poniedziałek, 9 listopada 2020


Dziewięciu obecnych i byłych urzędników powiedziało nam, że dyrektor CIA Gina Haspel stała się niezwykle ostrożna, jeśli chodzi o wybór informacji związanych z Rosją, które mają trafić na biurko prezydenta Donalda Trumpa. Haspel bacznie przygląda się również słynnemu Domowi Rosyjskiemu, czyli grupie analityków CIA ds. Rosji, z którymi często się nie zgadza, a czasem wręcz uważa, że celowo wprowadzają ją w błąd.

W ub.r. Haspel zleciła szefowej departamentu prawnego CIA Courtney Elwood, by przejrzała praktycznie każdy dokument pochodzący z Domu Rosyjskiego. Jeden z byłych prawników CIA określił to jako wydarzenie bez precedensu.

Cztery osoby stwierdziły nam, że doprowadziło to do zmniejszenia liczby informacji o Rosji, które docierają z CIA do Białego Domu. Nie jest jednak jasne, czy dzieje się tak, bo Elwood zablokowała ten przepływ informacji, czy też rozczarowani analitycy CIA po prostu produkują mniej analiz.

Obecni i byli urzędnicy powiedzieli nam, że prezydent pozostaje niezwykle wrażliwy na temat rosyjskiej ingerencji w amerykańską kampanię wyborczą — do tego stopnia, że jego doradcy wahają się przed poruszeniem tego tematu w rozmowach z nim. Zalewie w ostatni czwartek Trump zaatakował na Twitterze dyrektora FBI za to, że ten zeznał w Kongresie, że Moskwa stara się "zasiać podziały i niezgodę" oraz "oczerniać wiceprezydenta Bidena" w celu wywarcia wpływu na kampanię wyborczą.

(...)

Praca służby wywiadu jest procesem dwukierunkowym: urzędnicy prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA (NSC) i inni czytelnicy raportów wywiadu regularnie wysyłają pytania do służb, a CIA i inne służby wywiadowcze starają się udzielić na nie odpowiedzi. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat stale zmienia się grupa osób odpowiadających w NSC za sprawy rosyjskie: Ryan Tully jest piątą osobą na stanowisku dyrektora NSC ds. Rosji. Wcześniej tę funkcję pełnili Fiona Hill i Tim Morrison. Oboje zeznawali w procesie impeachmentu Trumpa. Joe Wang, który był zastępcą dyrektora NSC ds. Rosji i Europy, przeniósł się w lecie br. do Departamentu Stanu USA.

— Cała ta rotacja była trudna dla rządu USA — mówi wysokiej rangi urzędnik — ponieważ potrzebujemy kogoś, kto będzie w spójny sposób prowadzić politykę wobec Rosji. I dodaje: – A tak wszystko wygląda, jakby Rosja nie była priorytetem dla Białego Domu.

onet.pl


Dla Rosji konflikt o Górski Karabach przyniesie profity, kiedy w odpowiednim momencie to Moskwa wpłynie na jego zakończenie i wejdzie w rolę rozjemcy. Oraz osłabi wpływy Turcji, a także Zachodu. Moskwa i Ankara traktują bowiem wojnę na Zakaukaziu jako kolejny, obok Syrii i Libii, zastępczy konflikt o strefy wpływów w ważnym dla obu państw regionie. Jednocześnie Rosja nie może stracić strategicznego sojusznika, jakim jest Armenia. To tam Rosjanie mają bazę wojskową, sprzedają broń i mają ogromne wpływy. Ani ważnego partnera i, również odbiorcę uzbrojenia, jakim jest Azerbejdżan.

Dlatego rosyjska propaganda w mediach podzieliła się. Rosyjskie media skierowane do Rosjan i za granicę (jak np. RT) przyjęły dość stonowane stanowisko, z lekką sympatią wobec Armenii. Raczej starają się wyjaśnić, że nowa odsłona wojny to sprawka pogrążającego się w szaleństwie Recepa Erdogana.

Z kolei medialne wersje Sputnika pogrążają się w propagandowej schizofrenii.

Sputnik, wersja dla Armenii (po ormiańsku) grzmi w nagłówkach: „prowadzimy wojnę nie z Baku, a z Ankarą”! Albo: „Ankara i Baku nie zrezygnowały z planów zlikwidowania ludności ormiańskiej w Górskim Karabachu”. Są galerie zdjęć z wstępujących do wojska, młodych Ormian na ulicach Erywania, albo galerie zdjęć z frontu „ku pokrzepieniu serc”: artylerzyści w trakcie ostrzału azerbejdżańskich pozycji, lub żołnierze wyjeżdżający do Karabachu.

Rzut oka na wersję strony sputnika dla Azerbejdżanu, po azersku. Tytuły krzyczą: „odzyskamy naszą ziemię, zestrzelenie Su-25 to fantazja przeciwnika, armia Azerbejdżanu zlikwidowała cały pułk zmotoryzowany przeciwnika!”

Paranoja? Ależ skąd.

Zarządzający rosyjskimi mediami skierowanymi za granicę nie mają wcale rozdwojenia jaźni. Po prostu realizują rosyjską politykę.

belsat.eu


28 sierpnia drugi sekretarz Komitetu Centralnego KPZR Michaił Susłow, minister spraw zagranicznych Andriej Gromyko, szef KGB Jurij Andropow, minister obrony Dmitrij Ustinow i sekretarz KC Konstantin Czernienko przesłali do Komitetu Centralnego notę sprawozdawczą i projekt uchwały o sytuacji w Polsce. Dokument głosił, że „ruch strajkowy nabiera charakteru narodowego”, w związku z czym Ministerstwo Obrony wydaje rozkaz postawienia w pełnej gotowości bojowej na godz. 18.00 w dniu 29 sierpnia trzech dywizji pancernych i jednej zmechanizowanej – „w razie potrzeby okazania PRL pomocy wojskowej”.

"– W przypadku dalszego pogarszania się sytuacji w Polsce, konieczne będzie podwyższenie stanu dywizji w Bałtyckim, Białoruskim i Karpackim Okręgu Wojskowym do gotowości bojowej, a jeśli główne siły Wojska Polskiego przejdą na stronę sił kontrrewolucyjnych, koniecznym będzie zwiększenie zgrupowania naszych wojsk o 5-7 kolejnych dywizji. W takim przypadku, konieczne będzie powołanie do wojska ogółem 108 tysięcy osób oraz 15 tysięcy pojazdów cywilnych przedsiębiorstw."

(...)

6 września Edwarda Gierka na stanowisku pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego PZPR zastąpił Stanisław Kania, ale on też nie do końca odpowiadał Moskwie. 2 kwietnia 1981 r. na posiedzeniu biura politycznego głos zabrał sekretarz generalny Komitetu Centralnego KPZR Leonid Breżniew:

"– Najgorsze jest to, że nasi przyjaciele słuchają, zgadzają się z naszymi zaleceniami, ale nie robią praktycznie nic. A kontrrewolucja nadchodzi ze wszystkich stron. Towarzysz Kania przyznał, że działają spokojnie, a to należało robić zdecydowanie. Powiedziałem mu: „Ile razy przekonywaliśmy cię do podjęcia zdecydowanych działań? Nie możesz poddać się <<Solidarności>>. Ciągle mówisz o pokojowej drodze, nie rozumiejąc ani nie chcąc zrozumieć, że ta pokojowa droga, którą podążasz, może doprowadzić cię do rozlewu krwi."

Na tym samym spotkaniu sowieckiego Biura Politycznego dyskutowano o wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce i o konieczności przekonania do niego polskich przywódców – premiera Wojciecha Jaruzelskiego, który „zupełnie skisł”, oraz przewodniczącego partii Kanię, który „zaczął ostatnio coraz więcej pić”. 23 kwietnia Politbiuro zdecydowało:

"– Biorąc pod uwagę niezwykle trudną sytuację gospodarczą w Polsce, należy w dalszym ciągu udzielać wszelkiej możliwej pomocy, jednocześnie tak bardzo, jak to możliwe, intensyfikując propagandę na ten temat, aby każdy Polak wiedział, jak bardzo kraj jest uzależniony od pomocy i wsparcia ze strony Związku Radzieckiego."

Postanowiło również wymienić się partyjnymi pracownikami i działaczami różnych organizacji partyjnych, takich jak Komitet Kobiet Radzieckich, czy też wysłać do Polski grupę pracowników państwowej Telewizji i Radia ZSRR „na konsultacje w sprawie radzieckiej radiofonii i telewizji w Polsce”. Redakcjom gazet „Prawda”, „Izwiestia” i „Trud” nakazano wydelegować do Polski grupy publicystów na okres do 10 dni, „w celu przygotowania materiałów, w tym ujawnienia działalności sił antysocjalistycznych”.

18 października na czele PZPR stanął generał Jaruzelski. Następnego dnia w rozmowie telefonicznej z „szanownym i drogim Leonidem Iljiczem” złożył raport ze swoich planów i podziękował Breżniewowi za zaufanie, obiecując, że poprosi go o radę i poinformuje o podjętych decyzjach. Powiedział: „Podejmiemy szerokie działania włączenia wojska do wszystkich dziedzin życia w kraju”. 12 grudnia wprowadził w Polsce stan wojenny, a przywódców „Solidarności” rozkazał aresztować i umieścić w ośrodkach internowania. Stan wojenny trwał do 22 lipca 1983 roku, a całemu temu okresowi towarzyszyły demonstracje i aresztowania działaczy „Solidarności”. Zginęło ponad sto osób. Opozycyjny związek zawodowy nie został jednak całkowicie pokonany i przeniósł się do podziemia.

belsat.eu