środa, 20 listopada 2024



We wtorek szefowa Banku Centralnego Federacji Rosyjskiej Elwira Nabiullina wystąpiła na plenarnym posiedzeniu Dumy Państwowej. Stwierdziła, że rosyjska gospodarka wykorzystała już prawie wszystkie swoje zasoby.

Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Bank Centralny, 73 proc. rosyjskich przedsiębiorstw odczuwa braki kadrowe, a stopień wykorzystania mocy produkcyjnych w fabrykach przekroczył już 80 proc., co także jest historycznym rekordem.

- Kiedy gospodarka osiąga granice swoich możliwości produkcyjnych, ale popyt jest nadal stymulowany, następuje stagflacja - ostrzegła Nabiullina.

Chodzi o stan, gdy przy dużej inflacji gospodarka się nie rozwija. Jest on trudny do zwalczenia, bo tradycyjne metody dosypywania pieniędzy do gospodarki nie poprawiają sytuacji. 

Bank Centralny stara się zwalczyć inflację, regularnie podnosząc główną stopę procentową, która obecnie znajduje się na poziomie 21 procent. To powoduje dodatkowe komplikacje dla ludności: na przykład obecna rosyjska stawka kredytów hipotecznych to około 43 procent. A to oznacza, że rosyjska rodzina musi wypłacić bankowi dziewięciokrotność wartości mieszkania hipotecznego - jeśli wysokość stawki zachowałaby się w całym okresie spłaty kredytu.

- W innych krajach, które przeżyły stagflację, jest to efekt nieracjonalnie luźnej polityki pieniężnej, którą należy zaostrzyć - zauważyła urzędniczka.

Zdaniem Rosstatu (rosyjskim odpowiedniku GUS), gospodarka kraju w dalszym ciągu rośnie, choć tempo wzrostu zwalnia wraz ze wzrostem kosztów kredytów, utratą zachodnich rynków przez przemysł surowcowy, a fabryki kompleksu wojskowo-przemysłowego osiągają granice mocy produkcyjnych. W trzecim kwartale PKB Federacji Rosyjskiej wzrósł o 3,1 proc., po wzroście o 4,1 proc. w drugim kwartale i o 5,4 proc. w pierwszym.

Jednak, jak przewiduje Bank Centralny, w przyszłym roku rosyjska gospodarka może znaleźć się na skraju stagnacji. Według tych ocen PKB Federacji Rosyjskiej wzrośnie zaledwie o 0,5-1 proc., a dynamika inwestycji i konsumpcji prywatnej w zasadzie wyniesie zero.

MFW zapowiedział już, że wzrost rosyjskiej gospodarki zmaleje trzykrotnie - z 3,9 proc. wzrostu w tym roku do 1,3 proc. w roku przyszłym. O ile nie wystąpią dodatkowe komplikacje - zastrzeżono. 

belsat.eu/East24.info


Prezydent Rosji Władimir Putin podpisał zaktualizowaną doktrynę nuklearną Rosji 19 listopada w jasnej odpowiedzi na decyzję administracji Bidena o daniu zielonego światła na dalekosiężne ataki na Rosję i jako część trwających wysiłków Putina, aby wpłynąć na zachodnich decydentów, aby powstrzymali się od udzielania dodatkowego wsparcia Ukrainie. Putin podpisał dekret „O zatwierdzeniu podstaw polityki państwowej Federacji Rosyjskiej w dziedzinie odstraszania nuklearnego” po stwierdzeniu we wrześniu 2024 r., że Rosja dostosowuje swoją doktrynę nuklearną, aby wprowadzić „wyjaśnienia” dotyczące niezbędnych warunków wstępnych dla rosyjskiego użycia broni jądrowej. Rosja ostatnio zaktualizowała swoją doktrynę nuklearną w czerwcu 2020 r. Doktryna z 2024 r. stanowi, że Rosja będzie stosować odstraszanie nuklearne wobec państw, które zapewniają „terytorium, przestrzeń powietrzną i/lub morską oraz zasoby pod swoją kontrolą” w celu przygotowania i przeprowadzenia agresji przeciwko Rosji; będzie uważać agresję przeciwko Rosji przez każde państwo będące częścią koalicji wojskowej, bloku lub sojuszu za agresję całej koalicji; i będzie uważać agresję na Rosję i/lub jej sojuszników ze strony państwa nieposiadającego broni nuklearnej przy udziale lub wsparciu państwa posiadającego broń nuklearną za wspólny atak na Rosję. Nowa doktryna dodała dodatkowe rozważania do listy „głównych zagrożeń militarnych” dla Rosji i przeciwko którym Rosja będzie prowadzić odstraszanie nuklearne, aby uwzględnić: tworzenie nowych lub rozszerzanie istniejących koalicji wojskowych, bloków lub sojuszy, co spowoduje, że infrastruktura wojskowa koalicji „zbliży się” do granicy Rosji; działania mające na celu odizolowanie części terytorium Rosji, w tym blokowanie dostępu do ważnych środków transportu; działania mające na celu zniszczenie obiektów ekologicznych niebezpiecznych w Rosji; oraz planowanie i przeprowadzanie ćwiczeń wojskowych na dużą skalę w pobliżu granicy Rosji. Nowa doktryna stwierdza, że ​​Rosja utrzymuje „możliwość” użycia broni jądrowej w przypadku agresji na Białoruś lub otrzymania przez Rosję wiarygodnych informacji o „masowym” wystrzeleniu lub starcie broni powietrznej i kosmicznej, w tym samolotów strategicznych i taktycznych, pocisków manewrujących, bezzałogowych statków powietrznych i samolotów hipersonicznych, a także przekroczenie przez nie rosyjskiej granicy państwowej. Nowa doktryna zachowuje ten sam język, co doktryna z 2020 r., opisująca otrzymanie przez Rosję informacji o wystrzeleniu pocisków balistycznych atakujących terytorium Rosji lub terytorium lub sojuszników Rosji jako warunek „określający możliwość użycia broni jądrowej przez Rosję”, a ten język dotyczący pocisków balistycznych nie stanowi zatem zmiany w doktrynie nuklearnej Rosji, pomimo że niektóre doniesienia sugerują inaczej. Zaktualizowana doktryna nie stwierdza już, że Rosja traktuje broń jądrową „wyłącznie” jako środek odstraszania i dodaje, że Rosja będzie stosować odstraszanie nuklearne przeciwko „potencjalnym” wrogom.

Przyjęcie przez Rosję zmienionej doktryny nuklearnej jest najnowszą iteracją częstego już rosyjskiego potrząsania szabelką nuklearną i nie stanowi istotnej zmiany w rosyjskiej postawie nuklearnej, doktrynie ani groźbie użycia broni jądrowej. Dyrektor amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) William Burns przestrzegł zachodnich decydentów 7 września przed obawą przed szablonowym rosyjskim potrząsaniem szabelką nuklearną. Bloomberg poinformował 19 listopada, że ​​nieokreślony rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA oświadczył, że USA nie widzą powodu, aby zmieniać swoją postawę nuklearną i że rosyjska decyzja o zmianie doktryny nie była zaskoczeniem i jest kontynuacją tej samej „nieodpowiedzialnej retoryki”, której Rosja używa od czasu inwazji na Ukrainę w 2022 r. Zastępczyni sekretarza prasowego Pentagonu Sabrina Singh oświadczyła 18 listopada, że ​​wszelkie rosyjskie potrząsanie szabelką jest „niezwykle niebezpieczne” i „nieodpowiedzialne”. Singh stwierdziła, że USA będą nadal monitorować rosyjskie potrząsanie szabelką, ale nie zauważyła żadnych zmian w rosyjskiej postawie nuklearnej. 

(...)

Kontury nuklearnego szantażu Kremla pozostają niezmienne pomimo aktualizacji rosyjskiej doktryny nuklearnej, a frakcje w Kremlu podobno spierają się o brak jasności co do rosyjskich „czerwonych linii” nuklearnych. Rosyjskie źródło wewnętrzne twierdziło 19 listopada, że ​​frakcje Kremla nie zgadzają się co do zmian w doktrynie nuklearnej, przy czym jedna frakcja argumentowała, że ​​nowa doktryna nuklearna powinna określać jasne „czerwone linie”, aby odstraszyć Zachód od podejmowania konkretnych działań niekorzystnych dla Kremla, a inna frakcja wzywała do stworzenia strategicznie niejednoznacznej doktryny nuklearnej „w mgle wojny”, aby uniemożliwić Zachodowi przewidzenie odpowiedzi Kremla na specyfikacje. Raporty te, rozpatrywane w kontekście ciągłego polegania Kremla na niejasnych groźbach eskalacji nuklearnej bez ich realizacji, sugerują, że rosyjscy urzędnicy nie rozumieją jasno, gdzie leżą rzeczywiste „czerwone linie” Kremla. Zaktualizowana rosyjska doktryna nuklearna pozostaje niejasna, a działania „potencjalnych wrogów” Rosji, jak zdefiniowano w nowej doktrynie, prawie na pewno nie spowodują natychmiastowego użycia rosyjskiej broni jądrowej. Decyzja o użyciu rosyjskiej broni jądrowej należy do Putina, który osobiście zadecyduje, gdzie naprawdę leżą „czerwone linie” Rosji i jak odpowiedzieć – lub nie odpowiedzieć – na zachodnie wsparcie dla Ukrainy.

understandingwar.org


Reuters, powołując się na pięć źródeł na Kremlu, pisze o warunkach, jakie Moskwa zamierza postawić w czasie rozmów pokojowych.

Według agencji Putin chce zamrożenia konfliktu na dotychczasowej linii frontu, jednak domaga się uznania aneksji przez Rosję części obwodów donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego. Rosja obecnie okupuje około 70-80 proc. terytoriów tych regionów Ukrainy. Nie ma też mowy o dyskusji na temat statusu Krymu - nielegalnie przyłączonego do Rosji w 2014 r. 

Źródła agencji podają, że Kreml jest gotowy wycofać wojska z okupowanych części obwodów charkowskiego i mikołajowskiego. Tam jednak mają one pod kontrolą jedynie 3 proc. ukraińskiego terytorium.

Według ocen rozmówców Reutersa decyzja Joe Bidena zezwalająca Ukrainie na użycie rakiet ATACMS do atakowania celów w głębi Rosji może skomplikować sytuację i zaostrzyć wymagania Moskwy. Kreml uważa użycie amerykańskich rakiet do takich celów za eskalację konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi.

Według pięciu źródeł agencji Moskwa jest gotowa rozmawiać o gwarancjach bezpieczeństwa dla Kijowa. Jednak nie zgadza się na przystąpienie Ukrainy do NATO, czy obecności wojsk Sojuszu na jej terytorium.

Dwóch rozmówców Reutersa twierdzi też, że Kreml może żądać od Ukrainy ograniczenia liczebności swoich sił zbrojnych. Moskwa może także nalegać na usunięcie ograniczeń w używaniu języka rosyjskiego na Ukrainie.

Według informacji agencji w przypadku nieosiągnięcia porozumienia rosyjski prezydent zamierza kontynuować wojnę.

belsat.eu/PAP


G20, czyli spotkanie liderów najpotężniejszych gospodarek świata, nie odbyło się bez kontrowersji (jak to ostatnio często bywa). Państwa europejskie wyraziły swoje niezadowolenie z brzmienia wspólnego komunikatu po szczycie. Ich zdaniem - mówił to m.in. kanclerz Niemiec Olaf Scholz i prezydent Francji Emmanuel Macron - zabrakło podkreślenia rosyjskiej inicjatywy w rozpoczęciu wojny w Ukrainie - i to w dniu, w którym mijało 1000 dni pełnoskalowej inwazji. 

Brazylia opracowała treść komunikatu dzień wcześniej niż zwykle - zapewne po to, by uniknąć ryzyka, że porozumienie w tej sprawie w ogóle nie zostanie wypracowane. Lula miał zatwierdzić tekst w momencie, w którym na sesji nie byli obecni liderzy Francji, Niemiec i USA. Lula odwołał też konferencję prasową na zakończenie szczytu. W G20 zasiada też Rosja, którą na szczycie w Rio de Janeiro reprezentował minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow. 

gazeta.pl


Uwagę obserwatorów przykuły więc słowa Putina, które wydusił z siebie 9 listopada w Soczi. Tegoroczne wystąpienie Putina na forum Klubu Wałdajskiego trwało cztery godziny – rosyjski prezydent sformułował długą listę życzeń dotyczącą budowy nowego ładu światowego bez hegemonii Stanów Zjednoczonych (Putin włącza tę zdartą płytę przy okazji każdego wystąpienia). Dopiero pod koniec, w czwartej godzinie monologu, wywracając oczami, pogratulował zwycięstwa Trumpowi. Zaraz jednak obłożył gratulacje zastrzeżeniami: „Nie dzwonię dlatego, że przywódcy państw zachodnich w pewnym momencie dzwonili do mnie niemal co tydzień, a potem nagle przestali. Nie chcą – niech nie dzwonią (…) Jeśli któryś z nich zechce wznowić kontakty, nie mamy nic przeciwko”. Czy to miała być zachęta do wznowienia pogaduszek?

Putin w dalszej części wypowiedzi pochwalił Trumpa za odwagę, którą ten wykazał się po zamachu w trakcie kampanii, i wyraził zainteresowanie jego deklaracjami o zamiarze poprawy stosunków z Moskwą i zakończenia wojny. Putin ogłosił gotowość do dialogu, ale jednocześnie dał do zrozumienia, że oczekuje na propozycje z Waszyngtonu – piłka jest po ich stronie, zaznaczył. To jasny sygnał, że Rosja będzie stawiać ostro warunki. A na razie czeka na to, co powie Trump. Trump zaś pochłonięty jest kompletowaniem swojej administracji bez oglądania się na Rosję. Kandydaci do objęcia najważniejszych z punktu widzenia Moskwy stanowisk są na razie przez rosyjskie media przyjmowani z dystansem i wyczekiwaniem.

tygodnikpowszechny.pl


Jeśli chodzi o sukces wyborczy Donalda Trumpa, w wypowiedzi Putina należy wyodrębnić trzy kwestie. Po pierwsze prezydent Rosji pogratulował zwycięstwa, wskazując, że jego państwo będzie pracować z każdym prezydentem USA, który będzie wybrany przez naród amerykański. Jest to o tyle ważne, że Kreml w postrzeganiu partnerów zewnętrznych opiera się m.in. na własnym kryterium tego, czy dany polityk posiada legitymację do pełnienia danych funkcji. Po drugie Putin wyraźnie oddzielił polityczną przeszłość Trumpa, czyli jego pierwszą kadencję oraz minioną kampanię wyborczą, od kwestii przyszłości. Oznacza to, co zresztą Putin podkreślił, że Rosja jest gotowa na dyskusje i rozmowy z nową amerykańską administracją. Zwłaszcza że określone koncepcje Trumpa z czasu kampanii wyborczej, jak na przykład odnowienie relacji z Rosją oraz zakończenie „kryzysu ukraińskiego”, zasługują według Putina „na uwagę”. Niemniej rosyjski prezydent od razu podkreślił, iż Kreml podchodzi do tego z ostrożnością. Po trzecie Putin wspominając o zamachu na Trumpa, wskazał, że amerykański polityk zachował się „po męsku, jak mężczyzna”. Co ważne, rosyjski polityk dodał, iż Trump stał się przedmiotem nagonki, co stanowi jasne wskazanie, że Kreml jest w stanie wesprzeć amerykańskiego polityka w jego konfliktach oraz rywalizacji z siłami liberalno-lewicowymi i lewicowymi. 

W tym kontekście nie bez znaczenia jest to, iż część putinowskiej elity, mimo ideologicznego eklektyzmu (zwłaszcza w okresie sprzed lutego 2022 r.), skłonności do plutokracji czy wręcz kleptokracji oraz antyamerykanizmu, trumpowskie hasło Make America Great Again odbiera z pewną sympatią. Jak zauważył rosyjski badacz Wasilij Żarkow, dla Putina, który pośrednio zetknął się z Zachodem w czasie swojej służby w NRD, oraz dla innych jego głównych współpracowników, urodzonych mniej więcej w latach 50. XX w. i wywodzących się ze służb specjalnych, Zachód z lat 60., 70. i 80. XX w. jest pewnym punktem odniesienia dla wizji rozwojowych. Mniej różnorodna etnicznie Europa/Zachód, tradycyjny model rodziny, silniejsza rola chrześcijaństwa to przecież hasła, narracje i postulaty ideologiczne oraz propagandowe obecnej elity i oficjalnej Rosji. Dlatego Trump postrzegany jest w Rosji również przez ten pryzmat, niewątpliwie rosyjskiego, chociaż w wydaniu postsowieckim, tradycjonalizmu oraz konserwatyzmu. 

Na podstawie powyższego można przypuszczać, że dla Putina wynik wyborów prezydenckich w USA jest rozpatrywany jako możliwość rozpoczęcia rozmów z nową amerykańską administracją w sprawie wojny na Ukrainie. Zgodnie z sygnałami płynącymi z Rosji możemy jednak przypuszczać, iż w założeniu Kremla rozmowy te będą dotyczyć nie tylko sprawy zamrożenia wojny lub bardziej trwałego porozumienia co do Ukrainy, ale będą dotyczyły znacznie szerszego zakresu przedmiotowego i terytorialnego.

W Rosji istnieje bowiem świadomość, że w tzw. Specjalną Wojenną Operację zainwestowała ona kolosalne środki materialne, finansowe, ludzkie, a nawet los cywilizacyjny i geopolityczny państwa rosyjskiego. Chodzi przecież nie tylko o przekonanie części środowisk radykalnych, które gotowe są m.in. do natychmiastowego użycia taktycznej broni jądrowej, ale i poważną część umiarkowanych rosyjskich elit państwowych oraz gospodarczych, że głęboka geopolityczna reorientacja Rosji i pełnoskalowa wojna miały sens. Te dwie ostatnie grupy bowiem, mimo że początkowo z rezerwą lub nawet niechęcią odnosiły się do decyzji o inwazji z 24 lutego 2022 r., z różnych powodów skonsolidowały się wokół Kremla. Jednym z elementów tego procesu było założenie elit, że „stoimy przy carze”, ale Putin musi osiągnąć sukces, bo inaczej wszyscy utoniemy. 

Coraz częściej bowiem słychać, że w jakimś sensie etniczni Rosjanie byli ofiarami ZSRR, a w ramach czerwonego imperium swoim kosztem wspierali inne, nierosyjskie nacje. Zwieńczeniem tych narracji jest podkreślanie, iż Krym został nielegalnie wydzielony dla komunistycznej Ukrainy, a Rosjanie inwestowali też w jej gospodarkę, zwłaszcza przemysł. Jeden z głównych ekspertów putinowskiej Rosji, Dmitrij Trenin, postuluje więc „nacjonalizację elit”. W ramach tego Rosja w procesie swojego rozwoju powinna opierać się wyłącznie na własnych doświadczeniach historycznych oraz interesach. Będąc maksymalnie asertywna zarówno wobec Zachodu, jak i wobec innych cywilizacyjno-mocarstwowych/imperialnych ośrodków geopolitycznych.

Biorąc to wszystko pod uwagę, w rosyjskiej debacie o możliwości rozpoczęcia rozmów z Trumpem istnieją wielkie wątpliwości co do tego, czy uda się chociażby częściowo przekonać nową administrację do tego, że Ukraina lub jej większa część oraz obszar poradziecki powinny znajdować się w rosyjskiej strefie wpływów. Putin mówi o tym wyraźnie: nie możemy się istotnie cofnąć, gdyż po 24 lutego 2022 r. obraliśmy nowe podejście rozwojowe dla własnego państwa i narodu. 

Dlatego dyplomacja Kremla będzie grała o stawki możliwie wysokie, czyli o swój nowy status mocarstwowy w Europie Wschodniej i na obszarze poradzieckim, który powinien zostać określony w umowie z USA/Zachodem. Putin na Wałdajumówił bowiem wprost: nie godzimy się i nie będziemy godzić się na dalszą „geopolityczną chciwość” Zachodu.

O tym czego Rosja domagać będzie się od USA/Zachodu, częściowo wiemy już dzięki treści tzw. planu pokojowego Putina. (...)

Zgodnie z nim Putin zażądał wyprowadzenia wojsk Ukrainy z obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego oraz chersońskiego, które wraz z Krymem i Sewastopolem traktowane są przez Rosję jako podmioty Federacji Rosyjskiej. Według Putina oznacza to uznanie „nowych terytorialnych reali”. Dodatkowo mają zostać zabezpieczone „prawa, wolności oraz interesy rosyjskojęzycznych obywateli na Ukrainie”, co ma dawać podstawy do rosyjskich ingerencji na reszcie terytorium Ukrainy, a przede wszystkim na tych terytoriach Ukrainy, które Putin określa „południo-wschodnią Ukrainą”, stanowiącą według niego historyczną część wielkiej Rosji. 

Kluczowym jednak punktem tzw. planu Putina są postulaty z zakresu ograniczenia ukraińskiej suwerenności, przede wszystkim ze sfery bezpieczeństwa. Dlatego rosyjski prezydent postuluje „neutralny pozablokowy niejądrowy status Ukrainy”, a także tzw. demilitaryzację i denazyfikację.

(...)

Mimo coraz większych problemów strukturalnych Rosji w głównych zachodnich stolicach, opierając się na zimnowojennych doświadczeniach, uznano bowiem, że nie warto eskalować konfliktu z Moskwą i należy po prostu „przeczekać Putina”. Zgodnie z tymi założeniami Moskwa w latach 2022-2024 w sposób istotny zredukowała swój potencjał militarny, gospodarczy i ludnościowy, a za jakiś czas wystąpi czynnik biologiczny, czyli śmierć Putina, i wówczas jest nadzieja na window of opportunity. Stąd na Zachodzie intensywnie kalkulują szanse rosyjskiej opozycji zarówno w wariancie śmierci Putina i walki elit o wybór nowego cara, jak i w przypadku załamania się aparatu władzy. Nie wygasają również nadzieje na to, że po śmierci Putina na rosyjskich szczytach władzy wystąpi sytuacja zbliżona do tej, jaka miała miejsce po śmierci Józefa Stalina. W części eksperckich kręgów na Zachodzie panuje bowiem przekonanie, iż część ludności Rosji, zwłaszcza w największych miastach, pod względem konsumpcyjnym, społecznym, a nawet kulturowym jest zeuropeizowana lub bardzo bliska Zachodowi. Stąd putinowski „zwrot na Wschód” nie ma trwałych podstaw. 

Z tego punktu widzenia medialne nagonki na Trumpa o tym, że na pewno „sprzeda/zdradzi Ukrainę”, zwłaszcza ze strony liberalnych i lewicowych mediów, są o tyle niesprawiedliwie, gdyż o różnych scenariuszach zamrożenia tego konfliktu dyskutowano już w Waszyngtonie, Paryżu i Londynie. Z tej perspektywy można powiedzieć, iż to ekipa J. Bidena przekazuje nierozwiązany problem wojny ukraińsko-rosyjskiej D. Trumpowi, mając ten polityczny komfort, że pewne niepopularne decyzje oraz ich konsekwencje mogą obciążyć nową administrację. Dlatego nowe amerykańskie władze staną przed poważnym wyzwaniem, wchodząc w posiadanie informacji, których po 2021 r. Trump i jego otoczenie nie miało. 

Wyzwanie to jest o tyle poważne, gdyż Putin, mimo właściwej mu przebiegłości i ostrożności (za wyjątkiem decyzji o inwazji z 2022 r.), w coraz większym stopniu opiera się na wdrażaniu nowych podstaw ideologicznych władzy oraz funkcjonowania państwa. Zgodnie z tym uważa się on za wykonawcę dziejowej misji odnowienia statusu mocarstwowego Rosji, próbując rewidować następstwa nie tylko upadku ZSRR, ale też Imperium Rosyjskiego z 1917 r. Jednocześnie posiada on świadomość, że w sferze gospodarczej, technologicznej czy nawet demograficznej (według pesymistycznego wariantu Rosstatu do 2045 r. Rosję będzie zamieszkiwać 130 600 000 ludzi) nie zdoła już istotnie poprawić sytuacji Rosji. To zostawia następcom. Ale do odnowionego statusu mocarstwowego Rosji będzie dążył on konsekwentnie i maksymalnie, m.in. poprzez wyduszenie z Ukrainy tyle, ile się da. Odnosi się to również do Białorusi oraz państw Kaukazu Południowego. 

Zgodnie z tym wypada się zgodzić z byłym rosyjskim dyplomatą oraz ekspertem, Aleksandrem Baunowem, który napisał, że tzw. Putinowski Plan Pokoju to w rzeczywistości „ultimatum pokoju”. Oznacza to, iż jego całościowe lub częściowe odrzucenie przez Zachód z dużym prawdopodobieństwem może doprowadzić do kolejnej eskalacji ze strony Moskwy. Może to wiązać się na przykład z kolejną wielką falą mobilizacji w Rosji, której Kreml stara się unikać jak tylko może, ale należy zaznaczyć, iż nie będzie on mógł nie wykonać tego kroku, jeśli Zachód się nie ugnie. Zwłaszcza w kwestii uznania rosyjskich zdobyczy terytorialnych na Ukrainie, które Kreml określa terminem „nowych terytorialnych realiów”. Pod nim rozumie on włączenie do Rosji obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego oraz chersońskiego w granicach administracyjnych, a więc obejmując nawet terytoria, które nadal są pod kontrolą Ukrainy. 

W Moskwie trwają więc pewnie intensywne prace analityczne i planistyczne dotyczące następujących zagadnień: czy uda się zapoznać i przekonać D. Trumpa oraz jego administrację do argumentów o konieczności rozgraniczenia strefy wpływów? A jeśli nie uda się, to jak przeprowadzić kolejną eskalację i nowy etap wojny, żeby przymusić Kijów oraz Zachód do rozmów?

nlad.pl


Takie zjawisko można zaobserwować w środowisku naukowym i akademickim, gdzie erudycja i krytyczny stosunek do informacji wydają się być kultywowane, więc nie można tego już tłumaczyć skutecznością propagandy. Ile osób w tym środowisku popiera Ukrainę? Po inwazji na dużą skalę skontaktowało się ze mną kilku moich kolegów z Rosji z moralnym wsparciem. Wśród nich był jeden naukowiec światowej sławy, który za moim pośrednictwem dotarł do ukraińskich kolegów, aby przeprosić za kraj. Ale jest to odosobniony przypadek, większość albo milczy, albo wspiera zbrodniczą wojnę. Zapytałem Anatolija Achutina, znanego rosyjskiego filozofa, który wyemigrował do Ukrainy, czy jego koledzy z Rosji zwrócili się do niego z przeprosinami i moralnym wsparciem dla ukraińskich kolegów. Odpowiedział, że oczywiście ma przyjaciół w Rosji, którzy wspierają Ukrainę, ale nikt z filozofów i intelektualistów nie zwrócił się do niego. Wręcz przeciwnie – wielu z nich przestało się z nim komunikować. 

W odpowiedzi na moje pytanie, czy naprawdę chodzi o rosyjską tożsamość, Anatolij Achutin odpowiedział: „Myślę, że nie chodzi tylko o »rosyjską tożsamość«, ale o fakt, że ta »tożsamość« jest imperialna. Nie chodzi o imperializm polityczny (tego też jest dużo), ani nawet o imperializm ideologiczny (Moskwa jest trzecim Rzymem itp.), ale o coś znacznie głębszego – na jakimś irracjonalnym, podświadomym poziomie….. Zauważmy, że słowo »russkyj« jest przymiotnikiem, a jaka »istota« się za nim kryje – nie jest jasne: wszystko, co nam się podoba. Ten imperializm jest karmiony mesjanistyczną ideą (skradzioną z Bizancjum), samoświadomością »ludu niosącego Boga« (skradzioną Żydom), poleganiem na wielkiej historii, która została skradziona (a właściwie, niestety, podarowana) właśnie Ukrainie, tym bardziej nienawistnej z tego powodu. Tak więc zaprzeczenie niezależnej ukraińskiej tożsamości wyrasta również ze strachu przed zawiśnięciem w historycznej pustce jako jakieś bękarty Hordy, przed nagłym znalezieniem się bez rzymskiego dziedzictwa, bez sukcesji bizantyjskiego prawosławia, bez własnej historii…. – pustym przymiotnikiem bez rzeczownika”.

(...)

Imperializm w Związku Radzieckim był narzucany od szkoły. W szkole mówiono nam, że historia Rosji zaczęła się od Rusi Kijowskiej. Jej rozwój został spowolniony przez Tatarów-Mongołów, a po nich Kijów w jakiś sposób znalazł się za granicami, ale Bogdan Chmielnicki zjednoczył Ukrainę z Rosją, po czym ich historia jest nierozerwalna. Ukraińska edukacja szkolna została uwolniona od tej fałszywej, imperialistycznej interpretacji historii, w związku z czym imperialne nastroje w Ukrainie zniknęły. W rosyjskich szkołach taka narracja jednak nadal wybrzmiewa. Dlatego większość Rosjan przyjmuje pseudonaukowe stanowisko do trójjedynego narodu rosyjskiego (składającego się z Rosjan, Ukraińców i Białorusinów) – spadkobiercy Rusi Kijowskiej, i nie postrzega Ukrainy jako odrębnego kraju z własną kulturą i historią. W rzeczywistości nie było jednego narodu ani w czasach starożytnych, ani teraz, a na terytorium Rusi Kijowskiej żyły różne narody, wśród nich plemiona słowiańskie, które przemieszczały się różnymi falami i w rzeczywistości były również różnymi narodami. 

Trójjedyny naród rosyjski to fałszywa koncepcja imperializmu, która zastępuje świadomość historyczną. Patriarcha Cyryl z Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego wykorzystał tę koncepcję, aby uzasadnić swoje roszczenia do kanonicznego terytorium Ukrainy. Jednak Putin poszedł dalej, zapożyczając tę koncepcję od rosyjskich nacjonalistów w bardziej radykalnej interpretacji, według których nie ma w ogóle narodu ukraińskiego, czy języka ukraińskiego, a Ukraina jest tylko peryferiami wielkiej Rosji. Uważają oni, że Zachód zawsze dążył do zniszczenia Rosji i w tym celu narzucił rosyjskiej ludności Ukrainy ideę, że są Ukraińcami, a nie Rosjanami. Ich zdaniem ukraińska tożsamość została wymyślona przez wrogów Rosji – był to austro-węgierski projekt, który stworzył sztuczny język oparty na ukraińskich dialektach wiejskich i zapożyczeniach polskiego słownictwa. Podążając za rosyjskimi nacjonalistami, Putin postrzega ukraińską tożsamość jako wrogą ideologię nazizmu, od której ukraińskie społeczeństwo musi się wyzwolić, czyli przeprowadzić „denazyfikację”. W praktyce oznacza to zniszczenie języka ukraińskiego oraz ukraińskiej świadomości kulturowej i historycznej. Dlatego na okupowanych terytoriach Ukrainy represjom poddawany jest każdy, kto w jakiejkolwiek formie manifestuje ukraińską tożsamość.

Po upadku Związku Radzieckiego w Ukrainie i Rosji zaczęły powstawać nowe narody polityczne. W Ukrainie proces ten przebiegał z coraz większą prędkością, a agresja zewnętrzna tylko go przyspieszyła. Ponieważ ukraińska samoidentyfikacja przejawia się w różnych formach, procesowi temu towarzyszą ostre dyskusje publiczne, aż do wzajemnych oskarżeń, bardzo często niesprawiedliwych, ale wspólna podstawa wzajemnego zrozumienia już się ukształtowała: ukraiński naród polityczny to naród wszystkich tych, którzy biorą odpowiedzialność za ukraińską kulturę i język. Oznacza to, że każdy, niezależnie od przynależności etnicznej lub religijnej kto jest Ukraińcem, uważa się za Ukraińca i bierze odpowiedzialność za Ukrainę. W Rosji proces tworzenia narodu politycznego był utrudniony przez świadomość imperialną. Kiedy służby bezpieczeństwa pod przewodnictwem Putina doszły do władzy, świadomość imperialna zmutowała w nową formę – nekroimperializm. Aby uzasadnić swoje roszczenia wobec Ukrainy, rosyjscy nekroimperialiści deklarują, że ukraińska tożsamość jest ideologią nazistowską, ale aby w ogóle uwierzyć w tak absurdalne twierdzenie, trzeba transformować własną tożsamość w ideologię. To właśnie ta transformacja tożsamości w rosyjskiej masowej świadomości doprowadziła do aborcji rosyjskiego narodu politycznego, a teraz Rosję łączy tylko przemoc i imperialna ideologia, nic więcej. Oznacza to, że zamiast tożsamości narodowej w świadomości Rosjan istnieje pustka pokryta ideologią, co tylko zwiększa strach przed ukraińską tożsamością, zwłaszcza na tle szybkiego formowania się ukraińskiego narodu politycznego. Z tego powodu odrzucają świadectwa nawet swoich bliskich z Ukrainy.

postpravda.info


Piotr Kaszuwara, PostPravda.Info: Dlaczego Rosjanie zabili tylu ludzi w Buczy, Irpieniu, w Hostomelu?

Konstantin Gadauskas: Ci, których ja spotkałem byli mocno ideowi. Wręcz tacy… ideowi faszyści. Nie zabjali dlatego, że ktoś ich atakował albo siłą im się przeciwstawiał. Mordowali ludzi za to, co myśleli. Za to, że byli Ukraińcami.

Buriaci? O nich najczęściej słyszymy, kiedy mówimy o masakrze w Buczy.

Nie. Najgorsi byli Pskowscy. 76. Dywizja Szturmowo-Desantowa Federacji Rosyjskiej. To jedna z najstarszych jednostek w Rosji. Walczyli podczas II wojny światowej, szli na Niemcy. W latach 90. brali udział w wojnach czeczeńskich, aneksji Krymu, wojnie w Donbasie oraz właśnie w inwazji na Ukrainę w 2022 roku. To także oni, wraz z jednostką specjalną KGB o nazwie Alfa, w 1991 roku szturmowali siedzibę Telewizji w Wilnie. Wcześniej w 1986 roku mordowali studentów, w 2022 roku w styczniu brali udział w tłumieniu protestów społecznych w Kazachstanie, byli na wojnie w Gruzji i podczas interwencji rosyjskiej w Nadniestrzu, w Mołdawii.

Zadania wyjątkowo specjalne.

Absolutnie. Nie trafiają tam przypadkowi ludzie. Mają całkowicie wyprane mózgi. Są bardzo oddani idei. Większość z nich to ogromni faceci, wysocy na dwa metry, wielcy. Większość z nich na pewno nie ma wszystkich klepek. Nie mają żadnej litości, zero ludzkich odruchów. To najstraszniejsi żołnierze jakich widziałem w życiu.

Jesteś pewien, że byli w Buczy?

Tak. Na pewno. Ale nie byli tam od samego początku. Kiedy te pierwsze jednostki, jakie zachodziły do miasta zaczęły panikować, to wysłali Pskowskich. I to właśnie na sam koniec oni zamordowali najwięcej cywilnych ludzi. Urządzili sobie safari. Jeździli po ulicach i strzelali do kogo popadło. Do tego kto wyszedł z domu po wodę, po jedzenie. Wszystkich. Widziałem kilkoro z nich. Na piersi mieli naszywki z napisem „Jestem rosyjskim okupantem”.

A wojna się dopiero wtedy zaczynała.

A oni przyjechali z konkretnym zadaniem do wykonania. Nie byli tam, żeby rozmawiać, czy z kimś dyskutować. Pierwsze ich oddziały dotarły do Buczy, gdzieś w okolicy 20 marca 2022 roku. Wcześniej rzeczywiście w okolicy głównie siedzieli Buriaci. Pskowscy wycofywali się spod Kijowa, uciekali, bo zaczęli być okrążani przez Ukraińców od strony Makarowa. Wystraszyli się, że wpadną w kocioł i wszyscy zginą. No i z tego co wiem, generał Załużny rzeczywiście taki plan miał. 30 marca zaczęli więc wyjeżdżać i zostawiać za sobą inne rosyjskie jednostki. W ten sposób Pskowscy niestety zdołali uciec.

To kiedy mieli czas na zabijanie ludzi?

28 marca zaczęło się tzw. „oczyszczanie” Irpienia. Czyli masowe zabijanie Ukraińców. Trwało to kilka dni. Mniej więcej od 28 do 30 marca. Kilka dni później do miasta wkroczyły Siły Zbrojne Ukrainy. Wcześniej był tam HUR, czyli Główny Zarząd Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy. Oni weszli na teren zajęty przez wroga najwcześniej.

Dziennikarze wjechali do Irpienia i Buczy dopiero 3 kwietnia.

Tak. 2 kwietnia weszły SZU, a po nich na miejsce wpuszczono wielu zagranicznych korespondentów. Pierwsza na miejsce, razem ze mną wjechała ukraińska dziennikarka telewizji TSN i 1+1 – Alina Turyszyn. Jechaliśmy w obstawie HUR. W mieście byli jeszcze Rosjanie, którzy próbowali jeszcze walczyć, ale nasi szybko się z nimi rozprawili. Nikogo do niewoli nie brano.

(...)

Jeden z wysokich oficerów wywiadu ukraińskiego, za uratowanie jego ciężarnej żony i trojga dzieci spod rosyjskiej okupacji oferował ci walizkę pieniędzy.

Tak. I nie wziąłem jej. Powiedziałem, że życie tych ludzi jest warte dużo więcej i poprosiłem, żeby pomógł mi uratować więcej osób. Zaoferowałem, że będę jeździł i wywoził ludzi z Buczy. Na początku nie chciał się zgodzić, ale wierciłem im dziurę w brzuchu. Później HUR przemyślał ten plan i dzięki nim znałem bezpieczne drogi, wiedziałem, kto i gdzie stoi na rosyjskich punktach kontrolnych. Miałem świeże informacje o rosyjskich pozycjach.

Skąd?

Z różnych miejsc, ale jednym ze źródeł była starsza pani – Baba Taja, która niemal cały czas siedziała na ławeczce przed domem. Przywoziłem jej jedzenie, wodę, a wracałem z danymi, ile kolumn, jaki sprzęt. Ona w młodości pracowała w zbrojeniówce więc dokładnie znała nazwy, kaliber, siłę rażenia i była w stanie zrozumieć co się dzieje. Siedziała więc i liczyła, a później mówiła mi, co zobaczyła.

Przeżyła?

Tak. Mieszka niedaleko mnie.

Nie bałeś się, że w końcu jednak ktoś się domyśli czym się zajmujesz i ciebie też zastrzeli?

Bałem się. Ale wiedziałem też, że nie działam sam. Że w zasadzie to nie ja robię, tylko Bóg moimi rękami ratuje tych ludzi. Dlatego kazałem każdemu, kto wsiadał do mojego auta się modlić. Każda z 204 osób to zrobiła i wszyscy przeżyli.

To dużo ludzi. Gdybyś za każdym razem mówił, że wieziesz żonę, dzieci czy dziadka, to w końcu brakłoby ci opowieści.

Każda ewakuacja była starannie przemyślana. Jeździłem różnymi drogami, czasami musiałem czymś przekupić Rosjan. Przy każdej rodzinie, przy każdej osobie miałem gotową i przemyślaną historię. Pomagali mi je układać oficerowie ukraińskiego wywiadu.

To nieprawdopodobne, że Rosjanie się nie zorientowali. Zabijali przypadkowych ludzi, a ciebie nie ruszyli.

Bo miałem oficjalne pozwolenie od pułkownika, dowódcy okupacji Artema Gorodylowa.

Jakim cudem?

Kiedy jechałem pierwszy raz w tę stronę, to Rosjanie nie chcieli mnie przepuścić. Zacząłem się im trochę stawiać i powiedziałem, że chcę rozmawiać z dowódcą. Niebawem przyjechał właśnie on. Udało mi się go przekonać, bo zagrałem na jego pysze. Uważał się za wielkiego przedstawiciela potężnego narodu rosyjskiego. Tak też z nim grałem. Do tego był religijny, więc złapałem go też na Biblię. Powiedziałem, że obaj jesteśmy chrześcijanami a obowiązkiem chrześcijan jest ratować życie. Kupił to i pozwolił mi działać. Nie wiem do końca, dlaczego to poskutkowało. Siła Bożego słowa ma niesamowitą moc. Myślę, że Bóg pokazał mi, że wie kim jestem. Że zna mnie osobiście i nie pozwolił nikomu tknąć mnie palcem.

postpravda.info


28-letni Daniił Golikow i 26-letni Andriej Kozłowski usłyszeli wyrok za "zniszczenie lub uszkodzenie (…) miejsca czci osób zabitych podczas bronienia swej ojczyzny" oraz za „wandalizm”. Skazano ich odpowiednio na dwa i pół roku oraz trzy lata kolonii karnej.

Według niezależnego portalu Mediazona, mężczyzn oskarżono o przewrócenie trzech wazonów z kwiatami i zadeptanie ośmiu bukietów na nieoficjalnym miejscu pamięci w pobliżu Kremla. Początkowo miejsce to poświęcone było najemnikom Grupy Wagnera i prokremlowskiemu blogerowi wojskowemu Władlenowi Tatarskiemu, który zginął w zamachu bombowym w kwietniu 2023 r. Później upamiętniano tam także rosyjskich żołnierzy poległych na Ukrainie.

Czyn mężczyzn został zarejestrowany na nagraniu. W sądzie wyrazili skruchę. Kozłowski tłumaczył, że obaj byli pijani, gdy przewracali wazony.

PAP


Izrael od dawna usiłuje utrzymywać z Rosją dobre stosunki, częściowo po to, by uniknąć konfliktu z tym państwem w Syrii. Stacjonują tam siły rosyjskie, a Izrael przeprowadza ataki, których celem jest powstrzymanie przepływu broni dla Hezbollahu. Jednak, zdaniem analityków, Moskwa, po inwazji na Ukrainę, zmieniła politykę w regionie, coraz agresywniej rzucając USA i ich sojusznikom wyzwania "wszędzie, gdzie jest to możliwe". Rosja dostarczała jemeńskim Huti współrzędne celów, które następnie separatyści atakowali na Morzu Czerwonym, zacieśniała współpracę z Iranem i wielokrotnie gościła w Moskwie czołowych przywódców Hamasu (motywowała to wsparciem na rzecz pojednania między Hamasem a Fatahem, rywalizującymi grupami palestyńskimi).

Reporter "WSJ" obejrzał część rosyjskiej broni, skonfiskowanej w południowym Libanie przez siły izraelskie. Odnotował m.in. rosyjskie pociski przeciwczołgowe, znalezione w odległości mniejszej niż kilometr od granicy w bunkrach i stanowiskach naziemnych Hezbollahu.

Oznaczenia na części broni zdawały się potwierdzać, że trafiły one z Rosji do Hezbollahu przez Syrię - przekazał "WSJ". Jedna skrzynka znalezionych rakiet była oznaczona rosyjską etykietą, z której wynikało, że broń została wysłana z Rosji do syryjskiego ministerstwa obrony. Natomiast zdaniem specjalistów izraelskich, oznaczenia na rakietach przeciwpancernych Kornet potwierdzają, że były to modele rosyjskie, a nie ich irańska kopia.

Niektórzy analitycy i izraelscy urzędnicy kwestionują politykę Izraela wobec Rosji, argumentując, że Moskwa, wspierając militarnie wrogów państwa żydowskiego, jednoznacznie wyraziła swoje stanowisko.

W przeciwieństwie do większości państw Zachodu, Izrael, by nie pogorszyć relacji z Rosją, zaoferował Ukrainie jedynie ograniczone wsparcie niemilitarne - zauważył "WSJ". "Musimy otrząsnąć się z tego podejścia" – ocenił Carmit Valensi, starszy analityk w Institute for National Security Studies, think tanku z siedzibą w Tel Awiwie. 

PAP


Siły rosyjskie wkroczyły od północnego wschodu do Kupiańska. Agresor stara się uzyskać dojście do drogi Siewierodonieck–Charków, zapewniającej zaopatrzenie wojskom ukraińskim na wschód od rzeki Oskoł. Utrzymanie drogi i mostu to podstawowy warunek utrzymania ukraińskiej obrony w tym rejonie (przeprawę na południu, w Kruhlakiwce najeźdźcy zablokowali kilka tygodni wcześniej).

Wojska agresora zajęły wschodnią część Kurachowego i zablokowały je od północy. Pod ich kontrolę przeszły miejscowości nad Zbiornikiem Kurachowskim wraz z wylotem mostu wiodącego do centrum miasta. Pod groźbą okrążenia znalazły się jednostki ukraińskie walczące na południe od niego i na wschód od drogi Kurachowe–Wełyka Nowosiłka. Równocześnie najeźdźcy poczynili dalsze postępy na północny wschód i południowy zachód od drugiej z tych miejscowości. Do granicy obwodu dniepropetrowskiego pozostaje 7 km.

Trwa rosyjskie natarcie na zachód i północ od Sełydowego. Z działań agresora wynika, że jego głównym celem pozostaje przecięcie ostatniej drogi prowadzącej z Pokrowska na południe – do Kurachowego i Wełykiej Nowosiłki (pozostaje do niej 7 km). Nieznaczne postępy agresor poczynił w obwodzie zaporoskim – na południe od Orichiwa oraz na wschód od Hulajpola. Na południe od Czasiw Jaru niektóre pozycje odzyskali natomiast Ukraińcy. Część ich wojsk została odcięta na północy rejonu włamania w obwodzie kurskim, co potwierdzają informacje z organizowanych przez ukraińskie siły specjalne akcji wydostania poszczególnych grup żołnierzy z okrążenia.

17 listopada Rosjanie przeprowadzili największy od sierpnia atak rakietowy, którego głównym celem była ukraińska infrastruktura energetyczna. O zniszczeniu bądź uszkodzeniu infrastruktury krytycznej donoszono – w kolejności chronologicznej – z obwodów: wołyńskiego, winnickiego (następnego dnia ujawniono, że uszkodzona i wyłączona z eksploatacji została Ładyżyńska Elektrownia Cieplna), rówieńskiego (podstacja wysokiego napięcia), Zaporoża, Krzywego Rogu, a także obwodów iwanofrankiwskiego (w wyniku uszkodzenia Bursztyńskiej EC doszło do wyłączenia ogrzewania), lwowskiego i kijowskiego. Zgodnie z nieoficjalnymi danymi uszkodzono jezdnię na tamie Krzemieńczuckiej Elektrowni Wodnej w obwodzie połtawskim. Do najpoważniejszych zniszczeń doszło w Odessie i obwodzie odeskim: ponad 720 tys. odbiorców zostało odciętych od prądu, a część miasta i jego okolic – również od dostaw wody i ciepła. O częściowym wstrzymaniu ruchu składów elektrycznych poinformował przewoźnik kolejowy Ukrzaliznycia. Rakiety agresora uderzyły też w rejonie Jaremcza w obwodzie iwanofrankiwskim (dochodzą sprzeczne informacje na temat ich celu) oraz w lotnisko Kulbakino koło Mikołajowa. Ministerstwo Energetyki zwróciło się z apelem do wszystkich na Ukrainie, by nie rozpowszechniali informacji o skutkach ataku.

Według Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA) uszkodzonych zostało kilka podstacji zabezpieczających elektrownie jądrowe (cztery zostały wyłączone). W rezultacie ograniczeniu uległa produkcja energii w siedmiu z dziewięciu czynnych reaktorów (do poziomu 40–90% mocy). Największe redukcje dotknęły siłownie Chmielnicką i Rówieńską. Przywracanie dostaw ciepła, prądu i wody w obwodach iwanofrankiwskim, lwowskim, rówieńskim i winnickim trwało ponad dobę, a prace z nim związane w obwodzie odeskim nie zostały ukończone do południa 19 sierpnia (ostatnia aktualizacja materiału). Atak przyniósł stosunkowo niewiele ofiar cywilnych – w całym kraju zginęło kilka, a rannych zostało kilkanaście osób.

Zgodnie z ukraińskimi danymi agresor wykorzystał w ataku 120–130 rakiet, z których obrońcy zadeklarowali zestrzelenie 102–112. Miał także użyć 90 dronów Shahed/Gerań i podobnych typów, z których zniszczonych miało zostać 42, natomiast 41 określono jako lokacyjnie utracone. Po raz pierwszy w historii ukraińskich komunikatów o uderzeniach rakietowych obrońcy ogłosili większą skuteczność względem rakiet niż dronów, będących celami dużo łatwiejszymi do namierzenia i zestrzelenia. Część ukraińskich obserwatorów rzeczywistą efektywność obrony powietrznej oceniła na 25–30%. Nie licząc środków zastosowanych w ataku 17 listopada, w okresie od wieczora 12 listopada do rana 19 listopada najeźdźcy mieli wykorzystać – według danych ukraińskich – 14 rakiet (obrońcy zgłosili zestrzelenie 6) i 359 bezzałogowców (zniszczonych miało zostać 195, a lokacyjnie utraconych – 148).

(...)

19 listopada prezydent Zełenski przedstawił w parlamencie 10-punktowy Plan wewnętrznej odporności Ukrainy, opisujący założenia i cele polityki zagranicznej, gospodarczej i bezpieczeństwa państwa. Stwierdził m.in., że władze nie przygotowują się do obniżenia wieku mobilizacyjnego w kraju, choć resort obrony i dowództwo wojskowe będą mogły zachęcać mężczyzn w wieku 18–25 lat do służby kontraktowej. Zapowiedział zwiększenie miejscowej produkcji broni, w tym zlecenie zakładom zbrojeniowym wytworzenia do końca przyszłego roku co najmniej 3 tys. rakiet manewrujących (w tym dalekiego zasięgu Neptun), a także 30 tys. dronów dalekiego zasięgu. Ujawnił, że w tym roku Ukraina wyprodukowała ponad 2,5 mln pocisków artyleryjskich i moździerzowych kalibrów 60–155 mm.

Wystąpienie Zełenskiego nie wprowadza nowych elementów świadczących o tym, że rządzący zamierzają w radykalny sposób zmienić podejście do polityki obronnej państwa. W grudniu mają zostać opublikowane załączniki zawierające szczegóły planowanych działań. Najważniejsze zadania to unormowanie sytuacji w Siłach Zbrojnych Ukrainy, poprawa jakości wyszkolenia zmobilizowanych oraz zwiększenie wydajności produkcji uzbrojenia i amunicji. Rezygnacja z objęcia mobilizacją mężczyzn w wieku 18–25 lat potwierdza, że ze względu na ryzyko wywołania niezadowolenia społecznego prezydent nie zdecydował się na uwzględnienie postulatów formułowanych przez wojskowych.

(...)

13 listopada Władimir Putin podpisał dekret de facto obniżający odszkodowania za obrażenia odniesione na froncie. W odróżnieniu od poprzedniego rozwiązania, dającego każdemu zranionemu prawo do 3 mln rubli (ok. 30 tys. dolarów), obecnie środki w tej wysokości otrzymają jednie ciężko ranni. Wysokość wypłaty dla lekko rannych wyniesie 1 mln rubli, a żołnierze, którzy odnieśli „drobne obrażenia”, dostaną 100 tys. rubli. Dzień później do 4 mln rubli (ok. 40 tys. dolarów) podniesiono jednorazowe świadczenie dla żołnierzy, którzy w wyniku ran otrzymali status inwalidzki. Do odebrania takiej sumy uprawnione są też osoby, które stały się inwalidami przed wejściem w życie dekretu.

osw.waw.pl


Breivik o "ostatniej szansie": Ekstremista oświadczył, że sąd nie pożałuje uwolnienia go.  - Daję wam ostatnią szansę, by okazać skrajnej prawicy współczucie - oświadczył. Zadeklarował, że jeśli wyjdzie na wolność, będzie mógł pomóc państwu w negocjacjach, tak aby jego skrajnie prawicowi zwolennicy przestali atakować społeczeństwo. Nie podał jednak żadnych konkretnych szczegółów, co dokładnie ma na myśli. Na sali pojawił się natomiast z nową fryzurą - jego włosy zostały wygolone w ten sposób, by po obu stronach głowy tworzyły literę "Z" - symbol poparcia Rosji w wojnie z Ukrainą. 

gazeta.pl