piątek, 6 grudnia 2024



Rosja od dłuższego czasu w swojej narracji próbuje powiązać Ukrainę oraz Zachód z dzihadystami, aby oskarżać je o wspieranie terroryzmu. Rosja w tych działaniach opiera się przy tym na mechanizmie opisanym w teorii dezinformacji Vladimira Volkoffa, wykorzystując słabą wiedzę dużej części zachodniej opinii publicznej na temat Bliskiego Wschodu oraz jej w pełni uzasadnioną negatywną ocenę roli Rosji. Chodzi o wykorzystanie krytycznego stosunku do Rosji do propagowania narracji pozornie uderzającej w Rosję („Rosja przegrywa”), a de facto wspierającą rosyjską narrację („Rosja broni Syrię przed dżihadystami wspieranymi przez Ukrainę i Zachód” – temat przewodni rosyjskiej narracji). Grupą docelową tego przekazu są zarówno mieszkańcy Bliskiego Wschodu jak i Europejczycy. Rosja wykorzystuje przy tym rozpowszechniony na Zachodzie naiwny i oparty na ignorancji obraz dżihadystów jako rzekomych bojowników o wolność Syrii, których walka wpisuje się w powstrzymywanie rosyjskiego imperializmu.

29 listopada 2024 r. na arabskojęzycznym koncie @mog_Russ na portalu X.com, które jest jednym z głównych narzędzi rosyjskiej dezinformacji na tym portalu, skierowanej do ludności arabskojęzycznej (498,5 tys. obserwujących), ukazała się „analiza” rzekomych powiązań ofensywy Hajat Tahrir asz-Szam z Ukrainą. Temat przewodni został tam określony w pierwszym z 15 tweetów jako „Stany Zjednoczone, Izrael i Ukraina przewodzą nowemu konfliktowi w Syrii”. Dodanie Izraela ma na celu wykorzystanie negatywnej percepcji tego państwa w świecie arabsko-muzułmańskim, wynikającej z działań Izraela w Palestynie i Libanie. Propaganda rosyjska od samego początku wojny Izraela z Hamasem i Hezbollahem stara się przypisywać tzw. „kolektywnemu zachodowi” odpowiedzialność za ofiary cywilne tej wojny. Celem tych działań jest wywołanie wrogości setek milionów arabskich muzułmanów wobec Europy i doprowadzenie do zamieszek poprzez aktywizację tej wrogości w środowiskach arabsko-muzułmańskich mieszkających w Europie. Jest to zatem klasyczny element wojny hybrydowej.

Narracja @mog_Russ zbudowana jest na zmanipulowanych zdjęciach, ich montażach, a także absurdalnej interpretacji niektórych zdjęć. Np. o powiazaniach dżihadystów z Ukrainą ma świadczyć to, że niektórzy z nich mają żółte opaski na głowie, a inni – niebieskie. Ma to być rzekomo dowód na udział w ofensywie na Aleppo „ukraińskich operatorów dronów”. Kolejne zdjęcie przedstawia grupę mężczyzn, z których jeden ma naszywkę ISIS. Choć jest to zapewne fotomontaż i nie wiadomo gdzie zostało to zdjęcie zrobione to w wątku pojawia się stwierdzenie, że są to „antyrosyjskie bojówki czeczeńskie walczące na Ukrainie”, na co brak jakichkolwiek dowodów. To prowadzi jednak do kolejnej manipulacji, tj. powiązania tego zdjęcia z nagraniami osób z naszywkami ISIS w Aleppo i stwierdzenia jakoby dżihadyści w Syrii nosili jednocześnie żółto-niebieskie pasy (w rzeczywistości na zdjęciach nikt nie nosi żółto-niebieskich oznaczeń tylko różnokolorowe opaski, w tym żółte lub niebieskie ale nie żółto-niebieskie) i oznaczenia ISIS (tu też autentyczność budzi wątpliwości gdyż HTS wywodzi się z Al Kaidy i nigdy nie używało symboli ISIS – ISIS używa czarnej flagi z arabskim napisem „Nie ma boga prócz Allaha” i słowami „Allah, prorok, Mohammad”, podczas gdy Al Kaida używa białej flagi z kaligrafią szachady). Tu pada już bezpośrednia sugestia, że jest to jakoby realizacja polityki Zełeńskiego „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” co ma oznaczać, że postrzega on ISIS jako przyjaciela.

Kolejne zdjęcia pogłębiają tę manipulację w sposób bardzo sugestywny ale w rzeczywistości nie oparty na żadnym logicznym ciągu dowodowym. Zdjęcie grupy dżihadystów, znów nie wiadomo gdzie zrobione, sugeruje, że w Syrii po stronie dżihadystów walczą ekstremiści z całego świata (co jest częściowo prawdą) ale ma to prowadzić do wniosku (nie wiadomo na jakiej podstawie), że tak samo jest w Ukrainie. Dopełnieniem manipulacji jest screen artykułu z anglojęzycznego Kyiv Independent, sugerujący udział Ukraińców w walkach Tuaregów przeciwko wagnerowcom w Mali, co oczywiście nie ma nic wspólnego z Syrią ale ma to uwiarygadniać poprzednie tezy poprzez psychologiczne oddziaływanie na percepcję odbiorcy. Dalej rosyjscy propagandyści wracają do Syrii i powołują się na filmik Kyiv Post przedstawiający jakoby udział Ukraińców w walkach w Syrii, choć w rzeczywistości jest to montaż scen jakichś ataków, z którego zupełnie nie wynika kogo, gdzie i kiedy one przedstawiają.

Następne wpisy są poświęcone domniemanemu udziałowi Turcji w ataku HTS na Aleppo, z którego jakoby automatycznie ma wynikać udział USA co jest całkowitym absurdem, gdyż interesy Turcji i USA na terenie Syrii nie sa spójne i wielokrotnie były przedmiotem sporów między tymi państwami. Po czym rosyjscy propagandyści znów wracają do Ukrainy pokazując filmiki z użycia dronów i stwierdzając, że „jest oczywiste, ze operatorzy dronów szkolili się lub walczyli na Ukrainie”. Nic takiego bynajmniej nie wynika z poprzednich wpisów ale stworzyły one psychologiczny podkład by odbiorca w to uwierzył. Kolejne wpisy podkręcają to wrażenie przedstawiając rzekomych syryjskich rebeliantów z flagami syryjskiej rewolucji i Ukrainy oraz screen artykułu z Newsweeka, który odwołuje się do wcześniejszego artykułu Kyiv Post o obecności Ukraińców w Syrii. Ma to sprawiać wrażenie potwierdzenia tej „informacji” przez różne źródła, podczas gdy w rzeczywistości tak nie jest.

Cały wątek jest bardzo sugestywny ale brak jest w nim jakichkolwiek dowodów na udział Ukrainy w walkach w Syrii. Co więcej, poza powiązaniem USA z Turcją, brak też jakichkolwiek dowodów na zaangażowanie USA, które w rzeczywistości uznaje HTS za organizację terrorystyczną i wyznaczyło nagrodę za schwytanie jego lidera. Ponadto, choć w pierwszym wpisie pojawia się również Izrael, to w dalszych już się on nie pojawia (odbiorca o tym zapomina ale powiązanie Izrael-dżihadyści-USA-Ukraina pozostaje w podświadomości). Jak widać rosyjska manipulacja odwołuje się też do źródeł ukraińskich (Kyiv Independent, Kyiv Post) i międzynarodowych (Newsweek) by uwiarygodnić swoją narrację. Wykorzystane zostały tu mechanizmy wsporników i pudeł rezonansowych z teorii Volkoffa. Wspornikami są informacje o domniemanym zaangażowaniu ukraińskiego HUR (wywiadu wojskowego) w walce z Rosją na różnych frontach na całym świecie, natomiast pudła rezonansowe to media oraz osoby, które, przeważnie w dobrej wierze, rozpowszechniają te informacje. Są tu przy tym wykorzystane dwie motywacje „pudeł rezonansowych”. Z jednej strony część ukraińskich mediów chce w ten sposób prowadzić „propagandę sukcesu” Ukrainy jako państwa o ogromnych możliwościach, zdolnego do przeciwstawiania się Rosji na różnych frontach na całym świecie. Z drugiej strony wynika to z wspomnianego wcześniej naiwnego podejścia, że walka przeciwko Assadowi w Syrii wpisuje się w globalną walkę z Rosją, bez świadomości, że taka narracja pozwala rosyjskiej propagandzie łączyć Zachód i Ukrainę z dżihadystycznym terroryzmem. Służy to przy tym uwiarygodnianiu rosyjskiej narracji nie tylko w odniesieniu do Syrii ale również innych zdarzeń, np. sugestii, że za atakiem terrorystycznym Państwa Islamskiego – Wilajet Chorasan na Crocus City Hall w marcu 2024 r. stali Ukraińcy i Zachód. Nie ulega tez wątpliwości, że jeśli dojdzie w Europie do nowych dzihadystycznych ataków terrorystycznych to Rosja powiąże je z rzekomym zaangażowaniem Ukrainy w Syrii by podsycać nastroje antyukraińskie i prorosyjskie.

shafafiyat.com


W ciągu ostatniej doby błyskawicznie skończyła się bitwa o Hamę. Po nieco ponad dwóch dniach słabego oporu siły reżimowe uciekły na południe. Pomimo tego, że Hama miała być tym miejscem, gdzie zostanie powstrzymana niespodziewanie udana ofensywa bojówkarzy. Reżim rzucił tam, co tylko był w stanie naprędce zebrać, w tym elementy jednostek uznawanych za elitarne (lub przynajmniej tych lepszych), takich jak 25 Dywizja Sił Specjalnych, czy 4 Dywizja Pancerna. Nie pomogło. Bojówkarze w ciągu kilkudziesięciu godzin skutecznie oskrzydlili miasto z zachodu i wschodu, omijając główny punkt oporu reżimu na północy, na drodze z Aleppo. Choć jeszcze w nocy z wtorku na środę zwolennicy klanu Assadów publikowali filmiki o tym, jak to będą do ostatniej kropli krwi bronić miasta i nie oddadzą go "dżihadystom", to już następnego dnia wzięli nogi za pas i zniknęli, aby uniknąć okrążenia. W czwartek Hama była już w rękach rebelii.

(...)

Znamienne jest też to, że rebelia wrzuca do sieci dużo tego rodzaju nagrań wykonanych z dronów obserwujących pole walki. Strona rządowa w ogóle tego nie robi. Jest ewidentne, że reżim przespał rewolucję dronową, pomimo wsparcia Rosji - jednego z dwóch państw na świecie, które najlepiej wiedzą, jak korzystać z prostych i tanich bezzałogowców. Jednocześnie bojówkarze twierdzą, że już wiele miesięcy temu nawiązali kontakt z Ukraińcami, prosząc ich o porady w tym zakresie i je dostali. Są to twierdzenia  jedynie o doradztwie, przy jednoczesnym zaprzeczaniu, aby ukraińskie służby były na miejscu i aktywnie wspomagały bojówki.

Używanie dronów do rozpoznania i ataków daje bojówkom znaczącą przewagę. Siły reżimowe nie są przyzwyczajone do zagrożenia z powietrza, uderzeń na stanowiska dowodzenia, pojazdy z oficerami, czy po prostu zgromadzenia wojska. Przez lata działały w innych warunkach i przy niskiej organizacji oraz morale - ma to druzgocący wpływ na ich skuteczność. Rebelianci nie dają im chwili na złapanie oddechu i reorganizację, co pogłębia kryzys. Ich postępów nie da się opisać inaczej jak błyskawiczne i szokujące.

Aktualnie (piątek w południe) czołówki bojówkarzy mają być już kilka kilometrów od zabudowań Hims. W ciągu doby pokonały około 40 kilometrów od Hamy, nie napotykając oporu. Rosjanie próbowali zbombardować i zniszczyć duży most nad rzeką Orontes w połowie drogi, ale jedynie go uszkodzili i rebelianci po nim przejechali. Siły rządowe najwyraźniej nie próbowały stawiać żadnego zorganizowanego oporu na teoretycznie bardzo dogodnej do obrony rzece, płynącej w tej okolicy głęboką doliną. Wygląda tak, jakby nastąpiła kompletna dezintegracja sił reżimowych, które uchodzą dalej na południe ku Damaszkowi, albo na zachód na wybrzeże. Jednocześnie pojawiają się doniesienia, że wycofują się też pośpiesznie z pustynnego wschodu kraju, oddając teren nad Eufratem bojówkom kurdyjskim.

gazeta.pl


To, że w Syrii doszło do eskalacji nie jest samo w sobie niczym zaskakującym dla każdego kto śledził sytuację bezpieczeństwa w tym kraju. Choć w 2020 r. doszło do deeskalacji, a Assad dokonał normalizacji z większością podmiotów państwowych wspierających wcześniej różne grupy niepaństwowe (w uproszczeniu – rebeliantów), w szczególności państwami arabskimi (z ważnym wyjątkiem Kataru), to wojna domowa się nie zakończyła. Co więcej, brak było jakichkolwiek poważnych rozmów w celu znalezienia politycznego rozwiązania konfliktu, a zatem wojna w pewnym momencie musiała zostać wznowiona i to właśnie nastąpiło.

W tym kontekście warto zacząć od przedstawienia stron w tym konflikcie. Obraz, w którym z jednej strony są „rebelianci”, a z drugiej reżim niemal od samego początku tej trwającej od 2011 r. wojny był fałszywy. Siły rządowe, czyli Assad i Syryjska Armia Arabska (SAA) są oczywiście jedną ze stron konfliktu. Głównymi sojusznikami Assada są Iran i jego sojusznicy, w szczególności Hezbollah i niektóre szyickie milicje z Iraku (takie jak Kataib Hezbollah i Harakat Hezbollah al-Nujaba). Rosja jest strategicznym sojusznikiem Assada ale jednocześnie nie kieruje się jego interesem (w przeciwieństwie do sił szyicko-proirańskich, które mają wspólne z Assadem interesy regionalne, mimo zasadniczych różnic ideologicznych), lecz swoim. Ma to ogromne znaczenie zważywszy na transakcyjny charakter relacji rosyjsko-tureckich, które nie ograniczają się bynajmniej do Bliskiego Wschodu.

Głównymi przeciwnikami Assada są natomiast dwie grupy, które same w sobie stanowią koalicję różnych grup zbrojnych. Z jednej strony jest Hajat Tahrir asz-Szam, ugrupowanie wywodzące się z Dżabat an-Nusra, czyli syryjskiej franczyzy Al Kaidy, którym przewodzi Abu Mohammad al Dżolani. Ugrupowanie to przeszło daleko idący lifting, a po zajęciu Aleppo Dżolani zapewnił, że mniejszościom religijnym z ich strony nic złego nie grozi. Istnieją jednak głębokie wątpliwości co do wiarygodności tych zapewnień i trzeba pamiętać, że talibowie (którzy wyznają podobną ideologię co HTS) również dokonali liftingu ale ich obietnice po zajęciu Afganistanu zostały dotrzymane tylko w ograniczonym zakresie. Ponadto trzeba zrozumieć, że HTS może i nie będzie dokonywać publicznych egzekucji na wzór ISIS (choć doniesienia o pozasądowych egzekucjach już się pojawiły) ale ich celem nie jest „demokratyczna Syria” tylko teokratyczne państwo islamskie, w którym nie-muzułmanie będą musieli dostosować się do zasad islamskich i płacić specjalny podatek – dżizję. Zresztą HTS nie jest jednolitą grupą co utrudnia utrzymanie nad nią pełnej kontroli i powstrzymanie „incydentów”. HTS może liczyć na wsparcie Kataru (przynajmniej do pewnego stopnia), a jednocześnie jest uznawana przez USA za organizację terrorystyczną, a za głowę Dżolaniego Amerykanie oferują wysoką nagrodę. HTS, do czasu rozpoczęcia w końcu listopada ofensywy na Aleppo, kontrolowało większość muhafazy Idlib.

Drugą grupą, której deklarowanym przeciwnikiem jest Assad, jest Syryjska Armia Narodowa (SNA), będąca konglomeratem różnych ugrupowań, przeważnie dżihadystycznych, działających pod patronatem Turcji na terenach okupowanych przez nią w północnej Syrii. Warto podkreślić, że o ile obecnie działania HTS i SNA przedstawiane są jako jednolite działania „syryjskich rebeliantów” to w przeszłości dochodziło również do starć między obydwoma grupami. SNA działa na terenach kontrolowanych przez Turcję, podczas gdy celem HTS jest obalenie Assada i pozbycie się innych sił państwowych z Syrii, w tym Turcji. W skrócie, o ile SNA realizuje interes Turcji to HTS realizuje swój własny. Dlatego HTS skoncentrowane jest obecnie na ofensywie na Hamę, podczas gdy SNA zajmuje się głównie walką z Syryjskimi Siłami Demokratycznymi (SDF).

Z kolei SDF to zdominowana przez Kurdów koalicja, kontrolująca północno-wschodnią Syrię (tzw. Autonomiczną Administrację Syrii Północno-Wschodniej – AANES), a także (do czasu tej ofensywy) dzielnicę Sheikh Maqsoud w Aleppo oraz pewne obszary w prowincji Aleppo (tzw. Shahba wokół Tel Rifaat). SDF od 2016 r. wspierana jest przez USA w ramach walki z ISIS (w którego zwalczeniu odegrała kluczową rolę, a którego komórki wciąż są aktywne na pustyni syryjskiej) ale jednocześnie jest uznawana przez Turcję za organizację terrorystyczną. To właśnie likwidacja AANES, a nie obalenie Assada, jest głównym celem Turcji i SNA. Relacje SDF z SAA są złożone i można je określić jako w zasadzie „non-engagement”, choć od czasu do czasu dochodziło do starć. W ostatnim czasie dochodziło też coraz częściej do ataków na SDF ze strony Kataib Hezbollah oraz amerykańskich nalotów na pozycje KH, w ramach amerykańsko-irańskiej wojny proxy. Dodatkowym interesującym aspektem były deklaracje wsparcia dla SDF ze strony Izraela, choć były one raczej wyrazem taktycznego osłabiania Turcji i Iranu, a nie elementem jakiegoś strategicznego planu wsparcia Kurdów przez Izrael.

W odniesieniu do międzynarodowego tła wznowienia walk jest wiele niewiadomych i pojawiło się wiele teorii propagowanych przez różne strony, co jest oczywiście elementem wojny informacyjnej. Rosja, która musi jakoś wyjaśnić swoją słabość w reakcji na obecne wydarzenia, forsuje absurdalną i charakterystyczną dla niej narrację, że dżihadyści byli szkoleni w Ukrainie, a cała ofensywa to plan USA i NATO. Z kolei siły proirańskie twierdzą, że dżihadyści działają na zlecenie Izraela i przy wsparciu USA oraz Turcji, które chcą oddać kontrolę nad Syrią „syjonistom”. Teorie te nie mają oczywiście nic wspólnego z rzeczywistością, choć wznowienie walk w Syrii jest oczywiście na rękę Izraelowi, gdyż walczą ze sobą dwaj jego wrogowie (ale nie jest w jego interesie wygrana którejkolwiek ze stron). Poza tym pojawiły się też nie potwierdzone jeszcze informacje, że irackie Ramy Koordynacyjne (czyli szyickie i w dużym stopniu proirańskie zaplecze rządu Sudaniego) przekazały Iranowi, że ze względu na sytuację nie powinien wciągać sił irackich w konfrontację z Izraelem, co również jest bardzo dobrą informacją dla Izraela. Izrael nie miał jednak zdolności by wesprzeć ofensywę HTS. Z drugiej strony Hezbollah, osłabiony militarnie przez konfrontację z Izraelem, jest w tej chwili w trudnej sytuacji, gdyż z jednej strony chciałby iść na odsiecz Assadowi, a z drugiej widać coraz więcej naruszeń rozejmu w Libanie, co powoduje, że jest on wciąż zaangażowany w konfrontację z Izraelem. Jest to jednak dodatkowy plus dla Izraela, gdyż zdaje Assada na łaskę Rosji (osłabiając jego zależność od Iranu – a to nie jest to samo), z którą (mimo spektakularnych potyczek dyplomatycznych) Izrael ma pewne porozumienia.

Bardzo prawdopodobne jest natomiast to, że eskalacja była efektem rewizji dealu turecko-rosyjskiego, co jednak wymknęło się spod kontroli ze względu na działania HTS (niekontrolowanego ani przez Turcję ani oczywiście przez Rosję), a także większą słabość sił Assada niż można się było spodziewać. Sugerować to mogą wypowiedzi przedstawicieli Turcji, z początków tej ofensywy, z których wynikało, że jest ona prowadzona na ograniczoną skalę i nawiązywali do dealu z 2020 r. W tym kontekście, z perspektywy Turcji, wynikły dwa problemy. Pierwszy związany jest ze zmianą układu sił. W 2020 r. Rosja była stroną silniejszą, a obecnie zależy jej na utrzymaniu przez Turcję względnej neutralności wobec konfliktu w Ukrainie. Drugi związany jest z tym, że Erdogan bezskutecznie dążył do normalizacji relacji z Assadem, co w rezultacie miało doprowadzić do powrotu uchodźców syryjskich z Turcji do Syrii oraz do likwidacji AANES przez skoordynowane działania Turcji i Syrii. Rosja starała się pośredniczyć w mediacji ale Assad poczuł się zbyt pewny siebie, ze względu na bezwarunkowe wsparcie irańsko-szyickie, a także normalizację relacji z GCC, zwłaszcza ZEA i Arabią Saudyjską. W rezultacie deal rozbijał się o żądania Assada by Turcja wycofała się z Syrii. Przy czym Rosja naciskała na taki deal między Assadem a Turcją nie dlatego, że był on dla niej sam w sobie korzystny, lecz dlatego, że nie miała wyjścia – za bardzo zależało jej na relacjach z Turcją w innych obszarach.

W takich warunkach można przyjąć, że cierpliwość Turcji się wyczerpała i postawiła ona Rosji ultimatum dotyczące rewizji układu z 2020 r. oraz zdyscyplinowania Assada, poprzez pokazanie mu, że w konfrontacji z Turcją jest bezsilny jeśli Rosja mu nie pomoże. Rosja zresztą również by na tym skorzystała, gdyż Assad przestałby prowadzić coraz bardziej niezależną od niej politykę. W tym kontekście warto pamiętać, że zastępowanie wpływów rosyjskich przez irańskie nie jest na rękę Rosji. Ponadto Dżolani dał już sygnał, że chętnie by się z Rosją dogadał i choć oferta ta pozostała bez odpowiedzi to warto pamiętać, że z talibami Rosja ma obecnie świetne relacje, więc łatwo sobie wyobrazić podobne z HTS.

defence24.pl


We francuskich Siłach Powietrznych i Kosmicznych do uderzeń z użyciem naddźwiękowych pocisków manewrujących ASMP-A wykorzystuje się obecnie dwumiejscowe myśliwce Rafale B w standardzie F-3R. Samolot tej odmiany ma kabinę z fotelami dla pilota oraz nawigatora-operatora systemów uzbrojenia NOSA (Navigateur Operateur Systéme d’Armes). Załogi tych maszyn są szkolone w bardzo długich misjach, które trwają po kilkanaście godzin i wymagają kilkukrotnego tankowania z powietrznego zbiornikowca. W tym kontekście także flota 15 samolotów tankujących A330MRTT (według stanu na grudzień 2023 r. dostarczono 12) również jest traktowana przez Francuzów jako zasób strategiczny, a służące w eskadrze 31e EARTS załogi tych maszyn muszą być cały czas gotowe do wsparcia operacji uderzeniowych Rafale B w dowolnym miejscu na globie.

Wykwalifikowanych do posługiwania się bronią jądrową w siłach powietrznych jest 50 proc. ogółu załóg przeszkolonych na samoloty Rafale B/C. Ściśle do zadań strategicznych wyznaczonych jest jednak tylko około 40 samolotów, które są sformowane w dwie eskadry: EC 1/4 "Gascogne" oraz EC 2/4 "La Fayette". Obie jednostki stacjonują w 133. Bazie Lotniczej w Saint-Dizier. Dodatkowo siły morskie mają przygotowaną przynajmniej jedną, a przypuszczalnie dwie jądrowe eskadry pokładowe, lecz do dyspozycji oddano marynarzom nie więcej niż 10 głowic do pocisków lotniczych. Samoloty pokładowe typu Rafale M bazują na jedynym francuskim lotniskowcu "Charles de Gaulle".

Obecnie znajdujący się na uzbrojeniu pocisk manewrujący ASMP wszedł do służby w 1986 r., zastępując swobodnie spadające bomby jądrowe AN-22. Pierwotna wersja ASMP miała zasięg wynoszący 300 km, ale w kolejnej wersji ASMP-A z 2009 r. zwiększono go do 500 km. Pocisk ma do wyboru trzy trajektorie lotu: na małej wysokości z manewrami zgodnie z kształtem terenu, trajektoria morska na stałej wysokości kilkudziesięciu metrów nad wodą, jak również tryb lotu na dużej wysokości ze stromym zejściem na cel. Ten ostatni sposób umożliwiające uzyskanie największego zasięgu. Moc głowicy jądrowej TN81 jest szacowana na 300 kt. Powstało w sumie 90 pocisków ASMP-A, ale istnieją do nich tylko 54 głowice bojowe, a reszta służy za pociski szkolne.

onet.pl


Transport rosyjskiej ropy jest coraz trudniejszy. Podwyżka głównej stopy Banku Centralnego oraz zaostrzenie zasad płatności za dostawy surowców trafiające do Indii doprowadziły do ​​tego, że tamtejsze rafinerie, które wcześniej otrzymywały oferty zakupu rosyjskiej ropy od wielu handlarzy, kupują obecnie surowce jedynie od kilku firm. Takie informacje przekazuje kilka źródeł.

Pod koniec października Bank Centralny Federacji Rosyjskiej podniósł główną stopę procentową do 21 proc. To skomplikowało życie większości rosyjskich instytucji biznesowych, w tym koncernów naftowych.

Według trzech źródeł, rosyjskie koncerny naftowe, które mają problemy z kapitałem obrotowym, zaczęły prosić o zaliczkę na poczet wolumenów ropy co najmniej na dwa tygodnie przed wysyłką.

Dodajmy, że na początku 2022 r., kiedy rosyjska ropa zaczęła znikać z zachodnich rynków, wielu sprzedawców sprzedawało ładunki bez przedpłaty, próbując znaleźć miejsce dla wypuszczonych baryłek.

Indyjskie rafinerie — od prywatnych Reliance Industries i Nayara po państwowe Indian Oil, BPCL, HPCL i MRPL — są od 2022 r. największymi odbiorcami rosyjskiej ropy. Przyciągnęła ich niska cena przecenionego surowca, a także jego jakość.

Jeden z indyjskich nabywców powiedział, że jego firma otrzymuje oferty zakupu Uralu głównie od rosyjskich producentów i około trzech do czterech pośredników, w porównaniu z ponad 10 handlowcami na początku tego roku. Przypisuje to zanikowi marż handlowców, ponieważ koszty finansowania handlu pochłaniają cały dochód pośrednika.

— Opłaty są bardzo wysokie — wskazał Hindus.

Źródła podają, że obecnie swobodnie działać mogą tylko te firmy, które posiadają własne fundusze.

Finansowanie handlu to drażliwy temat dla rosyjskich firm. Za wszystko: transakcje, wymianę walut, trzeba płacić prowizję... A pożyczki są teraz bardzo drogie — przekazało źródło w firmie handlowej.

Inne źródło natomiast zauważyło, że rosyjskie koncerny naftowe zacieśniają więzi z rafineriami indyjskimi i chińskimi, głównymi odbiorcami ich surowców, i starają się zawierać kontrakty bezpośrednie, unikając płacenia handlarzowi prowizji i trudności z przelewami bankowymi.

Import ropy naftowej do Indii z Rosji wzrósł we wrześniu o 11,7 proc. do 1,9 mln baryłek dziennie, co odpowiada około dwóm piątym całkowitego importu ropy naftowej.

W listopadzie pierwszy wicepremier Denis Manturow powiedział, że Federacja Rosyjska i Indie pracują nad podpisaniem umowy międzyrządowej w sprawie dostaw ropy i produktów naftowych. Oznacza to, że rosyjskie firmy będą mogły dostarczać więcej surowców w ramach kontraktów bezpośrednich.

Źródło zajmujące się zakupem rosyjskiej ropy dla Indii podało, że obecnie w korzystniejszej sytuacji są firmy handlowe posiadające własną flotę, która pozwala im zaoszczędzić na dostawach ładunków.

Firmy handlowe, które zakupiły tankowce do przeładunku rosyjskiej ropy, muszą z nich korzystać, bo w przeciwnym razie będą "tkwić" bezczynnie. Ze względu na ryzyko sankcji statki takie mogą przewozić wyłącznie rosyjską ropę – dodało źródło.

onet.pl/The Moscow Times