poniedziałek, 30 stycznia 2023


Moskwa, szukając możliwości uzupełnienia start ponoszonych na froncie, dała wagnerowcom zielone światło do werbowania więźniów. Jednak, jak ujawniają obrońcy praw człowieka - skazańcy nie chcą już być armatnim mięsem i odmawiają udziału w wojnie z Ukrainą.

Zdaniem Władimir Osieczkin z projektu "Gułagu.net", Kreml biorąc pod uwagę niepowodzenia oddziałów najemniczych i ciążące na nich liczne zbrodnie będzie chciał, aby świat jak najszybciej zapomniał o Grupie Wagnera i Jewgieniju Prigożynie.

Są różne scenariusze - jeśli wpadnie w ręce Ukraińskich Sił Zbrojnych, to przed nim areszt, śledztwo i międzynarodowy trybunał. Oczywiste jest, że on nie ma dokąd uciec z Rosji i nikt mu na to nie pozwoli, więc mogą być różne warianty, zaczynając od aresztowania i oskarżenia o szereg przestępstw, które on rzeczywiście popełnił, a kończąc na tym, jak służby postępują z niewygodnymi osobami, które stały się problemem dla dyktatora Putina - stwierdził rosyjski obrońca praw człowieka.

Ani Jewgienij Prigożyn, ani kontrolowana przez niego Grupa Wagnera nie mogą już swobodnie działać na arenie międzynarodowej. Stany Zjednoczone wpisały najemników z tej formacji na listę organizacji przestępczych takich jak mafie włoska czy japońska.

"New York Times" podaje z kolei, że aby zwiększyć spadającą liczbę rekrutów, Grupa Wagnera zaczęła ostatnio publikować filmy pokazujące wracających do krajów więźniów. W niektórych filmach więźniowie otrzymują dokumenty opisane jako ułaskawienie lub anulowanie wyroków skazujących. Jednak żaden z tych dokumentów nie został upubliczniony, co budzi wątpliwości co do ich legalności - podają Amerykanie. 

W połowie stycznia Departament Skarbu USA uznał Grupę Wagnera za "międzynarodową organizację przestępczą". Administracja Joe Bidena zapowiedziała, że po weekendzie przedstawi nowy pakiet sankcji wymierzony w rosyjskich najemników i wspierających ją ludzi z całego świata.

O decyzji Departamentu Skarbu USA poinformował w piątek Biały Dom. - Decyzja uwzględnia transkontynentalne zagrożenie, jakie stanowi Grupa Wagnera, w tym poprzez wzorzec poważnej działalności przestępczej - powiedział koordynator Rady Bezpieczeństwa Narodowego ds. Komunikacji Strategicznej John Kirby.

Waszyngton podał, że na rosyjskich najemników zostaną nałożone nowe sankcje. Opublikowano również zdjęcia rosyjskich wagonów kolejowych podróżujących z Rosji do Korei Północnej i z powrotem w listopadzie ubiegłego roku. Według Stanów Zjednoczonych to początek dostaw rakiet i pocisków, które mają być wyposażeniem organizacji finansowanej przez Jewgienija Prigożyna.

gazeta.pl

Główny lama Kałmucji Telo Tulku Rinpocze (Erdni-Basan Ombadykow) odszedł ze stanowiska po tym, jak władze Rosji uznały go za „agenta zagranicznego” – podały niezależne rosyjskie media. Wcześniej duchowny publicznie skrytykował inwazję rosyjską na Ukrainę.

Ministerstwo sprawiedliwości Rosji, uznając go za „agenta zagranicznego”, oświadczyło, że Telo Tulku Rinpocze „otwarcie wyrażał poparcie dla Ukrainy” i zaznaczyło, że duchowny jest obywatelem USA. Jesienią 2022 roku z powodów politycznych wyjechał z Rosji do Mongolii. W wywiadzie dla mediów lama określił wojnę jako „wielkie cierpienie”. Ocenił, że strona ukraińska „broni swojego kraju” i że „trudno jest powiedzieć, iż Rosja ma rację”.

Po uznaniu go za „agenta zagranicznego” lama opublikował komunikat o swoim ustąpieniu.

– W obecnej sytuacji uznaję za celowe przekazanie pełnomocnictw związanych ze stanowiskiem głównego lamy Kałmucji – poinformował.

Życzył też mieszkańcom republiki i wszystkim buddystom w Federacji Rosyjskiej wytrwałości i męstwa, a także przestrzegania ideałów współczucia i niestosowania przemocy.

Gazeta zauważa też, że krytykując inwazję Telo Tulku Rinpocze „podał w wątpliwość tożsamość religijną” liderów rosyjskiej wspólnoty buddyjskiej, która ma siedzibę w Buriacji. Organizacja ta na początku wojny poparła inwazję na Ukrainę.

Według niezależnego rosyjskiego portalu antywojenne wypowiedzi Telo Tulku Rinpocze były uzgodnione z duchowym przywódcą buddyzmu tybetańskiego. Prawomocne mianowanie nowego głównego lamy Kałmucji wymagać będzie zgody Dalajlamy.

(...)

belsat.eu/PAP/NGE/Meduza

Polityka Niemiec wobec Rosji, Ukrainy i w kwestii energetyki poniosła klęskę, uważa były ambasador Niemiec w Polsce Rolf Nikel w rozmowie Hubertusem Volmerem z kanału informacyjnego ntv. Zapytany, czy zgadza się z twierdzeniem premiera Morawieckiego, że „Niemcy działają w sposób trudny do zrozumienia” w sprawie dostaw czołgów Leopard dla Ukrainy, dyplomata podkreślił, że wywarcie przez polskiego premiera publicznej presji na kanclerza Niemiec jest działaniem „raczej nietypowym w relacjach między sojusznikami i partnerami”.

Zgadzając się sugestią, że partia PiS próbuje niemiecką decyzję o dostawie czołgów przypisać sobie jako własny sukces, zaznaczał, że ostatecznie to amerykańska decyzja o dostarczeniu abramsów doprowadziła do zmiany niemieckiego stanowiska. 

Dyplomata zwrócił także uwagę, że krytyki Warszawy pod adresem Berlina nie można zrzucić wyłącznie na karb wewnętrznych rozgrywek politycznych ws. przyszłych polskich wyborów. „Polska jest dotknięta wojną na Ukrainie w bardzo konkretny sposób. Jest ona bezpośrednim sąsiadem Ukrainy, wiele linii zaopatrzeniowych przebiega bezpośrednio przez Polskę”– powiedział Nikel. Polska w sposób godny podziwu przyjęła miliony uchodźców z Ukrainy.

„Wszystko, co dzieje się w Ukrainie, w dużo większym stopniu dotyka Polski; nie tylko ze względu na geografię, ale także ze względów historycznych” – dodał dyplomata. Ale oprócz geografii i historii rolę odgrywa oczywiście polityka. „Widzimy tu próbę zbicia kapitału politycznego na niepowodzeniu polityki Niemiec wobec Rosji, Ukrainy i ws. energii poprzez publiczną krytykę” – powiedział Nikel.

Ale zdaniem Rolfa Nikela nie jest to główny motyw. Jak wskazał: „różne polskie rządy i polska opinia publiczna ostro krytykowały w ostatnich latach politykę Niemiec wobec Rosji”. Wielokrotnie wytykali Niemcom uzależnienie polityki energetycznej od Rosji oraz naiwną z polskiego punktu widzenia politykę bezpieczeństwa.

„Wraz z autodestrukcyjnym atakiem Rosji na Ukrainę polityka niemiecka poniosła klęskę. Dla Niemiec oznacza to utratę zaufania i osłabienie wiarygodności w regionie, zwłaszcza w Polsce” – uważa dyplomata. I tylko dzięki mądrej polityce wzmacniania wschodniej flanki NATO oraz wspierania Ukrainy Niemcy mogą odzyskać utracone zaufanie.

Natomiast przyczyn nieufności w polskiej polityce wobec Rosji i trafniejszego osądu jej działań zdaniem Rolfa Nikela należy doszukiwać się we wspólnej polsko-rosyjskiej przeszłości. Polacy w przeciwieństwie do Niemiec mają konsekwentnie negatywne doświadczenia z Rosją. Rosja, podobnie jak Niemcy, była obecna przy wszystkich rozbiorach Polski, od 1772 roku do paktu Hitler-Stalin.

„Podczas gdy my dokonaliśmy zasadniczego zwrotu w naszych stosunkach ze Związkiem Radzieckim i Rosją od 1989-90. roku, Polska pozostała sceptyczna” – wspomina dyplomata. Nawet po 2014 roku, po aneksji Krymu i wojnie w Donbasie, działania NATO mające na celu wzmocnienie jego wschodniej flanki nie poszły dla Polaków wystarczająco daleko. „Polska również była sceptycznie nastawiona do mińskich negocjacji. My natomiast zakładaliśmy, że problemy mogą być rozwiązane za pomocą takiego procesu politycznego”– podkreśla Nikel.

Na pytanie, czy inwazja Rosji na Ukrainę nie mogłaby być nowym początkiem dla stosunków polsko-niemieckich, dyplomata przyznał, że Niemcy ze swoją polityką z przełomu wieków zbliżyły się do polskiej polityki wobec Rosji jak nigdy dotąd. „Może to być iskra dla nowej wspólnej polityki wschodniej wspieranej przez obie strony”.

Wprawdzie, jak wskazuje, polski rząd na razie „woli próbować zbić kapitał polityczny na zaistniałej sytuacji”. Zachodzi przy tym niebezpieczeństwo, że „te polskie pięć minut”, gdy Polska korzysta z nowego nastawienia Niemiec miną szybciej niż niektórzy myślą – wskazuje Rolf Nikel.

dw.com