sobota, 4 czerwca 2022


– Mniej niż 0,1 procent emisji związanych z rosyjską inwazją wynika bezpośrednio z ruchów wojsk, zniszczenia sprzętu wojskowego, a także zużycia energii i paliw. Należy zaznaczyć, że większość armii, w tym rosyjska i ukraińska, nie raportują swojego zużycia CO2. Całość emisji dotychczas rosyjskich jednostek zniszczonych w wyniku działań wojennych jest szacowana przez stronę ukraińską na jedynie 24 tys. ton CO2, z czego większość stanowią rosyjskie samoloty (31 procent), czołgi (21 procent) i opancerzone wozy bojowe (20 procent). Nawet przy założeniu, że emisje te mogą być kilkukrotnie większe (zniszczeniu uległo maksymalnie 30 procent rosyjskiego sprzętu bojowego), ich wpływ na całkowite emisje gazów cieplarnianych spowodowanych przez wojnę jest pomijalny. Ukraina szacuje dotychczasowe emisje w wyniku pożarów wywołanych przez rosyjską agresję na 181 mln ton CO2, co jest zbliżone do jej całkowitych rocznych emisji i 70 procent średniej rocznej redukcji emisji w krajach UE w latach 2022-2030. Emisje dwutlenku węgla związane ze zniszczeniami wojennymi w wyniku bombardowań wyznacza się na podstawie powierzchni i gęstość zaludnienia terenów zurbanizowanych na podstawie obserwacji z poprzednich konfliktów, przede wszystkim z drugiej wojny światowej. Dodatkowe emisje, wygenerowane przez armię rosyjską w procesie dewastacji 90 proc. mienia w samym Mariupolu, Irpinie i Siewierodoniecku, obszarów o powierzchni 318 km2, przed inwazją zamieszkałych przez ponad 0,58 mln ludzi, można ocenić na około 25,4 mln ton CO2, czyli ponad 13 proc. rocznej emisji Ukrainy w 2018 roku. Dokładne obliczenie skutków tych działań będzie możliwe jednak dopiero po zakończeniu konfliktu – czytamy.

– Zniszczenie w wyniku działań wojennych ukraińskich zapasów ropy i gazu mogłoby wyemitować ponad 9080 mln ton CO2, czyli więcej, niż planowana przez UE redukcja emisji CO2 netto w latach 2019-2038. Konsekwentne atakowanie prowadzące do uszkadzania przez armię rosyjską ukraińskiej infrastruktury energetycznej: magazynów ropy naftowej, paliw i gazu ziemnego oraz rafinerii skłania do rozważenia tego scenariusza. Strategiczne zapasy ropy i produktów ropopochodny Ukrainy, zgromadzone w 79 zbiornikach, są szacowane na około 1 mln m sześc. ropy. Ukraińskie zapasy gazu wynoszą obecnie 54 TWh (4,92 mld m sześc.). Zniszczenie w konflikcie przez rosyjskie wojska jedynie 20 proc. tych zapasów oznacza emisję co najmniej 1820 mln ton CO2, czyli więcej niż wynosi 5-letnia emisja CO2 netto polskiej gospodarki – podaje PIE.

– Odbudowa Ukrainy i migracje wywołane wojną będą przekładać się na dodatkowe emisje CO2 o co najmniej 57 mln ton CO2 rocznie. Przed rosyjską inwazją 24.02.2022 Ukraina dynamicznie redukowała intensywność emisji swojej gospodarki. W latach 2013-2018 Ukraina zmniejszyła wielkość emisji CO2 o ponad 30 proc. W 2018 roku średnia wielkość emisji gospodarki UA w przeliczeniu na mieszkańca wynosiła 4,2 tony CO2 rocznie i była o 32 procent niższa od średniej UE. Różnica była związana ze znacznie niższym poziomem produkcji i konsumpcji, intensywność emisji ukraińskiej gospodarki w przeliczeniu na wytworzonego dolara USA uwzględniającego siłę nabywczą była w 2018 roku trzykrotnie wyższa niż w UE, choć aż o 40 proc. niższa niż emisyjność gospodarki Ukrainy w 2014 roku. Zgodnie z założeniami środowiskowej krzywej Kuznetsa, odbudowa zniszczonej infrastruktury może wymagać powrotu emisji nawet do poziomu sprzed 2014 roku, choć alternatywą mogą być programy zielonej odbudowy Ukrainy. Dodatkowe 23,7 mln ton CO2 rocznie (z czego 63 proc. przypada na Polskę), może wynikać z przemieszczenia się 3,5 mln uchodźców wojennych do państw-gospodarzy, o znacznie wyższej średniej intensywności emisji na mieszkańca – czytamy w analizie.

– Wstrzymanie rozwoju ukraińskich OZE w wyniku rosyjskiej inwazji może spowodować dodatkową emisję 18,1 mln ton CO2 w latach 2022-2030. Przy utrzymaniu się dynamicznego rozwoju ukraińskich OZE w latach 2016-2021 (ponad dwukrotny wzrost mocy zainstalowanych o 9,1 GW i wzrost generacji z OZE o 2,1 TWh), ukraińska energetyka odnawialna mogłaby zastąpić w latach 2022-2030 średnio 15 TWh rocznie. Utrudnienia związane z rozwojem OZE wywołane przez wojnę mogą opóźnić zieloną transformację Ukrainy, zwiększając emisje w energetyce. Łączna ilość emisji w wyniku rosyjskiej agresji na Ukrainę może przekroczyć 695 mln ton CO2 rocznie, niosąc za sobą znaczne koszty klimatyczne w wysokości 56,1 mld EUR rocznie. Rok wojny rosyjsko-ukraińskiej będzie mieć zatem większy negatywny wpływ na klimat, niż pozytywne efekty planowanych działania redukcji emisji w państwach UE w latach 2022-2025. Szybkie zakończenie rosyjskiej agresji na Ukrainę będzie podstawowym warunkiem powodzenia zielonej transformacji Europy – piszą analitycy /Polskiego Instytutu Ekonomicznego - red/.

biznesalert.pl

Niemcy muszą się liczyć z tym, że prawdopodobnie już w nadchodzących miesiącach, a raczej na pewno zimą, zabraknie w tym kraju gazu. Tym bardziej, że pływające terminale nie będą gotowe do końca tego roku. Zdaniem ekspertów ustawa o redukcji gazu będzie mogła zostać wykorzystana do generalnego zakazu wytwarzania energii elektrycznej z gazu – pisze Aleksandra Fedorska, redaktor BiznesAlert.pl.

Reakcją niemieckiego rządu są plany ustawy a redukcji gazu, które miałyby na celu opracowanie reguł i strategii na wypadek znacznych braków gazu w niemieckim systemie energetycznym. W swoich założeniach rząd federalny podkreśla, że redukcja gazu będzie dotyczyć produkcji prądu. Chodzi bowiem o to, aby wystarczyło gazu do ogrzewania budynków mieszkalnych oraz zaspokojenia najważniejszych potrzeb niemieckiego przemysłu. Wkład gazu w produkcję prądu w Niemczech wynosi zaledwie 15 procent. Inaczej wygląda to w ciepłownictwie, gdzie ponad 45 procent budynków jest ogrzewanych za pomocą pieców gazowych. Do tego dochodzi ogrzewanie miejskie, które ma w Niemczech wkład rzędu 13 procent w całość ciepłownictwa. Natomiast przemysł niemiecki odpowiadał w 2021 roku aż za 37 procent całego rocznego zużycia gazu ziemnego w tym kraju, które wynosi w przybliżeniu 90 miliardów m sześc. rocznie.

Ustawa o redukcji gazu stara się określić znaczenie poszczególnych elektrowni gazowych dla funkcjonowania całego systemu energetycznego. Oznacza to, że elektrownie gazowe, które zostały sklasyfikowane jako mające znaczenie systemowe, nie zostaną zamknięte, natomiast inne instalacje mogą zostać wyłączone. Z tej klasyfikacji będą natomiast wykluczone elektrociepłownie, które zaopatrują mieszkańców Niemiec w ciepło.

Sens ustawy, która miała gwarantować zwykłym Niemcom prąd i ciepło mimo problemów z dostawami gazu, jest kwestionowany przez niemiecki przemysł energetyczny, zrzeszony w Federalnym Związku Gospodarki Energetycznej i Wodnej (BVEW). Organizacja zaznacza, że ustawa ta ograniczy inwestycje w elektrownie gazowe i utrudnia tym samym konieczne dla systemu i polityki klimatycznej inwestycje w adaptacje tych elektrowni do wykorzystania przyjaznego dla klimatu zielonego wodoru.

Zdaniem ekspertów ustawa o redukcji gazu będzie mogła zostać wykorzystana do generalnego zakazu wytwarzania energii elektrycznej z gazu. Rzeczywiście, w tekście, zaprezentowanym przez rząd w parlamencie i poddanym dyskusji międzyresortowej, mowa była o możliwości ograniczenia przez rząd produkcji prądu włącznie z ewentualnością jego całkowitego wstrzymania.

W sytuacji trudności z dostawami gazu z Rosji deficyt ten będzie amortyzowany w większości poprzez reaktywację elektrowni węglowych oraz olejowych z systemu rezerwowego. Uczestnictwo w tej rezerwie jest obowiązkowe dla elektrowni, które Federalna Agencja ds. Sieci zaklasyfikowała jako ważne dla systemu. W ramach rezerwy elektrownie węglowe i olejowe muszą być utrzymywane w stanie umożliwiającym ponowne funkcjonowanie na rynku energii elektrycznej. Poniesione koszty utrzymania takich elektrowni rezerwowych są zwracane przez Federalną Agencję ds. Sieci. Operatorzy są również zobowiązani do magazynowania wystarczającej ilość paliwa, aby elektrownie te jak najszybciej mogły włączyć się ponownie do systemu.

W związku z tym elektrownie węglowe, które zostały wyłączone lub wkrótce zostaną wyłączone, przejdą teraz do tak zwanej rezerwy. Ponadto elektrownie węglowe i olejowe, które są już w rezerwie, będą dłużej eksploatowane i mają być zdolne i w pełni gotowe do szybkiego rozpoczęcia eksploatacji.

-Niektóre elektrownie opalane olejem opałowym także będą częścią rezerwy. Decyzja o skorzystaniu z rezerwy ma być podejmowana przez ministerstwo Roberta Habecka w porozumieniu ze wskazanymi ministrami, informuje niemiecka gazeta Süddeutsche Zeitung.

biznesalert.pl

Charakterystyczna dla Ukrainy biała popielata farba została nałożona także na budynek Centrum Wolontariatu, który znajduje się pod Charkowem. Lśni się w majowym słońcu tak jak i zielona trawa, na której zbudowano plac zabaw dla dzieci przed głównym wejściem. Na jednej ze ścian namalowano mural w kształcie ukraińskiej wyszywanki. Piękny budynek mógłby znaleźć się na widokówce. Gdyby nie było wojny i gdyby ostał się cały. Wystarczy go obejść by dostrzec, że to tylko złudzenie, resztki budowli. Frontowa ściana się ostała cudem, ale skrzydło budynku zostało zniszczone przez Rosjan. Wypalone zburzone ściany, ruiny, zniszczenia. Dzieci już nie bawią się na placu zabaw. Podchodzę do dawnego Centrum i robię zdjęcia. Huk. Charakterystyczny dla artylerii. Na prawo ode mnie dochodzi do eksplozji. Chyba na prawo. Spoglądam w tamtą stronę. Pomiędzy cywilnymi domami unosi się kłąb dymu. Pojedynczy wystrzał. Rosjanie strzelili z moździerza albo haubicy. To sygnał by zmienić miejsce. Poruszam się z polskim transportem humanitarnym, który niesie pomoc ofiarom wojny. Jesteśmy cały czas w strefie rosyjskiego ostrzału. Samochód musi się poruszać na pełnym gazie, nie ma czasu na pomyłkę. Przemieszczamy się. Jedna z dróg, która prowadzi do frontowej wioski, gdzie musimy dotrzeć jest naznaczona lejami po wybuchach. Mijamy dziurę, w której leżą elementy wysadzonego opancerzonego pojazdu.

Pod Charkowem toczą się zacięte walki. Ukraińcy przeprowadzili udaną kontrofensywę pod miastem. Pod granicę rosyjską dotarł nawet 227 batalion charkowskiej Obrony Terytorialnej, który postawił słupy graniczne w miejscu gdzie obalili je Rosjanie, gdy rozpoczynali inwazję na Ukrainę. To jednak nie koniec. Oczyszczanie pasa na północ od Charkowa cały czas trwa. Orków – jak mówi się o Rosjanach na froncie, jest ciągle wielu. Trzeba ich wypchnąć, wyrzucić za granicę, ale to będzie trwało. Wciąż są okopani i kontrolują część miejscowości. Przechodzą one z rąk do rąk. Wraz z niepowodzeniami we frontowych walkach z doborowymi jednostkami ukraińskimi Rosjanie wetują to sobie nieustannym ostrzeliwaniem cywilnych osiedli i wiosek. We frontowych miejscowościach jest dramatyczna sytuacja humanitarna. Głód jest charakterystycznym „odłamkiem" rosyjskich działań na Ukrainie, tam gdzie uderzają orki, tam ludziom szybko kończy się żywność i woda pitna.

Polacy pomagają Ukrainie. Trzeba jednak odnotować, że konwojów humanitarnych docierających na pierwszą linię frontu, z wiadomych przyczyn, nie jest wiele. Tam gdzie wjechał transport, któremu towarzyszyłem jako reporter, wcześniej krucho było z pomocą. Transport zorganizowała Fundacja Wolność i Pomoc oraz Fundacja Kawałek Nieba. „Dziękujemy, że o nas nie zapomnieliście. Chwała Polakom!" – krzyczy wzruszony polityk ukraiński, który zarządza kryzysową obroną tego rejonu. Jego praca polega de facto na walce każdego dnia, by ludzie mieli co jeść i mogli przetrwać do świtu. By ratować ludzi przed ostrzałem. Obwód charkowski jest nękany ciągłą kanonadą z Grad-ów, Uraganów, artylerii lufowej. Na miejscowości okalające Charków Rosjanie przeprowadzają naloty, a nawet wystrzeliwują Iskandery. Rosjanie atakowali wcześniej obrzeża Charkowa także z użyciem rakiet termobarycznych oraz bomb fosforowych (uważanych za najbardziej zbrodniczy rodzaj ładunku). Ludzie widząc samochody z humanitarnym czerwonym krzyżem płaczą i rzucają się na szyję wolontariuszom. Dziękują. Ich domy są jeden kilometr od pierwszej linii rosyjskich pozycji.

"W przypadku ostrzału artylerii szybko do piwnic! Do budynku!" – krzyczy Maks z Fundacji „Szansa na życie", ukraiński wolontariusz pracujący na pierwszej linii frontu. „Pamiętajcie, amunicja kasetowa to śmierć, to jest najgorsze" – podkreśla tłumacząc, że musimy być cały czas w ruchu. Gdy nas przestrzega naśladuje charakterystyczny dźwięk kasetowej subamunicji. To abecadło w tym miejscu. Każde słowo chłoniemy jako cenną naukę. Charkowski front był dla Rosjan poligonem z użyciem wszelkiej maści wariacji amunicji kasetowej. W zrzucanych bombach i w wystrzeliwanych ładunkach. Kasety to śmiercionośne ładunki wybuchowe wypluwane przez bombę albo rakietę zadające ogromne straty ludności cywilnej, nie tylko burzą, ale także ranią cywilów w szerokim obszarze rażenia. Ludobójcze ostrzały trwają. Słyszymy raz cichszą, raz głośniejszą kaskadę wybuchów. Wyizolowane huki. Rosjanie w czasie wojny stosują także wyrzutnie min. W połączeniu z niewybuchami, które pozostały po regularnych ostrzałach artylerii tworzy to zabójczą „mieszankę", która skryta w ziemi może w każdej chwili odpalić. Wchodząc na zarośniętą ziemię ryzykuje się nie tylko swoje życie, ale również cywilów - dzieci odbierających obok pomoc humanitarną oraz współtowarzyszy podróży, którzy są w pobliżu. Detonacja miny może uruchomić domino eksplozji. Bezpieczna jest tylko ulica lub chodnik.

Charków to miasto-twierdza. Przed wojną zamieszkiwane przez 1,5 mln ludzi. Obok Kijowa i Mikołajowa to kolejne ukraińskie miasto, którego obrońcy w heroicznym boju odparli rosyjską inwazję. Przed wojną był to prężnie rozwijający się ośrodek akademicki, bardzo młode miasto – ulice były pełne studentów. Charków to też swojego rodzaju ekologiczny fenomen, bo pomimo zakładów ciężkich, które są szeroko rozsiane na wschodniej Ukrainie, było to miasto wyjątkowo zielone, gdzie każdą ulicę podprowadza szpaler pięknych kwitnących drzew. Gdy jednak spojrzymy między konary dostrzeżemy powypalane na czarno mury, wybite szyby, zbombardowane dachy dawnych mieszkalnych domów. Schodzę do piwnicy na jednym z charkowskich osiedli, które z furią ostrzeliwują Rosjanie. Zamiast w łóżkach ludzie śpią na śpiworach. Ich mieszkanie zostało totalnie zniszczone, więc musieli się przenieść do prowizorycznego schronu w piwnicy. Ludzie nie mają tutaj nic, ale starają się przetrwać. (...)

defence24.pl

Na wniosek premier Kai Kallas prezydent Alar Karis odwołał w piątek wszystkich siedmiu ministrów z koalicyjnej partii Centrum.

Koalicja rządowa w Estonii składała się z Partii Reform Kai Kallas i Partii Centrum. Oba ugrupowania mają łącznie 59 mandatów w 101-osobowym parlamencie.

Partia Centrum była związana z partią Jedna Rosja prezydenta Rosji Władimira Putina. Centrum po inwazji Moskwy na Ukrainę w lutym zerwało wieloletnią współpracę z Jedną Rosją.

"Sytuacja bezpieczeństwa w Europie nie daje mi żadnej możliwości dalszej współpracy z partią Centrum, która nie jest w stanie przedkładać interesów Estonii ponad interesy partii" – powiedział Kallas, dodając, że Centrum "aktywnie działa przeciwko podstawowym wartościom Estonii".

Bezpośrednią przyczyną gniewu Kallasa był sprzeciw Centrum, obok skrajnie prawicowych populistów z partii Ekre, wobec rządowej ustawy o edukacji przedszkolnej. Niektórzy uważają jednak, że istnieją inne przyczyny długotrwałych napięć między liberalną partią Reform Kallasa a Centrum — pisze "Financial Times".

"Wielu Estończyków, w tym ja, obawia się, że polityczni gracze podzielający interesy Kremla próbują przejąć estoński rząd" – napisał w tym tygodniu na Twitterze Rein Raud, estoński autor, argumentując, że Centrum i Ekre próbują stonować odpowiedź Tallina na wojnę w Ukrainie.

Teraz Kallas spróbuje stworzyć nową koalicję z dwoma mniejszymi partiami, ale jeśli jej się nie powiedzie, Jüri Ratas — lider Centrum i były premier — będzie miał okazję spróbować stworzyć własną alternatywę dla rządu — pisze "FT".

Wśród zdymisjonowanych ministrów znalazła się minister spraw zagranicznych Eva-Maria Liimets. Pozostali to szefowie resortów: administracji publicznej Jaak Aab, zdrowia i pracy Tanel Kiik, gospodarki i infrastruktury Taavi Aas, spraw wewnętrznych Kristian Jaani, środowiska Erki Savisaar i kultury Tiit Terik.

businessinsider.com.pl

„Zabrałem magnesy. To tacy podróżnicy: byli w Chinach, we Włoszech, w Paryżu" – mówi bratu na nagraniu rosyjski szabrownik. Dodaje, że rosyjskie wojsko kradnie wszystko, co się da: „Chłopcy kradną wszystko, co widzą: piły, wszelakie g...o, kije – wszystko zabierają do domu".

Rosjanin bardzo żałuje, że w trkacie działań wojennych zniszczeniu uległ worek, w którym miał cały zestaw zrabowanych kremów kosmetycznych - spłonął wraz z 10 ekspresami do kawy, które okupant planował przewieźć do domu i sprzedać.

(...)

Niedawno Ukrainka Alina Koreniuk, mieszkanka Popasnej w obwodzie ługańskim, która z powodu wojny została zmuszona do opuszczenia kraju i wyjazdu do Wielkiej Brytanii, powiedziała BBC, że rozpoznała rzeczy z jej mieszkania na rosyjskim czołgu. Zdjęcie czołgu przewożącego skradzione towary wykonał fotograf agencji Reuters Ołeksandr Jermoczenko - zostało opublikowane 26 maja.

Fotografia, według kobiety, została zrobiona pięć minut spacerem od jej domu. Ukrainka mówi, że zauważyła na niej nowy bojler, który miał być zainstalowany przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji. Rozpoznała też swój obrus, łóżeczko z nadrukiem Disneya i czerwony koc. Kobieta powiedziała, że nie była zaskoczona tym, co zobaczyła. „Spodziewaliśmy się, że domy w Popasnej zostaną splądrowane, wielokrotnie nam o tym mówiono" – wyjaśnia, pisze gordonua.com.

„Skłonność do grabieży widać we wszystkich konfliktach, w które była zaangażowana Federacja Rosyjska. W latach 90. było to widoczne w Czeczenii. Były gruziński poseł Givi Targamadze wspominał wtedy: „Zachowują się jak średniowieczne hordy. Zabierają sprzęt komputerowy - ok. Ale artykuły gospodarstwa domowego, stołki?! (...) Prawdopodobnie Rosjanie nie mają ani baz wojskowych, ani normalnych domów. Nie otrzymują pieniędzy, a zamiast tego straty powetowują sobie takimi grabieżami". Rosjanie grabili także podczas agresji na Ukrainę w 2014 roku. „Kiedy zestrzelili samolot Malaysia Airlines w Donbasie, świat obiegły szokujące nagrania, gdy zabójcy zbierali kosztowności w miejscu katastrofy Boeinga 777" – powiedział Roman Ponomarenko, kandydat nauk historycznych, według localhistory.org.ua.

Według niego rosyjscy żołnierze wywożą z Ukrainy nawet do stu kilogramów kradzionego mienia na osobę.

ukrayina.pl