środa, 13 lipca 2022


Rzecznicy w ministerstwach spraw zagranicznych zwykle służą do tego, by tonować i łagodzić jakąś np. ostrą wypowiedź szefa. W Rosji jest odwrotnie. Marija Zacharowa od siedmiu lat dowodzi polityką informacyjną resortu Ławrowa. Zasłynęła już tańczeniem „kalinki”, występami w stanie wskazującym, a ostatnio opublikowała na swoim profilu społecznościowym filmik na którym dość lubieżnie zajada się truskawkami. „Masza”, jak ją często nazywają media, budzi politowanie, żenuje, ale przede wszystkim jest od tego, by straszyć i gromić Zachód.

– Polscy politycy chodzą na amerykańskiej smyczy i upowszechniają ekstremistyczną ideologię, nienawiść i wszczynają konflikty, a teraz jeszcze grożą światu naruszeniem zasad nierozprzestrzeniania broni jądrowej i co najważniejsze, narażają polski naród na uderzenie – tak np. oświadczyła Zacharowa 12 czerwca.

A to tylko mała próbka jej pozbawionych często sensu wypowiedzi. Nie o sens tutaj zresztą chodzi. Zacharowa ma uderzać w Zachód tak brutalnie, jak się da. Jeśli Ławrow mówi coś dosadnie, to „Masza” pójdzie kilometry dalej i „dorzuci do pieca”. Nazwie amerykańskiego prezydenta dziadkiem, zarzuci mu sklerozę, przepowie rozpad Wielkiej Brytanii i upadek USA. Zacharowa nie bawi się w finezyjne metafory i kurtuazję. Właściwie mówi językiem rosyjskiej ulicy. Prosto i dosadnie.

To co mówi nie ma już znaczenia dla dyplomatów. Jej zadaniem jest, by przekaz rosyjskiego MSZ o świecie był spójny z kremlowską propagandą, a nawet ją formował na odcinku zagranicznym. Stąd świat Zacharowej i Ławrowa to prosty podział: dobra Rosja walcząca z „faszystowską” nawałą wspieraną przez USA i sojuszników.

belsat.eu

Możesz powiedzieć, jak obecnie zorganizowany jest transport rannych?

Każda grupa zadaniowa, bądź jednostka powinna posiadać na miejscu własnego medyka lub osobę, która jest medycznie przeszkolona i jest w stanie od razu, po wystąpieniu zdarzenia osobę ranną przygotować do transportu i udzielić podstawowych zabiegów TC3, czyli na przykład założenie opasek uciskowych, udrożnienie dróg oddechowych, zlikwidowanie dysfunkcji układu oddechowego. Nasz punk medyczny jest ulokowany jakieś 1200 metrów za pierwszą linią i jeżeli jest potrzeba wyjeżdżamy bezpośrednio do miejsca, gdzie jest osoba poszkodowana. My robimy wszystkie niezbędne zabiegi, jeśli wcześniej nie zostały przeprowadzone i samochodem 4x4 wieziemy poszkodowanego w tył, gdzie jest już normalna droga. Stamtąd może już odebrać poszkodowanego wojskowa karetka pogotowia, która jest przygotowana do ustabilizowania funkcji życiowych. Kiedy jest taka potrzeba, my również wykonać część czynności stabilizujących życie. Sama ewakuacja jest bardzo niebezpieczna, dlatego że między umocnionymi pozycjami Rosjanie przy pomocy dronów prowadzą ostrzał artyleryjski. Często przemieszczanie się z punktu do punktu przypomina pływanie w oceanie, gdzie mamy do czynienia z rekinami, które pływają między wyspami. Nasza ekipa jeździ na pickupie. Mamy kierowcę, który jest osobą odpowiedzialną za zapewnienie nam bezpieczeństwa pracy, czyli to jest ten uzbrojony gość. Najczęściej jest to żołnierz ukraiński. Kolejnymi osobami są pomocnik i ratownik. Ta dwójka zajmuje się „zapakowaniem" poszkodowanego i stabilizacją jego życia podczas transportu. Oczywiście na tyle, na ile warunki pozwalają. Tak wygląda organizacja na okoliczność zabezpieczonych i umocnionych punktów oporu. Kiedy dochodzi do działań, mających charakter ataku czy ofensywy to tamta organizacja pomocy wygląda inaczej. Jest płynnie dostosowywana do realiów i warunków.

(...)

Czy obecnie wykorzystujecie szpitale polowe? Transportujecie rannych drogą powietrzną?

Na tym odcinku, na którym my jesteśmy nie używa się śmigłowców do celów sanitarnych. Jest bardzo duże zapotrzebowanie na śmigłowce, które mogłyby walczyć, że nie przeznacza się ich do celów związanych z transportem rannych. Na naszym odcinku wszystko odbywa się drogą lądową. Szpitali polowych, ze względu na zabezpieczenie takiego miejsca, raczej się nie wykorzystuje. Sprawa prosta i banalna. Szpitale na namiotach, szpitale na kontenerach są zdecydowanie bardziej wrażliwe na działania przeciwnika niż szpitale w budynkach. Czasami tworzy się punkt ambulatoryjny w oparciu o budynki, piwnice i podpiwniczenia, gdzie opatruje się lżejsze rany, albo stabilizuje się poszkodowanego, jeżeli jego transport dalej byłby niebezpieczny. Właściwe szpitale wojsko opiera o już funkcjonujące szpitale cywilne.

W mediach często pojawiają się informację, w których opisywane są rosyjskie ostrzały ukraińskich medyków. Czy wojska rosyjsjanie ostrzeliwują punkty pomocy medycznej bądź karetki?

Oczywiście, że tak. Począwszy od Majdanu strzelano do oznaczonych medyków i ostrzały trwają do chwili obecnej. Oznaczone karetki obrywały już na początku. W 2021 roku była bardzo głośna sprawa, gdzie na pasie ziemi niczyjej po rzekomym zawieszeniu broni weszli medycy, którzy zostali ostrzelani przez separatystów vel Rosjan. Na chwile obecną to też ma miejsce. Szpitale są ostrzeliwane. Międzynarodowe prawo humanitarne konfliktów zbrojnych zwyczajnie nie działa. Rosjanie mają świadomość tego, że kiedy oberwie medyk to w pododdziale morale opadnie. Inni medycy będą się obawiali później udzielać pomocy, a z drugiej strony żołnierze będą bali się iść w przód mając w głowie, że w razie obrażeń nikt im nie pomoże.

Jak wygląda zdrowie psychiczne u żołnierzy? Zachowanie spokoju w takich sytuacjach musi być trudne.

To są ludzie, którzy po dźwięku lotu pocisku czy rakiety wiedzą gdzie spadnie. Kiedy spada dalej niż 100 metrów to nawet się nie chowają do ziemianki. Po pewnym czasie człowiek i jego psychika przyzwyczaja się do tego, że coś lata, przyzwyczaja się do działań artylerii. Na tym odcinku, na którym ja byłem Ukraińcy tak dobrze przygotowali swoje pozycje, że są w stanie przetrwać atak artyleryjski i psychicznie się do niego dostroić. Nie jest powiedziane, że za jakiś czas to nie wypłynie, nie jest powiedziane, że psychika nie traci na tym, co się teraz zbiera.

defence24.pl

Energetyka słoneczna bardzo szybko przyczyniła się do zbijania cen energii elektrycznej w letnich szczytach zapotrzebowania odbiorców. W czerwcu średnia cena energii o godzinie 13 wynosiła ok. 600 zł/MWh, podczas gdy szczyt wieczornego zapotrzebowania wyceniano na 1350 zł/MWh. W części Europy duży udział fotowoltaiki i farm wiatrowych prowadzi do osiągania ujemnych cen na giełdach.

Dodatkowo, farmy fotowoltaiczne, które podpisały z rządem kontrakty na sprzedaż energii przez 15 lat w ramach rozstrzygniętych aukcji OZE, sprzedają dziś energię znacznie powyżej ustalonych kontraktów różnicowych. Całą nadwyżkę finansową ponad ustalone stawki zwrócą rządowemu Zarządcy Rozliczeń. Te pieniądze mogłyby w przyszłości posłużyć do obniżania cen dla odbiorców w postaci np. ujemnej opłaty OZE na rachunkach, pomniejszających ostateczną kwotę do zapłaty, bądź jako fundusz wsparcia dla najbiedniejszych odbiorców. Rząd na razie nie zdecydował co zrobić z tymi nadwyżkami.

Jednak rosnące ceny wieczorami także są częściowo pokłosiem wzrostu mocy fotowoltaiki w systemie. Poza elektrowniami szczytowo-pompowymi, które dziś są wykorzystywane do magazynowania nadwyżek mocy z PV w ciągu dnia i produkcji energii elektrycznej wieczorem, gdy słońce zachodzi, a gospodarstwa domowe i transport szynowy zużywa więcej mocy, reszta elektrowni jest mniej elastyczna. Stare kotły węglowe najlepiej czują się przy stałym niezmiennym obciążeniu, ale ze względu na rosnącą ilość fotoenergii muszą redukować dostarczaną do systemu moc w ciągu dnia i szybko podnosić generacje wieczorem. Taką pracę zaczęły odpowiednio drożej wyceniać.

Łączny rachunek wciąż jest jednak dodatni – czyli średnie dobowe ceny z fotowoltaiką są niższe niż gdyby jej nie było. Dodatkowo pozwala to zaoszczędzić też ogromne ilości węgla. Tylko od stycznia do maja, dzięki fotowoltaice, spaliliśmy w Polsce ok. 1,5 mln ton węgla kamiennego mniej, a do końca roku zaoszczędzimy w ten sposób 4-5 mln ton. Dzięki samym domowym instalacjom fotowoltaicznym uda się więc spalić w tym roku o ok. 40 tysięcy wagonów węgla mniej. To wszystko w sytuacji, gdy zapasy węgla przy elektrowniach są na najniższym poziomie od lat, nieznacznie przekraczając dziś 4 mln ton, co wystarczyłoby na zaledwie 3 tygodnie pracy bez dostaw paliwa.

wysokienapiecie.pl