sobota, 12 kwietnia 2025



W 2018 r. Trump nazwał broń jądrową "największym problemem na świecie". Wielokrotnie wypowiadał się na ten temat także podczas swojej drugiej kadencji, ostrzegając przed "III wojną światową". W połowie lutego 2025 r. oświadczył: "Nie ma powodu, dla którego mielibyśmy budować nową broń nuklearną. Mamy jej już tak wiele".

Jednak w ciągu niecałych trzech miesięcy jako prezydent Trump uruchomił dokładnie odwrotny trend — najszybsze i najbardziej niebezpieczne potencjalne przyspieszenie rozprzestrzeniania broni jądrowej na całym świecie od początku zimnej wojny.

Nowe potencjalne potęgi nuklearne to nie tylko państwa zbójeckie, które od dawna są przedmiotem troski Stanów Zjednoczonych, takie jak Iran i Korea Północna. Coraz częściej państwa rozważające wejście na drogę nuklearną są długoletnimi sojusznikami USA, od Niemiec po Koreę Południową, od Japonii po Arabię Saudyjską.

W obliczu groźby wycofania się Stanów Zjednoczonych ze swoich zobowiązań obronnych, coraz więcej krajów otwarcie mówi o rozwoju arsenału jądrowego — i co równie niepokojące, mówi o wykorzystaniu broni jądrowej w przypadku wybuchu działań wojennych.

Tymczasem wydaje się, że administracja Trumpa zupełnie nie liczy się z konsekwencjami działań, czasami zupełnie sprzecznych, które podejmuje.

Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA James Hewitt nie odpowiedział wprost na zadane mu pytania dotyczące tego, czy Trump chce otworzyć sojusznikom w Europie i na Indo-Pacyfiku drogę do uzyskania broni nuklearnej w ramach skłonienia ich do przejęcia ciężaru własnej obrony. Hewitt stwierdził natomiast: "Prezydent Trump wielokrotnie ostrzegał, że wzajemne zniszczenie za pomocą broni jądrowej jest największym zagrożeniem dla ludzkości i jest zaangażowany w politykę promującą zaprzestanie proliferacji na całym świecie".

Eksperci do spraw broni jądrowej zauważają natomiast, że administracja ma niewielu pracowników, którzy mogliby zająć się tematem proliferacji broni masowego rażenia. Kilku kandydatów z Departamentów Obrony i Stanu USA do Narodowej Administracji Bezpieczeństwa Nuklearnego czeka na potwierdzenie. W Radzie Bezpieczeństwa Narodowego nie powołano jeszcze starszego dyrektora do spraw kontroli zbrojeń.

Wycofanie globalnego amerykańskiego parasola obronnego zasygnalizowane przez Trumpa spowodowało przyspieszenie tendencji do rozbudowy arsenału jądrowego na całym świecie, lub przynajmniej sprowokowało rozważania na ten temat. Potencjalni przeciwnicy USA, a także sojusznicy, są zdziwieni faktem, że nikt w administracji Trumpa nie wydaje się chętny lub zdolny do zajęcia się tą kwestią.

Francesca Giovannini, szefowa programu do spraw zbrojeń nuklearnych Project on Managing the Atom na uczelni Harvard's Kennedy School of Government, która spotkała się z chińskimi urzędnikami pod koniec marca, powiedziała, że w Pekinie chińscy urzędnicy są coraz bardziej zaniepokojeni tym, że "bezpieczeństwo w regionie ulega osłabieniu i ostatecznie będą musieli radzić sobie z większą liczbą krajów z bronią jądrową w Azji".

Jak relacjonuje ekspertka, Chińczycy "tak naprawdę nie mają pojęcia, kogo Trump wyznaczy do spraw kontroli zbrojeń. Ludzie Trumpa nie mają odpowiedniego doświadczenia, by podejmować takie decyzje".

Wielu sojuszników USA ma teraz poczucie, że Trump porzuca cały powojenny globalny system i wrzuca świat z powrotem w okrutną walkę o władzę, w której największe mocarstwa dominują w swoich regionach, a mniejsze kraje walczą o przetrwanie.

(...)

Friedrich Merz, który najprawdopodobniej zostanie nowym kanclerzem Niemiec, w wywiadzie udzielonym w marcu nie wykluczył pomysłu opracowania niemieckiej broni jądrowej. Merz powiedział, że Berlin powinien rozpocząć rozmowy na temat rozszerzenia francuskiego i brytyjskiego odstraszania nuklearnego na Europę i zasugerował, że Niemcy mogą być w końcu gotowe, by przyjąć francuską koncepcję do strategicznej autonomii od Stanów Zjednoczonych.

Prezydent Francji Emmanuel Macron zaproponował rozszerzenie francuskiego parasola nuklearnego. 18 marca powiedział, że Francja rozmieści własne myśliwce Rafale wyposażone w naddźwiękowe głowice nuklearne wzdłuż granicy z Niemcami w 2035 r.

Jeśli chodzi o Ukrainę, która czuje się zagrożona porzuceniem przez Waszyngton w obliczu agresji Rosji, prezydent Wołodymyr Zełenski otwarcie mówił o przywróceniu odstraszania nuklearnego. "Albo Ukraina będzie miała broń nuklearną, a wtedy będzie to dla nas obrona, albo Ukraina będzie w NATO" — oświadczył Zełenski w październiku ubiegłego roku.

— Powiedzmy, że jesteś Zełenskim i jesteś zmuszony do niesatysfakcjonującego pokoju z Rosją bez dobrych gwarancji bezpieczeństwa. Jakie jest twoje najlepsze wyjście? — zadaje retoryczne pytanie Daniel Serwer z uczelni Johns Hopkins School of Advanced International Studies.

— Czy Ukraińcy technicznie mogliby to zrobić [skonstruować broń jądrową]? Oczywiście. Zobacz, co zrobili, prowadząc wojnę. Znają się na rzeczy. Mieli do czynienia z dużą ilością materiałów jądrowych. Mają dobrych fizyków i naprawdę dobrych inżynierów. Nie jest to również poza możliwościami Polski, Niemiec, Japonii czy Tajwanu — dodaje ekspert do spraw bezpieczeństwa międzynarodowego.

onet.pl


Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał 17 marca 2023 r. nakaz aresztowania prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina. Zarzucono mu "zbrodnię wojenną", dotyczącą m.in. bezprawnej deportacji dzieci z okupowanych obszarów Ukrainy do Rosji. Putina miał osądzić specjalny trybunał do ścigania zbrodni w Ukrainie, który ma być powołany już wkrótce w ramach Rady Europy. W porozumieniu, które stanowi podstawę prawną do utworzenia trybunału, znalazł się jednak zapis, który praktycznie uniemożliwia postawienie Władimira Putina w stan oskarżenia.

Jak twierdzi Euronews, powołując się na informacje od europejskich urzędników, zgodnie z zapisem w porozumieniu, specjalny trybunał nie będzie sądził Władimira Putina zaocznie, dopóki pozostanie on prezydentem Federacji Rosyjskiej. Ten sam przepis będzie miał zastosowanie do premiera Rosji Michaiła Miszustina i ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa.

Postawienie w stan oskarżenia zarówno Putina, jak i innych wysokich rangą urzędników będzie też dozwolone tylko wtedy, gdy oskarżeni będą fizycznie obecni na sali. — Jest to mało prawdopodobne, ponieważ Rosja nie uznaje inwazji na Ukrainę za zbrodnię i kategorycznie odmawia współpracy z zachodnimi partnerami — powiedział Euronews jeden z urzędników.

onet.pl


Amerykańskie siły zbrojne zwolniły dowódczynię bazy wojskowej Pituffik na Grenlandii. Według mediów płk Susannah Meyers miała rozesłać do współpracowników e-maila zawierającego krytyczne komentarze pod adresem wiceprezydenta J.D. Vance'a, który odwiedził stacjonujących na wyspie żołnierzy.

(...)

Dowódczyni miała zdystansować się w tej wiadomości od słów Vance'a, który w bazie Pituffik ostro skrytykował władze Danii za brak inwestycji wojskowych na Grenlandii. "Nie twierdzę, że rozumiem obecną sytuację polityczną, ale wiem, że obawy rządu USA, o których mówił wiceprezydent Vance, nie odzwierciedlają poglądów zwolenników bazy Pituffik" — napisała Meyers. Zapewniła, że dopóki będzie szefować tej jednostce, "wszystkie nasze (amerykańskie, duńskie, grenlandzkie, kanadyjskie) flagi będą tam dumnie powiewać".

PAP


Wiceprezydent USA w czwartek 3 kwietnia bronił pomysłu Donalda Trumpa dotyczącego wprowadzenia ceł i krytykował koncepcję globalistycznej gospodarki, mówiąc, że spowodowała ona zaciąganie "ogromnego długu, aby kupować rzeczy, które inne kraje produkują dla USA". - Żeby było jaśniej, pożyczamy pieniądze od chińskich wieśniaków (ang. peasants - red.), żeby kupować rzeczy, które ci chińscy wieśniacy produkują - stwierdził J.D. Vance w rozmowie z FOX News.

- To zarówno zdumiewające, jak i godne ubolewania, że wiceprezydent wygłasza tak ignoranckie i lekceważące uwagi - ocenił rzecznik chińskiego MSZ Lin Jian podczas konferencji prasowej we wtorek 8 kwietnia. "Ten prawdziwy 'wieśniak', który pochodzi z wiejskich obszarów Ameryki najwyraźniej miał pewne braki w wiedzy - stwierdził z kolei redaktor naczelny państwowego tabloidu Global Times - Hu Xijin. "Wielu ludzi radzi mu, aby pojechał do Chin i sam się o tym przekonał" - dodał.

gazeta.pl