"Sukcesowi po 1989 r. pomógł niski poziom startu. Po gospodarczej stagnacji w latach 80. i de facto bankructwie gospodarki w przededniu upadku PRL-u w 1989 r., było nam łatwiej rosnąć niż bogatszym Czechom, których dochód w 1990 r. był ponad dwa razy wyższy, czy Węgrom, którzy byli od nas prawie o połowę bogatsi" - wylicza ekonomista.
Dodaje, że wówczas Polacy byli biedniejsi nie tylko od wszystkich innych "demoludów", w tym Rumunii i Bułgarii, ale w 1990 r. mieliśmy niższy poziom dochodu od Surinamu, Argentyny i St. Lucii.
Prof. Piątkowski zaznacza jednak, że tak znaczące różnice w poziomie dochodu wyjaśniają polski sukces tylko w małej części. "Po 1989 r. Polska rozwinęła się o wiele szybciej, niż wskazywałaby na to teoria warunkowej konwergencji, która postuluje, że m.in. dzięki wyższym zwrotom z kapitału, możliwości absorpcji technologii z zagranicy, czy większej liczby "łatwych" do przeprowadzenia reform, biedne kraje powinny rozwijać się szybciej" - pisze.
Zwraca uwagę, że od 1995 r. Polska rozwijała się szybciej, niż wskazywałaby na to powyższa teoria. Co więcej, teoria ta nie gwarantuje automatycznego wzrostu gospodarczego i doganiania najbogatszych. "Mimo bowiem niskiego poziomu startu, większość biednych krajów na świecie niestety nie rośnie, bo brakuje im kluczowych czynników wspierających wzrost. Polsce ich nie zabrakło" - stwierdza Marcin Piątkowski.
W raporcie pisze, że polski sukces wspierały reformy, które przeprowadzono jeszcze za czasów PRL. Przypomina, że już w 1986 r. byliśmy trzecim krajem komunistycznym na świecie, który został członkiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) i Banku Światowego. Cały czas obowiązywało też przyjęte już w 1934 r. prawo handlowe i upadłościowe. W tym samym roku uchwalono przepisy antymonopolowe. Na liście reform u schyłku Polski Ludowej prof. Piątkowski wylicza też reformę sektora bankowego i wyodrębnienie z Narodowego Banku Polskiego banków komercyjnych i wzmocnienie niezależności banku centralnego.
U schyłku PRL zreformowano też politykę monetarną i kursową oraz uwolniono ponad połowę cen. Słynna Ustawa Wilczka z 1988 r., która wprowadziła rewolucyjną jak na te czasy zasadę, że 'co nie jest zabronione, jest dozwolone', dała pierwszy impuls rozwoju prywatnej, legalnej przedsiębiorczości. W wyniku tych reform PRL, kończąc swój żywot w 1989 r., miał obok Węgier najbardziej zliberalizowany rynek w regionie - podkreśla ekonomista.
Na dowód przypomina, że w 1992 r. OECD podsumowała te reformy, pisząc, że w przededniu upadku PRL był "bardzo daleko od typowego wyobrażenia gospodarki centralnie planowanej". Jednak prawdziwym przełomem były reformy lat 1989-90, bo to one dały impuls do rozwoju prywatnej przedsiębiorczości. "Wprowadzenie planu Balcerowicza doprowadziło do prawie pełnego otwarcia rynków, liberalizacji cen, wprowadzenia wymienialności złotego i likwidacji państwowych monopoli w handlu i za granicą. Przedsiębiorstwa państwowe musiały zacząć się restrukturyzować" - czytamy dalej.
W 1991 r. założono Giełdę Papierów Wartościowych w Warszawie, a jej symboliczną pierwszą siedzibą był dawny gmach Komitetu Centralnego PZPR. W prywatne ręce oddano drobny handel, rzemiosło i małe zakłady usługowe. Polska otworzyła drzwi dla napływu technologii i pieniędzy z Zachodu. "W konsekwencji tych fundamentalnych reform, udział sektora prywatnego wzrósł z 28 proc. PKB w 1989 r. do 60 proc. w 1995 r." - pisze prof. Piątkowski.
Po 1992 r. wsparciem dla ożywienia gospodarczego w Polsce była też redukcja długu zagranicznego o połowę, dzięki czemu jego wielkość spadła z 89 proc. PKB w 1989 r. do 33 proc. w 1996 r. Ekonomista podkreśla, że ważny był też "napływ kapitału zagranicznego czy opóźniona masowa prywatyzacja, która sprawiła, że w Polsce nie ma oligarchów".
Wzmocnienie sektora bankowego i jego nadzoru, a także ustawa z 1993 r. o restrukturyzacji finansowej przedsiębiorstw i banków, sprawiły, że Polsce jako "jednemu z trzech krajów postkomunistycznych, obok Estonii i Rumunii, udało się uniknąć kryzysu bankowego". Kolejnym filarem sukcesu gospodarczego Polski był boom edukacyjny i w jego następstwie skokowy wzrost liczby pracowników legitymujących się wyższym wykształceniem.
money.pl