poniedziałek, 30 maja 2022


Spodziewaliśmy się, że wojna wybuchnie prędzej czy później. Ale myśleliśmy, że zacznie się ona od obwodu donieckiego. Okazało się, że wojna jest wszędzie, więc postanowiliśmy z mężem wyjechać. Razem z nami pojechali jego rodzice. To było na początku marca. Prawie nic ze sobą nie zabraliśmy, bo myśleliśmy, że wrócimy za miesiąc.

Moja mama została na miejscu. Wydaje mi się, że to typowa w naszym regionie historia: moja mama jest jedną z tych osób, które domagały się zmiany. Mama chciała, żeby Łyman był częścią Donieckiej Republiki Ludowej. Mama chce dołączyć do Rosji. Więc postanowiła zostać w mieście.

Do początku maja sytuacja tam była mniej więcej w porządku. Potem wojska rosyjskie zaczęły nacierać i pociski trafiały w Łyman. Początkowo mama nie zamierzała ukrywać się w piwnicy, nie robiła zapasów żywności: mój brat służy w siłach zbrojnych Donieckiej Republiki Ludowej i powiedział jej, że zdobycie Łymana zajmie dzień, dwa i wszystko będzie dobrze. Tak więc moja mama i ojczym nie zachowali się odpowiedzialnie. Nie spodziewali się, że dojdzie do tak ciężkich walk.

Kiedy to wszystko zaczęło się na początku maja, mama i ojczym przenieśli się do piwnicy. Wojska rosyjskie zaczęły się zbliżać i zaczął się regularny ostrzał. Miasto jest podzielone na dwie części: po większej, północnej stronie znajdują się domy jednorodzinne, a po południowej — wielopiętrowe bloki. Moja matka i ojczym mieszkają po stronie południowej. Teraz przebywają w piwnicy pięciopiętrowego budynku, są tam prawie cały czas. Nie ma światła, nie ma nic. Kiedy tylko się da, gotują na zewnątrz — czasami nie jest to możliwe. Muszą rozpalać ogień, podgrzewać wodę, zajmuje to dużo czasu, a oni są przerażeni.

Telefon komórkowy mają tylko wtedy, gdy mama wchodzi na piąte piętro. Dwa razy rozmawialiśmy przez telefon. Około godziny 14.00 pocisk trafił w mieszkanie sąsiada, a rodzice bali się, że cały budynek stanie w płomieniach. Skończyło się na wielkiej dziurze w miejscu, gdzie wcześniej była ściana i okno. Pocisk nie wybuchł.

Sąsiad mieszkał sam, jego rodzina wyjechała. Nie było go w domu, kiedy pocisk uderzył, mimo że przebywał w swoim mieszkaniu na piątym piętrze przez większość czasu. Ludzie nie chcieli wychodzić, bo uznali, że nikt ich nie potrzebuje, że nikt na nich nigdzie nie czeka. Wielu obawiało się, że ich mieszkania zostaną splądrowane i z tego powodu zostali. Zostali też ci, którzy liczyli na wojsko rosyjskie. Niektórzy z nich w końcu przestali mieć nadzieję. W naszym budynku na 60 mieszkań zostało około 15-20 osób. Głównie ludzie po pięćdziesiątce. W całej dzielnicy nie ma ani jednego niezniszczonego budynku.

Rozmawiałam z moją mamą około godziny piątej po południu. Rozmawialiśmy długo, 10-15 minut. Mama zadzwoniła i powiedziała, że pół godziny temu wojska rosyjskie weszły do naszej dzielnicy, od strony południowej. Nasze miasto jest przedzielone torami kolejowymi, a Rosjanie od trzech dni próbowali przejść z jednej strony tego węzła kolejowego na drugą. Mówili mi o tym moi przyjaciele, rodzice moich przyjaciół i moja mama. Wszyscy mieszkają w południowej części miasta.

Gdy Rosjanie weszli do naszej dzielnicy, szturm ustał. W południowej części miasta zrobiło się spokojnie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu ludzie mogli wyjść na zewnątrz, ugotować jedzenie i zjeść obiad poza piwnicą. Nie leciały już na nich pociski.

Ostatni raz mama zadzwoniła do mnie około 21.00 wieczorem. Skończyli kolację z sąsiadami i siedzieli na zewnątrz. Tymczasem rosyjscy żołnierze zaczęli otwierać zamknięte mieszkania. Powiedzieli, że następnego dnia będą sprawdzać dokumenty wszystkich osób.

Moja mama w ogóle nie spodziewała się ostrzału. Była przekonana, że wszystko pójdzie gładko i spokojnie. Kiedy się zaczęło, moja mama bardzo się przestraszyła. Byłam zszokowana: moja mama jest bardzo pewną siebie osobą, zawsze wszystkich pociesza. Wtedy mówiła drżącym głosem. Bałam się o nią bardziej niż kiedykolwiek. Kiedy zaczął się ostry ostrzał, wpadła w histerię.

Moja mama nie kontaktowała się zbytnio z ukraińskimi żołnierzami, bo nie była do nich szczególnie przyjaźnie nastawiona. Mimo to wojsko przychodziło codziennie i przywoziło duże ilości pomocy humanitarnej. Kiedy wyjeżdżałam z Łymana, zostawiłam kota, a żołnierze Ukraińskich Sił Zbrojnych dostarczyli mi go do centralnej Ukrainy.

Moja mama ciągle wspiera rosyjskie wojsko i czeka na nie, uważa, że zostało ostrzelane przez armię ukraińską. Oto doskonały przykład: mieszkanie sąsiada zaatakowano od strony północnej, kiedy w mieście nie było już wojska ukraińskiego. Pocisk nie może okrążyć budynku — został wystrzelony w kierunku armii ukraińskiej. Ale kiedy opowiedziałem o tym mamie, zaczęła szukać wymówek: "Najważniejsze, że żyjemy, majątek nie jest ważny".

Ale w pewnym momencie powiedziała mi z rozpaczy, że już wszystkich nienawidzi: zarówno armii rosyjskiej, jak i ukraińskiej. "Chcę, żeby to się wreszcie skończyło" – mówiła.

onet.pl

Na nagraniu udostępnionym w mediach społecznościowych SBU słychać głos rosyjskiego żołnierza, który rozmawia z kobietą, prawdopodobnie ze swoją partnerką. Mężczyzna skarży się, że w jego brygadzie zostało 215 z 600 osób. Opowiada też o wizycie generała Walerija Sołodczuka, którego zadaniem było stłumienie buntu i zmuszenie żołnierzy do wykonywania rozkazów.

Wysoki rangą wojskowy przyjechał z ochroną. Miał grozić żołnierzom, wyciągając broń.

— Zaczął wymachiwać lufą, strzelać. "Ja was załatwię, jeśli tam nie pojedziecie!". I to wszystko. Na to młody chłopak: "Idź, spadaj!". Kur**, wyciągnął granat, mówi: "Chodź, zastrzel mnie! Razem się tu wysadzimy". Tyle. Oddziały specjalne zaczęły szturchać nas lufami, my ich lufami. Krótko mówiąc, jeszcze trochę i wszyscy by do siebie strzelali. On wsiadł do swojego bobika (mały pojazd terenowy — red.) i odjechał — relacjonował Rosjanin.

Jego rozmówczyni powiedziała mu, żeby wracał do domu. Mężczyzna odpowiada, że po tym, co usłyszał, wcale nie chce zostawać. W dalszej części skarży się także na braki w wyposażeniu — wskazuje, że z 12 samochodów zostały im jedynie trzy, które jeżdżą.

onet.pl

Początek tego miesiąca /kwiecień - red./ okazuje się być niemal sądnym dniem dla wielu chińskich deweloperów. Oczywiście w porównaniu z doświadczeniami poprzednich dekad.

1 kwietnia trzy duże firmy z branży nieruchomości ogłosiły swoje sprawozdania finansowe za rok 2021. Zyski Vanke spadły o połowę w stosunku do roku 2020 i osiągnęły 22,5 mld juanów (3,54 mld dolarów), natomiast obroty dewelopera spadły o 10 proc. Zyski Zhenro Properties spadły o 30,9 proc, do 2,28 mld juanów (350 milionów dolarów). Do tego firma nie zdołała wykupić swoich obligacji denominowanych w dolarach. Nawet China Overseas Land & Investment, uznawana za jedną z najbardziej ostrożnych w branży, zanotowała spadek zysków o 4,3 proc. do 36,38 mld juanów (5,71 miliarda USD).

Ogólnie, według danych China Real Estate Information, setka największych deweloperów zebrała aż 59 proc. mniej pieniędzy niż w roku poprzednim. To prawdziwy zimny prysznic dla rynku od pokolenia niemal przyzwyczajonego do ciągłych wzrostów.

Zhenro to nie jedyny deweloper, któremu nie udało się wykupić własnych obligacji w terminie do 31 marca. Kolejny to pekiński Sunac China Holdings. W tym wypadku przyczyną miało być przerwanie audytu spowodowane powrotem zachorowań na COVID-19 na dużą skalę. Dalej na liście znajdują się Kaisa Group Holdings, China Aoyuan Group, Sunshine 100 China Holdings, Fantasia Holdings Group i Modern Land China. Te firmy muszą się mierzyć z jeszcze większymi problemami, gdyż są notowane na giełdzie w Hongkongu. W związku z niezłożeniem w terminie dorocznych sprawozdań finansowych giełda zawiesiła obrót akcjami tych spółek. Wszystkie już zalegają ze spłatą długów lub prawdopodobnie wkrótce nie będą w stanie spłacić swoich zobowiązań.

Deweloperom trudniej też zdobyć pieniądze. Spośród 32 dużych banków notowanych na giełdzie w Hongkongu aż 17 w ciągu roku zmniejszyło kredytowanie branży nieruchomości. W tej grupie znalazły się największy prywatny bank Chin China Minsheng Bank, główny udziałowiec feralnego Evergrande Shengjing Bank, a także państwowy China CITIC Bank. Spadki wynoszą od kilku do nawet 32 proc. w stosunku do roku 2020.

Główne banki państwowe nadal zwiększają kredytowanie branży nieruchomości, co jest formą pomocy, jednak nawet tutaj widać zmianę trendu. Finansowanie deweloperów przez cztery główne banki państwowe wzrosło o 4,9 proc., podczas gdy w poprzednich latach notowano wzrost dwucyfrowy.

Wraz z coraz częstszymi i liczniejszymi przypadkami niewypłacalności lub opóźnieniami w spłacie zobowiązań, kredytodawcy starają się zmniejszać ryzyko. Do tego banki będące własnością prywatną lub władz lokalnych nieufnie podchodzą również do strategii centralnego kierownictwa w Pekinie zmierzającej do opanowania sytuacji na rynku nieruchomości. Od 2020 rząd starał się zniechęcić banki do udzielania pożyczek firmom znajdującym się w trudnej sytuacji finansowej. W następnym roku wprowadzono ograniczenia w udzielaniu kredytów hipotecznych i ekspozycji na sektor nieruchomości.

Jednak jesienią ubiegłego roku działania władz centralnych w obliczu problemów Evergrande i kolejnych deweloperów uznano za niewystarczające. Władze lokalne zaczęły nawet gdzieniegdzie łagodzić ograniczenia dotyczące kredytów hipotecznych dla osób fizycznych. Restrykcyjna polityka wobec finansowania deweloperów jednak nadal obowiązuje.

Banki obawiają się także, iż firmy z branży ubiegające się o kredyt nie przedstawiają pełnych sprawozdań finansowych. Ukrywanie problemów może prowadzić do wzrostu złych długów. W czterech dużych bankach państwowych wskaźnik kredytów zagrożonych w zakresie finansowania nieruchomości wzrósł w ubiegłym roku o ponad jeden punkt procentowy do 3,8 proc. W mniejszych instytucjach finansowych sytuacja jest znacznie gorsza. Przykładowo w Jinshang Bank wskaźnik kredytów zagrożonych dla finansowania nieruchomości przekroczył 10 proc. A to już może zagrozić stabilności tych podmiotów, choć jeszcze nie całego systemu.

Chińscy analitycy określają ryzyko inwestycyjne związane z nieruchomościami jako "możliwe do opanowania", jednak wskazują, że banki będą zmniejszać swoje zaangażowanie w tym sektorze. Według raportu Moody's Investors Service z ubiegłego miesiąca napięta sytuacja i duże potrzeby refinansowania spowodują, że do końca bieżącego roku jeszcze więcej deweloperów nie będzie w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań.

wnp.pl

"Rosja prawdopodobnie poniosła w tym konflikcie druzgocące straty wśród swoich oficerów średniego i niższego szczebla. Dowódcy brygad i batalionów prawdopodobnie wysyłani są w rejon zagrożenia, ponieważ ponoszą bezwarunkową odpowiedzialność za wyniki swoich jednostek. Podobnie młodsi oficerowie musieli kierować działaniami taktycznymi na najniższym szczeblu, ponieważ armia nie dysponuje kadrą wysoko wyszkolonych i upoważnionych podoficerów, którzy pełnią tę rolę w siłach zachodnich" - napisano w codziennej aktualizacji wywiadowczej /brytyjskiego ministerstwa obrony – red/.

"Utrata znacznej części młodego pokolenia oficerów zawodowych prawdopodobnie pogłębi trwające problemy z modernizacją podejścia do dowodzenia i kontroli. Bardziej bezpośrednio, batalionowe grupy taktyczne, które są odtwarzane na Ukrainie z niedobitków wielu jednostek, będą prawdopodobnie mniej skuteczne z powodu braku młodszych dowódców. Wobec wielu wiarygodnych doniesień o lokalnych buntach wśród sił rosyjskich na Ukrainie, brak doświadczonych i wiarygodnych dowódców plutonów i kompanii prawdopodobnie doprowadzi do dalszego spadku morale i utrzymywania się słabej dyscypliny" - dodano.

polsatnews.pl


23 maja w Tokio podczas konferencji prasowej z japońskim premierem Fumio Kishidą prezydent Joe Biden ogłosił powołanie nowej inicjatywy regionalnej pod nazwą Ramy Gospodarcze Indo-Pacyfiku (Indo-Pacific Economic Framework, IPEF). Obejmie ona cztery filary: (1) handel, (2) łańcuchy dostaw, (3) kwestie energii odnawialnej i infrastruktury oraz (4) podatki i przeciwdziałanie korupcji. Według prezydenta do porozumienia mają dołączyć sojusznicy USA w regionie Indo-Pacyfiku – Japonia, Australia, Nowa Zelandia i Korea Południowa – a także Indie i siedem państw Azji Południowo-Wschodniej: Singapur, Malezja, Indonezja, Wietnam, Filipiny, Tajlandia i Brunei. Formalnie IPEF pozostaje otwarte dla partnerów, którzy zechcą się przyłączyć w przyszłości. Premier Kishida potwierdził, że Japonia będzie uczestniczyć w inicjatywie, ale zarazem wyraził nadzieję, że Stany Zjednoczone powrócą do idei powołania Partnerstwa Transpacyficznego (TPP). Tego samego dnia pytany o IPEF rzecznik MSZ w Pekinie Wang Wenbin powiedział m.in., że „wszelkiego rodzaju spiski mające na celu stworzenie polityki obozu, zbudowanie azjatycko-pacyficznej wersji NATO i prowadzenie nowej zimnej wojny w regionie Azji i Pacyfiku są skazane na niepowodzenie”.

Komentarz

IPEF ma uzupełnić o komponent handlowy strategię Bidena w regionie Indo-Pacyfiku, skupioną na kwestiach bezpieczeństwa, stąd też ogłoszenie inicjatywy nastąpiło w przeddzień szczytu QUAD – forum USA, Australii, Japonii i Indii, które tworzy polityczny rdzeń amerykańskiej strategii powstrzymywania Chin w regionie Indo-Pacyfiku. Choć IPEF nie jest formalnie skierowany przeciwko Pekinowi, to zarówno jego reakcja, jak i wypowiedzi przedstawicieli administracji USA wskazują, że celem inicjatywy jest sekurytyzacja współpracy gospodarczej. Z ogólnikowych amerykańskich propozycji wynika, że ogłoszenie inicjatywy oznacza dopiero uruchomienie procesów negocjacyjnych. IPEF przypomina platformę polityczną służącą koordynacji polityk handlowych i pomocowych oraz rozstrzyganiu sporów, na wzór Rady UE–USA ds. Handlu i Technologii. Inicjatywa wyraźnie wpisuje się również w strategię powstrzymywania ChRL (ale też Rosji) w oparciu o budowanie w wielu regionach świata sieci równoległych struktur współpracy o różnym stopniu zaangażowania, wielorakim zakresie i gotowości koordynacji działań. IPEF można postrzegać jako element szerszej globalnej strategii administracji USA, w której inicjatywa ta odgrywa rolę jednego z wielu łączników. IPEF stworzy możliwość wspólnej odpowiedzi na nieuczciwe praktyki handlowe Pekinu, których ofiarą padła na przykład Australia po wykluczeniu chińskiej firmy Huawei z budowy sieci 5G.

Inicjatywa IPEF skierowana jest do państw, które łącznie odpowiadają za 40% światowego handlu. Wsparcie dla dywersyfikacji łańcuchów dostaw ma uodpornić jej członków na ewentualne rozgrywanie przez ChRL dostaw strategicznych produktów, ale też ułatwić kontrolę transferu technologii do Chin. Ma również wyeliminować tzw. wąskie gardła w najważniejszych łańcuchach dostaw i prowadzić do opracowania systemów wczesnego ostrzegania identyfikujących potencjalne problemy. Filar energetyczny i infrastrukturalny IPEF ma być odpowiedzią na chińską Inicjatywę Pasa i Szlaku – chodzi o stworzenie alternatywy dla chińskiego finansowania w tych sektorach. Ma też służyć dekarbonizacji gospodarki i walce ze zmianami klimatycznymi. Poprawa koordynacji podatkowej, upowszechnianie standardów i zwalczanie korupcji mają podnieść jakość usług społecznych, a zarazem utrudniać działania chińskich podmiotów w regionie.

IPEF nie zastąpi Partnerstwa Transpacyficznego – kompleksowej umowy handlowej wynegocjowanej przez administrację Baracka Obamy, z której Stany Zjednoczone wycofały się w 2017 r. po decyzji Donalda Trumpa. TPP było ambitnym projektem stworzenia w regionie Pacyfiku strefy wolnego handlu, która – choć miała izolować ChRL – tworzyła zarazem ramy pogłębienia procesów globalizacyjnych w regionie. Od czasu wycofania się USA z TPP partnerzy Waszyngtonu, przede wszystkim Japonia i Australia, oczekiwali nowej amerykańskiej inicjatywy handlowej. Można jednak mieć wątpliwości, czy IPEF spełni ich nadzieje. Komentarze premiera Japonii wskazują, że partnerzy Stanów Zjednoczonych w regionie traktują IPEF jako inicjatywę sektorową, dotyczącą jednego z wymiarów współpracy handlowej. Przedstawicielka USA ds. handlu Katherine Tai jeszcze przed ogłoszeniem IPEF przyznała, że w Kongresie nie ma poparcia dla tradycyjnej umowy handlowej (jak TPP), obniżającej cła i dążącej do harmonizacji przepisów prawnych krajów członkowskich, aby zwiększyć dostęp do rynku. Z tego względu IPEF będzie miał ograniczone oddziaływanie na globalną gospodarkę – administracja koncentruje się na tym, co może osiągnąć w obecnych uwarunkowaniach politycznych w USA. Nie można jednak wykluczyć, że w przyszłości – przy korzystnych zmianach politycznych w USA – IPEF stanie się podstawą do wynegocjowania nowej umowy o wolnym handlu. Nieobecność Tajwanu w IPEF wynika z niechęci niektórych potencjalnych państw członkowskich do antagonizowania Pekinu. Bez Tajpej możliwości wykorzystania inicjatywy do zabezpieczenia łańcuchów dostaw półprzewodników, a także oddziaływania na sektor nowych technologii będą mocno ograniczone.

Pekin prowadzi w regionie aktywną politykę handlową i stara się przeciwdziałać amerykańskim planom. Zgłosił akces do Kompleksowego i Postępowego Partnerstwa Transpacyficznego (CPTPP), w które przekształciło się TPP po wycofaniu się Waszyngtonu (przystąpienie ChRL do CPTPP wydaje się jednak mało prawdopodobne ze względu na sprzeciw takich państw jak Japonia czy Australia). Do prowadzenia swojej polityki stara się wykorzystywać m.in. Regionalne Kompleksowe Partnerstwo Gospodarcze (RCEP) – umowę o utworzeniu strefy wolnego handlu (w ograniczonej liczbie sektorów), która weszła w życie 1 stycznia br., ale nie jest realizowana. Pekin naciska na państwa będące stronami umowy (Australia, Brunei, Kambodża, Indonezja, Japonia, Laos, Malezja, Mjanma, Nowa Zelandia, Filipiny, Singapur, Korea Południowa, Tajlandia, Wietnam), aby porozumienie zostało wdrożone. RCEP skupia się na redukcji ceł i ułatwianiu obiegu komponentów w ramach łańcuchów dostaw, a nie harmonizacji przepisów i znoszeniu barier pozataryfowych, dlatego nie będzie miało większego wpływu na światowy handel. IPEF nie stwarza wprawdzie bezpośredniej konkurencji dla RCEP poprzez otwieranie dla wolnego handlu kolejnych sektorów gospodarki, ale może utrudnić pełne wykorzystanie przez ChRL zacieśnienia wzajemnych powiązań handlowych na skutek funkcjonowania RCEP. Chiny starają się też ograniczać gospodarcze wpływy USA w regionie za pomocą działań propagandowych. IPEF przedstawiany jest jako przeszkoda w dążeniach do ożywienia gospodarczego po pandemii COVID-19, pogłębiająca kryzys w łańcuchach dostaw poprzez blokady technologiczne, oraz jako narzędzie zmuszania państw regionu do opowiedzenia się po jednej ze stron i narzucenia im zimnowojennej logiki. Wynika to ze świadomości Pekinu, że inicjatywa ta ma potencjał ograniczenia ekspansji gospodarczej ChRL w regionie.

osw.waw.pl

W bazie nazywanej "Xinjiang Police Files" (akta policji w Sinciangu) jest ponad 5 tys. policyjnych zdjęć Ujgurów wykonanych pomiędzy styczniem a lipcem 2018 r. Najmłodsza z tych osób, Rahile Omer, miała w chwili zatrzymania 14 lub 15 lat; najstarsza, Anihan Hamit – 73 lata. Z innych danych wynika, że co najmniej 2884 z tych osób zostało zatrzymanych.

Przy wielu osobach napisano: "zatrzymany do reedukacji". W niektórych przypadkach nie wskazano przyczyny, w innych jako powód podano np. podróż za granicę lub "nielegalne" praktyki religijne – podała BBC.

Na niektórych fotografiach widać również stojących obok strażników z pałkami. BBC przypomina, że chińscy urzędnicy konsekwentnie przekonywali, że "nauka" w ośrodkach nie jest przymusowa. Szef MSZ Wang Yi zapewniał w 2019 r., że są to "szkoły, które pomagają ludziom uwolnić się od ekstremizmu".

Wśród ujawnionych akt są jednak protokoły świadczące, że w obozach byli uzbrojeni funkcjonariusze, na wieżyczkach strażniczych stawiano karabiny maszynowe i snajperskie, a w razie próby ucieczki strażnicy mieli oddać strzał ostrzegawczy, a potem "strzelać, by zabić". "Uczniowie" przenoszeni z jednej placówki do innej mieli mieć opaski na oczach i kajdanki na rękach.

W pakiecie są 452 arkusze z danymi 250 tys. Ujgurów i adnotacją, kto został zatrzymany i w jakim ośrodku. Są tam osoby skazane na więzienie za "przestępstwa" popełnione nawet dekady wcześniej. Jeden mężczyzna usłyszał w 2017 r. wyrok 10 lat za "studiowanie pism islamskich razem z babcią" przez kilka dni w 2010 r. – podała BBC.

Setki innych ukarano za używanie telefonów komórkowych, np. słuchanie "nielegalnych wykładów" lub posiadanie niedozwolonych aplikacji. Innych skazywano nawet na 10 lat więzienia za to, że nie korzystali z telefonów, w związku z czym uznano, że starają się ominąć nadzór elektroniczny.

W arkuszu dotyczącym 58-letniego Tursuna Kadira napisano, że od lat 80. XX wieku studiował i głosił islam, a w ostatnich latach "zapuścił brodę pod wpływem ekstremizmu religijnego". Mężczyzna został za to skazany na 16 lat i 11 miesięcy więzienia – podała BBC.

Wśród dokumentów są niepubliczne przemówienia wysokiej rangi urzędników, które – jak ocenia brytyjska stacja – dają wgląd w rozumowanie stojące za kampanią i sugerują, kto jest za nią odpowiedzialny.

W aktach jest m.in. przemówienie, jakie minister bezpieczeństwa publicznego ChRL Zhao Kezhi miał wygłosić w Sinciangu w czerwcu 2018 r. Według dokumentu Zhao zasugerował, że w południowej części Sinciangu co najmniej dwa miliony ludzi są pod wpływem "ekstremistycznej myśli". Chwalił przywódcę ChRL Xi Jinpinga za jego "ważne instrukcje" dotyczące budowy nowych ośrodków i zwiększenia nakładów na więzienia.

W 2017 r. ówczesny sekretarz partii w Sinciangu Chen Quanguo miał stwierdzić w przemówieniu do wojskowych i policjantów, że "dla niektórych pięć lat reedukacji może nie wystarczyć". – Gdy się ich wypuści, problemy pojawią się ponownie, to jest rzeczywistość Sinciangu – miał powiedzieć.

Według pracującego w USA badacza Adriana Zenza, który otrzymał dokumenty od anonimowego źródła, z akt wynika, że w zamieszkanym przez 22,7 tys. ludzi powiecie w Sinciangu ponad 12 proc. osób dorosłych było w latach 2017-2018 w obozie lub więzieniu. Przy takim odsetku w całym Sinciangu zatrzymanych byłoby ponad 1,2 mln Ujgurów i przedstawicieli innych mniejszości.

Zenz przekazał materiały BBC, która częściowo zweryfikowała je we współpracy z konsorcjum 14 mediów z 11 krajów. Źródło dokumentów twierdzi, że wykradło je z policyjnych serwerów w Sinciangu. BBC skontaktowała się bezpośrednio z tym źródłem, które jednak odmówiło ujawnienia swojej tożsamości.

BBC zaznacza, że protokoły policyjne zapisane są w zwykłym formacie edytora tekstu Microsoft Word i trudno jest niezależnie potwierdzić ich autentyczność. Znajdują się jednak w bazie razem z innymi materiałami, takimi jak zdjęcia, które są łatwiejsze do weryfikacji. Stacja oceniła również, że arkusze zawierają dane prawdziwych osób, ponieważ wielu z nich to krewni Ujgurów mieszkających za granicą.

PAP