Temat bojkotów konsumenckich zachodnich firm w Chinach zgłębiono w raporcie "Purchasing with the Party: Chinese consumer boycotts of foreign companies, 2008–2021", przygotowanym przez Vikinga Bohmana i Hillevi Parup z think tanku Swedish National China Center.
Jakie jest źródło bojkotów? Po pierwsze rosnący w Chinach nacjonalizm, osiągający niepokojące rozmiary znane z Europy pierwszej połowy XX w., a podsycany przez dyskusje na chińskich platformach, w tym Weibo. Po drugie Pekin zauważył w nich skuteczne narzędzie nacisku w próbach podporządkowywania zagranicznych firm woli Komunistycznej Partii Chin i realizacji chińskiej polityki zagranicznej.
Pierwsze bojkoty konsumenckie w Chinach miały miejsce w 2008 r., a ich celem były francuskie przedsiębiorstwa. Przyczyną była krytyka chińskiej polityki w Tybecie przez prezydenta François Hollande’a. Oliwy do ognia dolał fakt, że w tym samym roku odbywały się w Pekinie letnie igrzyska olimpijskie.
Druga fala bojkotów nastąpiła w 2012 r. i objęła japońskie firmy, po tym jak Tokio znacjonalizowało sporne wyspy Senkaku.
Liczba bojkotów skokowo wzrosła po roku 2016 i trudno nie dopatrywać się tu korelacji z zaostrzającą się rywalizacją amerykańsko-chińską. Wyraźnie widać te tendencje przy analizie krajów pochodzenia bojkotowanych firm. Na pierwszym miejscu znalazły się Stany Zjednoczone (27 przedsiębiorstw), a za nimi kolejno: Japonia (11), Francja (11), Niemcy (8) i Korea Południowa (6).
Dalej na liście znalazły się państwa, z którymi Chiny wchodzą w różne spory jak Wielka Brytania, Szwecja i Tajwan, uważany przez Pekin za zbuntowaną prowincję. Warto zaznaczyć, że bojkotom konsumenckim podlegają również starające się utrzymać poprawne relacje z Pekinem Malezja i Tajlandia, a nawet Południowa Afryka, która jest partnerem Chin w ramach BRICS.
W okresie 2008-2021 Bohman i Parup naliczyli łącznie 90 bojkotów konsumenckich. Aż 78 z nich przypada na okres od 2016 r. Najaktywniejszy pod tym względem był 2019 r., kiedy to przeprowadzono 34 kampanie.
Szwedzcy badacze wyróżnili pięć podstawowych przyczyn wywołujących bojkoty. Na pierwszym miejscu znalazły się zachowania postrzegane jako stanowiące naruszenie suwerenności ChRL. W tej grupie znajdują się wszelkie komentarze na temat Tybetu, Tajwanu i Hongkongu, które spowodowały łącznie 21 kampanii. Druga grupa związana jest zaś z działaniami postrzeganymi jako rasistowskie lub promujące uprzedzenia.
Warto bliżej przyjrzeć się tej grupie, bowiem zachodnie firmy często same narażają się na kłopoty. Przykładem jest wyjątkowo nietrafiona kampania Dolce & Gabbana z końca 2018 r., w której modelka Zuo Ye usiłowała jeść pizzę, spaghetti i cannoli pałeczkami. Spowodowało to wysyp oskarżeń o rasizm. Kampania D&G zakończyła się kompletną porażką i odwołaniem pokazu w Szanghaju. Z drugiej strony chińscy internauci nie stronią również od oskarżania modelek o “bycie nie dość chińskimi”. Doświadczyła tego np. Li Jingwen, gdy w kampanii reklamowej Zary widać było jej piegi. Sama zaś firma została oskarżona o rasizm i „obrzydzanie” Chinek.
Trzecią grupę bojkotów można określić jako nieformalne sankcje za sprzeczne z wolą Pekinu działania rządów państw pochodzenia konkretnych przedsiębiorstw. Najlepszego przykładu dostarcza Korea Południowa, która padła ofiarą bojkotów konsumenckich i innych nieformalnych sankcji po rozmieszczeniu na swoim terytorium amerykańskiego systemu przeciwrakietowego THAAD w 2016 r. Główną ofiarą padł konglomerat Lotte, zmuszony do zamknięcia 23 sklepów na terenie Chin. Dobór celu nie był przypadkowy, bowiem Lotte udostępniło teren pod rozmieszczenie THAAD.
Prodemokratyczne protesty w Hongkongu i zainteresowanie nimi za granicą doprowadziły do wyłonienia się czwartej grupy chińskich bojkotów. Najgłośniejszym przypadkiem jest NBA. Niezwykle popularna w Chinach liga została objęta bojkotem po tym, gdy menedżer zespołu Houston Rockets wyraził poparcie dla protestujących.
Ostatnia grupa dotyczy Sinciangu, gdzie chińskie władze prześladują Ujgurów i inne mniejszości etniczne. Podejrzenia o wykorzystanie pracy przymusowej przy uprawie bawełny i postępująca za tym Better Cotton Initiative postawiły zachodnie firmy odzieżowe w kłopotliwej sytuacji. Chiny odpowiedziały bojkotami takich marek jak Nike, Burberry, Hugo Boss i kampaniami promującymi bawełnę z Sinciangu. Chińscy celebryci zaczęli zrywać kontakty z zachodnimi markami odzieżowymi i promować lokalne produkty. Najciężej doświadczone zostało H&M, które ogłosiło zamknięcie 334 spośród swoich 520 sklepów w Chinach.
Czy bojkoty są skuteczne? Bohman i Parup wykazali, że w 52 proc. przypadków firmy zdecydowały się na przeprosiny. Nie zawsze przynoszą one oczekiwany skutek. Hugo Boss doczekał się oskarżeń o dwulicowość. Raport stwierdza wręcz, że podejście chińskich konsumentów do sprawy jest bardzo arbitralne.
Do tego zagraniczne marki często znajdują się między młotem a kowadłem. Zachodnia opinia publiczna coraz bardziej interesuje się kwestią praw człowieka w Chinach, zwłaszcza zaś w Sinciangu. Stąd firmy przynajmniej w tej kwestii stoją przed następującym wyborem: utraty rynku chińskiego czy krytyka na lokalnym rynku i koniecznością mierzenia się z konsekwencjami prawnymi w postaci chociażby amerykańskiego Uyghur Forced Labor Prevention Act blokującego import bawełny z Sinciangu.
Problem wyboru między rynkiem chińskim a zachodnimi ujawnił się z innej strony podczas tegorocznych zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. Wiele firm znalazło się pod presją, by nie sponsorować imprezy.
Istotną kwestią jest pytanie, na ile bojkoty konsumenckie w Chinach są inicjatywą oddolną, a na ile stoją za nimi władze. Z racji oparcia badań jedynie o źródła ogólnodostępne, autorzy raportu byli w stanie potwierdzić zaangażowanie czynników rządowych z całą pewnością w jednej czwartej przypadków, a bezpośrednie zainicjowanie kampanii jedynie w 3 proc. przypadków.
Grupa czynników rządowych uwzględnia przy tym charakter chińskiego "państwa partyjnego", w którym KPCh i organizacje przy niej afiliowane są ściśle powiązane ze strukturami rządowymi i administracyjnymi.
Kolejny problem w kwalifikacji bojkotów to partyjni funkcjonariusze „dający osobisty przykład”. Przy dostępnych źródłach praktycznie nie sposób określić, w jakim stopniu działają z własnej woli, a w jakim w myśl odgórnych wytycznych.
Raport dostarcza natomiast ciekawych informacji na temat struktur bojkotów. W ostatnich latach zarysował się trend obierania na cel przede wszystkim przedsiębiorstw, dla których produktów istnieje lokalna alternatywa. Na czoło wysuwają się branże spożywcza i odzieżowa. Dużo rzadziej natomiast atakowane są sieci hoteli, czy sektor finansów. Doskonałego przykładu dostarcza H&M. Lukę na rynku powstałą w wyniku bojkotu szybko zapełniły lokalne marki. Natomiast tam, gdzie chińska konkurencja jest słaba, bojkoty są mało skuteczne, a wypowiedzi w mediach społecznościowych nie pokrywają się z aktywnością konsumentów. Dotyczy to np. luksusowych marek takich jak Burberry i Hugo Boss. Mimo bojkotów obie firmy systematycznie zwiększają sprzedaż w Chinach.
Bojkoty konsumenckie zwiększają swoje znaczenie jako narzędzie polityczne i regulujące dostęp do chińskiego rynku, mają jednak swoje ograniczenia. Oczywiście margines bezpieczeństwa, nawet dla przedsiębiorstw do tej pory mało zagrożonych, systematycznie maleje. Możliwe więc, że za kilkanaście lat będziemy mieć do czynienia z decouplingiem (rozdzieleniem rynku) nie tylko w dziedzinie technologii, ale także popularnych marek.
wnp.pl