czwartek, 24 sierpnia 2017
Jak pisał w książce „O bzdurze” („On bullshit”, 2005) Harry Frankfurt, "piewca bzdur" (bullshitter) nie uczestniczy już w grze o prawdę, jest kimś innym niż zwykły kłamca, który odnosi się do faktów, choć je deformuje czy zniekształca. On ma prawdę/fałsz za nic. Tworzy alternatywną rzeczywistość, by osiągnąć swoje cele.
A przy okazji – jak stwierdza z kolei James Ball w książce "Post-truth. How bullshit conquered the world" (2016) – tworzy atmosferę podejrzliwości, niepewności, niszczy wiarę w to, że jakaś prawda istnieje. "Dezorientacja jest narzędziem autokratów".
oko.press
Wstaję rano, biorę telefon i zaczynam klikać. Czyli zaczynam wypełniać dla pana kwestionariusz psychologiczny. Przeglądam Facebooka, lajk tu, lajk tam, czymś się podzielę, coś skomentuję. Instagram: coś polubię, opublikuję zdjęcie. I tak cały dzień, jak miliony ludzi. Co pan na koniec dnia o mnie wie?
- Wiadomo o panu więcej, niż pan myśli. Telefon zbiera i dostarcza dane także wtedy, gdy pan w niego nie klika. Przecież pan się np. przemieszcza. A Google zbiera te dane. Big Data. Płyną z sieci w niesamowitych ilościach. Ludzie, którzy świadomie używają nowoczesnych technologii, zdają sobie sprawę, że non stop przekazują do sieci jakieś dane, które są zapisywane i będą używane w przyszłości np. do wybrania treści, którą następnego dnia zobaczy pan na Facebooku czy Twitterze. To, z czego wielu nie zdaje sobie sprawy, to to, że taka informacja może zostać przekształcona przez odpowiednie algorytmy w bardzo intymny profil ich własnej osoby, zawierający zarówno charakterystyki takie jak wiek, kolor skóry czy płeć, czy edukacja i rodzaj kariery, ale także dane psychologiczne: zaczynając od emocji, poprzez poglądy i postawy, a kończąc na inteligencji i osobowości. Ten opis może sięgnąć nawet głębiej - do problemów psychicznych. Algorytm łatwo wykryje, czy ma pan depresję.
Skąd ten cholerny komputer to wie?
- Stąd, że zachowania człowieka nie są przypadkowe. Nasze myśli, uczucia, poglądy są ze sobą powiązane - czasem w sposób oczywisty, czasem w bardzo subtelny.
(...)
Jak to działa?
- Zaczyna się to stworzenia pana profilu. Zostawia pan - wszyscy zostawiamy - niesamowitą ilość śladów cyfrowych w Internecie. Algorytmy są w stanie przetworzyć te ślady w niezwykle dokładny profil psychologiczny każdej indywidualnej osoby. Potem, posiadając pana profil, można stworzyć np. reklamę albo inny przekaz dostosowany do pana osobowości. Dziś można stworzyć inny przekaz dla osoby bardzo emocjonalnej i takiej, którą mniej kierują emocje. Inny dla ekstrawertyka, inny dla introwertyka, inny dla białej, a inny dla czarnoskórej kobiety. I możemy ten przekaz dostarczyć każdemu człowiekowi na jego ekran.
weekend.gazeta.pl
U podstaw badania legł model tzw. Wielkiej Piątki, zwany też modelem OCEAN. To znany od dawna w psychologii model osobowości. Obejmuje pięć czynników: neurotyczność, ekstrawersję, otwartość na doświadczenie, ugodowość i sumienność.
Kosinski zbadał, jak zachowanie użytkowników sieci, zapisane na stronach, na które wchodzą i na ich profilach na Facebooku, odnoszą się do ich osobowości. Skąd wziął dane? Miał ich aż nadto - w badaniach wzięły udział dziesiątki tysięcy ludzi, w jednym z nich np. ponad 330 tys.. Co mu z nich wyszło? Po pierwsze - że istnieją znaczące psychologicznie połączenia między osobowościami użytkowników, ich preferencjami stron internetowych i cechami profili na Facebooku. Po drugie - że osobowość konkretnego człowieka może zostać określona na podstawie cech jego profilu na Facebooku, i że komputer robi to lepiej niż człowiek.
Krótko mówiąc, w ciągu kilkunastu lat w sieci setki milionów ludzi chcąc nie chcąc ujawniły i upubliczniły swoje przekonania, poglądy i pragnienia. Naukowiec, który dysponuje taką bazą danych, nie jest już zwykłym naukowcem. Ma do dyspozycji taką wiedzę, że w świecie nauki jest bogiem.
Problem w tym, że nie tylko naukowcy chcą być bogami.
"Das Magazin" opisał pewną konferencję, która odbyła się 19 września 2016 r., przed wyborami w Stanach Zjednoczonych. Wystąpił na niej niejaki Alexander Nix, prezes zarządu firmy Cambridge Analytica. I powiedział, że jego firma jest w stanie określić osobowość każdego dorosłego w kraju.
Jeżeli nie śledziliście dokładnie kampanii wyborczej w USA, być może umknął wam pewien szczegół - kilkumiesięczny wzrost popularności republikańskiego kandydata Teda Cruza. Kto za nim stał? Według "Das Magazin" - Cambridge Analytica. Co było kluczem do sukcesu? Dane.
Cambridge Analytica kupowała na potęgę dane z list wyborców, prenumerat czasopism, dane medyczne, wypisy z ksiąg wieczystych i inne. Do tego dołączała historię polubień na Facebooku. Rezultat? Po przetworzeniu ich za pomocą modelu OCEAN - powstały kompletne profile indywidualnych jednostek, do których trzeba dotrzeć z przekazem. Dla każdego coś innego. Tak jak to zrobił Donald Trump. Trudno było się zorientować, co naprawdę myśli, jeśli próbowało się z jego chaotycznego przekazu wyłowić jakąś prawidłowość. Ale każdy z tych różnorodnych komunikatów - przypomnijmy 175.000 wariacji argumentów Trumpa, które zostały wysłane przez jego sztab w dzień debaty z Hillary Clinton - znalazł adresata.
weekend.gazeta.pl
Zaciąganie długów nie przynosi już spodziewanych efektów?
Nie moglibyśmy obsługiwać naszej aktualnej gospodarki bez długu. To on stymuluje gospodarczy wzrost. Dzięki niemu wydobywamy z ziemi paliwa kopalne czy tworzymy urządzenia takie jak turbiny wiatrowe i panele słoneczne. Co najistotniejsze, zadłużenie pomaga podnieść ceny wszelkiego rodzaju materiałów i towarów (w tym ropy naftowej i prądu), gdyż pozwala, by większą liczbę klientów stać było na wykonane z ich użyciem produkty. Prawdziwą bolączką konsumentów są niewystarczające zarobki; dodawanie zadłużenia (przy niskich stopach procentowych) może w pewnym stopniu ukryć kwestię niskiej płacy. Jednakże z biegiem czasu niedopasowanie staje się coraz większe. Ostatecznie piętrzenie długów nie może tak po prostu go zatuszować. Niskie ceny ropy, jakie obserwujemy od połowy 2014 roku, są znakiem, że świat nie dodaje dość pensji, aby nadążyć za rosnącymi kosztami produkcji energii.
Jednocześnie borykamy się z nadmiarem zadłużenia.
Trudno jest z nim się uporać, ponieważ zmniejszenie długu zmniejsza popyt i powoduje dalszą redukcję cen surowców. Niskie ceny prowadzą do obniżenia poziomu produkcji towarów i eksploatacji surowców. Na przykład produkcja żywności uzależniona od wkładu paliw kopalnych odnotuje z czasem ogromny spadek, podobnie jak produkcja ropy, gazu i węgla.
Czy oznacza to, że idea nieskończonego wzrostu gospodarczego – fundament naszego konsumpcyjnego modelu życia – jest urojeniem?
Istotnie trudno sobie wyobrazić dalsze trwanie nieskończonego wzrostu. Jest niemal pewne, że wpadniemy w finansowe kłopoty, najprawdopodobniej powiązane z zadłużeniem lub derywatami. Problemy, których byliśmy świadkami w 2008 roku, są prawdopodobnie preludium tego, co nadchodzi. Żyjemy na świecie, który ma naturalne granice. Nie jest rozsądne spodziewać się, iż nieskończony wzrost naprawdę się urzeczywistni. Wiemy z historii, że wiele cywilizacji przez jakiś czas przeżywało wzrost, po którym nastąpił ich nagły upadek. Najwyraźniej następował on wówczas, gdy zwrot z ludzkiej pracy był zbyt niski. Jego odpowiednikiem są teraz niskie płace pracowników spoza kręgu elit. Ilość surowców przypadająca na osobę ulega zbyt dużej redukcji. Zwiększanie zadłużenia mogło tymczasowo ukryć tę sytuację. Redukcja średniej płacy, zwłaszcza wśród ludzi młodych, jest jedną z oznak, że nasza gospodarka zmierza w stronę upadku śladem wcześniejszych gospodarek.
(...)
Ogólny poziom wiedzy na temat samego funkcjonowania gospodarki oraz zależności między energią i gospodarką jest fatalnie niski. Większość analityków sądzi, że światowa gospodarka operuje dzięki zdyskontowanym przepływom pieniądza. A jej paliwem jest przecież energia. Nasza gospodarka to samo-organizujący się system sieciowy, który nieustannie rozprasza energię. Ekonomia zwykła negować bezpośredni związek między energią a gospodarką. Od 1800 roku populacja świata wzrosła od miliarda do ponad 7 miliardów, między innymi dlatego, że paliwa kopalne pozwoliły zwiększyć produkcję żywności i leków. Co gorsza, modelowanie ekonomii opiera się na analizie sposobu działania gospodarki z czasów, kiedy byliśmy daleko od granic środowiskowej pojemności planety. Wskazówki z tego modelowania w ogóle nie podlegają generalizacji, ponieważ zderzamy się z tymi granicami. Odwołując się do minionych warunków, ekonomiści oczekują, iż ceny wzrosną wraz z pojawieniem się niedoborów. Są w błędzie, ponieważ podstawową kwestią jest wspomniany brak odpowiednich wynagrodzeń pracowników spoza kręgu elit. Zwyczajnie nie stać ich na konsumpcję kosztownych towarów wytwarzanych przy użyciu surowców naturalnych. Niedostatecznie wysokie płace zamieniają się z kolei w „sprzężenie zwrotne” systemu w postaci niskich cen surowców. Sytuacja ta stanowi całkowite przeciwieństwo prognoz standardowych modeli ekonomicznych.
Na domiar złego badacze podążają śladami swoich poprzedników. Nie zaczynają od zgłębienia całego problemu. Istnieje mnóstwo badań, które sprawiały wrażenie trafnych, gdy je pisano, ale rozpatrywane w szerszej perspektywie okazują się całkowicie błędne. Publikacje naukowe bazujące na dotychczasowych ustaleniach po prostu powielają przeszłe błędy. Trudno to naprawić, gdyż dziedzina energii i gospodarki obejmuje liczne obszary dociekań badawczych. Zrozumienie pełnego obrazu nie jest rzeczą prostą.
W kwestii energetyki i gospodarki bardzo kuszące jest mówienie ludziom tego, co chcą usłyszeć. Jeżeli analityk nie rozumie, w jaki sposób działa system energii i gospodarki, a staje przed koniecznością zgadywania, z najbardziej przychylnym przyjęciem spotkają się następujące sformułowane przezeń domysły: „Wszystko jest w porządku. Uratuje nas innowacja”. Albo: „Uratuje nas substytut”. Prowadzi to do tendencyjnych badań ukierunkowanych na „Wszystko jest w porządku”. Dostępność dotacji finansowych na zagadnienia, które budzą nadzieję, wzmacnia ten efekt.
zielonewiadomosci.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)