niedziela, 31 stycznia 2021


Publikację tę z miejsca okrzyknięto nowym „długim telegramem” – odnosząc się do słynnego tekstu George’a F. Kennana – nota bene twórcy i pierwszego dyrektora PPS – z lutego 1946 roku, który stał się podstawą polityki powstrzymywania ZSRR po II wojnie światowej. Ministerstwo spraw zagranicznych ChRL określiło Elementy jako kolejny zbiór antychińskich kłamstw, ujawniający głęboko zakorzenione zimnowojenne myślenie i ideologiczne uprzedzenie Ameryki. To reakcja niezaskakująca, chociaż zimnowojenne nawiązania nie są dla dokumentu kluczowe, a podobieństwa między ChRL i ZSRR uzasadnia się przede wszystkim ze względu na autorytarny charakter obu państw (łączący leninizm z nacjonalizmem), wskazując jednocześnie istotną różnicę: Moskwa poszukiwała dominacji głównie w oparciu o potęgę wojskową, natomiast Pekin, z którego zdolnościami militarnymi również należy się liczyć, próbuje przekształcić system międzynarodowy w sposób znacznie bardziej subtelny i poparty potęgą gospodarczą „o której Sowieci mogli jedynie pomarzyć”. Z kolei chwytliwy i popularny wśród komentatorów, choć nie w pełni adekwatny do charakteru rywalizacji amerykańsko-chińskiej, termin zimna wojna, został przywołany w dokumencie zaledwie dwa razy i w przeszłym kontekście.

Elementy opublikowano w szczególnym czasie: tuż po przegranych przez Donalda Trumpa wyborach prezydenckich. Jest to zatem rodzaj dyplomatycznego testamentu odchodzącej administracji, który oprócz technologiczno-gospodarczego aspektu rywalizacji podkreśla również wymiar aksjologiczny (w tym zakresie jest to bez wątpienia powrót do narastania konfrontacji ideologiczno-politycznej, która według Zbigniewa Brzezińskiego była głównym wyzwaniem w amerykańsko-sowieckiej rywalizacji w okresie zimnej wojny). Jakie zatem są Chiny oglądane okiem strategów z Białego Domu?

Oś narracji dokumentu wyznacza wypowiedź przewodniczącego Xi Jinpinga z 2013 roku, o warunkowym korzystaniu z dobrodziejstw kapitalizmu jako środka do realizacji celu nadrzędnego w polityce wewnętrznej (powszechny dobrobyt) i zagranicznej (dominacja w systemie międzynarodowym). Natomiast ChRL zdefiniowana jest jako „wielka potęga zarządzana przez autorytarny reżim oparty na modelu dwudziestowiecznej marksistowsko-leninowskiej dyktatury”. Stany Zjednoczone przyznają się w Elementach do złudzeń którymi kierowały się od końca lat 70. ubiegłego wieku – że Chiny są komunistyczne głównie z nazwy i że ich mariaż z gospodarką kapitalistyczną w połączeniu „z konstruktywnym zaangażowaniem” w system międzynarodowy, doprowadzi finalnie do demokratyzacji. Teraz już wiemy, że takie oczekiwanie było nie tylko błędne, ale i nieuzasadnione, opierając się na przeświadczeniu, że historia jest procesem teleologicznym a ludzkość zmierza do ostatecznego uporządkowania w oparciu o reguły demokracji liberalnej. Amerykańskie założenia mogą dziwić, tym bardziej że Komunistyczna Partia Chin (KPCh) nigdy nie dała do zrozumienia Zachodowi, że jest zainteresowana przejęciem liberalnego pakietu normatywnego. Deng Xiaoping, którego Stany Zjednoczone „chciały kochać”, postawił tę kwestie jasno już w 1979 roku, formułując tzw. „cztery podstawowe zasady” o nienaruszalności rządów KPCh i doktryny marksistowsko-leninowskiej w procesie modernizacji państwa (40 lat później przypomniał o tym w zdecydowanym tonie Xi Jinping). Wbrew koncepcji „końca historii” Chiny zaprzeczyły logice rozwoju kapitalizmu, decydując się na jedynie częściowe (przejściowe?) zastosowanie mechanizmów rynkowych w gospodarce, podążając w tym zakresie raczej za przykładem leninowskiego NEP-u niż wskazaniami MFW. Tym samym obrały alternatywny model rozwoju – państwowego kapitalizmu.

Wymieniona w raporcie lista przyczyn sukcesu gospodarczego ChRL jest długa. Jako najważniejsze z nich wymienia się m.in. kradzież własności intelektualnej (kosztująca gospodarkę USA nawet 600 mld USD rocznie), przejęcie światowych łańcuchów dostaw, rosnącą potęgę w wielu gałęziach przemysłu i wysokich technologiach, rozwój AI w warunkach państwa autorytarnego (zbieranie danych bez poszanowania prywatności obywateli), wsparcie i kontrolę państwa nad firmami rozwijającymi sieć 5G i technologie inwigilacji obywateli, Pas i Szlak jako narzędzie ekspansji gospodarczej i wciągania państw i ich elit w orbitę polityczną Pekinu, korzystanie z nieskrępowanego dostępu do światowych rynków kapitałowych (ponad 130 chińskich firm na amerykańskiej giełdzie o łącznej wycenie ponad 1 bln USD) i korzystanie z otwartości liberalnych demokracji wraz z realizacją celów politycznych za pomocą narzędzi gospodarczych. Jednak niektóre z powyższych „sprzeczności” między USA i ChRL wynikają raczej z natury globalnego kapitalizmu, niż leninowskiego charakteru chińskiego państwa. Jak wskazują sami autorzy Elementów, od wejścia Chin do WTO, amerykańscy producenci zaczęli w coraz większym stopniu korzystać z niskich kosztów pracy w ChRL, co przełożyło się na spadek cen dla amerykańskich konsumentów i wzrost zysków producentów. Negatywną konsekwencją tych działań był China shock, który dotknął mały i średni sektor wytwórczy w USA (utrata 2,4 mln miejsc pracy) i innych państwach, powodując przejęcie przez Pekin kontroli nad łańcuchami dostaw. Co więcej, raport nie wspomina, że przyjęcie Chin do WTO w 2001 roku bardziej w oparciu o (błędne) przesłanki polityczne niż gospodarcze, zwiększyło jedynie możliwości oddziaływania i rozbudziło ich globalne aspiracje.

Kolejny rozdział dokumentu wskazuje najważniejsze elementy chińskiego postępowania: utrzymanie leninowskiego reżimu (prymatu KPCh w systemie politycznym), wykorzystywanie potęgi gospodarczej kraju do politycznego podporządkowania innych państw, przekształcanie organizacji międzynarodowych od środka zgodnie z celami KPCh, oraz dążenie do stworzenia najpotężniejszej armii na świecie, która w perspektywie krótko- i średnioterminowej będzie wykorzystywana do testowania amerykańskich reakcji na zagrożenia dla bezpieczeństwa sojuszników w regionie Indo-Pacyfiku, zwłaszcza Tajwanu.

Z kolei odnosząc się do intelektualnych źródeł „chińskiego postępowania” wskazuje się na leninowsko-marksistowski charakter reżimu, dając jednocześnie do zrozumienia, że wieloletnim błędem USA było bagatelizowanie tego komponentu. Wydaje się, że wynikało to z projekcji własnych, amerykańskich wyobrażeń odnośnie kształtu państwa, społeczeństwa i porządku międzynarodowego na Chiny lub narzucanie z góry przyjętych założeń na politykę międzynarodową. W tym zakresie Elementy stanowią wezwanie do podjęcia bardziej racjonalnej polityki wobec ChRL, biorącej pod uwagę (leninowski) rodowód systemu politycznego i endemiczne cechy państwa chińskiego (z poczuciem wyższości kulturowej i moralnej, zwłaszcza wobec mniejszych sąsiadów), zgodnie z którymi Pekin wyznacza cele w polityce międzynarodowej.

Nie porzucając cechującego amerykański dyskurs przeświadczenia o wyjątkowości i uniwersalności własnych reguł, Stany Zjednoczone zdają się jednak przyznawać w dokumencie do jałowości używania wartości zachodnich jako (wyłącznego) kryterium służącemu analizowaniu i krytykowaniu KPCh, która owe wartości postrzega jako główne zagrożenie dla swojego przetrwania. Chiny – jak każde imperium – definiują siebie w kategoriach uniwersalistycznych, a zbudowany wokół zachodnich norm gospodarczych i politycznych porządek międzynarodowy postrzegają jako niesprawiedliwy. Odpowiedzią KPCh jest własna koncepcja ładu światowego, określana jako „wspólnota przeznaczenia dla ludzkości” i „nowy rodzaj stosunków międzynarodowych”.

Jednocześnie USA wydają się dostrzegać fakt, że wraz z objęciem władzy przez Xi Jinpinga, Chiny utwierdziły się w przekonaniu o ich momencie dziejowym i znalazły się ponownie – parafrazując historyka Ge Zhaoguanga – w „epoce bez lustra”. ChRL dotykają słabości immanentne dla każdej autokracji, jak trudność w utrzymaniu innowacji i zdolności adaptacji gospodarki w dłuższej perspektywie oraz nieskuteczność w tworzeniu trwałych sojuszy i mobilizacji przyjaciół. Ponadto jako z natury represyjne wobec obywateli państwo autokratyczne, Chiny muszą przekierowywać środki z nakładów wojskowych na utrzymanie porządku społecznego (wydają więcej na bezpieczeństwo wewnętrzne niż na obronę narodową). Natomiast w odniesieniu do słabości endemicznych zalicza się m.in. ogromne różnice dochodowe w społeczeństwie, uzależnienie gospodarki od eksportu, zachodnich półprzewodników i dolara, zadłużenie chińskich firm (fala bankructw), złą sytuację demograficzną (gwałtowne starzenie się społeczeństwa i nierównowaga płci), dewastację środowiska naturalnego i korupcję. Czynnikiem o potencjalnie bardzo negatywnych konsekwencjach jest zakwestionowanie przez Xi Jinpinga reguł przekazywania władzy, które po Deng Xiaopingu zapewniały w miarę stabilne trwanie autorytarnego systemu. Słabością Chin jest ponadto niski poziom zaufania na arenie międzynarodowej, który obniżył się wyraźnie w trakcie pandemii Covid-19.

obserwatormiedzynarodowy.pl

Ponieważ Chiny stały się „patronem” Serbii w walce z pandemią, warto również przyjrzeć się jak współpraca z Pekinem była wykorzystywana w kampanii wyborczej, w większym stopniu służącej promocji osobistej pozycji Aleksandra Vučića, niż rządzonej przez niego partii SNS.  Kalendarz wyborczy z udziałem przedstawicieli Państwa Środka był napięty. Od końca maja serbski prezydent w towarzystwie ambasador ChRL Chen Bo, odbył serię „gospodarskich wizyt” związanych z chińskimi inwestycjami; w kampanię wyborczą z Chinami w tle aktywnie włączyli się również przedstawiciele serbskiego rządu. 30 maja w ramach przedwyborczych inspekcji, serbski przywódca w towarzystwie wicepremier i minister infrastruktury Zorany Mihajlović oraz chińskiej ambasador, odwiedził plac budowy kolei Budapeszt-Belgrad (odcinek Belgrad-Stara Pazova, dł. 34,5 km; koszt 350,1 mln USD). Oprócz podziękowań dla chińskich partnerów i wyrazów uznania dla serbskich i chińskich robotników, prezydent przedstawił również harmonogram prac kolejnych odcinków po stronie serbskiej (ostatni etap Nowy Sad – Subotica może zostać ukończony w 2024 roku).

(...) Z kolei 9 czerwca wicepremier Mihajlović odbyła inspekcję budowy tunelu Straževica, za którego wykonanie odpowiedzialna jest China Power Construction Corporation (Powerchina). Oprócz minister Mihajlović, w inspekcji udział wzięli burmistrz Belgradu Zoran Radojičić oraz radca polityczny ambasady ChRL Tian Yishu. Dzień później w ramach „dyplomacji kolejowej” Mihajlović spotkała się również z głównym menedżerem China Railway International Company (CRIC) Xu Xiaoyunem (konsorcjum CRIC i CCCC odpowiada za realizację odcinka Belgrad-Stara Pazova); podkreśliła, że połączenie kolejowe Budapeszt-Belgrad jest niezmiernie ważne dla Serbii i Chin, jest osobiście wspierane przez  przywódców obu państw i stanowi symbol przyjaźni między oboma narodami.

W tym samym czasie premier Ana Brnabić (również członkini SNS) odbyła wizytę na budowie chińskiej fabryki w Niszu. Szefowa serbskiego rządu, w towarzystwie ambasador Chen Bo, odwiedziła teren inwestycji, na której powstaje fabryka chińskiego producenta reflektorów samochodowych Xingyu. Projekt o wartości 60 mln USD ma zostać ukończony do lutego 2021 r. i zapewnić pracę dla 1000 osób; produkcja ma być kierowana głównie na eksport do państw UE (m.in. Niemiec, Francji i Słowacji). Zdaniem Chen Bo, fabryka w Niszu świadczy, że Serbia staje się atrakcyjnym miejscem do inwestowania. W marcu br. rząd Serbii, w ramach pomocy państwowej dofinansował projekt sumą 16,4 mln EUR. Fabryka – jak podkreśliła premier – jest budowana przez serbską firmę „Konstruktor”, która stwarza lokalne miejsca pracy. To sytuacja odmienna niż przy okazji dużych inwestycji infrastrukturalnych realizowanych przez chińskie firmy w Serbii, przy których pracują chińscy robotnicy, co budzi zrozumiałe kontrowersje w państwie o stosunkowo wysokim poziomie bezrobocia (ponad 12%). „Konstruktor” odpowiada również za budowę fabryki chińskiego producenta części samochodowych Mint w Loznicy, który miał polecić Serbię koncernowi Xingyu.

(...)

Następnego dnia prezydent Vučić w towarzystwie ambasador Chen Bo odwiedził jeszcze budowę tunelu Laz (obok miasta Čačak) o długości 2850 m (najdłuższy w Serbii), powstającego na odcinku autostrady E763 Preljina-Požega. Serbski przywódca podziękował przy tej okazji „chińskim przyjaciołom za szybkość i jakość prac” i dodał, że chiński partner (CCCC) zobowiązał się ukończyć wszystkie prace budowlane do końca 2021 roku. Ambasador ChRL podkreśliła natomiast, że wieloletnia współpraca CCCC z Serbią jest bardzo owocna; wśród zrealizowanych projektów wymieniła most nad Dunajem w Belgradzie oraz ukończony przez czasem odcinek autostrady E763 Surčin-Obrenovac. 

(...)

Ostatnim akcentem w ramach „gospodarskich wizyt” przed wyborami było otwarcie przez serbskiego prezydenta budowy trasy Lajkovac-Iverak (długość 18,3 km) również w towarzystwie ambasador Chen Bo. Wartość kontraktu realizowanego przez Shandong Hi-Speed Group wynosi 158 mln EUR, prace mają zostać ukończone w 2022 roku; umowa przewiduje również regulację rzeki Kolubara.  W ceremonii udział wzięli chińscy robotnicy budowlani, stojący na tle dwujęzycznego banneru głoszącego „wieczną przyjaźń serbsko-chińską” (w wersji serbskiej) i „chińsko-serbską (w wersji chińskiej). Ambasador Chen Bo stwierdziła, że w ramach Pasa i Szlaku, budowa infrastruktury stała się kluczowym elementem współpracy obu państw i podziękowała serbskiemu rządowi za zaufanie i wsparcie dla chińskich firm. Finansowanie inwestycji, której wykonawcą jest chińska firma, zapewnia serbski rząd przez państwowe przedsiębiorstwo Drogi Serbii (Putevi Srbije). Budowa trasy Lajkovac-Iverak jest kolejnym przykładem kontraktu realizowanego przez chińską firmę, wybraną z pominięciem procedur przetargowych, w oparciu porozumienie o współpracy gospodarczej, technologicznej i infrastrukturalnej, zawartym przez Serbię i Chiny w 2009 roku.

obserwatormiedzynarodowy.pl

Joaquina Carmony nikt nie znał osobiście, ale on sprawiał wrażenie, jakby w lekkoatletyce znał wszystkich i wiedział wszystko, jakby bywał wszędzie, gdzie dzieje się coś ważnego. Relacjonował wielkie i małe mityngi, był jednym z największych popularyzatorów lekkoatletyki w świecie hiszpańskojęzycznym. Jego wpisy były przemyślane, precyzyjne, z dobrze dobranym zdjęciem lub filmem. Jego pracę doceniali sportowcy, dziennikarze, politycy odpowiadający za sport. – Mnóstwo się od niego nauczyłem. Informacje od Joaquina były kluczowe w przygotowaniach do relacjonowania igrzysk – mówi Juan Pablo Varsky, znany argentyński dziennikarz.  

Joaquin pisał dużo. I tym bardziej niepokojąca była cisza, która zapadła na jego koncie. @Jokin4318 przerwał nadawanie 15 marca. Nie dawał znaku życia przez kilkanaście tygodni, mimo pytań i próśb czytelników, mimo apeli sportowców, m.in. czołowego hiszpańskiego maratończyka Ivana Fernandeza. Hiszpania to jeden z krajów najmocniej dotkniętych przez koronawirusa, niemal każdy zna tu kogoś kto stracił w pandemii bliską osobę. Gdy ekspert przepadł bez śladu, oczywisty wydawał się ten najgorszy scenariusz. I trzeba było kilkunastu tygodni niepewności i obaw, zanim się okazało, że w tej historii nic nie jest takie, jakim się wydawało być. I że nawet w roku katastrofy mogą się dziać historie bajkowe: o człowieku, któremu koronawirus dał szansę na nowe życie i happy end. I że to wszystko zdarzyło się właśnie Joaquinowi Carmonie, który w rozmowie ze Sport.pl mówi o sobie: - Ogólnie mówiąc, to nigdy nie miałem w życiu szczęścia.  

Joaquin pisał dużo. I tym bardziej niepokojąca była cisza, która zapadła na jego koncie. @Jokin4318 przerwał nadawanie 15 marca. Nie dawał znaku życia przez kilkanaście tygodni, mimo pytań i próśb czytelników, mimo apeli sportowców, m.in. czołowego hiszpańskiego maratończyka Ivana Fernandeza. Hiszpania to jeden z krajów najmocniej dotkniętych przez koronawirusa, niemal każdy zna tu kogoś kto stracił w pandemii bliską osobę. Gdy ekspert przepadł bez śladu, oczywisty wydawał się ten najgorszy scenariusz. I trzeba było kilkunastu tygodni niepewności i obaw, zanim się okazało, że w tej historii nic nie jest takie, jakim się wydawało być. I że nawet w roku katastrofy mogą się dziać historie bajkowe: o człowieku, któremu koronawirus dał szansę na nowe życie i happy end. I że to wszystko zdarzyło się właśnie Joaquinowi Carmonie, który w rozmowie ze Sport.pl mówi o sobie: - Ogólnie mówiąc, to nigdy nie miałem w życiu szczęścia.  
 
Carmona nie tylko odnalazł się cały i zdrowy, ale dziś ma się dużo lepiej niż przed pandemią. W czerwcu Hiszpanie dowiedzieli się, że @Jokin4318 – chodząca encyklopedia, człowiek który był wszędzie gdzie działo się coś ważnego – to madrycki bezdomny. I że w roku 2020, w wielkiej stolicy europejskiego miasta, można przepaść bez wieści z takich powodów: brak gniazdka, do którego można wpiąć ładowarkę, i brak darmowego wifi.

Odnalazł go wspomniany już Alfredo Varona z dziennika "Sport". Ten, który Carmonę - znając go tylko z Twittera - uważał za wykładowcę akademickiego. A w odnalezieniu Joaquina pomógł właśnie naukowiec. Domingo Olivares, dziś pracownik uniwersytetu w Turynie, poznał Hiszpana w czasie studiów w Madrycie. Trafiali na siebie często w jednej z madryckich bibliotek. Olivares wiedział, że ten człowiek, o którym pracownicy biblioteki mówili, że ktoś widział go nocującego w pobliskim parku, ma jakiś związek z lekkoatletyką i sporą popularność na Twitterze. Gdy kolega z czasów studenckich podesłał mu artykuł „Sportu” o zaginięciu tajemniczego eksperta z Twittera, Olivares odezwał się do Varony, powiedział mu o parku, w którym widywano kiedyś Carmonę.

I Varona odnalazł tam Joaquina wraz z całym dobytkiem – materacem, plecakiem, trzema książkami o bieganiu, telefonem komórkowym i wysłużonym laptopem. Ten laptop naraził go swego czasu na problemy. Policjanci nie chcieli uwierzyć, że bezdomny ma własny komputer, i jeszcze tłumaczy, że potrzebuje go do pracy. Nie dawali się też przekonać, że w środku narodowej kwarantanny ktoś taki jak on naprawdę musi zejść do metra w poszukiwaniu gniazdka do naładowania laptopa czy telefonu. 

– Państwowe regulacje obmyślono dla ludzi mających dach nad głową. Nikt nie brał pod uwagę bezdomnych – opowiada Carmona. 47-latek z baskijskiego Zamudio, który, jak przekonuje, nigdy nie żył na ulicy. On tylko tam spał. W normalnych okolicznościach zawsze znajdował sobie zajęcie. Chodził na imprezy kulturalne, prezentacje książek, zajmował się lekkoatletyką, a gdy miał pracę (np. jako listonosz), to i do kina. W trakcie pandemii to życie kolejny raz wywróciło się do góry nogami. Gdy większość ludzi została zamknięta w mieszkaniach z telewizorami, Internetem, Netfliksami i innymi dobrodziejstwami techniki, on został na zewnątrz. Odcięty od wszystkiego. Po zamknięciu bibliotek, dworców czy kawiarni stracił dostęp do prądu i Internetu. Ostatniego twitta przed pandemiczną przerwą wysłał wieczorem 15 marca z madryckiego dworca Atocha. – Policja kazała mi wyjść, a potem nie miałem gdzie naładować baterii – mówi.  

sport.pl

Weźmy wspomnianego McConnella, który chwilowo cieszy się reputacją „odpowiedzialnego polityka”, bo nie poparł powyborczych gierek Trumpa.

Od 2015 roku McConnell pełnił funkcję lidera większości w Senacie. W czasie kadencji Baracka Obamy wykorzystywał ją głównie do torpedowania każdej inicjatywy Partii Demokratycznej.

Na przykład przez rok blokował kandydaturę Merricka Garlanda do Sądu Najwyższego, nie chciał nawet dopuścić do jego przesłuchania przed Senatem. Był to niespotykany ruch jak na standardy amerykańskiej polityki.

McConnell tłumaczył, że skoro prezydentura Obamy zbliża się do końca, decyzję na temat nominacji powinien podjąć jego następca. Nie miał takich skrupułów, gdy kilka miesięcy temu Trump w pośpiechu, tuż przed końcem swojej kadencji, forsował kandydaturę konserwatystki Amy Coney Barrett.

McConnell jeszcze w 2010 roku, kiedy był liderem mniejszości w Senacie, ogłosił, że jego głównym priorytetem jest uczynienie z Obamy prezydenta jednej kadencji. Sposobem na to była całkowita odmowa współpracy z ówczesnym prezydentem.

Nie chodzi tylko o to, że McConnell kierował się wyraźnie partyjnymi pobudkami. Nie on pierwszy i nie ostatni. McConnella wyróżnia to, że uczynił z partyjniactwa powód do chwały, wielokrotnie szczycąc się tym, że paraliżował możliwości rządzenia Obamy i Partii Demokratycznej.

Michael Grunwald z „Politico” już w 2016 roku pisał, że to właśnie strategia McConnella, żeby traktować prezydenta z Partii Demokratycznej jako wroga publicznego numer jeden, z którym nie chodzi się na żadne kompromisy, i którego traktuje się nie jak człowieka o innych poglądach, ale jak zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych, utorowała drogę do władzy Trumpowi.

(...)

Agresywny styl uprawiania polityki to jedno, ale McConnella łączy z Trumpem jeszcze jedno: radykalne poglądy.

Niezależnie, czy mówimy o absurdalnym systemie opieki zdrowotnej, czy o polityce klimatycznej – McConnell szedł pod rękę z Trumpem. Każdą poważniejszą próbę uporania się z tymi problemami automatycznie etykietował jako „niszczycielskie socjalistyczne fantazje”.

Niestety, jest to cecha charakterystyczna całej Partii Republikańskiej – odmowa uznania, że Stany Zjednoczone zmagają się z serią systemowych zaniedbań. Republikanie próbują zagadać wszystkie te problemy przez ciągłe straszenie socjalizmem, Antifą i wszystkim, co ma kojarzyć się z radykalną lewicowością.

Było to widać nawet w trakcie niedawnej dogrywki wyborczej do Senatu w Georgii, gdzie republikańscy kandydaci próbowali odmalować swoich przeciwników z Partii Demokratycznej jako „marksistowskich ideologów”.

Trudno poważnie traktować ugrupowanie polityczne, dla którego wszystko – od publicznej opieki zdrowotnej, przez antyrasistowską politykę, po regulacje proklimatyczne – jest marksizmem.

oko.press

W połowie grudnia 2020 roku Komisja Europejska ogłosiła długo wyczekiwany pakiet ustaw o rynku cyfrowym (Digital Services Act oraz Digital Market Act) – przekrojową propozycję wprowadzającą ścisłe zasady odpowiedzialności (również finansowej) za wykorzystywanie dominującej pozycji na rynku czy publikowanie nielegalnych treści, standardy przejrzystości dotyczące algorytmów i publikowanych reklam, a także narzędzia koordynacji działań pomiędzy UE a rządami państw członkowskich.

O ile ostateczny kształt regulacji wykuje się w trybie wielomiesięcznych uzgodnień pomiędzy instytucjami unijnymi, to sama zapowiedź spotkała się już z bezprecedensową mobilizacją lobbystów, którzy podejmą próbę, by stępić jej zęby.

Z kolei, wskutek ostatnich wydarzeń na Kapitolu, po drugiej stronie oceanu nowych akolitów zyskuje tocząca się od wielu lat debata o reformie Sekcji 230 – podglebiu dzisiejszego kształtu internetu. Amerykańskie przywiązanie do pierwszej poprawki do Konstytucji, gwarantującej wyjątkowo szeroki zakres wolności ekspresji, nie gwarantuje powodzenia reformie. Ale proponowane przez UE zasady, w tym zwłaszcza wymóg transparentności algorytmów rekomendujących i zakaz monetyzowania treści niezgodnych z prawem, pomogą osiągnąć podobny efekt.

Tymczasem platformy będą nadal symulować samoregulację – na przykład tworząc umiarkowanie skuteczne ciała doradcze i odwoławcze, a jednocześnie uszczelniając własne zasady moderowania treści i banując co bardziej radykalne grupy. Doprowadzi to do powstawania nowych, mniejszych baniek informacyjnych i ognisk radykalizacji – zwiększając koncentrację niepożądanych postaw, ale hamując możliwość ich monitorowania i rozlewanie się do mainstreamu. Pod presją opinii publicznej i polityków, platformy będą stopniowo odsłaniać i jednocześnie modyfikować własne systemy rekomendujące, umożliwiając ograniczony audyt środowiskom naukowym. To styk akademii i ruchów pracowniczych gwarantuje presję na technologicznych gigantów od wewnątrz i od dołu – niedawny skandal po zwolnieniu z Google’a wpływowej badaczki dr Timnit Gebru wyraźnie pokazał, że problemy etyczne nie dotyczą jedynie technologii, a rosnące niezadowolenie ze strategicznych decyzji książąt Doliny Krzemowej (na przykład zbyt bliskie związki z kompleksem militarno-przemysłowym) skłania ich pracowników do masowego dołączania do związków zawodowych.

kulturaliberalna.pl