wtorek, 13 lutego 2024


Podobne ahistoryczne bzdury Putin przedstawił m.in. w eseju, który opublikował latem 2021 r. Pisał w nim, że "Rosjanie i Ukraińcy" są "jednym narodem", ponieważ "Rosjanie, a także Ukraińcy i Białorusini" są "spadkobiercami starożytnej Rosji, która była największym państwem w Europie". To "państwo" miał założyć książę Ruryk w 862 r.

W IX w. w Europie nie było państwowości w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Istniały feudalne struktury, które opierał się na powiązaniach między jednostkami na różnych szczeblach władzy.

Co więcej, Ruryk prawdopodobnie nie był etnicznym Rosjaninem, ale Waregiem — wodzem wikingów. Tak przynajmniej opisuje go staroruska "Kronika Nestora", główne źródło historyczne mówiące o powstaniu Nowogrodu i Rusi Kijowskiej.

Carlson nie znał tych faktów.

Następnie Putin przeniósł się w swojej opowieści do połowy XVII w. "Teraz opowiem wam, co wydarzyło się później" — powiedział. Stwierdził, że ludzie, którzy w tym okresie "rządzili tą częścią terytorium Rosji" (chodziło mu o dzisiejszą Ukrainę — red.) zwrócili się do Moskwy, która się nimi "zaopiekowała".

W tym momencie Putin kazał podać sobie teczkę.

"Żebyś nie myślał, że zmyślam. Dam ci te dokumenty" — powiedział, wręczając folder najwyraźniej zawierający kopie listów od kozackiego przywódcy Bohdana Chmielnickiego.

Przywódca kozackiego powstania w 1648 r. zaproponował ówczesnemu władcy Moskwy Aleksemu I sojusz. Car zgodził się, a Kozacy dnieprzańscy oraz ludność Kijowa i innych miast przysięgli mu wierność (wydarzenie to przeszło do historii jako ugoda perejasławska — red.). Rezultatem była trwająca kilka lat wojna rosyjsko-polska.

W rzeczywistości było to powstanie kozackie przeciwko zwierzchnictwu Rzeczypospolitej. W słowach Putina brzmiało to jednak zupełnie inaczej. W jego narracji Chmielnicki poprosił o przejście "pod silną rękę moskiewskiego cara". Dla Putina był to decydujący krok na drodze do rzekomego zjednoczenia wszystkich "rosyjskich" narodów.

Ten przykład pokazuje, jak działa polityka historyczna Putina. Wyszukuje on wydarzenia z przeszłości, które rzekomo pasują do jego imperialistycznego nacjonalizmu, zamazuje ich kontekst, a następnie udaje, że istnieją dowody, które potwierdzają tę zniekształconą interpretację.

Jego hasła wygłoszone podczas rozmowy z Tuckerem Carlsonem wpisują się w ten schemat. Putin stwierdził na przykład, że naród ukraiński był tylko wymysłem austriackiego sztabu generalnego pod koniec XIX w., który miał "osłabić potencjalnego wroga", czyli Rosję.

Takie fakty, jak choćby takie jak trzy rozbiory Polski: z 1771, 1793 i 1795 r., które zmusiły Polaków do podporządkowania się moskiewskim carom, a także Prusom i Habsburgom, w narracji Putina kompletnie nie istnieją.

Szczególnie zawiłe były wygłoszone przez Putina tyrady na temat II wojny światowej. Według niego winę za jej wybuch ponosi odrodzone w 1918 r. państwo polskie. Szef Kremla oskarżył Warszawę o to, że najpierw "kolaborowała" z Hitlerem, a następnie odmówiła zgody na przemarsz wojsk radzieckich do zachodniej granicy Polski w 1938 r. Jego zdaniem miały one pomóc Czechosłowacji zaatakowanej przez Trzecią Rzeszę (chodził o układ monachijski zezwalający Hitlerowi na aneksję części tego kraju — red).

O pakcie Hitlera ze Stalinem Putin wspomniał tylko pokrótce. Stwierdził, że oddał on Rosji "część terytorium" Polski — w tym wspomniał o zachodniej Ukrainie. Dzięki temu — zdaniem Putina —"Rosja, która wówczas nazywała się ZSRR, odzyskała swoje historyczne terytoria".

Nie raczył przyznać, że był to czwarty, szczególnie brutalny podział Polski.

onet.pl/Die Welt