poniedziałek, 25 lipca 2022


Reakcją międzynarodowych instytucji naukowych na inwazję w Ukrainie jest odcięcie Rosji od międzynarodowych badań. Wiele osób już wyjechało z tego kraju w poszukiwaniu lepszych perspektyw. Organizacje europejskie i amerykańskie zerwały więzi z nauką rosyjską, w tym anulowały wspólne projekty.

"Ludzie byli tak zniesmaczeni działaniami Rosji, że zwykłe hasła o międzynarodowym charakterze nauki i badaczach współpracujących w każdych okolicznościach przestały działać" – mówi Loren Graham, amerykański historyk nauki w Rosji i emerytowany profesor w Instytucie w Massachusetts. Technology w Cambridge, który utrzymywał kontakt z rosyjskimi naukowcami. "Morale rosyjskiej inteligencji jest bardzo niskie" – dodaje.

Wielu rosyjskich naukowców podpisało listy potępiające wojnę, chociaż oficjalne organy, takie jak Rosyjski Związek Rektorów (który reprezentuje setki rektorów rosyjskich uniwersytetów), poparły inwazję.

"Jeden naukowiec, który sześć lat temu opuścił stanowisko w Europie, aby zbudować laboratorium w Petersburgu, mówi, że kluczowe dostawy odczynników i sprzętu zostały odcięte, współpraca z zachodnimi kolegami jest napięta, a większość jego młodych naukowców chce odejść. Próbuję im w tym pomóc. To katastrofalne. Wszyscy są w szoku" – powiedział "Nature" naukowiec, który poprosił o nieujawnianie nazwiska z powodu obaw o represje polityczne.

Rosyjska fundacja naukowa zasugerowała w kwietniu, aby naukowcy szukali "nowych partnerstw finansowych" z narodami – w tym z Chinami, Indiami i RPA, które nie zerwały publicznie powiązań badawczych z tym krajem. Loren Graham uważa, że taka zmiana jest prawdopodobna, ale rosyjscy badacze wciąż mają nadzieję na przywrócenie powiązań z kolegami z USA i Europy.

Niektórzy naukowcy przewidują, że izolacja rosyjskich naukowców będzie trwać jeszcze przez jakiś czas, cofając naukę w ich kraju o 10 lub 20 lat i powodując ogromny drenaż mózgów młodych rosyjskich naukowców.

Rosja znajduje się na peryferiach większości międzynarodowych sieci naukowych, co ułatwiło krajom zachodnim zerwanie współpracy, ale jednocześnie Rosja wciąż odgrywa ważną rolę w niektórych globalnych badaniach. Zerwanie współpracy na terenie Europy, dotyczącej wielkoskalowych projektów badawczych z dziedziny fizyki – wpłynie osłabiająco na wiele lat.

Fizyka od dawna jest sercem dyplomacji naukowej, a Rosja zapisała się w historii jako potęga fizyki. Nawet zimna wojna nie przerwała relacji naukowych Wschód-Zachód. Stało się to dopiero teraz – po inwazji na Ukrainę.

Na przykład CERN – europejskie laboratorium badawcze zajmujące się fizyką cząstek elementarnych w pobliżu Genewy, w Szwajcarii – zawiesiło wszystkie nowe kontrakty z naukowcami posługującymi się rosyjską afiliacją. Wstrzymane też zostały projekty, w których swój udział miała Rosja i Białoruś, a które formalnie miały się skończyć dopiero w 2024 r.

onet.pl

Alarm w obszarze rosyjskiej nacjonalistycznej przestrzeni informacyjnej wciąż rośnie, ponieważ tempo rosyjskich operacji zwalnia w obliczu udanych ataków ukraińskiego systemu rakietowego wysokiej mobilności (HIMARS) na kluczowe rosyjskie węzły logistyczne, dowodzenia i kontroli. Moscow Calling, średniej wielkości kanał rosyjskiego telegramu z 31 tyś. abonentów, opublikował ocenę całości rosyjskich operacji na Ukrainie od 24 lutego. Moscow Calling określiło trzy odrębne fazy wojny – pierwszy obejmujący okres od pierwszej inwazji do wycofania wojsk rosyjskich z obwodów kijowskiego, sumskiego i czernihowskiego oraz drugi, od tego momentu do wprowadzenia zachodnich HIMARS. Moscow Calling w szczególności określił pojawienie się HIMARS jako wyraźny punkt zwrotny w wojnie i stwierdził, że wcześniej dostarczone zachodnie systemy uzbrojenia (takie jak NLAW, Javelin, Stinger i Bayraktar) bardzo niewiele zdziałały przeciwko rosyjskiemu bombardowaniu artyleryjskiemu (nie są zaprojektowane ani przeznaczone przeciw atakom artyleryjskim), ale HIMARS zmienił wszystko dla rosyjskich zdolności na Ukrainie. Moscow Calling mocno sugerował, że ostatnie ukraińskie ataki na rosyjskie magazyny, węzły komunikacyjne i tylne bazy mają niszczycielski i potencjalnie nieodwracalny wpływ na rozwój przyszłych rosyjskich ofensyw. 

Ten post jest zgodny z wcześniejszymi doniesieniami zachodnich funkcjonariuszy obrony, że rosyjskie wojska są zmuszone do angażowania się w różne taktyki łagodzące skutki HIMARS na polu bitwy, w tym środki kamuflażu i ciągłe zmiany lokalizacji ugrupowań sprzętu. Te taktyki utrudniają siłom rosyjskim prowadzenie ogromnych, masowych ostrzałów artyleryjskich, szeroko stosowanych w trakcie tej fazy wojny; o czym świadczą dane NASA Fire Information for Resource Management (FIRMS), które wykazują konsekwentnie mniej obserwowanych anomalii cieplnych /pożarów/ w Donbasie, od czasu wprowadzenia HIMARS na Ukrainę.

understandingwar.org

Aby uzmysłowić sobie skalę wielkości zapasów magazynowych można przytoczyć polskie jawne, archiwalne informacje dotyczące stanu na dzień 31 grudnia 1989 roku czyli już pod koniec istnienia Układu Warszawskiego. W szeregu polskich baz, składnic i magazynów przechowywano amunicję strzelecką, artyleryjską, czołgową, rakiety, miny, materiały wybuchowe i inne tego typy zapasy bojowe. Oczywiście we wszystkich jednostkach wojskowych przechowywano własne takie zapasy, służące do bieżącego użytku szkoleniowego oraz na czas mobilizacji i pierwszych dni ewentualnej wojny.

W ówczesnej największej naszej składnicy uzbrojenia i amunicji przechowywano 24.311 ton zapasów. Była to równoważne z pojemnością 2.400 wagonów kolejowych o maksymalnej nośności 20 ton. Amunicja była pakowana w drewniane skrzynie lub metalowe pojemniki i dlatego przy załadunku wagonów liczyła się nie tylko masa, ale również objętość ładunku. Drugie co do wielkości zapasy, w innej składnicy uzbrojenia i amunicji, miały masę 11.470 ton co wymagało 1.220 wagonów kolejowych. Trochę mniejszych składnic było ówcześnie jeszcze dużo więcej. W największej składnicy uzbrojenia lotniczego przechowywane było co prawda tylko 2.012 ton uzbrojenia, ale ze względu na duży rozmiar opakowań do ich przewiezienia potrzebne było, aż 975 wagonów. W największej składnicy Marynarki Wojennej było ówcześnie 747 ton zapasów amunicji morskiej (łącznie z torpedami i minami morskimi) co przekładało się na 124 wagony, a w największej składnicy materiałów wybuchowych było 8.805 ton, które można było przewieźć w 512 wagonach kolejowych. Łącznie można szacować, iż w składnicach (poza magazynami jednostek wojskowych) pod koniec 1989 roku było przechowywanych ponad 125 tys. ton amunicji strzeleckiej i artyleryjskiej, min, bomb, rakiet, torped.

Amunicja ta w Polsce jak i rozpadającym się ZSRR była całkowicie znormalizowana i przeznaczona tylko do użycia w sprzęcie wojskowym radzieckiego pochodzenia. Pozostałe kraje Układu Warszawskiego gdy opracowywały własne wzory uzbrojenia też musiały stosować tą znormalizowaną amunicję. Po rozpadzie ZSRR tamtejsze zapasy amunicji trafiły do Rosji, Białorusi, na Ukrainę i do innych nowo powstałych państw. Trudno ocenić jakiej wielkości były te zapasy, ale na pewno kilkadziesiąt razy większe niż polskie.

(...)

Nie wiadomo ile NATO-wskiej amunicji zostało już dostarczonych na Ukrainę, ale przyglądając się intensywności wykorzystywania uzbrojenia można założyć, że za mało. Wynika to nie z przyczyn ekonomicznych, ale głównie ze stanów magazynowych. Wspomniany wieloletni proces ich zmniejszania dotknął również „starych" członków NATO. Teraz mają oni problem ze wsparciem amunicyjnym Ukrainy przy równoczesnym utrzymaniu własnych zapasów. Nowe zamówienia w fabrykach amunicji będzie skutkować dostawami dopiero za jakiś czas. Państwa NATO poszukują również dostawców spoza paktu. Pierwsze informacje docierają z Korei Południowej, która nie chce otwarcie wspierać Ukrainy dostawami, ale chce to robić pośrednio dostarczając np. amunicję do państw, które swoją przekażą tam.

defence24.pl

Rajskie wyspy Pacyfiku mogą się z pozoru wydawać nieistotne, ale znajdują się na obszarach atrakcyjnych łowisk, w pobliżu kluczowych szlaków transportowych. Mają też olbrzymie znaczenie strategiczne, co pokazały między innymi zacięte walki pomiędzy USA a Japonią w II wojnie światowej. Od końca wojny obszar ten uważany jest za strefę wpływów sojuszników USA.

— Wyspy otaczają kluczowy szlak dla amerykańskich i australijskich okrętów marynarki i statków handlowych. Jeśli Chiny uzyskałyby prawo do tworzenia baz (wojskowych), mogłyby rozmieścić okręty wojenne i samoloty tymczasowo na wyspach — ocenił badacz z think tanku RAND Corporation Timothy Heath, cytowany przez CNN.

Takie bazy mogłyby z kolei zagrażać przepływającym amerykańskim i australijskim okrętom i statkom. Heath podkreślił, że nawet bez obecności wojskowej Chiny mogą zbierać wrażliwe dane wywiadowcze na temat działań armii USA i Australii w regionie.

Obawy nasiliły się w kwietniu po podpisaniu przez Chiny dwustronnej umowy w sprawie bezpieczeństwa z Wyspami Salomona. Według obserwatorów dokument może pozwolić Pekinowi na wysyłanie chińskiej policji i wojska do pomocy w "utrzymaniu porządku społecznego" na wniosek rządu w Honiarze, a nawet na budowę bazy wojskowej w miejscu o kluczowym znaczeniu strategicznym.

Dla Chin poszerzanie wpływów na Pacyfiku może być sposobem na przełamanie "łańcucha wysp", jakim według chińskich analityków USA zamknęły ten kraj, by utrzymywać go politycznie i militarnie w izolacji — między innymi przy pomocy amerykańskich baz na wyspie Guam czy w Japonii oraz obecności wojskowej na Filipinach.

Według źródeł agencji Reutera w czasie niedawnej 10-dniowej podróży szefa chińskiego MSZ Wanga Yi po wyspach Pacyfiku Chinom nie udało się podpisać szerokiego porozumienia z 10 krajami w sprawie bezpieczeństwa i handlu. Obiekcje wyraziła część państw, w tym Mikronezja, która obawia się, że w związku z rywalizacją mocarstw region może się znaleźć w centrum konfliktu.

Wang zawarł jednak szereg umów dwustronnych dotyczących infrastruktury, łowisk, handlu i sprzętu policyjnego, a przedstawiony projekt szerokiego paktu bezpieczeństwa ukazał rosnące ambicje Pekinu. Paktu wielostronnego nie podpisano, ale rozmowy w tej sprawie mają być kontynuowane po konsultacjach w gronie państw Pacyfiku.

Chiny zapewniają, że chodzi im jedynie o "budowanie dróg i mostów" i poprawę życia mieszkańców wysp, a nie rozmieszczanie tam swoich wojsk. Zachodni eksperci mają jednak wątpliwości.

W Kambodży, Dżibuti, Pakistanie i na Sri Lance Chiny w wyniku projektów infrastrukturalnych uzyskały dostęp do strategicznych instalacji portowych, a na Morzu Południowochińskim Pekin zajął i zmilitaryzował bezludne wyspy. Chiński rząd publicznie zaprzeczał swoim prawdziwym intencjom powiększenia swoich globalnych wpływów wojskowych – twierdzi portal Foreign Affairs.

Według niego umowa "powinna być dzwonkiem alarmowym" dla USA i ich sojuszników, ponieważ ich zaangażowanie w regionie było niewystarczające. Powinna być postrzegana jako część systematycznych wysiłków Pekinu na rzecz zwiększenia obecności na Pacyfiku, wzmocnienia narzędzi autorytarnej kontroli, ograniczenia wpływów USA i swobody żeglugi.

Dla krajów południowego Pacyfiku bezpośrednim zagrożeniem są natomiast zmiany klimatu, w wyniku których części wysp grozi zalanie. Ich przywódcy skarżą się, że mocarstwa nie przykładają do tego problemu wystarczającej wagi. W 2019 roku Forum Wysp Pacyfiku zakończyło się łzami i kłótnią pomiędzy przedstawicielami wysp a delegacją z korzystającej z węgla Australii.

— Na Fidżi i w innych wyspiarskich krajach Pacyfiku bezpośrednim zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa nie są Chiny, lecz zmiany klimatu – podkreślał w maju analityk ze Szkoły Prawa na Fidżi Joji Kotobalavu. Premier tego kraju Josaia Voreqe Bainimarama oświadczył natomiast, że "zdobywanie punktów geopolitycznych niewiele znaczy dla kogoś, czyja społeczność tonie pod rosnącym poziomem morza".

Zaangażowanie Chin również wywołuje jednak kontrowersje na wyspach. Z jednej strony chińskie inwestycje pomagają budować infrastrukturę, ale z drugiej – zaostrzają spory polityczne i wywołują oskarżenia o korumpowanie miejscowych elit.

Na Wyspach Salomona – pisze Foreign Affairs – 90 proc. mieszkańców opowiada się za zacieśnianiem relacji z liberalnymi demokracjami, a prawie 80 proc. nie chce pomocy gospodarczej z Chin. W 2021 r. na wyspach doszło do zamieszek, wśród przyczyn które wymienia się niezadowolenie z podjętej dwa lata wcześniej decyzji premiera Manasseha Sogavare o zerwaniu stosunków z Tajwanem i nawiązaniu ich z ChRL.

onet.pl

Turecki atak miał miejsce w środę 20 lipca, a pociski spadły m.in. na ośrodek wypoczynkowy w wiosce Parakh, w którym przebywali turyści z arabskiej części Iraku. Nie jest to przy tym pierwszy taki atak. Turcja rozpoczęła w Iraku nową operację militarną przeciwko Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) w kwietniu br. Jest to przy tym kontynuacja wcześniejszych działań Turcji na terenie Iraku, prowadzonych od 2019 r. pod ogólnym kryptonimem „Pazur".  W tym czasie Turcja założyła szereg nielegalnych baz wojskowych na terenach Iraku, wchodzących w skład Regionu Kurdystanu i pozostających pod administracją sprzyjającej Turcji Partii Demokratycznej Kurdystanu (PDK). Ponadto od 2015 r. istnieje turecka baza w Baszice, również uznawana przez irackie władze za nielegalną i od czasu do czasu ostrzeliwana przez szyickie milicje sprzymierzone z Iranem. W atakach tureckich na terenach kurdyjskich w Iraku już wcześniej ginęli cywile. Ocenia się, ze w ciągu ostatnich 7 lat w wyniku działań Turcji na terenie Syrii i Iraku życie straciło ponad 1000 cywilów, w tym ok. 150 dzieci. W Iraku byli to jednak przeważnie Kurdowie. Irak wprawdzie protestował przeciwko takim działaniom Turcji, lecz nigdy w tak ostrej formie jak obecnie. Od co najmniej początku 2021 r. narasta też konflikt między szyicką formacją Al-Haszed asz-Szaabi (wspieraną przez Iran) a Turcją. Powodem były groźby tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana, że zaatakuje zamieszkany przez jazydów Sindżar, który znajduje się pod jurysdykcją federalną. Al-Haszed asz-Szaabi w odpowiedzi na te groźby skoncentrowała w tym rejonie ok. 20-30 tys. swoich sił, zdeterminowanych odeprzeć turecki atak. Turcja nie zdecydowała się wówczas na konfrontację, zwłaszcza, że wsparcie dla Al-Haszed asz-Szaabi zadeklarował wówczas Iran. Al-Haszed asz-Szaabi weszło natomiast w taktyczny sojusz z PKK i uznało Turcję za siłę okupacyjną w Iraku.

Atak na Zacho nastąpił w bardzo delikatnym momencie zarówno z punktu widzenia sytuacji wewnętrznej w Iraku jak i sytuacji geopolitycznej w regionie. Po wyborach parlamentarnych w październiku 2021 r. wciąż nie udało się stworzyć nowego rządu, a napięcia między poszczególnymi szyickimi grupami politycznymi są coraz ostrzejsze. Również relacje między Bagdadem a Kurdystanem zaogniły się po orzeczeniu Sądu Najwyższego, uznającym zawieranie umów w sprawie wydobycia ropy przez władze Kurdystanu za nielegalne. Dodatkowo napięte są też relacje między dwoma głównymi partiami kurdyjskimi tj. PDK i PUK, a także między PDK a PKK. Jeżeli chodzi natomiast o wymiar regionalny to iracki premier Mustafa al-Kadhimi usiłuje prowadzić politykę równowagi w relacjach z Iranem, USA i państwami arabskimi. Irak pośredniczy w rozmowach irańsko-saudyjskich, a Kadhimi brał ostatnio udział w szczycie państw arabskich i USA w Dżeddzie. Na uwagę zasługuje również fakt, że Kadhimi, w przeciwieństwie do Erdogana, odbył wizytę w USA w czasie kadencji Bidena i został zaproszony przez amerykańskiego prezydenta na szczyt państw demokratycznych. Erdogan natomiast uczestniczył w wyraźnie konfrontacyjnym wobec USA i NATO szczycie w Teheranie. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie doszło tam do rozwiązania kwestii spornych między Ankarą a Teheranem, które od dłuższego czasu powodują narastające napięcia. W szczególności Iran nie zgodził się na nową inwazję Turcji na Syrię, a Turcja następnego dnia wydała komunikat, że nie będzie się nikogo pytać o zgodę.

Irańskie MSZ, w oświadczeniu wydanym po ataku na Zacho, nie wspomniało o Turcji ale stwierdziło, że „Iran uznaje bezpieczeństwo Iraku za swoje własne i nie będzie się wahał udzielić jakiejkolwiek pomocy w związku z tym". Tymczasem Irak zażądał natychmiastowego opuszczenia swojego terytorium przez siły tureckie i przerwania operacji naruszających jego suwerenność. Irak odrzucił też twierdzenia Turcji, że nie jest odpowiedzialna za atak w Zacho i próbujące zrzucić odpowiedzialność na PKK. Szef irackiej dyplomacji (z nominacji kurdyjskiej PDK) Fuad Husajn oświadczył, że sugestie Turcji, że w tym rejonie obecne było PKK są całkowicie niezgodne z prawem. Irak wezwał też swojego ambasadora w Turcji na konsultacje, a pod ambasadą Turcji w Bagdadzie oraz tureckimi punktami wizowymi odbywają się gwałtowne demonstracje, a flagi tureckie są zdejmowane i palone przez rozwścieczony tłum. W przyszłym tygodniu ma się również odbyć specjalne posiedzenie irackiego parlamentu w tej sprawie, na którym obecni mają być również ministrowie obrony, spraw zagranicznych oraz szef sztabu generalnego irackiej armii. Ze strony wpływowych polityków irackich pojawiły się również wezwania do wydalenia ambasadora tureckiego i wycofania ambasadora irackiego z Turcji, zerwania wszelkich stosunków handlowych z Irakiem , zamknięcia granicy, a nawet zerwania stosunków dyplomatycznych. Takie sugestie pojawiają się przy tym nie tylko ze strony polityków szyickich takich jak Hadi al-Ameri (lider związanego z Al-Haszed asz-Szaabi bloku Fatah) ale również sunnitów m.in. bloku Azm. Irak zapowiedział również skierowanie skargi przeciwko Turcji do Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Atak na Zacho został potępiony również przez ambasadę USA w Bagdadzie, jednakże w oświadczeniu nie wspomniano o Turcji. Zrobiła to natomiast Liga Arabska, która stwierdziła, że „całkowicie potępia turecką agresję na suwerenność Iraku, która stanowi jawne pogwałcenie prawa międzynarodowego" i zażądała od Turcji powstrzymania się przez Turcję przed prowadzeniem operacji militarnych na terenach państw arabskich. Tymczasem Turcja, już po szczycie w Teheranie, zapowiedziała, ze „nie potrzebuje niczyjej zgody" na inwazję na Syrię. Problem w tym, że Erdogan dopiero co postanowił znormalizować stosunki z Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi oraz Arabią Saudyjską, licząc na zastrzyk finansowy z tych państw w celu ratowania tureckiej gospodarki, która znajduje się w fatalnym stanie. Ponadto premier Kadhimi uważany jest za osobę wspieraną przez ZEA.

defence24.pl