Plebiscyty wyborcze utrwalają powszechny klientelizm elit i społeczeństwa jako jeden z fundamentów reżimu. Udział w rytuałach wyborczych i wyłanianie kandydatów Kremla de facto w drodze aklamacji zwiększają szansę, iż danemu regionowi (miastu, wsi) skapnie coś więcej z budżetu federalnego na remont infrastruktury czy świadczenia socjalne. Utrzymywanie społeczeństwa w stanie klientelistycznej podległości skutkuje niezrozumiałą dla obywateli Zachodu logiką: głosujemy na władzę, ponieważ jest władzą (czytaj: dysponentką środków i mocy sprawczej). Zostało to swego czasu wyrażone w prostym stwierdzeniu jednego z uczestników badań socjologicznych: „zagłosujemy na Nawalnego, kiedy już będzie prezydentem”. Przy takim podejściu opozycja demokratyczna nie ma nic do zaoferowania Rosjanom, którzy nie chcą narażać się w imię popierania niesprawczych kontrelit.
Wraz z wybuchem pełnoskalowej wojny zrezygnowano natomiast z funkcji wyborów polegającej na wyjawianiu realnej bazy poparcia dla opozycji oraz możliwości kupowania (kooptacji) bądź zastraszania jej przedstawicieli. Przestano też traktować głosowania jako bezpiecznik pozwalający wyładować społeczną frustrację bez szkody dla władz. Niezależni kandydaci coraz rzadziej są dopuszczani nawet do walki o niewiele znaczące stanowiska we władzach lokalnych. Kilometrowe kolejki do grobu Aleksieja Nawalnego w Moskwie, błyskawiczna zbiórka podpisów poparcia dla umiarkowanie antywojennego kandydata na prezydenta, Borysa Nadieżdina, skłoniły władze do dmuchania na zimne.
W czarno-białym świecie czasu wojny nie ma miejsca na flirty z elektoratem: albo jesteś z nami, albo przeciwko nam – poza nawiasem państwa i narodu. Realna konkurencja wyborcza stoi w sprzeczności z totalitarną ideą pełnej jedności władzy i ludności, organicznej harmonii interesów rządzących i rządzonych. Jednocześnie likwidacja pozornego pluralizmu w wyborach (który, jak wskazują badania, najczęściej przyczynia się do przedłużania rządów autorytarnych) to zjawisko paradoksalne. Świadczy o niepewności władz co do rzeczywistej skali nastrojów prokremlowskich w społeczeństwie, a zarazem pokazuje ich pewność siebie: ryzyko związane z odbieraniem społeczeństwu resztek podmiotowości zostało ocenione jako niskie.
Głosowania w Rosji są jednak zaledwie ostatnim etapem zatwierdzania panującego porządku, etapem zwieńczającym, ale bynajmniej nie zasadniczym. Stress testem skuteczności pracy całego aparatu państwowego, która toczy się nieprzerwanie pomiędzy elekcjami.
(...)
Do podstawowych metod legitymizacji władzy w Rosji należą:
Demonstrowanie braku alternatywy
Przez ponad dwie dekady swoich rządów Putin i jego ekipa dołożyli wszelkich starań, by wyeliminować jakąkolwiek realną konkurencję – czy to konkretne figury polityczne, czy programy. Legitymizacja przywódcy Rosji opiera się w dużej mierze na delegitymizacji niezależnych środowisk i inicjatyw oddolnych, na próbach ustanowienia monopolu państwa na kształtowanie narracji politycznych i ideologicznych. Putinizm, uosabiany przez lojalne zastępy urzędników, stał się the only game in town. Jednocześnie sondaże z ostatnich lat jasno wskazują, że znaczący odsetek Rosjan byłby gotowy zagłosować na abstrakcyjnego, innego niż Putin kandydata, wyrażającego bliskie im poglądy (w sondażu Russian Field z 2023 roku wyniósł on 43% i zrównał się z wynikiem Putina). Pokazuje to, jak kluczowy jest brak realnej rywalizacji politycznej dla stabilności reżimu.
Rolę braku alternatywy jako czynnika legitymizacji wzmacnia państwocentryczność tożsamości zbiorowej Rosjan. Państwo, uosabiane przez silnego lidera, jest jedynym znaczącym punktem odniesienia dla zatomizowanego społeczeństwa, charakteryzującego się bardzo niskim poziomem wzajemnego zaufania, niskim poczuciem indywidualnej i grupowej sprawczości oraz brakiem rozwiniętych więzi horyzontalnych (skutecznie niszczonych przez Kreml).
Epatowanie poczuciem zagrożenia
Agresja przeciwko Ukrainie, przedstawiana przez propagandę jako „wojna obronna”, „święta wojna”, „obrona przeciw egzystencjalnemu zagrożeniu dla państwowości, narodu i tożsamości rosyjskiej” ze strony Zachodu, pozwoliła zmobilizować naród wokół władzy. Budowanie mitu Rosji jako oblężonej twierdzy zagrożonej przez wrogów, propaganda historyczna odwołująca się do zwycięstwa nad nazizmem w 1945 roku jako do dowodu na odwieczną, zbawczą misję narodu rosyjskiego stanowią w epoce putinizmu najbardziej skuteczny sposób odwracania niekorzystnych dla władz trendów w nastrojach społecznych. Świadczy o tym dynamika deklarowanego poparcia dla Kremla w okresie wojny z Gruzją w 2008 roku czy aneksji Krymu w 2014 roku. Niekorzystne trendy ujawniły się przed pełnoskalową wojną w okresie wyborów parlamentarnych 2021 roku: wówczas prawie 45% respondentów w sondażach niezależnego Centrum Lewady uważało, że kraj zmierza w niewłaściwym kierunku, podobny odsetek nie ufał władzy, 37% ankietowanych nie popierało działań prezydenta. Rosło również zainteresowanie problematyką socjalną, a spadało – hasłami nacjonalistyczno-mocarstwowymi.
Normalizacja nienormalnego
Rządy Putina to pasmo wojen i kryzysów gospodarczych (Rosja nie prowadziła wojny jedynie w latach 2010–2013, a od 2012 roku do 2022 roku naprzemiennie tkwiła w stagnacji bądź recesji). Komunikacja ze społeczeństwem i metody zarządzania państwem zostały przeniesione w paradygmat permanentnej operacji specjalnej, przy czym podporządkowano je interesom wąskiej grupy rządzącej, prezentowanym jako interesy narodowe. Wymusiło to na społeczeństwie reaktywację mechanizmów adaptacyjnych znanych z poprzednich stuleci. Bezsilność wobec przemocy państwowej wywołuje fatalistyczną pokorę i traktowanie władzy jak katastrofy naturalnej, dopustu bożego: nic nie poradzisz, że się wydarza, możesz jedynie zminimalizować negatywne skutki dzięki indywidualnym strategiom przetrwania.
(...)
Manipulacja instynktami i potrzebami
Poza coraz hojniejszymi gratyfikacjami finansowymi dla żołnierzy i ich rodzin w celu skłonienia mężczyzn do udziału w wojnie, władze umiejętnie zarządzają instynktem przetrwania, potrzebą przynależności do grupy, potrzebą dobrego samopoczucia. W społeczeństwie dominuje postawa „żeby tylko nie było gorzej”: lęk przed pogorszeniem swojej sytuacji powstrzymuje Rosjan przed walką o swoje prawa nawet w obliczu wysokiego ryzyka śmierci na froncie (nierzadko właśnie z tego powodu żołnierze i ich bliscy rezygnują z nagłaśniania nadużyć ze strony przełożonych i organów władzy, łącznie z przypadkami tortur).
Rosjanie podatni są na szantaż emocjonalny, przekaz: nie wychylaj się, bądź jak inni, lepiej się mylić wraz z większością niż mieć rację i stać po stronie wyrzutków („ekstremistów”, „terrorystów”, „zdrajców” i „wrogów narodu”). Szantażowi temu służy kreowanie totalnej putinowskiej większości, a także groźba represji za zejście z jedynie słusznej drogi – podczas gdy opowiadanie się po stronie większości jest bezpieczne, a nawet przynosi profity (materialne zyski, przywileje, poprawę statusu społecznego, jak w wypadku „nowej elity”: uczestników wojny).
(...)
Od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę legitymizacja Putina jest legitymizacją wodzowską. Został on wykreowany na zbawcę państwa i narodu, bez którego opieki i mądrości Rosja nie przetrwa, pokonana przez wrogów (w myśl wiernopoddańczego bon motu spikera Dumy, Wiaczesława Wołodina: „bez Putina nie będzie Rosji”). Propaganda tym samym forsuje tezę o organicznej jedności interesów i wspólnocie losów narodu i władcy. W ramach tej logiki nie może istnieć autentyczna opozycja wewnątrz kraju, a jakiekolwiek przejawy postaw antyreżimowych muszą być inspirowane przez obce służby specjalne.
W historycznej rekonstrukcji nowej wielkiej wojny ojczyźnianej przeciwko nazizmowi (bo tak przedstawiana jest inwazja na Ukrainę) porządek prawny i instytucjonalny państwa stały się drugorzędne wobec woli przywódcy.
(...)
Wódz pozuje trochę na Stalina (stąd odwołania do zwycięstwa 1945 roku jako apogeum potęgi międzynarodowej Rosji/ZSRR, resowietyzacja sfery symbolicznej i rehabilitowanie sowieckiego terroru państwowego), a trochę na Aleksandra Newskiego (symbol skutecznego oporu przeciwko duchowemu zagrożeniu z Zachodu). Jednocześnie Putinowi udało się przekonać Rosjan, że nie odpowiada za porażki bieżącego zarządzania państwem, ale za sprawy wyższego rzędu.
(...)
Oparcie legitymizacji reżimu na wojennym wzmożeniu jest na dłuższą metę grą dość ryzykowną. W swoim dążeniu do utrzymania kontroli nad krajem Kreml przez dekady demontował zasady legitymizacji władzy (porządek konstytucyjny, zaufanie do instytucji, rozwój gospodarczy, poprawa warunków bytowych społeczeństwa, wizja przyszłości, wiara w postęp). Zastąpiono je imitacjami. Produkcja zbrojeniowa, utylizowana na froncie, napędza wzrost PKB na papierze, jednak nie prowadzi do realnego rozwoju gospodarczego, za to rosnące wydatki budżetowe na wojnę skutkują wysoką inflacją. Hojne transfery socjalne dla wybranych grup ludności, przede wszystkim weteranów wojennych, maskują zapaść sektora usług publicznych. Obraz przyszłości zastąpiono fatamorganą odrodzenia minionej chwały. Legitymizacja zewnętrzna (odbudowa wpływów imperialnych i statusu mocarstwowego) uczyniła Putina zakładnikiem własnych obsesji i postępów rosyjskiej armii na froncie. Jak pokazała reakcja społeczeństwa i warstwy rządzącej na marsz Prigożyna na Moskwę (czerwiec 2023 roku), w Rosji nie ma instytucjonalnych bezpieczników, które mogłyby zapobiec tąpnięciu całego systemu w wypadku niepomyślnego przebiegu działań zbrojnych.
(...)
Parafrazując tytuł słynnej monografii Aleksieja Turczaka o późnym ZSRR, „ten system był na zawsze, dopóki się nie skończył”. Podobnie jak w wypadku Związku Radzieckiego, pozornie stabilny reżim może się rozsypać bez zapowiedzi i podobnie jak wówczas, nikt nie będzie go bronił. Niezależnie od tego, jak duża większość dzisiaj go popiera przy urnach
i w sondażach.
Maria Domańska - Po co Kremlowi wyborcze spektakle?