niedziela, 23 maja 2021


Michał Sutowski: Niedawno po raz kolejny ogłoszono wysokość średniej płacy w Polsce, na nieco ponad 5,5 tysiąca złotych, czyli około 4 tysięcy na rękę – ilu Polaków odnalazłoby się w takich wyliczeniach?

Katarzyna Duda: To jest średnia GUS z lutego, dokładnie 5569 złotych brutto, która nie dotyczy przedsiębiorstw zatrudniających mniej niż 10 osób ani wszystkich zatrudnionych na zleceniu i dziele. Zliczono ją więc z 8,5 miliona ludzi, gdy wszystkich pracujących jest około 16,5 miliona.

Czyli to jest średnia dla niemal połowy rynku pracy?

I to tej lepszej. Bo w grupie przedsiębiorstw, gdzie zatrudnia się poniżej 10 osób – to wynika wyraźnie z raportów Państwowej Inspekcji Pracy – skala naruszeń praw pracowniczych jest znacznie większa, można więc spokojnie przyjąć, że zarobki tych w sumie 4 milionów pracowników będą niższe. Do tego dochodzi „śmieciowa” część rynku pracy czy, mówiąc bardziej precyzyjnie, zatrudnieni na umowach cywilno-prawnych: zlecenia, co dotyczy ponad miliona osób, i na umowach o dzieło. A także osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą.

Ilu tych „zleceniobiorców” to dobrowolni freelancerzy, a ilu – przymusowi prekariusze? I chyba można założyć, że ci bez etatu zarabiają, oczywiście średnio, mniej niż ci z umowami o pracę?

Trudno to wszystko stwierdzić. Co do wynagrodzeń, to ZUS dopiero niedawno zaczął liczyć, ile osób w ogóle pracuje na dziełach.

Jak to możliwe?

Ponieważ instytucje państwa nie zawsze nadążają za zmianami zachodzącymi w świecie pracy. O zapóźnieniu instytucji świadczy np. to, że nadal nie są prowadzone statystyki dotyczące skali pracy za pośrednictwem platform internetowych. Pewnie upłynie kilka lat, zanim poznamy prawdziwą skalę tego zjawiska.

(...)

Trochę zatem wiemy o strukturze zatrudnienia, ale co my właściwie wiemy o polskich zarobkach? Poza tym, że tę średnią co miesiąc przy wypłacie to widzi raczej mniejszość? I że podobno Niemcy nam tych płac zazdroszczą…

Firma Symmetrical Labs opublikowała niedawno badanie, z którego wynikało, że 17 proc. pracujących zarabia średnią krajową lub wyżej, czyli około 4 tysięcy złotych netto, reszta poniżej. Z tego poniżej około jednej piątej zarabia minimalną krajową i między 3 a 4 tysiące na rękę, a 34 proc. – między 2 a 3 tysiące złotych.

To nie wygląda na jakąś wielką polaryzację, względnie „morze biedy” i niewielką grupę bardzo zamożnych. Dochody rozkładają się w miarę równomiernie.

Tylko 2 proc. ma miesięczne dochody od 7,5 tysiąca w górę, w tym 1 proc. powyżej 10 tysięcy miesięcznie – cały czas mówimy o zarobkach netto. Ale tych zarabiających minimum wcale nie jest najwięcej. Nie ma w Polsce „dwóch światów”, biegunowo od siebie odległych, jest raczej kontinuum różnych dochodów, przy czym oczywiście większość zarabia… raczej mniej niż więcej.

A gdybyśmy kręcili, powiedzmy, serial o „statystycznym Polaku”, takim średniaku polskim, to ile on powinien zarabiać? Medianę? Pracować w biurze, w szkole czy fizycznie?

Mediana to 4100 brutto, czyli blisko 3 tysiące na rękę – to wartość środkowa – dokładnie połowa zarabiających jest wynagradzana poniżej tej wartości a druga połowa powyżej, aczkolwiek to znaczy różne rzeczy w zależności od miejsca zamieszkania, sytuacji rodzinnej, posiadania mieszkania na własność lub na kredyt, wynajmowanego komercyjnie lub na preferencyjnych warunkach, itp. To może nam przecież różnicować faktycznie rozporządzalny dochód o 1–2 tysiące złotych – i bardzo zmieniać sytuację życiową. Najwięcej jednak dowiemy się, patrząc na strukturę wynagrodzeń według GUS, publikowaną co dwa lata – obejmuje ona prawie 8,5 miliona pracowników, z czego blisko jedna trzecia w sektorze publicznym.

I co z niej wynika?

Na samej górze są przedstawiciele władz publicznych, urzędnicy i kierownicy – to jest grupa wyraźnie najbogatsza. Następnie mamy specjalistów, potem techników i średni personel, pracowników biurowych – schodzimy coraz niżej, dalej są robotnicy przemysłowi, rzemieślnicy, pracownicy usług i sprzedawcy, potem rolnicy, ogrodnicy, leśnicy i rybacy; wreszcie pracownicy wykonujący proste prace: sprzątający, pomoce domowe, ale też pomocnicy w budownictwie czy przemyśle.

I gdzie są średniacy? Kto jest najbardziej przeciętny?

To jasne, że nie przedstawiciel władzy publicznej, kierownik ani specjalista, bo oni wszyscy są najczęściej w górnych 2 proc. dochodów; lekarze na przykład zarabiają średnio 9 tysięcy złotych brutto, podobnie architekci. Najgorzej z kolei wypadają ochroniarze, rolnicy i leśnicy, gdzie 60–70 proc. grupy zawodowej zarabia blisko 2 tysiące złotych.

Przeciętniak to będzie zatem pracownik biurowy?

Zapewne, ewentualnie lepiej zarabiający pracownik usług, np. kelner czy barman albo robotnik wykwalifikowany.

To typ wykonywanego zawodu, a czy są silne podziały branżowe, jak to było np. w PRL? To znaczy, że różnice zarobków wynikają nie tylko z tego, co robisz, ale przede wszystkim – gdzie?

Fakt, że dużo zarabia się w technologiach informatycznych, bankowości czy telekomunikacji, nie będzie pewnie zaskakujący, nieźle jest też w przemyśle ciężkim i energetyce. Blisko średniej są przemysł lekki, media i reklama, a także budownictwo. Ciekawie robi się za to na dole – zdecydowanie najgorzej zarabia się w sektorach ochrony zdrowia, usług dla ludności, nauce i szkolnictwie, a także kulturze i sztuce.

To są średnie, ale też chyba rozwarstwienie w tych branżach jest różne? Wszyscy nauczyciele zarabiają z grubsza podobnie, ale wszyscy pracownicy ochrony zdrowia już niekoniecznie?

Dlatego, mimo tych różnic między gałęziami gospodarki, najwięcej powie nam inny wskaźnik, czyli wielkość przedsiębiorstwa, bo tu prawidłowość jest bardzo czytelna. W firmach zatrudniających do 19 pracowników zarabia się po prostu mniej, nawet specjaliści czy kierownicy dostają wyraźnie niższe wynagrodzenia niż ludzie na tych samych stanowiskach w firmie, gdzie pracuje 50 czy 70 osób. Próg, po którym następuje skokowa różnica, to właśnie 19 osób i średnia na rękę 3100, wyżej zarabia się tylko więcej.

krytykapolityczna.pl