poniedziałek, 16 grudnia 2024



Zachodnie firmy żeglugowe również były związane limitem cenowym. Większość firm żeglugowych zlokalizowanych w innych krajach również przestała transportować rosyjską ropę objętą sankcjami, ponieważ oznaczałoby to żeglugę bez odpowiedniego ubezpieczenia wypadkowego.

Wszystko to miało na celu zmniejszenie kluczowych przychodów Rosji z ropy naftowej i być może przekonanie Moskwy do zakończenia wojny z Ukrainą. Zamiast tego, ograniczenie cen ropy spowodowało gwałtowny wzrost floty cieni.

Te statki cienie — znane również jako ciemne lub statki widma — są własnością szemranych firm, nie mają funkcjonującego ubezpieczenia P&I i pływają pod banderami Gabonu i innych krajów o minimalnej lub zerowej wiedzy morskiej. Do czasu wprowadzenia limitu cenowego i innych sankcji, flota cieni składała się z kilkuset statków transportujących towary objęte sankcjami do i z Iranu, Wenezueli i Korei Północnej. Nagle jednak Rosja stała się niezwykle zależna od floty pomocniczej, co oznaczało, że wielu oficjalnie działających armatorów było nagle zainteresowanych sprzedażą Moskwie starych statków.

Armada rozrosła się bardzo szybko. Chociaż ciemne statki są z definicji trudne do zidentyfikowania, szacuje się, że flota ta obejmuje obecnie 17 proc. światowej floty tankowców. Co więcej, duża liczba innych tankowców i statków towarowych również jest jej częścią.

Oznacza to, że właściciele ponad 1000 statków handlowych stanęli po stronie Rosji. Co prawda, ukrywający się za mosiężnymi tabliczkami właściciele statków nie popierają politycznie Kremla, ale skorzystali z okazji biznesowej. Teraz mogą pomóc Moskwie również na inne sposoby. Rosja mogłaby wykorzystać te statki do strategicznego transportu morskiego.

Strategiczny transport morski to część działań wojskowych, które rozgrywają się z dala od opinii publicznej. Chodzi o to, że statki handlowe transportują sprzęt potrzebny armii, od czołgów po paliwo. A gdyby Rosja lub jej przyjaciele zdecydowali się rozpocząć nowy konflikt zbrojny, mogliby teraz wykorzystać flotę cieni.

"Nawet gdyby sankcje zostały dziś zniesione, nie wszystkie statki [shadow fleet] powróciłyby do handlu komercyjnego" — mówi Svein Ringbakken, dyrektor generalny norweskiego ubezpieczyciela DNK.

Rzeczywiście, drzwi dla wielu statków-cieni w oficjalnym sektorze żeglugi są zamknięte. "Statki te już teraz nieoficjalnie obsługują Rosję i inne kraje" — zauważa Ringbakken. "Fakt, że flota cieni jest dostępna dla tych krajów w czasie pokoju, oznacza, że może być również dostępna, gdy sytuacja stanie się mniej pokojowa".

onet.pl


Od 1 stycznia w rosyjskim Obwodzie Królewieckim będą obowiązywały kartki na żywność. Region wraca do tego rozwiązania, funkcjonowało ono tam przez trzy miesiące, między kwietniem a lipcem 2022 roku. W pierwszej kolejności kartki na żywność mają trafić do emerytów i rencistów o dochodach poniżej minimum egzystencji. Wsparcie mają otrzymać też rodziny wielodzietne oraz inne potrzebujące grupy obywateli. Rozwiązanie to popiera i chciałby rozszerzyć na cały kraj szef Komisji Dumy ds. Rynku Finansowego,  Anatolij Aksakow. Dodał, że państwo mogłoby też dotować dostawców żywności. 

gazeta.pl


Formalnie nie zostało to jeszcze załatwione, jednak deklaracje armeńskiego rządu są bardzo klarowne. Szczególnie wymowne było wystąpienie premiera Armenii Nikoli Pasziniana we własnym parlamencie, w którym stwierdził, że „w stosunkach Armenii z ODKB osiągnięto punkt nieodwracalności”. Paszinian potwierdził również, że: „w sprawie dokumentów powiedzieliśmy, że zamrażamy swój udział w pracach ODKB, co oznacza, że w ogóle w niczym nie uczestniczymy, nie omawiamy dokumentów, nie zgłaszamy propozycji, nie wyrażamy opinii, po prostu nie stawiamy weta wobec dokumentów, bo w zasadzie uważamy się za podmiot spoza ODKB i pozwalamy im decydować, co chcą, nie wtrącamy się”.

(...)

W rosyjskich mediach pojawiają się również zawoalowane groźby, że: „egzystencjalne zagrożenia istnienia Armenii i narodu ormiańskiego nie zniknęły, a w ostatnim czasie zaczęły nawet narastać w wyniku konsekwentnego odrzucenia przez rząd Paszyniana historycznych atrybutów państwowości ormiańskiej”. Nie bez powodu Rosjanie przypominają także, że „główne porozumienie pokojowe między Armenią a Azerbejdżanem nie zostało jeszcze podpisane”. Groźby dotyczą także stabilności granic.

Jak się bowiem okazuje granica Armenii z Turcją jest obecnie strzeżona nie przez Armeńczyków, ale przez rosyjską straż graniczną. Teraz Paszynin chce usunąć rosyjskich pograniczników, co według Rosjan może być niebezpieczne, bez jasno określonych granic państwowych. Według nich „granice Armenii nie zaczynały się nigdzie i teoretycznie mogły kończyć się gdziekolwiek”, a kraj ten po wyjściu z ODKB pozostanie sam, stając „w obliczu nasilenia istniejących kryzysów i wyzwań”.

Rosjanie ostrzegają, że Armeńczycy mogą w ten sposób utracić część swojego północnego terytorium, w tym obszary historyczne z kompleksami religijnymi oraz znajdującą się tam „strategiczną autostradę”. Według rosyjskiej propagandy jest to jednoznaczne z „lądową blokadą obwodu erywańskiego od świata zewnętrznego” i to w ciągu kilku godzin. Rosjanie podkreślają też, że bez ich pomocy będzie problem ze stworzeniem tzw. korytarza Zangezur łączącym główny Azerbejdżan z eksklawą Nachiczewanu. To co zostało bowiem już wynegocjowane „na papierze” nie powstało fizycznie, a więc osamotnionej Armenii mogą teraz zostać narzucone zmiany (związane wg Rosjan np. z „utratą utratę fizycznej kontroli nad historycznym południowym regionem – Syunik (Zangezur), czyli zniszczeniem państwowości”).

Górski Karabach pokazał jednak, że obietnice i gwarancje Rosjan nic tak naprawdę nie znaczą, a uzależniana od nich Armenia jest raczej „słabsza” niż „silniejsza”. Putin tłumaczył się np., że „wszystko, co się wydarzyło \[w Górskim Karabachu\], nie ma nic wspólnego z ODKB, ponieważ nie było zewnętrznej agresji na samą Armenię. Celem ODKB jest ochrona krajów członkowskich przed agresją zewnętrzną”. Tymczasem według Putina, „Armenia nie uznała Karabachu za niepodległe państwo i nie włączyła Karabachu w swoje granice państwowe”, a więc wszystko, co wydarzyło się w Karabachu, z prawnego punktu widzenia nie ma bezpośredniego związku z Armenią. Dlatego też nieco dziwne jest twierdzenie, że ODKB powinna była walczyć na terenie tej enklawy”.

defence24.pl


Reklamy usług kontraktowych na centralnych ulicach Moskwy zostały zastąpione ofertami odwiedzenia nowych miejsc w stolicy, a także banerami noworocznymi. "Jest wystarczająco dużo ludzi [rekrutowanych na front]. Tak wiele agitacji nie jest już potrzebne" — potwierdził jeden z rozmówców w biurze mera Moskwy.

Jak wyjaśniło źródło bliskie administracji Władimira Putina, ministerstwo obrony rekrutuje obecnie wystarczającą liczbę ochotników "do ilości sprzętu i broni, które są dostępne [dla rosyjskiej armii]". "Ludzi nie trzeba tylko rekrutować, trzeba ich uzbroić" — wyjaśnił. Jednocześnie Moskwa i region moskiewski wysyłają na front ok. 20 proc. całkowitej liczby rosyjskich żołnierzy kontraktowych. Najczęściej są to mężczyźni z innych regionów Rosji, których przyciągają duże płatności ryczałtowe przy podpisywaniu kontraktu. W Moskwie wynoszą one 1,9 mln rubli (według aktualnego kursu 72 tys. zł), a w regionie moskiewskim — 2,3 mln (90 tys. zł).

(...)

Dwóch urzędników z innych regionów przyznało w rozmowie z Meduzą, że zakrojona na szeroką skalę reklama służby kontraktowej w Moskwie stworzyła "problemy rekrutacyjne" nawet dla podmiotów, w których ryczałtowe płatności na rzecz wojska są porównywalne z tymi w stolicy. Taka sytuacja miała miejsce w regionie Krasnodaru, gdzie władze płacą 1,9 mln rubli za podpisanie kontraktu.

"Nie wiem, czy jest wystarczająco dużo ludzi [na froncie w ogóle], czy nie, ale zdecydowanie nie powinniśmy ograniczać informacji [o płatnościach]. Rekrutujemy na dolnym limicie" — zauważył rozmówca Meduzy w Północno-Zachodnim Dystrykcie Federalnym.

W trzecim kwartale tego roku ministerstwo obrony zdołało przyciągnąć ok. 700 nowych żołnierzy kontraktowych dziennie. Jest to wynik o prawie jedną trzecią niższy niż w drugim kwartale, kiedy to kontrakty podpisywało ok. 1020 osób dziennie.

onet.pl


Przedstawiciel HTS dodał, że wycofanie było skoordynowane z nowymi syryjskimi władzami. Mowa o rosyjskim wojsku, które wcześniej stacjonowało w kwaterze głównej w Kadsijji, na przedmieściach Damaszku. Przeniesiono również personel wojskowy, który służył w rosyjskiej ambasadzie w Damaszku.

Materiał filmowy pokazuje konwój prawie 100 pojazdów wojskowych, w tym transporterów opancerzonych, ciągników, cystern z paliwem i mobilnych jednostek medycznych. Według przedstawiciela HTS wojskowi zostali przetransportowani z bazy Humajmim samolotem do Rosji. Obecnie trwają rozmowy w hotelu Four Seasons w Damaszku, który stał się de facto kwaterą główną rebeliantów, w celu ewakuacji rosyjskiego personelu wojskowego z innych części kraju.

onet.pl


Sondaż: Na zlecenie Centrum Mieroszewskiego badanie przeprowadziła ukraińska pracownia Info Sapiens. Wzięli w nim udział Ukraińcy z różnych części kraju (poza okupowanymi przez Rosję terenami). Ankietowanych zapytano o to, jaka jest opinia Ukraińców o Polakach. 41 proc. z nich uważa, że mają pozytywne zdanie. Rok temu takiej odpowiedzi udzieliło 67 proc. badanych, a dwa lata wcześniej - 83 proc. Ponad połowa - 53 proc. - respondentów uważa, że opinia ta jest "neutralna", a 5 proc., że "zła".

(...)

 Eksperci uważają, że wyniki te to efekt końca "miesiąca miodowego". Jak podkreślają, zaważyły na nich przede wszystkim protesty rolników na granicy. - Dla Polski sprawa miała wymiar w zasadzie wyłącznie polityczny, dla Ukraińców - godnościowy. Wysypywanie zboża interpretowali jako brak szacunku dla ich okupionej krwią pracy. Poza tym to wstrząsające skojarzenie: żywą traumą ukraińskiego społeczeństwa jest Wielki Głód. Skoro Ukraińcy nie potrafili znaleźć dla tego zjawiska racjonalnego wyjaśnienia, otworzyła się furtka dla teorii spiskowych. Pamiętajmy, że Rosjanie są świetni w ich rozpowszechnianiu - podkreśliła dr Agnieszka Bryc z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

gazeta.pl