poniedziałek, 31 marca 2025



Jak mówią Rosjanie w rozmowie z Faridaily, urzędnicy na wszystkich szczeblach czekają na wynik dialogu pokojowego, w wyniku czego zwykłe życie polityczne w Rosji praktycznie zamarło. Cała uwaga Putina i jego otoczenia rzekomo skupia się na trwających pertraktacjach ze Stanami Zjednoczonymi.

Nawet prace w rosyjskim parlamencie uległy spowolnieniu z powodu niepewności — uchwalanych jest mniej ustaw, a deputowani odmawiają komentowania polityki zagranicznej.

"W polityce wewnętrznej wszędzie zrobiło się cicho" — potwierdził jeden z deputowanych Dumy.

Według źródeł Faridaily obecna sytuacja w Rosji jest podobna do tej, jaka miała miejsce w miesiącach poprzedzających pełnowymiarową inwazję na Ukrainę w 2022 r.

"Wszyscy próbują odgadnąć, co dzieje się w głowie Putina. Albo nikomu nic nie mówi, albo mówi wszystkim różne rzeczy" — powiedział rozmówca zbliżony do rozmów amerykańsko-rosyjskich.

onet.pl/The Moscow Times


A co z tzw. mięsnymi szturmami? Czy one wciąż są realizowane?

Na początku trzeba sobie powiedzieć, że na obecnym froncie niewiele jest bezpośredniej walki strzeleckiej. Grupy szturmowe często wchodzą na pozycje, które zostały wcześniej rozbite przez drony i artylerię. Jednak takie szturmy wciąż się zdarzają. Są jednak bardziej złożone, niż przedstawia się to w mediach.

Jak one wyglądają?

Takie szturmy dokładnie się planuje, zwykle na 24 godziny, z czego część bojowa liczy dwie do trzech godzin. Najczęściej atakują o świcie, najlepiej, kiedy jest mgła, bo wtedy drony obserwacyjne, które wiszą nad naszymi pozycjami, słabiej widzą. Szturmująca jednostka składa się z czterech grup szturmowych oraz dwóch grup wsparcia – jedna z nich służy do dostarczania amunicji, a druga do ewakuacji rannych.

Na pierwszy ogień idą ci najmniej doświadczeni, często jest to tzw. świeża mobilizacja. Dlatego nazywa się te ataki mięsnymi szturmami, bo oni są masowo wybijani. Jednak każda z grup umożliwia następnej posuwanie się coraz dalej. Z reguły ostatnia, czwarta grupa jest złożona z profesjonalistów, często żołnierzy sił specjalnych.

W jaki sposób one działają?

Każda z takich grup liczy od 15 do 25 ludzi. W każdej znajdują się strzelcy, saper, operatorzy karabinów maszynowych oraz operatorzy granatników RPG. Pierwszy idzie saper, który sprawdza, czy teren jest zaminowany. Za nim poruszają się strzelcy. Jest też oddzielny strzelec, który osłania grupę podczas odwrotu. Zadaniem każdej z grup jest dojść jak najdalej i zabezpieczyć pozycje dla kolejnej grupy.

Jaka jest przeżywalność tej pierwsze grupy?

Pierwsza grupa raczej nie ma szans na przeżycie. Oni wybiegają na pozycje ogniowe, które trzeba zdobyć. Tych pierwszych kilkunastu ludzi idzie z reguły na odstrzał. Jeżeli kolejnej grupie uda się zająć wysunięte pozycje, zanim też zostanie wybita, to ona próbuje się tam okopać, co podręcznikowo zajmuje około 30 minut. Wtedy nadchodzi kolejna fala. A po niej jeszcze kolejna.

Czy istnieją jakieś sygnały, które pozwalają obrońcom przewidzieć taki atak?

Owszem i to bardzo wyraźne. Jeszcze przed szturmem Rosjanie z reguły próbują rozmiękczyć pozycje obrońców artylerią i dronami szturmowymi. Jeżeli więc tuż przed świtem zaczyna mocno walić rosyjska artyleria i drony, to możesz być pewny, że będzie szturm. Dlatego Rosjanie w niektórych sytuacjach rezygnują z uderzenia artyleryjskiego, żeby uzyskać element zaskoczenia.

Co jest najbardziej skomplikowane w odparciu takiego szturmu?

Trudne momenty następują, kiedy wróg zbliży się do pozycji obrońców. Wtedy znowu uderza artyleria i drony. Kiedy Ukraińcy się chowają, atakujący mają okazję nawrzucać do środka granatów.

Jak taki mięsny atak wygląda z waszej perspektywy? Czy trudno jest go odeprzeć?

Pracuję w elitarnym batalionie rozpoznania. To wyjątkowo skuteczny i dobrze zorganizowany batalion. Pierwszy raz na tej wojnie czuję, że system dba o moje życie. Jest mnóstwo procedur bezpieczeństwa i duży nacisk położony na komunikację i zrozumienie sytuacyjne przez żołnierza. Ostatni szturm ruskich nawet nie dotarł do naszych pozycji, został zniszczony 500 m od nas, za pomocą dronów FPV i artylerii. Przeżywalność wozów opancerzonych na nulu [pierwsza linia frontu, najbardziej wysunięte pozycje] to 15 minut. Żeby zdobyć wieś składającą się z czterech domów, Rosjanie muszą poświęcić dużo sprzętu i ludzi. Poza tym czuję, że zawsze jesteśmy jeden krok przed wrogiem. Zawsze jesteśmy przygotowani. Niestety na innych odcinkach frontu bywa gorzej.

A jak wyglądają wasze szturmy?

Podstawowa różnica jest taka, że Rosjanie przyjmują założenie, że w szturmie zginie dużo ludzi. Dlatego na pierwszy ogień posyłają zwykłą piechotę bez doświadczenia. U nas szturmy realizują tylko doświadczeni żołnierze z grup szturmowych i z wywiadu. Tych żołnierzy nie ma aż tak wielu, dlatego my pracujemy w małych grupach. Wiele było zachwytów nad skutecznością tych małych grup. No tak, ale jeśli pracujesz w grupce 15-20 ludzi to mniej też zdobywasz – może 100 metrów terenu, jeden okop i to wszystko. Ostatnio szturmowaliśmy pozycję. Ruscy nas namierzyli i ostrzelali z artylerii i dronów FPV. Na dodatek ktoś nadepnął na minę lub jakiś niewypał. Szturm, zanim się zaczął, już się skończył. Na szczęście nikt nie zginął, ale byli ranni.

A więc Rosjanie po prostu zdobywają teren większą masą?

Tu nie chodzi tylko o masę, ale też o kwestię zmuszenia ludzi do tego rodzaju ataku. Możesz człowieka zmusić, żeby siedział w dziurze i jej pilnował, ale trudniej jest go zmusić do w zasadzie samobójczego ataku. U nas nie jest to takie łatwe.

A jednak Rosjanom udaje się zmuszać swoich ludzi do mięsnych szturmów.

Być może to jest kwestia innego mentalu Ukraińców i Rosjan. U Rosjan najważniejsza jest władza i siła, dlatego oni bezwarunkowo się jej podporządkowują. Dla nas najważniejsza jest wolność.

onet.pl


„Aby zrozumieć, ile szczęścia ma obecnie Europa, trzeba spojrzeć w przeszłość” – pisze publicysta niemieckiego tygodnika Matthias Krupa.

Przypomina, że gdy w 2017 r. Donald Trump po raz pierwszy obejmował stanowisko prezydenta USA, Unia Europejska i Wielka Brytania mierzyły się ze skutkami brexitu, a w Polsce władzę sprawował „prawicowy nacjonalista” Jarosław Kaczyński, którego „partia rządziła odwrócona plecami do UE”, często w konflikcie z pozostałą częścią Europy. Zdaniem komentatora, prezydent Francji Emmanuel Macron był wówczas „zupełnie niedoświadczony”, a ówczesna kanclerz Niemiec Angela Merkel, o której mówiono, że jest przywódczynią wolnego świata, rozpoczynała czwartą kadencję.

W ocenie Krupy obecna sytuacja różni się zasadniczo od tej sprzed ośmiu lat. „We wszystkich krajach europejskich, które mają coś do powiedzenia, na czele (władz) stoją politycy, którzy najwidoczniej zrozumieli, że żyjemy w historycznych czasach” – czytamy w „Die Zeit”. „Rozumieją, że muszą wspólnie bronić kontynentu przed Putinem i chronić go przed Trumpem” – podkreśla gazeta.

„Dynamiczny Francuz” Macron i „trzeźwo myślący” premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer podjęli inicjatywę – pisze Krupa, wskazując na liczne spotkania organizowane przez obu polityków w minionych tygodniach. Przypomina, że w czwartek w Paryżu odbędzie się kolejne spotkanie. Francuski prezydent od dawna zastanawia się, jak uczynić Europę bardziej niezależną, także od Stanów Zjednoczonych, zaś Starmer pozostaje niezmiennie najbliższym sojusznikiem USA, ale postawił swój kraj po stronie UE.

„Trzecim w tym związku obecnych przywódców jest Donald Tusk, mimo że pozostaje nieco na drugim planie” – pisze Krupa, oceniając, że polski premier i były szef Rady Europejskiej zna wszystkie kruczki europejskiej polityki, a w dodatku pokazał, jak można pokonać wrogów UE we własnym kraju. „Bez Polski nowa europejska architektura bezpieczeństwa jest nie do pomyślenia. W drodze do tego celu Tusk jest przewidywalnym partnerem” – ocenił komentator „Die Zeit”.

Zdaniem Krupy, personalne warunki do tego, aby Europa poradziła sobie z wyzwaniami, są bardzo korzystne. Ważnym atutem jest też doświadczona, twarda i ambitna przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.

Europie brakuje jeszcze kanclerza Niemiec, który uzupełniałby ten kwartet. „Niemcy, kraj w centrum, jest nieodzowny i niezbędny dla Europy” – podkreśla Krupa, dodając, że bez ambicji Berlina UE nie dokona postępu.

bankier.pl