niedziela, 6 listopada 2016


Newsweek Historia: Ksiądz Walerian Meysztowicz twierdził, że prawobrzeżna Ukraina – Kijowszczyzna, Podole, Wołyń – była jak Sycylia. Obie te krainy stanowiły najbardziej zacofane regiony swoich krajów. Dysproporcje materialne miały tu niewyobrażalny charakter. W połowie XIX wieku 7 tysięcy przedstawicieli polskiego ziemiaństwa miało w posiadaniu 3 miliony „dusz”.

Daniel Beauvois: Takie porównanie jest jak najbardziej słuszne. To był świat, którym Polacy z Warszawy po prostu gardzili. Chyba nigdzie nie było tak źle jak tutaj. Do przedednia rewolucji bolszewickiej stosunki między wsią a dworem nie zostały uregulowane i nie było w nich nic normalnego...

Pod koniec XIX w. ziemia zaczęła przynosić większe zyski, więc liczyła się każda jej piędź. Wypędzono kogo się dało, a ziemię oddano w arendę kolonistom – Niemcom i Czechom, bo płacili więcej.

Zresztą zachłanność polskiego ziemiaństwa była tak wielka, że postępowali w ten sposób nie tylko z chłopstwem. Tak samo zachowywali się wobec zdeklasowanej części własnego stanu szlacheckiego.

Newsweek Historia: Mam kolegów z rodzin ziemiańskich wywodzących się z tamtych regionów. Opowiadają zupełnie co innego: że panował tam wzajemny szacunek, że ich praszczur z radością przyjmował we dworze prawosławnych i Żydów, którzy w każde święto składali mu wylewne życzenia. Skąd asymetria w relacjach?

Daniel Beauvois: Po pierwsze, pamięć to nie historia. Najczęściej służy uszlachetnianiu człowieka. Po drugie, właściciele ziemscy jako dobrzy katolicy chcieli samych siebie przekonać, że żywią do ludu pewien sentyment, uznanie i ludzkie uczucia. Ale gdy widzimy, jak naprawdę byli traktowani chłopi, trochę trudno w to uwierzyć. Przeczytałem mnóstwo pamiętników ziemiańskich. I tam każdy jest przekonany o swojej szlachetności – nie ma żadnego poczucia winy ani wątpliwości. Każdy święcie wierzy, że strzegł polskości na Wschodzie, że budował wielkość swego narodu. Że liczą się przede wszystkim wielkie pałace – a nigdzie nie było takiego przepychu jak na Ukrainie – i piękne kościoły. A o tym, że lud żył w nieludzkich warunkach, wspomina się tylko półgębkiem. Bratanie się z ludem najczęściej sprowadzało się do jednego: że pan brał sobie kochankę z ludu dla – jak to wtedy nazywano – „podrasowania” chłopstwa. Dla panów to było normalne. Hrabia Mieczysław Potocki miał w pałacu w Tulczynie harem złożony z urodziwych ukraińskich chłopek. Krótko mówiąc – nie ma sensu szukać prawdy w ziemiańskiej pamięci i ziemiańskich pamiętnikach. Nienawiść ludu, która przejawiała się w ciągu wieków, nie wzięła się znikąd.

(...)

Newsweek Historia: „Wasza Królewska Mość nie powinna zanadto ubolewać nad utratą dobra publicznego, ponieważ zdołała uratować dobra poszczególne” – pisze tuż po III rozbiorze Polski Jan Potocki do Stanisława Augusta. Ten wątek przewija się przez całą pańską książkę – polskie elity wykorzystują władzę carską, aby utrzymać swój majątek.

Daniel Beauvois: To jest jedna z rzeczy, o których nie mówiono przed moimi badaniami. Archiwa pokazują, że ziemiaństwo współpracowało z caratem na ogromną skalę. Bez pomocy policji, czasem wojsk rosyjskich, polscy panowie nie mogliby tłumić buntów ani utrzymać porządku w swoich majątkach. Chyba najwyraźniej widać to w czasie rewolucji 1905 r. Ziemianie wysyłają wówczas do Kijowa masę przeróżnych apeli i telegramów, aby władze przydzieliły oddział policji lub sotnię Kozaków na pomoc. Zostali bowiem otoczeni przez swoich chłopów. Sami mówili: „Nasze rezydencje są wyspami cywilizacji w morzu barbarzyństwa”. Tak siebie postrzegali: jako ludzi ciągle zagrożonych.

Newsweek Historia: To była kolaboracja?

Daniel Beauvois: Wydaje mi się, że arystokracja nie miała po prostu innego wyboru. Od początku rozbiorów groziła jej konfiskata majątków; z Petersburga ciągle napływały takie groźby. W rezultacie większość arystokratów bardzo się spieszyła na koronacje Pawła I, Aleksandra I, Mikołaja I i tak dalej. A zgromadzenia szlacheckie – sejmiki powiatowe czy gubernialne – regularnie wysyłały do cara zapewnienia o lojalności. Należało pokazać, że jest się wiernym. To był warunek przetrwania. Na dodatek ziemiaństwo miało coś w rodzaju patriotycznego alibi – ojcowizna była substytutem ojczyzny. Obrona ziemi, majątku była dla niej patriotycznym obowiązkiem. Ale to alibi było nadużywane. Bardzo często zmieniało się to w zasadę: ubi bene, ibi patria – moja ojczyzna jest tam, gdzie jest moje dobro... Przypomnijmy sobie powstania. Litwa brała aktywny udział w powstaniu listopadowym i styczniowym. Udział Ukrainy w powstaniu listopadowym był mierny, a w powstaniu styczniowym żaden. Takie niestety są fakty historyczne...

newsweek.pl