poniedziałek, 24 października 2022


Główną areną walk pozostaje Donbas, gdzie wojska ukraińskie miały odeprzeć kolejne próby ataku na Bachmut i jego obrzeża, a także na okoliczne miejscowości. Siły agresora bezskutecznie nacierały również na wschód od Siewierska, na obrzeżach Awdijiwki, na północny zachód od Gorłówki i w łuku na zachód od Doniecka. Z doniesień ukraińskich wynika, że 21 października Rosjanie atakowali też w rejonie odzyskanego kilka tygodni wcześniej przez obrońców Łymanu (mogła być to rosyjska grupa dywersyjno-rozpoznawcza). Najeźdźcy ponawiają także ataki w graniczącej z Rosją części obwodu charkowskiego, na zachód i wschód od Wołczańska oraz na północny wschód od Wełykyjego Burłuku. Z kolei wojska ukraińskie próbują przerwać linie obrony przeciwnika na pograniczu obwodów charkowskiego i ługańskiego na wschód od Kupiańska. Część źródeł ukraińskich potwierdza, że walki toczą się również w obwodzie chersońskim, lecz próby przełamania rosyjskich pozycji pomiędzy Dawydiwym Bridem a Dudczanami wciąż nie przyniosły powodzenia. Najeźdźcy mają przygotowywać się do walk ulicznych w Chersoniu, a także systematycznie naprawiać i wzmacniać przeprawy przez Dniepr.

22 października szef administracji okupacyjnej rejonu nowokachowskiego poinformował o trwającym trzy dni spuszczaniu wody ze Zbiornika Kachowskiego, co ma jakoby zmniejszyć rozmiary katastrofy naturalnej w przypadku zniszczenia tamy przez stronę ukraińską. Dwa dni później szef ukraińskiego wywiadu wojskowego Kyryło Budanow oskarżył Rosjan o zamiar zniszczenia obiektu. Zaznaczył zarazem, że powstrzyma to ukraińską kontrofensywę w obwodzie chersońskim najwyżej przez dwa tygodnie, a przy tym uniemożliwi funkcjonowanie Kanału Północnokrymskiego (ponownie uruchomionego przez okupanta w celu dostarczania wody na Krym) i Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej.

Również 22 października najeźdźcy przeprowadzili kolejne zmasowane uderzenie na ukraińską infrastrukturę energetyczną. Ataki rakietowe i z wykorzystaniem dronów kamikadze miały miejsce w obwodach chmielnickim, czerkaskim, czernihowskim, czerniowieckim, kijowskim, kirowohradzkim, mikołajowskim, odeskim, wołyńskim, rówieńskim i zaporoskim. Według zbiorczej informacji ukraińskiego Sztabu Generalnego obrońcy zestrzelili 20 z 40 rakiet i 11 z 16 dronów. Rakiety spadły ponadto na Mikołajów i Zaporoże, a ostrzeliwano też Charków, Nikopol i Wołczańsk. Rosyjskie artyleria i lotnictwo nie zaprzestają uderzeń na pozycje i zaplecze wojsk przeciwnika wzdłuż linii styczności oraz w przygranicznych rejonach obwodów czernihowskiego i sumskiego. Ukraińcy mieli zaś kontynuować działania dywersyjne w obwodzie biełgorodzkim w Rosji.

24 października Budanow przedstawił poszerzone dane na temat wykorzystywanych przez wroga rakiet i dronów kamikadze. Poza rakietami Iskander, których miało pozostać 13% stanu z 24 lutego, armia agresora ma utrzymywać tzw. bezpieczny poziom zapasów (według Budanowa wynosi on co najmniej 30%) głównych typów rakiet skrzydlatych – Kalibr (43%) i Ch-101/Ch-555 (45%). Rosja miała zamówić w Iranie blisko 1700 dronów Shahed-136, Shahed-131 i Mohajer-6, z których dotychczas otrzymała dwie partie po 300 sztuk. Do 22 października miała wykorzystać 330 dronów, z których 222 (ok. 70%) zestrzelono. Dane różnią się od podanych dzień wcześniej przez rzecznika Dowództwa Sił Powietrznych Ukrainy Jurija Ihnata, który informował o zestrzeleniu łącznie 273 dronów Shahed-136 i 4 Mohajer-6. Z kolei minister obrony Ołeksij Reznikow ocenił ogólną skuteczność ukraińskiej obrony powietrznej na 60%.

Niemcy przekazały Kijowowi pierwszą stację radiolokacyjną TRML-4D do wcześniej dostarczonej baterii systemu obrony powietrznej IRIS-T (łącznie armia ukraińska ma otrzymać cztery takie radary – po jednym do każdej baterii), pięć wozów zabezpieczenia technicznego, siedem ciężkich i pięć średnich systemów mostowych, 167 tys. sztuk amunicji do broni strzeleckiej, 100 namiotów, 183 generatory oraz odzież zimową (116 tys. kurtek, 80 tys. par spodni i 240 tys. czapek). Z kolei Holandia ogłosiła przekazanie Ukrainie 500 mln euro w ramach szóstego pakietu wsparcia.

23 października minister obrony Rosji Siergiej Szojgu przeprowadził rozmowy ze swoimi odpowiednikami z USA, Francji, Wielkiej Brytanii i Turcji. Ich głównym tematem było ostrzeżenie, że Ukraińcy są rzekomo gotowi użyć brudnej bomby na południu Ukrainy. Wcześniej rosyjska agencja RIA Nowosti podała, że siły przeciwnika przygotowują się do „zdetonowania bomby atomowej”, aby oskarżyć Moskwę o użycie broni masowego rażenia. Prezydent Wołodymyr Zełenski uznał wypowiedź Szojgu za zapowiedź dalszej eskalacji konfliktu, a minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba określił ją jako absurdalną.

Sytuacja sił rosyjskich w rejonie Chersonia pogarsza się. Sztab Generalny Ukrainy potwierdził, że od 19 października w leżącym ok. 80 km na północny wschód niego Berysławiu wszystkie organy władz okupacyjnych przestały funkcjonować, a kolaboranci odeszli z miasta. 22 października administracja okupacyjna zażądała, aby mieszkańcy Chersonia „natychmiast opuścili miasto i przeszli na lewy brzeg Dniepru”. Według niej ewakuowano już kilkadziesiąt tysięcy osób, a większość z nich kierowana jest na Krym.

Również 22 października gubernator obwodu biełgorodzkiego oznajmił, że ok. 500 mieszkańców Biełgorodu i obszarów graniczących z Ukrainą zostanie ewakuowanych w okolice Moskwy. W obwodzie wzmocniono ochronę obiektów energetycznych i szlaków komunikacyjnych, a w miejscowościach przygranicznych zalecono pracę zdalną. Z kolei w obwodzie kurskim zakończono budowę dwóch umocnionych linii obrony.

Zgodnie z danymi armii ukraińskiej w rejonach pińskim i stolińskim (obwód brzeski) na Białorusi służby specjalne intensyfikują działania o charakterze kontrwywiadowczym. Zabroniono nagrywania filmów wideo, w tym korzystania z kamer samochodowych. Podjęte kroki mają uniemożliwić przekazywanie informacji o ruchach jednostek rosyjskich. Miejscowe służby w ramach współpracy z FSB zatrzymują Rosjan chcących uniknąć służby wojskowej i usiłujących przez Mińsk przedostać się do Turcji.

21 października ukraińskie Siły Zbrojne zainicjowały operację informacyjną skierowaną do obywateli Białorusi. Na portalach społecznościowych opublikowano film w języku rosyjskim, w którym zaapelowano, aby nie walczyli oni z Ukrainą i by bojkotowali ewentualne rozkazy przystąpienia do wojny.

Dzień później Służba Bezpieczeństwa Ukrainy powiadomiła o aresztowaniu w Zaporożu 83-letniego Wiaczesława Bohusłajewa, byłego dyrektora i właściciela strategicznego przedsiębiorstwa przemysłu lotniczego Motor Sicz (znacjonalizowanego w ub.r.) oraz niegdyś prominentnego działacza politycznego. Podejrzewa się go o zdradę państwa i udział w nielegalnym procederze sprzedaży silników i części zamiennych do Rosji przez pośredników z Azji, Bliskiego Wschodu i Europy. SBU zebrała dowody potwierdzające jego współpracę z przedstawicielami rosyjskiego koncernu zbrojeniowego Rostech. Dostarczane z Ukrainy towary trafiały do producentów i zakładów remontowych rosyjskich śmigłowców wojskowych typu Mi-8, Ka-52 Aligator i Mi-28N.

Komentarz

Ostrzeżenia dotyczące rzekomej gotowości użycia przez Ukrainę brudnej broni nuklearnej, które minister obrony Rosji formułował w rozmowach ze swoimi odpowiednikami z państw NATO, należy uznać za próbę szantażu. Grożenie drastyczną eskalacją konfliktu i podkreślanie domniemanej możliwości dokonania przez Kijów prowokacji przeciwko FR to stały element rosyjskiej gry. Używanie tego argumentu ma siać panikę na Zachodzie, a w rezultacie doprowadzić do oczekiwanej przez Kreml sytuacji, w której zaniepokojeni partnerzy przekonają Ukraińców do wstrzymania działań ofensywnych i ograniczą pomoc wojskową.

Obie strony konsekwentnie oskarżają się wzajemnie o zamiar zniszczenia tamy Zbiornika Kachowskiego i doprowadzenie w ten sposób do katastrofy naturalnej. Z perspektywy wojskowej posunięcie takie może być korzystne wyłącznie dla Rosjan. W przypadku przerwania ich linii obrony w obwodzie chersońskim i konieczności wycofania wojsk na lewy brzeg Dniepru wysadzenie obiektu może okresowo spowolnić natarcie Ukraińców, a także zniszczyć część ich sił (jeśli te będą się wówczas znajdowały na terenie zalewowym). Przerwanie tamy nie musi jednak nastąpić wskutek celowego działania stron. Przeprowadzony przez okupantów spust wody wskazuje, że obawiają się oni jej przypadkowego zniszczenia i sytuacji, w której głównymi ofiarami (poza lokalną ludnością) staliby się żołnierze rosyjscy. Nie można tego wykluczyć tym bardziej, że konstrukcja tamy mogła już zostać częściowo naruszona w wyniku ukraińskich ataków na przebiegający przez nią most Kachowski. Obniżenie lustra wody w Zbiorniku Kachowskim sprawia, że w razie przerwania tamy powódź obejmie dużo mniejszy obszar i najprawdopodobniej nie dotrze do Chersonia. Mogąc decydować o poziomie wody w zbiorniku, który w porze jesiennej będzie względnie łatwo ponownie podnieść, strona rosyjska wciąż zachowuje możliwość wykorzystania tamy jako „broni”.

Z podawanych przez stronę ukraińską danych o zestrzeleniach rosyjskich rakiet i dronów wynika, że musi ona pogodzić dwa przekazy. W komunikatach do własnego społeczeństwa konieczne jest unaocznienie, że obrona powietrzna względnie skutecznie zwalcza wrogie ataki, które zamiast zysków w pierwszym rzędzie generują dla Rosji koszty (weźmy pod uwagę wartość wystrzelonych rakiet i niemożność szybkiego uzupełnienia arsenałów ze względu na zachodnie sankcje). W przekazie dla Zachodu Kijów musi z kolei wykazywać, że bez wsparcia w postaci dostarczenia zdecydowanie większej liczby nowoczesnych systemów obrony powietrznej (w tym momencie armia dysponuje symboliczną jedną baterią systemu krótkiego zasięgu IRIS-T, systemy średniego zasięgu NASAMS w podobnej liczbie mają niebawem dotrzeć, a zapowiedzi dostaw na rok 2023 są niewiele większe), w tym dalekiego zasięgu, nie da się osłonić terytorium państwa. Trwające od 10 października planowe niszczenie infrastruktury energetycznej należy traktować jako bezpośrednie potwierdzenie konieczności jak najszybszego wzmocnienia obrony powietrznej Ukrainy.

Zatrzymanie byłego właściciela koncernu Motor Sicz to w wymiarze politycznym przykład karania polityków i biznesmenów mających bliskie kontakty z agresorem. Postawienie zarzutów dostaw wyrobów dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego ujawniło słabość ukraińskiego kontrwywiadu i wywiadu wojskowego, które z nieznanych przyczyn nie reagowały dotąd na ten proceder. Aresztowanie Bohusłajewa może wywołać zmiany personalne w służbach specjalnych i/lub kierownictwie koncernu zbrojeniowego Ukroboronprom.

osw.waw.pl

Tragedia zakładników z Dubrowki rozpoczęła się w środę wieczorem. Szturm na teatr ruszył dwie i pół doby później. Terroryści już nie żyli, gdy służby zaczęły w pośpiechu wynosić na zewnątrz dziesiątki nieprzytomnych ludzi. Układano ich na schodach i parkingu przed gmachem.

"Gaz zaczęto wpuszczać na widownię w sobotę około wpół do piątej rano, a pierwszy zakładnik otrzymał pomoc o wpół do ósmej" – relacjonowała potem Tatiana Karpowa, matka jednego z zakładników. Syn Aleksander nie przeżył. Wielu z tych, którzy ocaleli – kilkaset osób – zostało inwalidami.

Matka innej z ofiar wspominała: "Znajomy lekarz powiedział mi: »Tak się cieszyliśmy, kiedy pierwszy dzieciak umarł, że można go będzie pokroić i zbadać, jaki to był gaz«".

Jeden z rosyjskich lekarzy, którzy brali udział w spartaczonej akcji ratunkowej, mówił: "To nie był żaden szatański spisek, lecz typowy sowiecki bałagan". Ale to z pewnością tylko część opowieści o Dubrowce.

– Przybyliśmy do stolicy Rosji, żeby powstrzymać wojnę. Albo żeby zginąć tu w imię Allaha – mówił do kamery Mowsar Barajew, 23-letni dowódca czeczeńskiego komanda, które zaatakowało dom kultury na Dubrowce. Wcześniej krzyczał do zakładników zgromadzonych na widowni: "Wojna przyszła do Moskwy!". Nie da się zrozumieć, jak doszło do tragedii, bez tego kontekstu.

Od trzech lat Czeczenia była pustoszona przez drugą odsłonę brutalnej wojny. Rosji, która chciała spacyfikować niepokorną republikę, pierwsza wojna przyniosła palący wstyd klęski. Zbuntowanej Czeczenii dała krótkotrwałą niezależność. Nie przestała być ona jednak miejscem skrajnie niestabilnym, schronieniem dla islamskich fundamentalistów, terrorystów i porywaczy. A rosyjscy twardogłowi ani na moment nie przestali myśleć o wzięciu jej pod but.

"Operację antyterrorystyczną" (termin brzmi znajomo) w 1999 r. rozpoczął właściwie Władimir Putin – jeszcze nie jako prezydent, ale już jako wschodząca gwiazda w ekipie urzędującego wówczas Borysa Jelcyna. Dowartościowana poczuła się rosyjska armia i resorty siłowe. Społeczeństwo też było zachwycone deklaracjami Putina, że "terrorystów będziemy dopadać nawet w wychodku".

Nie najmniej istotny był też powód (czy raczej: pretekst) do rozpoczęcia "operacji": eksplozje w blokach mieszkalnych w Moskwie, Bujnaksku i Wołgodońsku. Pochłonęły one ponad 300 ofiar cywilnych. Odpowiedzialność przypisano czeczeńskim zamachowcom, choć szereg tropów (w tym nieudana próba podobnego zamachu w Riazaniu) wskazywał, że w atakach maczała palce Federalna Służba Bezpieczeństwa.

Narzędziami rosyjskiej "operacji" w Czeczenii stały się bombardowania i ostrzały ludności cywilnej, zaczystki, obozy filtracyjne, zaginięcia bez wieści, gwałty i grabieże.

Według danych Lekarzy Bez Granic dziewięciu na 10 Czeczenów w jednej lub drugiej wojnie straciło kogoś bliskiego. Jeden na sześciu był świadkiem śmierci bliskiego krewnego. Niemal każdy ankietowany przyznawał, że znajdował się pod ostrzałem, nalotem lub pod ogniem karabinów maszynowych.

Wojna trwała również po upadku stolicy (Grozny), bo kilka tysięcy bojowników uszło w góry i nie złożyło broni. Szamil Basajew, jeden z najważniejszych komendantów (traktowany zarazem jak międzynarodowy terrorysta), obiecał Rosjanom, że i oni zaznają aktów terroru – i to wymierzonych również w cywilów. To Basajew wziął potem na siebie odpowiedzialność za atak na Dubrowkę.

W trakcie kilkudziesięciu godzin kryzysu na Dubrowce do teatru przedostało się kilkoro negocjatorów. Był wśród nich m.in. przedstawiciel Czeczenii w rosyjskim parlamencie, Asłambek Asłachanow, któremu udało się doprowadzić do zwolnienia 39 osób, w większości dzieci.

Była też dziennikarka Anna Politkowska – znienawidzona na Kremlu za uczciwe do bólu relacjonowanie wojny w Czeczenii. Od jednej z zakładniczek, której pozwolono porozmawiać z Politkowską, usłyszała ona: "Jesteśmy jak załoga Kurska".

Zakładniczka nawiązywała do nie tak dawnej (lato 2000 r.) katastrofy rosyjskiego okrętu podwodnego. Kreml zwodził wówczas rodziny ofiar i światową opinię publiczną, a działania ratunkowe pozorował – przez co pośrednio skazał na pewną śmierć tych marynarzy, których można jeszcze było próbować ocalić.

Z terrorystami rozmawiał też Grigorij Jawliński z opozycyjnej partii Jabłoko (która była przeciwna wojnie w Czeczenii). Żadnych ustępstw nie ugrał, a w dodatku podczas narad kryzysowych na Kremlu – na które był jeszcze zapraszany – zorientował się, że negocjacje to kompletna fikcja.

Putin wysłał na zagraniczną wizytę swojego premiera Michaiła Kasjanowa, który był przeciwny rozwiązaniu siłowemu. Decyzje podejmował ze swoimi siłowikami, wśród których był szef FSB, dawny przyjaciel z Leningradu, Nikołaj Patruszew (przypomnijmy: w ostatnich miesiącach 2022 r. wymieniany jako jeden z kandydatów do schedy po Putinie). To właśnie m.in. Patruszew miał naciskać na siłowe rozwiązanie kryzysu na Dubrowce.

Jawliński niedługo po tragedii na Dubrowce wspominał, że zaskoczyły go dwie rzeczy. Jedna to młody wiek zamachowców – wrażenie robiły zwłaszcza "czarne wdowy" (żony, córki i siostry Czeczenów, którzy zginęli na wojnie), z bronią w ręku, obwieszone pasami szahida. Niektóre z nich miały po 18-19 lat.

Drugą było to, jak trudno się było z napastnikami porozumieć. Byli dosłownie "dziećmi wojny", odciętymi od edukacji czy kultury. Trudno było od nich wyciągnąć, jakie właściwie mają żądania; nie umieli nawet powiedzieć, jak wyobrażają sobie zakończenie wojny.

Jedna z teorii wyjaśniających, skąd komando Mowsara Barajewa wzięło się na Dubrowce, wydaje się na pozór zaskakująca.

Chłopak był siostrzeńcem Arbiego Barajewa, jednego z czeczeńskich watażków, który odpowiadał m.in. za porwania obcokrajowców na terenie republiki. Jak twierdzi Krystyna Kurczab-Redlich ("Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina"), Arbi Barajew współpracował z rosyjskimi służbami specjalnymi. Podobnie zresztą – jak sugeruje reporterka — jak sam Szamil Basajew.

Przytacza ona relację jednego z byłych oficerów rosyjskich. Według niej to ludzie z FSB (służba bezpieczeństwa) i GRU (wywiad wojskowy) przygotowali zaplecze całej akcji. Działający dla nich Basajew miał wydawać młodemu Barajewowi instrukcje, a uczestników akcji werbowano szantażem i groźbami; byli też wśród nich więźniowie.

Po co rosyjskie służby miałyby inicjować takie przedsięwzięcie? Według Kurczab-Redlich data wydarzeń na Dubrowce nie była przypadkowa: kilka dni później w Kopenhadze miał się odbyć Światowy Kongres Czeczenów, i to z udziałem zachodnich polityków i dziennikarzy. Miał tam zostać przedstawiony kolejny plan pokojowy oraz pomysł rozmów pomiędzy Putinem a Asłanem Maschadowem – wybranym jeszcze przed wojną czeczeńskim prezydentem.

Rozmowy między Czeczenami i Rosjanami na temat rozwiązania konfliktu toczyły się już w 2001 r. Ci pierwsi byli gotowi przystać na autonomię w składzie federacji (Maschadow na tle islamskich bojowników był politykiem umiarkowanym). Jednak Rosjanie oczekiwali przede wszystkim złożenia broni i nie obiecywali nawet amnestii.

Administracja Putina, a w niej m.in. jego przyjaciel i dzisiejszy szef Rosnieftu Igor Sieczin, forsowała dalsze prowadzenie wojny. Opłacała się ona także rosyjskim generałom, którzy dobrze żyli z okradania własnej armii (znów: bardzo aktualne skojarzenie) i mniej lub bardziej jawnego handlu kaukaską ropą.

Tak więc Putin – według tej teorii – nie zamierzał dopuścić, by Asłan Maschadow zdołał złożyć w Kopenhadze wiarygodną propozycję pokojową. W dodatku: popieraną przez reprezentantów czeczeńskich diaspor. Maschadowa i kongres trzeba było skompromitować i pozbawić międzynarodowego poparcia, a przynajmniej zainteresowanie – na przykład przypisując mu odpowiedzialność za krwawy zamach terrorystyczny na wielką skalę.

Cokolwiek sądzić o tej teorii i jej spójności – faktem jest, że kilka dni po Dubrowce Putin okrzyknął Maschadowa i Achmeda Zakajewa (jego przedstawiciela na Zachodzie) międzynarodowymi terrorystami. Zażądał, by Dania wydała Rosji drugiego z nich (Maschadow się ukrywał).

Dania odmówiła – nie dość, że rosyjski wniosek formalnie był nieporozumieniem, to jeszcze część zarzutów wobec Zakajewa była jawnie sfabrykowana. Później odmówiła ekstradycji Zakajewa także Wielka Brytania. Ale kontekst rosyjskich żądań był oczywisty.

Od dłuższego już czasu Putin próbował "sprzedawać" światu wojnę w Czeczenii jako element tej samej tzw. wojny z terrorem, którą po 11 września prowadzili Amerykanie i ich sojusznicy. Minister Siergiej Ławrow porównał nawet ewentualne negocjacje z Maschadowem do propozycji rozmów z Osamą bin Ladenem. Chodziło więc o izolację Czeczenów na arenie międzynarodowej.

Nie mniej znaczące, co dziś widać jeszcze wyraźniej, było dokręcenie śruby w samej Rosji – bodaj pierwsze tak znaczące w trakcie rządów Putina.

Duma wprowadziła pakiet ustawodawstwa antyterrorystycznego, które m.in. nakładało na media cenzurę w razie ewentualnych podobnych kryzysów. Wprowadzono też szlaban na doniesienia z Czeczenii, właściwie odcinając niezależnym dziennikarzom (takim jak np. Anna Politkowska) możliwość informowania o tym, co się dzieje w republice. Kreml mógł kontynuować jej krwawą pacyfikację po cichu.

Co nie mniej wymowne: moskiewska prokuratura, która przez trzy i pół roku prowadziła postępowanie w sprawie zamachu na Dubrowce, nie zdołała ustalić nawet elementarnych szczegółów: ilu dokładnie zakładników uwolniono, ilu dokładnie było zamachowców i kto podjął decyzję o szturmie; nie mówiąc już o ustaleniu, jakiego gazu użyto podczas szturmu i jaką odtrutkę należało zastosować podczas akcji ratunkowej. Śledztwo, mimo protestów rodzin ofiar, stanęło. Duma odmówiła też powołania komisji śledczej, która mogłaby zbadać działania władz w czasie kryzysu.

W moskiewskich sądach przepadły pozwy kilkudziesięciu byłych zakładników z Dubrowki, skierowane przeciwko lokalnym władzom. Już w 2003 r. 80 skarg w sprawie zamachu na Dubrowce (nie tylko Rosjan, ale również obywateli Ukrainy, Holandii czy Kazachstanu) wpłynęło do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Postępowanie trwało osiem lat i zostało utajnione na wniosek rosyjskich władz.

W grudniu 2011 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka nakazał Rosji (po czterech latach postępowania) wypłacić 64 skarżącym w sumie 1,3 mln euro zadośćuczynienia. Trybunał uznał, że władze rosyjskie naruszyły Europejską Konwencję Praw Człowieka nie tyle poprzez rozwiązanie kryzysu siłą i użycie gazu, lecz poprzez fatalne planowanie i przeprowadzenie akcji ratunkowej, a także niezapewnienie rodzinom ofiar prawa do uczciwego procesu.

Dzisiejsza Rosja mogłaby wobec takich zarzutów wzruszyć ramionami. W marcu wystąpiła z Rady Europy, co oznacza też wyjście spod jurysdykcji trybunału w Strasburgu. Wprawdzie rosyjski MSZ deklaruje, że Rosja nadal będzie się stosować do już zapadłych orzeczeń, ale tylko wówczas, jeśli nie będą one "sprzeczne z Konstytucją FR". Można się domyślać, jak władze w Moskwie będą to interpretować.

Dopiero zachodni specjaliści, którzy zbadali ubranie i próbki moczu kilku zakładników obywatelstwa brytyjskiego, ustalili, że Rosjanie użyli podczas szturmu na teatr mieszanki dwóch pochodnych fentanylu, silnego środka stosowanego w anestezjologii. Ratownicy i lekarze, którzy po szturmie rozpaczliwie próbowali pomagać nieprzytomnym zakładnikom, nie mieli o tym pojęcia.

Ataki terrorystyczne na Kaukazie nie ustały. W maju 2003 ciężarówka wyładowana materiałami wybuchowymi eksplodowała w kompleksie rządowym w Znamienskoje (zginęło 50 osób, w tym wielu cywilów). W wiosce na wschód od Groznego wysadziły się dwie kobiety-szahidki.

Najbardziej szokującym był zamach na szkołę w Biesłanie, pod pewnymi względami przypominający wydarzenia z Dubrowki: atak uzbrojonego komanda, setki zakładników, kompletny brak pomysłu władz na rozwiązanie kryzysu, wreszcie: chaotyczne rozwiązanie siłowe z jeszcze krwawszym finałem.

W jednym z zamachów bombowych zginął Achmat Kadyrow, namaszczony przez Kreml na władcę Czeczenii. Jego miejsce zajął jego syn Ramzan, postać tyleż groteskowa, co okrutna i bezwzględna – a dziś już znacząca w rosyjskiej strukturze władzy.

"Skończony idiota bez żadnego wykształcenia, pozbawiony rozumu i widocznych talentów – poza umiejętnością okaleczania i rabowania" – pisała o nim krótko przed śmiercią Anna Politkowska. Niewykluczone, że zamordowano ją właśnie na zlecenie Ramzana Kadyrowa.

(...)

onet.pl