piątek, 25 lutego 2022


Informacje na temat wydarzeń w innych rejonach walk są fragmentaryczne i trudno o jasne określenie co się właściwie dzieje. Można to zrobić jedynie w przybliżeniu. - Jest ewidentne, że obie strony po prostu zabrały żołnierzom smartfony. I dobrze, ale nie wiemy praktycznie nic konkretnego o przebiegu walk. Są tylko informacje, które wrzucają do sieci cywile - mówi Gazeta.pl Jarosław Wolski, ekspert miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa".

Ma być jednak ewidentne, że Rosjanie zagrali pokerowo. - W bój poszły absurdalnie małe siły kompletnie niemogące utrzymać i kontrolować terenu. To, co widać, to rosyjski "szok i przerażenie" obliczony na wywołanie paniki i rozpadanie się sił zbrojnych Ukrainy. Jeżeli Ukraińcy to wytrzymają, to Rosjanie będą mieć potworne problemy. Całość rozegra się w mózgach Ukraińców paradoksalnie - uważa Wolski.

Poza rejonem Kijowa najgorzej sytuacja zdaje się wyglądać w obwodzie Chersońskim na południu. Rosyjskie oddziały atakujące z Krymu weszły na ponad sto kilometrów w głąb terytorium Ukrainy. Pokonały nawet wielką rzekę Dniepr, jedyną istotną przeszkodę terenową w tym rejonie. Stało się tak, ponieważ Rosjanie zdobyli chyba bez większego oporu zaporę wodną w Nowej Kachówce i po niej przeprawiają się na drugi brzeg. Początkowo zdobyli też most w dole rzeki, niedaleko miasta Chersoń, ale według Ukraińców został on następnie wysadzony. W sieci są nagrania całej kolumny wypalonego rosyjskiego sprzętu, rzekomo na obrzeżach miasta. Niezależnie od tego siły przeprawiające się przez tamę w nocy parły naprzód. Pojawiły się nawet doniesienia o rosyjskich żołnierzach na obrzeżach Mikołajewa, około 50 kilometrów dalej.

Równocześnie do uderzenia z Krymu na północ, drugie poszło na wschód, w kierunku kluczowego miasta Mariupol na wybrzeżu Morza Azowskiego. W piątek rano pojawił się szereg nagrań wskazujących na to, że po kilkunastu godzinach walk zostało zajęte miasto Melitopol, położone mniej więcej w połowie drogi. To uderzenie poważnie zagraża ukraińskim siłom, które są zwrócone frontem ku Donbasowi, około 150 kilometrów dalej na wschód. Część rosyjskich sił mogła ruszyć z Melitpola na północ ku Zaporożu.

Doniesienia z Donbasu wskazują na to, że doszło tam jedynie do ograniczonych walk. Żadnej dużej próby ofensywy z terytoriów separatystów.

Dalej na północ toczą się jednak ciężkie walki w rejonie Charkowa. Miasto jest położone kilkadziesiąt kilometrów od rosyjskiej granicy, więc Ukraińcy nie mieli gdzie się cofnąć. Doniesienia mówią o zażartych starciach. Próby okrążenia miasta jak na razie miały się nie powieść, jednak to stanowisko wojska Ukrainy. Mowa o poważnych stratach w rosyjskiej broni pancernej. Na dowód jest kilka zdjęć i nagrań rzeczywiście pokazujących zniszczone i zdobyte czołgi.

Jeszcze dalej na północ ma miejsce kolejny rosyjski atak, wymierzony w miasto Sumy. Tam również cały czwartek toczyły się ciężkie walki. W piątek nad ranem ukraińskie wojsko twierdziło, że Rosjanie zostali zatrzymani. Lokalne władze cywilne mówiły ukraińskim dziennikarzom, że miasto jest pod kontrolą ukraińską. Nie ma jednak jasności, jak wygląda sytuacja w jego okolicy.

Dalej na północ najprawdopodobniej poszło duże uderzenie przez rejon miast Głóchów i Szostka. Rosyjskie czołówki miały dojść aż do Baturyna, około stu kilometrów od granicy. Nie ma jednak praktycznie żadnych konkretnych informacji.

Dalej na zachód Rosjanie mocno uderzyli na Czernihów, stojący im na drodze ku Kijowowi. Ukraińskie wojsko twierdziło w piątek rano, że jak na razie ofensywa na tym odcinku została zatrzymana. Miasto ma być nadal w rękach ukraińskich. Wszystko wskazuje na to, że rzeczywiście po niemal dobie zaciętych walk Ukraińcy utrzymali pozycje.

Dalej na zachód odbywa się opisane oddzielnie silne uderzenie na Kijów z rejonu Mozyra na Białorusi.

Jeszcze dalej na zachód cały odcinek aż do granicy z Polską pozostaje jak na razie spokojny. Pojawiły się jednak nagrania kolumn sprzętu na drogach tuż przy polskiej granicy, w rejonie Brześcia. Wszystko wskazuje na to, że rusza tam uderzenie na południe ku Łuckowi.

- Jest ewidentne, że Rosjanie nie rzucili od początku do ataku całych sił. Tak by się zresztą nie dało. Atakuje około 1/3 zgromadzonych oddziałów, które w kolejnych dniach mogą być stopniowo wzmacniane albo wymieniane na świeże oddziały - mówi Wolski. - Co niezwykle istotne, Rosjanie wyraźnie grają na ogólną dezorganizację państwa i wojska ukraińskiego. Uderzenia właściwie ze wszystkich kierunków, omijanie miast, głębokie rajdy w głąb Ukrainy. Myślę, że Rosjanie liczą na to, iż do czwartego dnia ukraińskie wojsko i państwo zaczną się po prostu rozsypywać pod ciągłą presją - ocenia ekspert.

Zdaniem Wolskiego jest jednak ewidentne, że Rosjanie nie docenili woli oporu Ukraińców. - Nie ma żadnych dowodów, żeby ukraińskie wojsko się rozpadało. Gdyby tak się działo, to na pewno byłoby wiele propagandowych nagrań rosyjskich pokazujących zabitych i zniszczony sprzęt. Niczego takiego nie ma - mówi ekspert. Jest między innymi ewidentne, że pomimo starań Rosjan w pierwszych godzinach walki, Ukraińcom udało się ocalić większość lotnictwa spod ataku rakietowego.

- Jeśli Ukraińcy wytrzymają tę czwartą dobę i nadal będą stawiać zorganizowany opór, to Rosjanie będą w poważnych tarapatach. Zagrali pokerowo. Potem będą mieli problemy z zaopatrzeniem i utrzymaniem tempa natarcia - uważa Wolski.

gazeta.pl

25 lutego prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podpisał dekret „O powszechnej mobilizacji”, która obejmie osoby w wieku 18 do 55 lat i zostanie przeprowadzona w ciągu 90 dni. Wynika to z pogarszającej się sytuacji militarnej kraju. Jego siły zbrojne starają się powstrzymać napór wojsk rosyjskich z kierunków północnego i północno-wschodniego zmierzających w stronę Kijowa. Dzisiaj w godzinach porannych pododdziały rozpoznawcze Sił Zbrojnych FR osiągnęły przedmieścia ukraińskiej stolicy od północy. Do miasta napływają transporty broni dla formowanych oddziałów Obrony Terytorialnej (OT), co oznacza, że przygotowywana jest jego obrona z udziałem wszystkich dostępnych sił.

W pozostałych rejonach (dowództwo ukraińskie określiło cztery kierunki rosyjskiego uderzenia: północny – na Kijów, słobodzki, operacji specjalnej w Donbasie i taurydzki) toczyły się zacięte walki, m.in. o Sumy, w których starcia mają trwać na ulicach miasta, a także na północ od stolicy (na linii Iwanków–Dymer) oraz o most Antonowa na Dnieprze k. Chersonia (na kierunku Mikołajowa). Aktywne działania militarne prowadzone są praktycznie na całej linii granicy w obwodzie charkowskim. Rosjanie przejęli kontrolę nad częścią autostrady Kijów–Moskwa. Nad ranem ofensywę rozpoczęło zgrupowanie wojsk rosyjskich z terytorium Białorusi, które poprzedniego dnia przełamywało umocnienia na odcinku granicznym z obwodem żytomierskim.

Poza kontynuowaniem uderzeń rakietowo-powietrznych na cele wojskowe Rosjanie rozpoczęli bombardowanie obiektów cywilnych, także mieszkalnych (m.in. w Kijowie, lotnisko k. Równego). W godzinach nocnych strona ukraińska zaczęła niszczyć infrastrukturę drogową na najbardziej zagrożonych kierunkach. Wysadzono co najmniej cztery mosty – jeden na kierunku Charkowa (od strony wschodniej) i trzy na kierunku Kijowa (z różnych stron, w tym mający zablokować ruch wojsk przeciwnika od północy most na rzece Teterew w Iwankowie).

Nadal trwają walki wokół położonego 20 km od stolicy lotniska Antonow w Hostomlu. Jest ono sporadycznie ostrzeliwane przez artylerię ukraińską i najprawdopodobniej doszło do zniszczenia pasa startowego, co uniemożliwi wykorzystanie obiektu do dalszego przerzutu wojsk rosyjskich. Na odcinku południowym armia ukraińska utraciła kontrolę nad linią rozgraniczenia z Krymem i okolicami Chersonia.

W obliczu zagrożenia okupacją kraju Zełenski kontynuuje starania o uzyskanie jak najszerszego wsparcia międzynarodowego. Telefonicznie rozmawiał m.in. z prezydentami USA, Francji i Polski oraz premierami Wielkiej Brytanii i Kanady – przekonywał ich do wprowadzenia jak „najbardziej bolesnych” sankcji i zerwania relacji dyplomatycznych z Moskwą. Kijów oczekuje wykluczenia Rosji z systemu SWIFT, nałożenia embarga na handel tamtejszymi ropą i gazem oraz wprowadzenia zakazu lotów nad Ukrainą dla lotnictwa FR. Zwrócono się także do Turcji o zamknięcie przeprawy przez cieśniny Bosfor i Dardanele dla rosyjskich okrętów. Zełenski poinformował, że w porozumieniu z prezydentem Andrzejem Dudą zwrócił się do grupy państw Bukaresztańskiej Dziewiątki o udzielenie pomocy wojskowej. Zarazem w wieczornym wystąpieniu stwierdził, że Zachód obawia się podjęcia zdecydowanych kroków i pomimo dotychczasowej pomocy Ukraina pozostaje osamotniona w walce z wrogiem. Zadeklarował też, że pomimo groźby wtargnięcia rosyjskich sił do Kijowa pozostanie wraz z rodziną w stolicy.

W obliczu inwazji zawieszona została większość sporów wewnątrzpolitycznych, a opozycja skupia się na demonstrowaniu postaw patriotycznych. Jednocześnie niektórzy z jej przedstawicieli (m.in. Petro Poroszenko czy Dmytro Razumkow) próbują prowadzić bezpośredni dialog ze społeczeństwem i Zachodem. Mer Kijowa Witalij Kliczko skupia się na bieżącym zarządzaniu miastem i deklaruje wraz z bratem Wołodymyrem gotowość do walki z bronią w ręku. Patriotyzm manifestuje także miliarder Rinat Achmetow, który uchodzi za jednego z głównych oponentów Zełenskiego. Z postawami tymi kontrastuje zachowanie prorosyjskich polityków Opozycyjnej Platformy – Za Życie – większość z nich opuściła Ukrainę jeszcze w przededniu inwazji (notabene udali się oni w większości nie do Rosji, lecz do państw UE czy Izraela). Na „kryzysowym” posiedzeniu Rady Najwyższej 22 lutego praktycznie cały skład frakcji był nieobecny. Wielu z jej członków krytykuje postawę Kijowa w sieciach społecznościowych i apeluje o rozpoczęcie rozmów z Moskwą.

osw.waw.pl

Władimir Putin uważa, że Ukraina jest sztucznym tworem, dziełem Lenina i nie macie prawa do suwerenności.

Kiedy go słucham, mam ochotę głośno przeklinać, choć naprawdę w życiu ogóle tego nie robię. To wzbudza we mnie takie emocje, że ciężko to opisać. Nie wiem, jak można aż tak próbować fałszować historię mojego kraju. Przyznam, że wielu moich znajomych ma dystans do tego. W internecie pojawiły się nawet dowcipy na ten temat.

Niestety wiem, że są ludzie w Rosji, którzy wierzą w te bzdury. Na szczęście widać również, że kraje zachodnie tego nie kupują. Ty to rozumiesz, większość Polaków też. Wy to znacie z historii. W 1939 r. Stalin uzasadniał agresję na wasz kraj tym, że rzekomo chciał chronić ludność wschodniej Polski.

Przed laty chwilę mieszkałaś w Rosji.

W 2014 r. byłam korespondentką telewizji 1+1 w Moskwie. Prowadziłam dziennikarskie śledztwo na temat tzw. ochotników, którzy zasilali oddziały separatystów w Donbasie. Musiałam stamtąd wyjechać.

Dlaczego?

FSB zaczęła się mną interesować. Stało się to po tym, gdy ujawniłam, że jeden z ówczesnych przywódców bojowników, czyli Igor Girkin vel Striełkow, był oficerem rosyjskiego wywiadu i nie ma nic wspólnego z Donbasem, tylko jest Rosjaninem z Moskwy. Zresztą jego cała rodzina mieszkała w Moskwie. Nagrałam nawet rozmowy z jego sąsiadami. Znajomi, którzy pracowali w rosyjskim MSZ, ostrzegli mnie, że służby specjalne tak tego nie zostawią.

I wtedy się zaczęło?

Kilka razy zorientowałam się, że jestem śledzona. Były też inne sygnały. Ochroniarze z mojego bloku, którzy mnie doskonale znali i codziennie widywali, zaczęli nagle sprawdzać mój paszport. Pewnego razy wyjechałam na urlop.

Okazało się, że w tym czasie do właściciela mojego mieszkania w Moskwie ktoś zadzwonił i powiedział, że jestem powiązana z ukraińskimi terrorystami. Kiedy się o tym, dowiedziałam, od razu skontaktowałam się z moją stacją. W telewizji powiedzieli mi, żebym od razu wracała na Ukrainę.

Zostawiłaś wszystkie rzeczy w Moskwie?

Tak, nie chciałam sprawdzać, czy uda mi się bezpiecznie spakować. Mniej więcej wtedy Rosjanie aresztowali w Donbasie pilot Nadię Sawczenko. Poza tym właścicielem telewizji 1+1, w której pracowałam, jest zaciekły wróg Władimira Putina, czyli Igor Kołomojski. Wróciłam do Kijowa. Potem trafiłam do Polski i już zostałam.

onet.pl

Wiele wskazywało na taki rozwój wydarzeń?

Tak. Przede wszystkim ciągłe nawiązania do historii – wspominanie Małej Rosji, likwidacji Siczy Zaporoskiej, tego że Rosja dotarła do Morza Czarnego. Ostatnie wystąpienie Putina też było znamienne.

Kolejna przesłanka, która przemawiała za takim rozwojem wydarzeń, to stan rosyjskie armii. Biorąc pod uwagę poziom wyszkolenia, sprawność bojową i jakość uzbrojenia, to Rosja ma tej chwili najsilniejsze wojsko w ramach swoich możliwości. Prawdopodobnie, w następnych latach, w związku z kryzysem finansowym, będzie coraz słabsze.

W końcu warto pamiętać, że Siergiej Szojgu (minister obrony Federacji Rosyjskiej – red.) to militarysta, który zdobył potężne poparcie wojskowych. To nie jest bez znaczenia. Tak że być może Putin wyszedł z założenia, że to jest ostatni moment, żeby coś takiego zrobić.

Czy pan już w trakcie swojego pobytu w Moskwie widział te imperialne ambicje Putina?

Tak. Nawet w raportach dla MSZ używałem sformułowania „polityka rekonkwisty”, czyli odzyskiwania. To było bardzo widoczne odkąd przyjechałem do Rosji w 2006 r. Tak samo niesłychanie widoczna była pogarda dla narodu ukraińskiego. Pamiętam jak naczelnik w rosyjskim MSZ mówił, że nie istnieje coś takiego jak język ukraiński, że nie można czytać książek po ukraińsku, że nie nauczą się matematyki, bo to prymitywny język, który nie ma podstawowych słów wyrażających terminy matematyczne, czy piękno literatury rosyjskiej i światowej. Coś takiego powiedział na spotkaniu dyplomatów z Unii Europejskiej. Nie krępował się. Mówił wprost, że Ukraina to sztuczny twór. Na początku byłem zdziwiony taką jawnością wyrażania opinii. Z czasem okazało się, że to powszechne. W 2008 r. od jednego z rosyjskich urzędników wyższego szczebla usłyszałem: "Aż wstyd się przyznać, bo chciałbym kiedyś pojechać do Polski, a ja nigdy nie byłem we Lwowie, żeby zobaczyć Polskę". Tam nie ma przypadków. Jeśli jeden mówi coś takiego, to pięćdziesięciu innych też.

(...)

Zachód nakłada sankcje na Rosję, Niemcy wstrzymały uruchomienie Nord Stream 2. Te zabiegi okażą się skuteczne?

Nie sądzę. Przede wszystkim Rosja ma przygotowane alternatywne scenariusze na każdą sytuację. Przebywając cztery lata w Moskwie, widziałem to na własne oczy. Kiedy kontaktowałem się z instytucją A, to miała ona plany na poprawę stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, instytucja B zakładała wojnę z USA, a instytucje C, D i E wszystkie pośrednie warianty. Tak że tych planów jest na każdą okazję sporo i są one wykorzystywane w zależności od rozwoju sytuacji lub widzimisię Putina, jak to się ostatnio coraz częściej zdarza.

Dlatego myślę, że Putin rozpoczynając swoją operację, kalkulował wszystkie możliwe sankcje. Zdawał sobie sprawę z tego, co może się stać i nie świadczą o tym tylko ruchy w rosyjskich bankach pod koniec roku. W pewnym sensie, będzie mu to nawet na rękę. Powie swoim obywatelom – skąd my to znamy – że wszystkiemu jest winny Zachód, imperialiści i Unia Europejska. W sklepach jest drogo? Brakuje chleba? To wina sankcji. Rząd się zawsze wyżywi, natomiast lud kupi propagandową historię o złym Zachodzie. Dla Putina to jest bardzo wygodne, bo będzie miał na kogo zwalić swoją nieudolność gospodarczą. Jestem o tym głęboko przekonany. Zwłaszcza, że w Rosji, podobnie jak w Białorusi, nie ma już w zasadzie niezależnych mediów, które mogłyby wpływać na znaczące grupy społeczne.

Co w takim razie może zrobić Zachód, żeby powstrzymać ambicje Putina?

Jestem pesymistą. Aleksander Kwaśniewski powiedział niedawno w jednym z wywiadów, że jedyny sposób na uratowanie Ukrainy to jej pilne przyjęcie do NATO. Nawet się uśmiechnąłem jak to przeczytałem, bo okazało się, że nie byłem jedynym, który tak myśli. Ukraina powinna była uznać te republiki, pies je trącał i jednocześnie stać się natychmiast członkiem NATO. Niestety, jest to niemożliwe z przyczyn technicznych, politycznych i wielu innych. Dlatego powiedziałem, że jestem pesymistą.

A jak pan widzi aktualną sytuację Polski? Z jednej strony eksperci alarmują, że wróg jest u bram, a z drugiej strony przyspieszyło to wiele procesów związanych z naszym bezpieczeństwem m.in. przyjazd kolejnych żołnierzy amerykańskich.

Na pewno konsolidacja Zachodu nastąpiła. Jeszcze miesiąc temu nie spodziewałbym się takiej deklaracji kanclerza Niemiec w sprawie Nord Stream 2. Jakie będą tego skutki? Mam nadzieję, że pozytywne dla nas. Może wszyscy zrozumieją w końcu, że dzisiaj Ukraina, a jutro ktoś inny. Może państwa bałtyckie, a może przesmyk suwalski? Teraz wydaje się to nieprawdopodobne, ale jak w 2008 r. pierwszy raz usłyszałem o planach zajęcia Krymu przy wykorzystaniu buntu mniejszości, to też nie mogłem w to uwierzyć. A w 2014 r. widziałem, jak Rosja realizuje ten plan strona po stronie. Od tamtej pory już nie mówię co jest wiarygodne w planach Rosji, a co nie.

onet.pl

Jeszcze w środę premier Izraela Naftali Bennett prosił ministrów, aby nie komentowali rosyjskich działań w Ukrainie. Był też bardzo ostrożny w komentowaniu ewentualnych sankcji. Podobną strategię przyjął Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych i Obrony Knesetu Ram Ben-Barak, który stwierdził w rozmowie z izraelską stacją radiową 103 FM, że gdyby Stany Zjednoczone nałożyły sankcje na Rosję, postawiłoby to Izrael w "trudnej sytuacji". Jak jednak dodał, "ostatecznie, jeśli kiedykolwiek Izrael będzie musiał wybrać stronę, wybierze stronę amerykańską".

Atak, który rozpoczęły nad ranem rosyjskie wojska, odmienił nieco narrację Izraelczyków. W środę po południu tamtejsze MSZ wystosowało specjalne oświadczenie, w którym wyrażono poparcie dla integralności terytorialnej i suwerenności Ukrainy. Dokument ten został podpisany zarówno przez premiera Naftali Bennetta, jak i ministra spraw zagranicznych Yaira Lapida oraz ministra obrony Benny'ego Gantza. Politycy zadeklarowali też gotowość Izraela do przekazania natychmiastowej pomocy humanitarnej Ukrainie. Ponadto, potwierdzili prowadzenie dialogu z międzynarodowymi partnerami na temat sposobów przywrócenia ścieżki dyplomatycznej.

Jak jednak zauważył dziennik "Haarec", w deklaracji nie wymieniono ani Rosji, ani prezydenta Putina. "Odzwierciedla to skomplikowaną sytuację, w jakiej znalazł się Izrael w związku z tym kryzysem" - czytamy. 

Na oświadczenie izraelskiego MSZ bardzo szybko zareagowała strona rosyjska. Głos na ten temat zabrał podczas odbywającego się co miesiąc briefingu Rady Bezpieczeństwa ONZ na temat Bliskiego Wschodu, zastępca ambasadora Rosji przy ONZ Dmitrij Polianski. Jak stwierdził, jego kraj jest "zaniepokojony ogłoszonymi przez Tel Awiw planami rozszerzenia działalności osadniczej na okupowanych Wzgórzach Golan, co jest bezpośrednio sprzeczne z postanowieniami Konwencji Genewskiej z 1949 r.".

Przywołał także stanowisko Rosji, która ma "nie uznawać izraelskiej zwierzchności nad Wzgórzami Golan, które są niezbywalną częścią Syrii".

Wzgórza, o których mówił Polianski, są pod kontrolą Izraela od czasu wygranej przez ten kraj wojny sześciodniowej w 1967 roku. Choć aneksji tego regionu nie uznała ONZ, w 2019 r. zrobił to prezydent USA Donald Trump. Izraelscy politycy chcieliby utrzymać względną neutralność w sprawie Ukrainy, aby nie narazić się na konflikt dyplomatyczny z Rosją. Wszelkie napięcia na linii z Moskwą mogłyby utrudnić im przeprowadzenie kolejnych ataków w Syrii, gdzie Rosja jest obecnie ważną siłą.

gazeta.pl

Alaksandr Łukaszenka zwołał 24 lutego w godzinach porannych nadzwyczajną naradę z udziałem dowództwa armii i szefów organów bezpieczeństwa. W jej trakcie zdementował informacje o udziale białoruskich jednostek w ataku na Ukrainę, a odpowiedzialnością za otwarty konflikt zbrojny obciążył władze w Kijowie, które w jego opinii „nie chciały negocjować z Rosją”. Dodał również, że sam zaproponował Putinowi pozostawienie na Białorusi „części” jednostek rosyjskich biorących udział w ćwiczeniach „Sojusznicza Stanowczość 2022”, by chroniły jej południową granicę przed „ukraińską prowokacją”. Stwierdził, że udział armii białoruskiej sprowadza się do zabezpieczenia tyłów jednostek rosyjskich przed możliwymi atakami dywersyjnymi. Działaniem mającym na celu osłonę aktywności tych jednostek jest decyzja o wyłączeniu na czas nieokreślony części przestrzeni powietrznej Białorusi dla lotów cywilnych wzdłuż zachodniej i południowej części granicy państwowej.

Łukaszenka zaproponował Kijowowi podjęcie rozmów pokojowych w Mińsku, ale po spełnieniu „wstępnych warunków”, takich jak demilitaryzacja Ukrainy, rezygnacja z aspiracji do NATO oraz zaprzestanie rzekomej agresji wobec tzw. donbaskich republik, co jest w pełni powtórzeniem rosyjskiego ultimatum. Jednocześnie polecił armii zapewnienie bezpieczeństwa granicy Białorusi z państwami NATO, w tym w szczególności z Polską, która w jego ocenie „może wykorzystać obecną sytuację do małej wojenki”. W tym celu zapowiedział rozmowy w kwestii pozyskania z Rosji systemów przeciwlotniczych S-400 Triumf oraz rakiet balistycznych Iskander. Mińsk do tej pory nie przyłączył się do stanowiska Kremla w sprawie uznania tzw. Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych (DRL, ŁRL).

osw.waw.pl