Wróćmy jednak do kwestii wojskowych, bo generał Pat Ryder sekretarz prasowy Pentagonu powiedział mediom, że w świetle posiadanych informacji jeszcze żadne dostawy z Korei Płn. do Rosji nie dotarły, ale już samo rozpoczęcie rozmów jest dowodem na potwierdzenie dwóch tez – Rosjanom kończą się zapasy i po drugie, zdają się być zdeterminowani, aby kontynuować wojnę. Kwestia rosyjskich zasobów jest interesująca, tym bardziej, że możemy, dzięki analizom Pawła Luzina, niezależnego rosyjskiego eksperta wojskowego ocenić sytuację Rosjan. Luzin opublikował poświęcony temu zagadnieniu długi i dobrze udokumentowany artykuł, którego główną tezą jest to, iż Moskalom do końca roku i tak skończą się, niezależnie od problemów z logistyką i coraz bardziej skutecznymi uderzeniami strony ukraińskiej, zgromadzone na potrzeby wojny zasoby w zakresie amunicji i sprzętu. Niszczenie przez siły zbrojne Ukrainy magazynów i linii komunikacyjnych tylko przyspiesza ten moment. Luzin zaczyna opis sytuacji od oceny tempa w jakim zużywa się rosyjski zasób amunicji, przede wszystkim artyleryjskiej, różnych kalibrów. W najbardziej intensywnej fazie wojny Rosjanie zużywali dziennie ok. 60 tys. pocisków, teraz w związku ze spadkiem intensywności działań i problemami z logistyką, jest to ok. 24 tys. Jak to ma się do posiadanych zapasów i możliwości przemysłu? Jeśli chodzi o zdolności produkcyjne, to Luzin ocenia, na podstawie ubiegłych lat, że rosyjskie fabryki amunicji są w stanie produkować rocznie ok. 1,14 mln sztuk amunicji i dodatkowo „modernizować” średnio 570 tys. sztuk pochodzących ze starych, jeszcze postsowieckich zasobów, które są duże, ale przecież nie nieograniczone. Oznacza to, w jego opinii, że Rosja może w skali roku wyprodukować ok. 1,6 – 1,7 mln sztuk pocisków, co wystarczy na miesiąc najbardziej intensywnej wojny, takiej jaką obserwowaliśmy kilka tygodni temu w Donbasie. Biorąc pod uwagę również zgromadzone zapasy rosyjski ekspert dochodzi do wniosku, że „przez pół roku agresji na Ukrainę Rosja powinna była zużyć co najmniej 7 mln pocisków, nie licząc strat magazynów frontowych w wyniku ukraińskich uderzeń. Innymi słowy, utrzymując intensywność wojny na obecnym poziomie, Moskwa do końca 2022 roku stanie w obliczu realnego niedoboru pocisków i będzie zmuszona ograniczyć użycie artylerii”. Rosyjskie firmy, niezależnie od zapowiedzi władz nie są w stanie skokowo zwiększyć produkcji. Przede wszystkim dlatego, że przeszły one, jak udowadnia w swym artykule Luzin, techniczną modernizację po roku 2010 w oparciu o sprzęt (linie technologiczne) zakupione na Zachodzie, w Szwajcarii, Niemczech i Austrii. A w związku z sankcjami dziś nie ma perspektyw budowy nowych linii a i stare, z czasem, w związku z normalnym zużywaniem się i awariami (brak dostaw części zamiennych) raczej będą zmniejszały swą wydajność.
Ograniczenia dotyczą nie tylko zasobów w zakresie amunicji. Znacznie poważniejsza sytuacja jest jeśli chodzi o zdolności systemów artyleryjskich, które są na wyposażeniu rosyjskiej armii. Zużywają się bowiem, w zależności od liczby salw, lufy. „Na przykład – argumentuje Paweł Luzin - lufy rosyjskich czołgów mają żywotność od 210 wystrzelonych pocisków przeciwpancernych podkalibrowych do 840 pocisków odłamkowo-burzących i kumulacyjnych”. W przypadku systemów artylerii lufowej rozpowszechniony jest pogląd, że Rosjanie mogą wystrzelić 2 do 3 tys. razy, zanim trzeba będzie remontować działa i haubice. Te szacunki wydają się zawyżone, bo jeszcze przed wojną przedstawiciele rosyjskie armii skarżyli się na szybsze niż przewidują to techniczne charakterystyki zużywanie się sprzętu. Te dwa czynniki razem wzięte skłaniają Luzina do sformułowania wniosku, że do końca roku rosyjski potencjał artyleryjski ulegnie znacznemu zmniejszeniu, nie będzie ani czym strzelać ani przy użyciu czego. Deficyt rakiet już jest odczuwalny, czego zdaniem rosyjskiego eksperta dowodzi stosowanie przez Rosjan drogich rakiet przeznaczonych do zwalczania celów powietrznych (systemy S-300 i S-400) po to, aby razić obiekty na ziemi. Ale to nie jedyne problemy czekające rosyjskie siły zbrojne. I tak, silniki w czołgach, będących podstawą rosyjskiego potencjału uderzeniowego, obliczone są na 1000 motogodzin pracy. „Potem silniki muszą zostać wymienione a są one obecnie produkowane na importowanym sprzęcie”. Podobna sytuacja jest jeśli chodzi o silniki rosyjskich transporterów opancerzonych różnych typów. Oczywiście, jak trzeźwo zauważą Luzin, „nie pracują one przez cała dobę”, ale nawet zakładając, że średnio jest to 2 do 3 godziny, to i tak mamy już obecnie przepracowanych średnio od 370 do 560 motogodzin, co oznacza, że zarówno zmniejsza się ich wydajność, zwiększa awaryjność i należy przygotować się do wymiany. Tylko, że nie ma na co wymienić, bo straty Rosjan w sprzęcie są niemałe. Ostrożny w swych szacunkach portal Oryx obliczył, że do tej pory Rosjanie stracili 1012 czołgów, co ma znaczenie, bo jak wylicza Luzin zdolności wszystkich rosyjskich fabryk remontujących czołgi pozwalają na wypuszczenie rocznie maksymalnie ok. 220 sztuk sprzętu (z czego ¾ po remoncie). Niedawne zapowiedzi o uruchomieniu przez Rosje dwóch nowych zakładów remontowych mogą mieć znaczenie, ale raczej w dłuższej perspektywie.
Podobnie sytuacja wygląda jeśli chodzi o rosyjskie lotnictwo, które traci swe możliwości, zarówno z tego względu, że ukraińska obrona jest lepiej zorganizowana, jak i z powodu zużywania się sprzętu, którego nie ma czym zastąpić. Luzin przypomina, że silniki myśliwców Su-25 mają żywotność 500 godzin, co oznacza, że jeśli czas trwania jednej misji wynosi średnio 1,5 do dwóch godzin, to spora ich część zbliża się do granicy swej technicznej wydolności. Jak konkluduje rosyjski ekspert „dzisiaj, biorąc pod uwagę straty i awarie, Rosja nadal jest w stanie utrzymać w pobliżu granic Ukrainy ok. 400 samolotów bojowych różnych typów i ok. 360 śmigłowców (nie wszystkie to śmigłowce szturmowe). Niemniej jednak Rosja nie była zdolna do prowadzenia kampanii powietrznej na pełną skalę od samego początku wojny, a teraz jej zdolności do takiej kampanii zostały jeszcze ograniczone”.
wpolityce.pl