sobota, 27 sierpnia 2022


Pierwsze porozumienie nuklearne z Iranem zostało zawarte w 2015 roku. Umożliwiło prowadzenie inwestycji w tym kraju i sprowadzanie z niego surowców energetycznych, które są istotne szczególnie w trakcie trwania obecnego kryzysu energetycznego. Pierwsza umowa została zerwana przez Donalda Trumpa w 2018 roku, w konsekwencji czego wróciły obecnie obowiązujące sankcje wobec Iranu, które blokują jego możliwości eksportowe dotyczące w szczególności ropy. Iran nie zacznie eksportować gazu na większą skalę, dopóki nie zostanie ustanowione odpowiednie porozumienie zdejmujące obecne sankcje, jest ono jednak odległe w realizacji.

W przypadku podpisania porozumienia Iran potrzebowałby 12 miesięcy na zwiększenie swojej produkcji ropy. Przewidywane zwiększenie możliwości produkcyjnych spowodowałoby wytworzenie o ponad milion baryłek ropy dziennie więcej niż obecnie. Wzrost potencjału wytwórczego szacowany jest na przejście z produkcji z 2,7 mln do 3,7 mln baryłek ropy dziennie. Eksport potrzebowałby kilku miesięcy aby dostosować się do nowych warunków i zacząć w pełni funkcjonować.

Bez sankcji Iran posiada możliwość eksportu około 2 mln baryłek ropy dziennie. Ponadto, prognozy Golden Sachs informują, że kraj ten może obniżyć przewidywaną cenę za baryłkę ropy o 15 amerykańskich dolarów. W dodatku zwiększył on eksport swoich baryłek ropy w czerwcu i lipcu. Może go jeszcze powiększyć oferując zniżki na rosyjską ropę dla swojego głównego nabywcy – Chin. Iran pomimo sankcji USA zwiększa swój eksport i nieustannie rywalizuje z Rosją w dostawach do Państwa Środka, które nie są obłożone sankcjami.

Wzrost cen ropy, spowodowany kryzysem energetycznym, zdjął z Teheranu presję na podpisanie porozumienia nuklearnego. Przy deficycie ropy na świecie, Iran znalazł się w komfortowej sytuacji. Jednakże, jeżeli porozumienie doszłoby do skutku, kraj ten mógłby eksportować ropę nie tylko do Chin, ale także do Korei Południowej i krajów europejskich, co byłoby dla niego szansą na szybkie wzbogacenie się i rozwój. Przewaga cenowa rosyjskiej ropy zniknęła w skutek spadającego popytu na nią w Europie w związku z rosyjską inwazją na Ukrainę. Chiny importując irańską i rosyjską ropę zwiększają konkurencyjność swojej gospodarki względem Zachodu, który płaci za ropę z Bliskiego Wschodu, Afryki i USA. Chiny utrzymują stałe relacje handlowe z Rosją i Iranem zacieśniając wspólną współpracę, będąc jednocześnie przeciwko sankcjom nałożonym przez Waszyngton, które uderzyły w irański eksport ropy i tym samym przychody tego kraju.

Iran może liczyć na zyski po podpisaniu porozumienia nuklearnego. Jego ropa może zaś ułatwić przechodzenie kryzysu wielu europejskim krajom. Fundacja Obrony Demokracji dokonała wyliczeń możliwych zysków, które może osiągnąć Iran po podpisaniu nowego układu.

Dopóki jednak porozumienie nuklearne nie pozostanie podpisane, do tego czasu eksporterzy ropy z Bliskiego Wschodu, Afryki i USA będą zarabiać w Europie i generować znaczne zyski. Z chińskiej perspektywy jest to również korzystne, ponieważ zachodnie gospodarki rezygnujące z rosyjskiej i irańskiej ropy pomagają Chinom kupować ją w niższej cenie poprawiając tym samym ich sytuację gospodarczą, która ostatnio pogorszyła się, na co wskazują ostatnio opublikowane dane na temat mniejszego wzrostu gospodarczego Państwa Środka od oczekiwań. Ewentualne podpisanie porozumienia nuklearnego z Iranem mogłoby spowodować sprzedaż irańskiej ropy głównie na rynek europejski, co pozwoliłoby na większy eksport rosyjskiego gazu na rynek chiński.

Według grupy Goldman Sachs, utrzymująca się sytuacja jest korzystna dla obu stron negocjujących stron. Jedynie dla importerów gazu aktualna sytuacja nie jest niesprzyjająca. Kraje Unii Europejskiej importują 1,2 miliona baryłek ropy dziennie, co odpowiada dwóm trzecim importu rosyjskiego gazu sprzed czasu inwazji Rosji na Ukrainę. Dostawy te z powodu nałożonych sankcji zmniejszą się do grudnia. Wtedy poszukiwany będzie nowy dostawca gazu, którym może stać się Iran, pomagając zapełnić lukę. Kraj ten jest gotowy na zwiększenie swojego importu i posiada przygotowane 100 milionów baryłek ropy gotowych do natychmiastowego eksportu. Międzynarodowa Agencja Energetyczna ostrzegła, że cały proces może potrwać dłużej niż oczekiwano bo irańskie tankowce potrzebują odpowiednich certyfikatów i muszą zostać ubezpieczone.

Premier Izraela stanowczo sprzeciwił się temu porozumieniu. Jak wiemy Izrael jest sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie i jego zdanie musi zostać wzięte pod uwagę przez amerykańskich rządzących. Nie chce on aby z Iranu zdjęto ekonomiczne sankcje i prawdopodobnie będzie chciał przedłużać proces negocjacji.

Natomiast rosyjski emisariusz Mikhail Ulyanov w trakcie negocjacji dotyczących nuklearnego porozumienia przedstawił zdanie strony rosyjskiej i poinformował o jej optymizmie związanym z inicjatywą wprowadzenia ustaleń w życie. Ulyanov stwierdził, że rezultaty negocjacji zależą od USA i ich reakcji na irańskie sugestie. Powrót do dostaw irańskiej ropy może zapewnić lukę w rosyjskich dostawach.

Chiny natomiast, mimo wyrażenia przyzwolenia na porozumienie, są neutralne i jak zazwyczaj starają się nie ingerować w politykę międzynarodową, która bezpośrednio ich nie dotyczy. Już wcześniej chciały one zezwolić irańskim tankowcom na korzystanie z chińskich portów bez względu na to czy były one odpowiednio ubezpieczone i posiadały wymagane certyfikaty, czy nie.

Indie wyraziły chęć do zwiększenia importu rosyjskiego gazu i jak najszybsze przyznanie rosyjskim tankowcom odpowiednich uprawnień.

Również Korea Południowa i Japonia, które są zależne i potrzebują znacznych ilości gazu, optymistycznie zapatrują się na przyszłe dostawy irańskiego gazu.

Oficjalne władze Iranu są skłonne do podpisania nuklearnego porozumienia, jednakże w kraju panuje silna opozycja wobec tej możliwości. Jest ona wywołana głównie za sprawą ajatollaha Aliego Chameineigo, który twierdzi że umowa ze USA oznacza poddanie się i rezygnację z walki. Zdanie religijnego przywódcy wiele znaczy w Iranie i często mówi się, że ma on największą władzę w kraju.

biznesalert.pl

- Dugin to nie jest żaden "mózg Putina", czy jego "bliski sojusznik". Jego rola jest często przeceniana i opacznie rozumiana - mówi Gazeta.pl prof. Agnieszka Legucka, analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Faktem jest to, że władze Rosji w ostatnich latach wydają się podążać ścieżką opisaną znacznie wcześniej przez Dugina. Przekonanie, że Rosja musi być wielkim imperium. Nieunikniona wojna z USA. Nacisk na uduchowiony nacjonalizm pomieszany z mesjanizmem. Kult śmierci. Konieczność wymazania Ukrainy z mapy, a narodu ukraińskiego z rzeczywistości.

W sposób zrozumiały przekłada się to na zainteresowanie śmiercią jego córki w zamachu i spekulacjami, czy celem nie był przypadkiem on sam. Jednak czy Kreml rzeczywiście podąża ścieżką wyznaczoną przez Dugina, czy po prostu Dugin zręcznie opisał nurt, którym płynie Rosja i Putin oraz jego otoczenie?

- Nie można mu odmówić, inteligencji i zdolności do wyrażania swoich poglądów w przyciągający uwagę sposób. Niezależnie od tego jak bardzo można się z nim nie zgadzać - mówi prof. Legucka. Jego książki są napisane w sposób przystępny. Jego wykłady i wywiady są płynne, zrozumiałe i mogą być pociągające, choć dla nas na zachód od Rosji ich treść może się wydawać po trochu szokująca, absurdalna i niepokojąca.

Najbardziej znanym dziełem Dugina jest książka "Podstawy geopolityki" z 1997 roku. Czyli opublikowana nieco ponad pięć lat po rozpadzie ZSRR, w realiach głębokiej jelcynowskiej zapaści, kiedy Rosji było bardzo daleko od jakichkolwiek realnych pretensji do wielkości. Wielu Rosjan nie mogło znieść tej rzeczywistości i żyli w tęsknocie za minioną potęgą, oraz we wściekłości na wszystkich, którzy ich zdaniem przyczynili się do jej utraty. Podatny grunt na nacjonalizm w jego skrajnych odmianach.

- Książka Dugina odbiła się szerokim echem w rosyjskich kręgach naukowych i wojskowych. To nie jest jednak tak, że on w niej odkrył coś nowego. Stworzył jakąś myśl. On po prostu sprawnie wpisał się w jeden z nurtów rosyjskiego myślenia o świecie, który sięga pierwszych dekad XX wieku - opisuje prof. Legucka. Książka Dugina należy do nurtu geopolityki, która zakłada, że to geografia jest czynnikiem decydującym w polityce międzynarodowej. W związku z tym rozległa i strategicznie położona na styku Europy i Azji Rosja ma być skazana na wielkość. Konflikt z USA jest z tego powodu nie do uniknięcia. Większość państw powstałych po rozpadzie ZSRR należy wchłonąć. Chiny należy osłabić i skierować ku ekspansji na południe. Europę należy zjednać, zawiązując sojusz zwłaszcza z Niemcami i Francuzami, niechętnymi dominacji USA. Polska, Ukraina i inne mniejsze państwa pomiędzy Rosją a Europą Zachodnią, jako twory sztuczne nie powinny istnieć. To, co mniejsze narody myślą, czego chcą, nie ma znaczenia. Liczy się misja wielkich, takich jak Rosja. Wszystko to zaprawione dużą dozą mistycyzmu, przekonania o wielkiej roli kościoła prawosławnego i dodatkowo kultem śmierci.

- Dugina w Rosji traktowano raczej nie jako twórcę jakiejś nowej koncepcji, ale tego, który dobrze wyczuł koniunkturę na odrodzenie się nacjonalizmu, neoimperializm czy wręcz faszyzmu. Pragmatyka, który wie, co powiedzieć i napisać, żeby zarobić - opisuje prof. Legucka. Dugin bardzo sprawnie działał w mediach społecznościowych i się promował. Choćby jako jeden z pierwszych zaczął używać Youtube, gdzie można było obejrzeć jego wykłady. Choć stwarzał wrażenie, że jego książka jest przyswajana z zapartym tchem w ważnych ośrodkach decyzyjnych państwa rosyjskiego, to rzeczywistości było w tym wiele autopromocji.

- Tak naprawdę jego wpływ na Kreml był pozorny. Żaden z niego "ideolog Putina". To bardzo dalekie od rzeczywistości. Nie jest też poważany w rosyjskiej inteligencji czy kręgach naukowych. Absolutnie. W 2014 roku nawet wyrzucono go z uniwersytetu, bo oznajmił, że jego zdaniem trzeba "zabijać, zabijać Ukraińców" - opisuje analityczka PISM. Dugin i jego zwolennicy mogli jednak twierdzić, że Kreml kieruje się ich wizją świata, ponieważ rzeczywiście z czasem zaczął prowadzić politykę zbieżną z tym, co on opisał w swojej książce z 97 roku. - Tylko stało się tak nie z powodu jego wpływu, ale w wyniku samodzielnej decyzji Putina i jego otoczenia. Po prostu ten sposób myślenia o świecie do nich przemawiał i rozumieli, że przemawia też do istotnej części Rosjan - uważa prof. Legucka.

Jej zdaniem realnie Dugin ma teraz marginalne wpływy w Rosji. - W 2014 roku, kiedy wybuchła wojna z Ukrainą, mógł jakieś mieć. Był jednym z wyjątków w Rosji. Jastrzębiem wzywającym do ostrego kursu wobec Ukraińców. Dzisiaj takich jastrzębi jest mnóstwo i niczym się nie wyróżnia. Ginie w tłumie - mówi ekspertka. Owszem, trochę jest rozpoznawalny, ale nic wyjątkowego. - Raczej jako źródło uciechy, że ci na Zachodzie to go uważają za kogoś poważnego i wpływowego - dodaje prof. Legucka.

gazeta.pl

Grupa polityków partii Scholtza – z lewego skrzydła SPD chce jednak radykalniejszych działań na rzecz jak najszybszego zakończenia wojny na Ukrainie i namawia do ofensywy dyplomatycznej. Odradzają dostarczanie Ukrainie ciężkiego uzbrojenia, bo to ich zdaniem prowadzi do eskalacji konfliktu.

– Potrzebujemy jak najszybszego zawieszenia broni jako punktu wyjścia do kompleksowych negocjacji pokojowych – piszą oni w apelu zatytułowanym „Broń musi zamilknąć!”, do którego dotarł tygodnik Spiegel.

Autorzy wzywają do nowej próby „globalnej polityki odprężenia”. Co prawda zasadnicza poprawa stosunków z Rosją będzie możliwa dopiero w „erze postputinowskiej”. Na razie jednak „należy, na podstawie uznania realiów, które się nie podobają, z rządem rosyjskim znaleźć modus vivendi, który wyklucza dalszą eskalację wojny”. W końcu będzie musiało dojść do „porozumienia między Ukrainą a Rosją”.

Zdaniem lewicy SPD, UE i jej państwa członkowskie powinny zintensyfikować działania dyplomatyczne. Dokument stwierdza, że należy zintensyfikować wymianę z kilkoma krajami „w celu pozyskania ich do roli mediatora między zwaśnionymi stronami”. Autorzy wyraźnie wymieniają Chiny, które mają bliskie związki z Moskwą – pisze Spiegel.

W apelu politycy lewicowego skrzydła SPD ostrzegają przed dostarczaniem ciężkiego sprzętu wojennego na Ukrainę i odwołują się do niebezpieczeństwa wojny nuklearnej.

– Spirala eskalacji musi zostać zatrzymana – piszą. – Dlatego przy każdej dostawie broni należy dokładnie zważyć i rozważyć, gdzie leży „czerwona linia”, która może być odebrana jako przystąpienie do wojny i sprowokować odpowiednie reakcje”.

Wśród socjaldemokratów, którzy podpisali się pod nowym apelem, jest kilku posłów do Bundestagu, Parlamentu Europejskiego i krajów związkowych. Ponadto apel poparli także były szef rządu Bremy Carsten Sieling oraz burmistrz Dortmundu Thomas Westphal.

belsat.eu wg PAP