Informacje na temat wydarzeń w innych rejonach walk są fragmentaryczne i trudno o jasne określenie co się właściwie dzieje. Można to zrobić jedynie w przybliżeniu. - Jest ewidentne, że obie strony po prostu zabrały żołnierzom smartfony. I dobrze, ale nie wiemy praktycznie nic konkretnego o przebiegu walk. Są tylko informacje, które wrzucają do sieci cywile - mówi Gazeta.pl Jarosław Wolski, ekspert miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa".
Ma być jednak ewidentne, że Rosjanie zagrali pokerowo. - W bój poszły absurdalnie małe siły kompletnie niemogące utrzymać i kontrolować terenu. To, co widać, to rosyjski "szok i przerażenie" obliczony na wywołanie paniki i rozpadanie się sił zbrojnych Ukrainy. Jeżeli Ukraińcy to wytrzymają, to Rosjanie będą mieć potworne problemy. Całość rozegra się w mózgach Ukraińców paradoksalnie - uważa Wolski.
Poza rejonem Kijowa najgorzej sytuacja zdaje się wyglądać w obwodzie Chersońskim na południu. Rosyjskie oddziały atakujące z Krymu weszły na ponad sto kilometrów w głąb terytorium Ukrainy. Pokonały nawet wielką rzekę Dniepr, jedyną istotną przeszkodę terenową w tym rejonie. Stało się tak, ponieważ Rosjanie zdobyli chyba bez większego oporu zaporę wodną w Nowej Kachówce i po niej przeprawiają się na drugi brzeg. Początkowo zdobyli też most w dole rzeki, niedaleko miasta Chersoń, ale według Ukraińców został on następnie wysadzony. W sieci są nagrania całej kolumny wypalonego rosyjskiego sprzętu, rzekomo na obrzeżach miasta. Niezależnie od tego siły przeprawiające się przez tamę w nocy parły naprzód. Pojawiły się nawet doniesienia o rosyjskich żołnierzach na obrzeżach Mikołajewa, około 50 kilometrów dalej.
Równocześnie do uderzenia z Krymu na północ, drugie poszło na wschód, w kierunku kluczowego miasta Mariupol na wybrzeżu Morza Azowskiego. W piątek rano pojawił się szereg nagrań wskazujących na to, że po kilkunastu godzinach walk zostało zajęte miasto Melitopol, położone mniej więcej w połowie drogi. To uderzenie poważnie zagraża ukraińskim siłom, które są zwrócone frontem ku Donbasowi, około 150 kilometrów dalej na wschód. Część rosyjskich sił mogła ruszyć z Melitpola na północ ku Zaporożu.
Doniesienia z Donbasu wskazują na to, że doszło tam jedynie do ograniczonych walk. Żadnej dużej próby ofensywy z terytoriów separatystów.
Dalej na północ toczą się jednak ciężkie walki w rejonie Charkowa. Miasto jest położone kilkadziesiąt kilometrów od rosyjskiej granicy, więc Ukraińcy nie mieli gdzie się cofnąć. Doniesienia mówią o zażartych starciach. Próby okrążenia miasta jak na razie miały się nie powieść, jednak to stanowisko wojska Ukrainy. Mowa o poważnych stratach w rosyjskiej broni pancernej. Na dowód jest kilka zdjęć i nagrań rzeczywiście pokazujących zniszczone i zdobyte czołgi.
Jeszcze dalej na północ ma miejsce kolejny rosyjski atak, wymierzony w miasto Sumy. Tam również cały czwartek toczyły się ciężkie walki. W piątek nad ranem ukraińskie wojsko twierdziło, że Rosjanie zostali zatrzymani. Lokalne władze cywilne mówiły ukraińskim dziennikarzom, że miasto jest pod kontrolą ukraińską. Nie ma jednak jasności, jak wygląda sytuacja w jego okolicy.
Dalej na północ najprawdopodobniej poszło duże uderzenie przez rejon miast Głóchów i Szostka. Rosyjskie czołówki miały dojść aż do Baturyna, około stu kilometrów od granicy. Nie ma jednak praktycznie żadnych konkretnych informacji.
Dalej na zachód Rosjanie mocno uderzyli na Czernihów, stojący im na drodze ku Kijowowi. Ukraińskie wojsko twierdziło w piątek rano, że jak na razie ofensywa na tym odcinku została zatrzymana. Miasto ma być nadal w rękach ukraińskich. Wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście po niemal dobie zaciętych walk Ukraińcy utrzymali pozycje.
Dalej na zachód odbywa się opisane oddzielnie silne uderzenie na Kijów z rejonu Mozyra na Białorusi.
Jeszcze dalej na zachód cały odcinek aż do granicy z Polską pozostaje jak na razie spokojny. Pojawiły się jednak nagrania kolumn sprzętu na drogach tuż przy polskiej granicy, w rejonie Brześcia. Wszystko wskazuje na to, że rusza tam uderzenie na południe ku Łuckowi.
- Jest ewidentne, że Rosjanie nie rzucili od początku do ataku całych sił. Tak by się zresztą nie dało. Atakuje około 1/3 zgromadzonych oddziałów, które w kolejnych dniach mogą być stopniowo wzmacniane albo wymieniane na świeże oddziały - mówi Wolski. - Co niezwykle istotne, Rosjanie wyraźnie grają na ogólną dezorganizację państwa i wojska ukraińskiego. Uderzenia właściwie ze wszystkich kierunków, omijanie miast, głębokie rajdy w głąb Ukrainy. Myślę, że Rosjanie liczą na to, iż do czwartego dnia ukraińskie wojsko i państwo zaczną się po prostu rozsypywać pod ciągłą presją - ocenia ekspert.
Zdaniem Wolskiego jest jednak ewidentne, że Rosjanie nie docenili woli oporu Ukraińców. - Nie ma żadnych dowodów, żeby ukraińskie wojsko się rozpadało. Gdyby tak się działo, to na pewno byłoby wiele propagandowych nagrań rosyjskich pokazujących zabitych i zniszczony sprzęt. Niczego takiego nie ma - mówi ekspert. Jest między innymi ewidentne, że pomimo starań Rosjan w pierwszych godzinach walki, Ukraińcom udało się ocalić większość lotnictwa spod ataku rakietowego.
- Jeśli Ukraińcy wytrzymają tę czwartą dobę i nadal będą stawiać zorganizowany opór, to Rosjanie będą w poważnych tarapatach. Zagrali pokerowo. Potem będą mieli problemy z zaopatrzeniem i utrzymaniem tempa natarcia - uważa Wolski.
gazeta.pl