A co z tzw. mięsnymi szturmami? Czy one wciąż są realizowane?
Na początku trzeba sobie powiedzieć, że na obecnym froncie niewiele jest bezpośredniej walki strzeleckiej. Grupy szturmowe często wchodzą na pozycje, które zostały wcześniej rozbite przez drony i artylerię. Jednak takie szturmy wciąż się zdarzają. Są jednak bardziej złożone, niż przedstawia się to w mediach.
Jak one wyglądają?
Takie szturmy dokładnie się planuje, zwykle na 24 godziny, z czego część bojowa liczy dwie do trzech godzin. Najczęściej atakują o świcie, najlepiej, kiedy jest mgła, bo wtedy drony obserwacyjne, które wiszą nad naszymi pozycjami, słabiej widzą. Szturmująca jednostka składa się z czterech grup szturmowych oraz dwóch grup wsparcia – jedna z nich służy do dostarczania amunicji, a druga do ewakuacji rannych.
Na pierwszy ogień idą ci najmniej doświadczeni, często jest to tzw. świeża mobilizacja. Dlatego nazywa się te ataki mięsnymi szturmami, bo oni są masowo wybijani. Jednak każda z grup umożliwia następnej posuwanie się coraz dalej. Z reguły ostatnia, czwarta grupa jest złożona z profesjonalistów, często żołnierzy sił specjalnych.
W jaki sposób one działają?
Każda z takich grup liczy od 15 do 25 ludzi. W każdej znajdują się strzelcy, saper, operatorzy karabinów maszynowych oraz operatorzy granatników RPG. Pierwszy idzie saper, który sprawdza, czy teren jest zaminowany. Za nim poruszają się strzelcy. Jest też oddzielny strzelec, który osłania grupę podczas odwrotu. Zadaniem każdej z grup jest dojść jak najdalej i zabezpieczyć pozycje dla kolejnej grupy.
Jaka jest przeżywalność tej pierwsze grupy?
Pierwsza grupa raczej nie ma szans na przeżycie. Oni wybiegają na pozycje ogniowe, które trzeba zdobyć. Tych pierwszych kilkunastu ludzi idzie z reguły na odstrzał. Jeżeli kolejnej grupie uda się zająć wysunięte pozycje, zanim też zostanie wybita, to ona próbuje się tam okopać, co podręcznikowo zajmuje około 30 minut. Wtedy nadchodzi kolejna fala. A po niej jeszcze kolejna.
Czy istnieją jakieś sygnały, które pozwalają obrońcom przewidzieć taki atak?
Owszem i to bardzo wyraźne. Jeszcze przed szturmem Rosjanie z reguły próbują rozmiękczyć pozycje obrońców artylerią i dronami szturmowymi. Jeżeli więc tuż przed świtem zaczyna mocno walić rosyjska artyleria i drony, to możesz być pewny, że będzie szturm. Dlatego Rosjanie w niektórych sytuacjach rezygnują z uderzenia artyleryjskiego, żeby uzyskać element zaskoczenia.
Co jest najbardziej skomplikowane w odparciu takiego szturmu?
Trudne momenty następują, kiedy wróg zbliży się do pozycji obrońców. Wtedy znowu uderza artyleria i drony. Kiedy Ukraińcy się chowają, atakujący mają okazję nawrzucać do środka granatów.
Jak taki mięsny atak wygląda z waszej perspektywy? Czy trudno jest go odeprzeć?
Pracuję w elitarnym batalionie rozpoznania. To wyjątkowo skuteczny i dobrze zorganizowany batalion. Pierwszy raz na tej wojnie czuję, że system dba o moje życie. Jest mnóstwo procedur bezpieczeństwa i duży nacisk położony na komunikację i zrozumienie sytuacyjne przez żołnierza. Ostatni szturm ruskich nawet nie dotarł do naszych pozycji, został zniszczony 500 m od nas, za pomocą dronów FPV i artylerii. Przeżywalność wozów opancerzonych na nulu [pierwsza linia frontu, najbardziej wysunięte pozycje] to 15 minut. Żeby zdobyć wieś składającą się z czterech domów, Rosjanie muszą poświęcić dużo sprzętu i ludzi. Poza tym czuję, że zawsze jesteśmy jeden krok przed wrogiem. Zawsze jesteśmy przygotowani. Niestety na innych odcinkach frontu bywa gorzej.
A jak wyglądają wasze szturmy?
Podstawowa różnica jest taka, że Rosjanie przyjmują założenie, że w szturmie zginie dużo ludzi. Dlatego na pierwszy ogień posyłają zwykłą piechotę bez doświadczenia. U nas szturmy realizują tylko doświadczeni żołnierze z grup szturmowych i z wywiadu. Tych żołnierzy nie ma aż tak wielu, dlatego my pracujemy w małych grupach. Wiele było zachwytów nad skutecznością tych małych grup. No tak, ale jeśli pracujesz w grupce 15-20 ludzi to mniej też zdobywasz – może 100 metrów terenu, jeden okop i to wszystko. Ostatnio szturmowaliśmy pozycję. Ruscy nas namierzyli i ostrzelali z artylerii i dronów FPV. Na dodatek ktoś nadepnął na minę lub jakiś niewypał. Szturm, zanim się zaczął, już się skończył. Na szczęście nikt nie zginął, ale byli ranni.
A więc Rosjanie po prostu zdobywają teren większą masą?
Tu nie chodzi tylko o masę, ale też o kwestię zmuszenia ludzi do tego rodzaju ataku. Możesz człowieka zmusić, żeby siedział w dziurze i jej pilnował, ale trudniej jest go zmusić do w zasadzie samobójczego ataku. U nas nie jest to takie łatwe.
A jednak Rosjanom udaje się zmuszać swoich ludzi do mięsnych szturmów.
Być może to jest kwestia innego mentalu Ukraińców i Rosjan. U Rosjan najważniejsza jest władza i siła, dlatego oni bezwarunkowo się jej podporządkowują. Dla nas najważniejsza jest wolność.
onet.pl