dwa szlaki migracyjne: pierwszy przez Azję Centralną, Rosję i Białoruś, a drugi przez Bliski Wschód, który jest według niego "znacznie bardziej popularny", gdyż "większość migrantów, którzy w ostatnich miesiącach trafili na Litwę, to obywatele Iraku, państw Bliskiego Wschodu i afrykańskich". "Reżim w Mińsku dosyć skutecznie rozwinął w ostatnich miesiącach akcję werbunkową dla migrantów z tych regionów" - stwierdził wiceszef OSW.

Ze śledztw niezależnych dziennikarzy białoruskich i litewskich, jeszcze sprzed kilku tygodni, wynika, że jeden migrant musi zapłacić od kilku do nawet kilkunastu tysięcy dolarów za bilet lotniczy i za obiecywane przez funkcjonariuszy reżimu białoruskiego "załatwienie dostawy" do kraju Unii Europejskiej. 

Analityk zwrócił uwagę, że reżim białoruski "piecze dwie pieczenie na jednym ogniu", gdyż wywołał na razie "mini kryzys migracyjny" na swojej granicy z UE, a z drugiej strony "przedstawiciele reżimu zarabiają na tych kilku tysiącach migrantów, którzy już dostali się na Litwę, Łotwę czy do Polski".

Według niego, po stronie białoruskiej organizują to "z pewnością" funkcjonariusze KGB, a proceder koordynuje Wiktar Łukaszenka, syn prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki. "Możemy przypuszczać, że jest to współorganizowane przez służby rosyjskie, które również mają swój interes w destabilizowaniu sytuacji na zachodniej granicy Białorusi" - stwierdził Konończuk. 

Zwrócił też uwagę, że w procederze chodzi o niebagatelne kwoty, bo przy założeniu, że 2 tys. migrantów zapłaciło im po 10 tys. dol., to po przemnożeniu daje to sumę 20 mln dol. Według niego, migrantów można uznać za ofiary oszustwa. "Na jeden taki <<bilet>> za kilkanaście tysięcy dolarów składa się zwykle cała rodzina, a nawet kilka rodzin" - powiedział. 

Powołał się na wciąż aktualizowane informacje od migrantów, którzy już są na Litwie. Okazuje się, że "przeciętnie, statystycznie" są to obywatele Iraku, a wśród nich najczęściej iraccy Kurdowie, ewentualnie Jazydzi, a więc - jak zaznaczył - "pochodzą z kraju bezpiecznego i nie są uchodźcami". "To są raczej migranci ekonomiczni, którzy próbują trafić przez Litwę głównie do Niemiec, bo jest przekonanie, że to najbogatszy kraj unijny, który szeroko otwiera ramiona na migrantów" - zauważył. 

Ekspert zwrócił uwagę, że zwerbowani tak migranci raczej nie wiedzą, że są wykorzystywani do prowadzenia wojny hybrydowej, gdyż obiecuje się im, że wszystko jest zgodne z prawem i zostaną legalnie dostarczeni do kraju unijnego. Potwierdzeniem tego ma być to, że dostają oficjalnie białoruską wizę, a początkowo mieszkają w hotelu w Mińsku. "Ci ludzie są oszukiwani. To są niewinne ofiary, wykorzystywane przez reżim białoruski" - podkreślił.

Wicedyrektor OSW ocenił, że najprawdopodobniej wojna hybrydowa na zachodnich granicach Unii będzie kontynuowana, gdyż mimo stosunkowo niewielkiej skali kryzysu migracyjnego, efekty polityczne wewnątrz UE są znaczne. "Próba wywołania burzliwej dyskusji i sporu wewnątrz państw unijnych, to już sukces reżimu Łukaszenki" - ocenił.

infosecurity24.pl


Aleksander Łukaszenka podkreślił podczas republikańskiej rady pedagogicznej w Mińsku, że "ostatnie wydarzenia na Białorusi" zmusiły go do ponownego spojrzenia na proces edukacji. Prezydent Białorusi zaznaczył, że to w dużej mierze dzięki pracownikom systemu edukacji możliwe jest powstrzymanie nastolatków przed "nielegalnymi działaniami".

- Część naszej młodzieży, po zdobyciu tutaj wykształcenia, stara się wyjechać za granicę. Nie wszyscy, ale trend jest alarmujący. W końcu ci, którzy odchodzą, odrywają się - to najgorsza rzecz - od swoich korzeni - powiedział Łukaszenka.

Podkreślił, że w sąsiednich krajach białoruskim studentom wkłada się do głów nie tyle nową wiedzę, ile ideologię "przeciwników państwa białoruskiego". Według niego studenci uczący się w Polsce i na Litwie, którzy z powodu pandemii COVID-19 zostali odesłani na Białoruś, opowiedzieli się po powrocie do kraju za "zniszczeniem państwa".

- Proszę bardzo, jedźcie, studiujcie, ale już tam pozostańcie. Bo tam nie uczą, im daleko do naszej edukacji, piorą im mózgi i wysyłają ich do nas jako agenturę - powiedział.

Łukaszenka stwierdził, że w ubiegłym roku objawiły się procesy, które mogą prowadzić do "nieodwracalnych konsekwencji" - Im mniej jest tych, którzy zostali wychowani na wartościach z czasów sowieckich, tym bardziej dotkliwie to odczuwamy - zaznaczył.

- W pewnym sensie płacimy za reformy lat 90. W wielu procesach ważną rolę odgrywały siły zewnętrzne. Pomyślcie o programach George’a Sorosa. Zwinęliśmy je tutaj na czas, ale ślad pozostał. Cyfryzacja również odcisnęła swoje piętno - dzieci weszły na oślep do internetu, a tam, wiecie, kto i jak je wychowuje - dodał.

Prezydent Białorusi powiedział, że szkoła nie może być poza polityką, ale może tam być tylko polityka państwowa. - Nie ma polityki bez szkoły. Ale powinna tam być tylko jedna polityka - państwowa. Flaga i hymn państwowy - stwierdził. 

gazeta.pl

Dlaczego Ameryka przegrała wojnę w Afganistanie?

Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Ameryka przegrała. Stany Zjednoczone się wycofały, bo koncentrują się na innych, ważniejszych dla nich problemach globalnych - gospodarce amerykańskiej, konfrontacji z Chinami, itd. Ale Amerykanie mogą wrócić w każdej chwili. Mają takie środki. Tylko z ich punktu widzenia - po co? Żeby tracić kolejne miliony dolarów na utrzymywanie dysfunkcyjnego państwa, które przez dziesięciolecia nie jest w stanie poradzić sobie z korupcją, budową sprawnej prowincjonalnej administracji, itd., i w przez to samo wzmacnia antyrządową partyzantką? Ameryka nie przegrała, ale świadomie zrezygnowała z dalszego sponsorowania Islamskiej Republiki Afganistanu. Prezydent Trump zawsze uważnie liczył pieniądze i mówił jeszcze w latach 80., że jego projektem politycznym na globalną politykę USA jest przejście na samofinansowanie sojuszników Ameryki, dla których i tak amerykański parasol ochronny jest niezbędny. Podkreślał to jeszcze w czasach zimnej wojny.

Czy odejście Amerykanów to zła wiadomość dla Rosji i reżimów w Azji Centralnej? Czy Emirat talibów i ich święty dżihad grozi destabilizacją całego regionu? Jak do tego podchodzi Rosja?

Talibowie najprawdopodobniej nie będą chcieli ekspandować na północ (przynajmniej na początku), ale wśród nich są grupy religijnych dysydentów, którzy uciekli z Azji Centralnej, bo byli tam prześladowani i teraz talibowie wykorzystują ich w walkach - np. kontrolują oni granicę z Tadżykistanem. Bojownicy środkowoazjatyccy w szeregach Talibanu budzą ogromny niepokój władz republik Azji Centralnej. Obawiają się one ofensywy z południa i powrotu swoich radykalnych opozycjonistów w sojuszu z talibami. Korzysta z tego Moskwa umacniając się militarnie, przede wszystkim w Tadżykistanie, organizując wspólne manewry wojskowe i oferując Azji Centralnej rosyjską protekcję militarną.

(...)

Zanim wyrzucili Amerykanów ze swoich terytoriów, Talibowie stracili wszystko. Islamski Emirat Afganistanu upadł zaledwie po kilku latach. Był utopią?

Talibowie (tak ich nazywali przeciwnicy - to przydomek - dosłownie „studenci”, „uczniowie”) wychowali się w pakistańskich obozach dla uchodźców i spora ich część znała Afganistan jedynie z opowieści swoich rodziców, starszyzny plemiennej, wyobrażeń. Mieli wizję jaki ma być Afganistan a nie jaki Afganistan jest naprawdę. Afganistan dobrze znali założyciele ruchu upolitycznieni duchowni muzułmańscy, którzy wcześniej tworzyli część antypostępowego, antylewicowego, wrogiego szczególnie marksizmowi, życia parlamentarnego Afganistanu lat 70. XX w. Gdy w latach 90. XX w. talibowie wkroczyli do Afganistanu zamierzali metodami radykalnymi zbudować “nowy wspaniały świat” religijnej utopii w odpowiedzi na utopię komunistyczną. Kto nie podzielał ich poglądów stawał się naturalnym wrogiem. Zmienili się po klęsce zadanej im w 2001 i 2002 roku przez siły NATO, USA oraz wrogiego im Sojuszu Północnego. Przywódcy talibów zrozumieli wówczas, że muszą mieć inny pomysł na Afganistan by wrócić do światowej gry politycznej oraz do realiów, w których będzie miejsce na dialog i porozumienie z ich niedawnymi wrogami. To jest źródło rewolucyjnych przemian, które obserwujemy dzisiaj.

Kim więc talibowie są dzisiaj?

To inny ruch. Przy tym oni nie używają w ogóle tej nazwy - oni sami o sobie mówią, że mudżahedinami walczącymi o budowę innego Afganistanu, Islamskiego Emiratu Afganistanu. Można pokazać ich ewolucję na przykładzie ich zmiany w podejścia do mediów. Dawni talibowie odrzucili wszelką elektronikę w komunikacji społecznej: zlikwidowali telewizję, zamknęli, kina, zakazali kręcić filmów, zabraniali słuchania i odtwarzania muzyki, itd. Nie stosowali na wojnie zamachów terrorystycznych, a tym bardziej samobójczych. Teraz neo-talibowie jak ich nazywają afganolodzy, sami kręcą filmy reklamowe swojej wojny ze sobą w rolach głównych wraz z podkładem muzycznym. To duża zmiana. Obecnie również nawet nieletni skłaniani są do udziału w zamachach samobójczych. Tego nie było w zarówno w tradycji Afgańczyków w ogóle jak i samych talibów. To przynieśli do Afganistanu arabscy bojownicy z wojny w Iraku. Jednocześnie neo-talibowie domagają się uznania międzynarodowego, negocjują, próbują grać rolę normalnych partnerów w polityce światowej. Założyciele pierwszego Islamskiego Emiratu Afganistanu, ignorowali w dużej mierze istnienie świata zewnętrznego, byli afganocentryczni, podejrzliwie odnosili się nawet do pozostałych inny muzułmanów (włącznie z bojownikami z krajów arabskich) i ich ortodoksji religijnej Współcześni neo-talibowie są zdolni do zawierania najbardziej egzotycznych porozumień a nawet kooptacji do swego ruchu Hazarów - szyitów afgańskich, których w latach 90. XX w. dawni talibowie masakrowali. Dzisiaj formują nawet oddziały złożone z Hazarów.

polskatimes.pl

Kryzys polityczny trwający na Białorusi od sierpnia 2020 r. oraz rosnące niezadowolenie społeczne wobec reżimu stały się największym wyzwaniem dla urzędującej władzy w najnowszej historii. Łukaszenka nie uwzględnił możliwości realizacji scenariusza ustabilizowania sytuacji za pomocą chociażby ograniczonego dialogu ze społeczeństwem. Wybrał represyjne metody stłumienia kryzysu i przyjęcie modelu zarządzania państwem, który przypomina stan wyjątkowy. Instytucje bezpieczeństwa wewnętrznego stały się najważniejszym filarem białoruskiego autorytaryzmu, czyniąc Łukaszenkę w pewnej mierze zakładnikiem ich wizji świata. Stale poszerzane instrumentarium prawne pozwalające na radykalne zaostrzenie represji wobec przeciwników reżimu wzmacnia system państwa policyjnego, w którym wszystkie sfery aktywności nie tylko społecznej, ale i gospodarczej czy oświatowej zostały objęte ścisłym nadzorem ze strony KGB, MSW czy prokuratury. Doprowadziło to do zmarginalizowania roli nomenklatury cywilnej, ułatwiając przedstawicielom resortów siłowych ugruntowanie swojej pozycji w administracji państwowej. Pozycję białoruskich instytucji bezpieczeństwa wzmacniają również dobre relacje z rosyjskim sektorem siłowym, zwłaszcza w sferze koordynowania działań przeciwko Zachodowi.

Autorytarny model władzy na Białorusi przewiduje szerokie kompetencje organów siłowych. Nie podlegają one bieżącej kontroli zewnętrznej innych instytucji państwa, takich jak parlament czy Rada Ministrów, a jedynie Łukaszence, jego administracji i kontrolowanej przez niego Radzie Bezpieczeństwa. Trwające od początków jego prezydentury systemowe włączenie resortów siłowych pod bezpośrednie zwierzchnictwo głowy państwa umacnia ich pozycję instytucjonalną, faktycznie stawiając je w roli nadzorcy pozostałych organów administracji państwowej. Jako filar reżimu organy bezpieczeństwa i ochrony porządku publicznego sprawują kontrolę nad nomenklaturą i elitami biznesowymi, a także obywatelami, opozycją i trzecim sektorem, których działalność jest postrzegana jako antyreżimowa. Zgodnie z obowiązującym ustawodawstwem prezydent mocą dekretu może modyfikować struktury bezpieczeństwa de facto bez konsultacji z innymi organami władzy, jedynie przy formalnej akceptacji przez marionetkowy parlament. Łukaszenka ustala obsadę wszystkich najważniejszych stanowisk kierowniczych, do szefów departamentów włącznie, a w procesie podejmowania decyzji kadrowych uwzględniane są oceny personalne przedstawiane przez szefów resortów i uzupełniane przez Służbę Bezpieczeństwa Prezydenta oraz wywodzącego się z KGB szefa Administracji Prezydenta gen. Ihara Siarhiejenkę.

Charakterystycznym zjawiskiem wpływającym na funkcjonowanie sektora siłowego jest utrzymywanie ciągłości wzorów sowieckich. Po uzyskaniu niepodległości, w odróżnieniu np. od Ukrainy, władze w Mińsku wprowadzały jedynie niewielkie korekty, m.in. powołały Centrum Operacyjno-Analityczne odpowiedzialne za kontrolę Internetu. W tym kontekście znamienne jest zachowanie nazwy głównej służby specjalnej – Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB RB), a także pozostawienie nazwy „milicja” w odniesieniu do organów policyjnych. Sowiecką przeszłość mają też MSW, Komitet Kontroli Państwowej, Państwowy Komitet Graniczny czy wywiad wojskowy. Tym samym system bezpieczeństwa Białorusi został zbudowany na bazie systemu państwa totalitarnego, w którym podstawowe segmenty aparatu bezpieczeństwa BSRR (KGB, MSW z wojskami wewnętrznymi) pozostały w niezmienionym stanie.

osw.waw.pl