Jeśli chodzi o sukces wyborczy Donalda Trumpa, w wypowiedzi Putina należy wyodrębnić trzy kwestie. Po pierwsze prezydent Rosji pogratulował zwycięstwa, wskazując, że jego państwo będzie pracować z każdym prezydentem USA, który będzie wybrany przez naród amerykański. Jest to o tyle ważne, że Kreml w postrzeganiu partnerów zewnętrznych opiera się m.in. na własnym kryterium tego, czy dany polityk posiada legitymację do pełnienia danych funkcji. Po drugie Putin wyraźnie oddzielił polityczną przeszłość Trumpa, czyli jego pierwszą kadencję oraz minioną kampanię wyborczą, od kwestii przyszłości. Oznacza to, co zresztą Putin podkreślił, że Rosja jest gotowa na dyskusje i rozmowy z nową amerykańską administracją. Zwłaszcza że określone koncepcje Trumpa z czasu kampanii wyborczej, jak na przykład odnowienie relacji z Rosją oraz zakończenie „kryzysu ukraińskiego”, zasługują według Putina „na uwagę”. Niemniej rosyjski prezydent od razu podkreślił, iż Kreml podchodzi do tego z ostrożnością. Po trzecie Putin wspominając o zamachu na Trumpa, wskazał, że amerykański polityk zachował się „po męsku, jak mężczyzna”. Co ważne, rosyjski polityk dodał, iż Trump stał się przedmiotem nagonki, co stanowi jasne wskazanie, że Kreml jest w stanie wesprzeć amerykańskiego polityka w jego konfliktach oraz rywalizacji z siłami liberalno-lewicowymi i lewicowymi.
W tym kontekście nie bez znaczenia jest to, iż część putinowskiej elity, mimo ideologicznego eklektyzmu (zwłaszcza w okresie sprzed lutego 2022 r.), skłonności do plutokracji czy wręcz kleptokracji oraz antyamerykanizmu, trumpowskie hasło Make America Great Again odbiera z pewną sympatią. Jak zauważył rosyjski badacz Wasilij Żarkow, dla Putina, który pośrednio zetknął się z Zachodem w czasie swojej służby w NRD, oraz dla innych jego głównych współpracowników, urodzonych mniej więcej w latach 50. XX w. i wywodzących się ze służb specjalnych, Zachód z lat 60., 70. i 80. XX w. jest pewnym punktem odniesienia dla wizji rozwojowych. Mniej różnorodna etnicznie Europa/Zachód, tradycyjny model rodziny, silniejsza rola chrześcijaństwa to przecież hasła, narracje i postulaty ideologiczne oraz propagandowe obecnej elity i oficjalnej Rosji. Dlatego Trump postrzegany jest w Rosji również przez ten pryzmat, niewątpliwie rosyjskiego, chociaż w wydaniu postsowieckim, tradycjonalizmu oraz konserwatyzmu.
Na podstawie powyższego można przypuszczać, że dla Putina wynik wyborów prezydenckich w USA jest rozpatrywany jako możliwość rozpoczęcia rozmów z nową amerykańską administracją w sprawie wojny na Ukrainie. Zgodnie z sygnałami płynącymi z Rosji możemy jednak przypuszczać, iż w założeniu Kremla rozmowy te będą dotyczyć nie tylko sprawy zamrożenia wojny lub bardziej trwałego porozumienia co do Ukrainy, ale będą dotyczyły znacznie szerszego zakresu przedmiotowego i terytorialnego.
W Rosji istnieje bowiem świadomość, że w tzw. Specjalną Wojenną Operację zainwestowała ona kolosalne środki materialne, finansowe, ludzkie, a nawet los cywilizacyjny i geopolityczny państwa rosyjskiego. Chodzi przecież nie tylko o przekonanie części środowisk radykalnych, które gotowe są m.in. do natychmiastowego użycia taktycznej broni jądrowej, ale i poważną część umiarkowanych rosyjskich elit państwowych oraz gospodarczych, że głęboka geopolityczna reorientacja Rosji i pełnoskalowa wojna miały sens. Te dwie ostatnie grupy bowiem, mimo że początkowo z rezerwą lub nawet niechęcią odnosiły się do decyzji o inwazji z 24 lutego 2022 r., z różnych powodów skonsolidowały się wokół Kremla. Jednym z elementów tego procesu było założenie elit, że „stoimy przy carze”, ale Putin musi osiągnąć sukces, bo inaczej wszyscy utoniemy.
Coraz częściej bowiem słychać, że w jakimś sensie etniczni Rosjanie byli ofiarami ZSRR, a w ramach czerwonego imperium swoim kosztem wspierali inne, nierosyjskie nacje. Zwieńczeniem tych narracji jest podkreślanie, iż Krym został nielegalnie wydzielony dla komunistycznej Ukrainy, a Rosjanie inwestowali też w jej gospodarkę, zwłaszcza przemysł. Jeden z głównych ekspertów putinowskiej Rosji, Dmitrij Trenin, postuluje więc „nacjonalizację elit”. W ramach tego Rosja w procesie swojego rozwoju powinna opierać się wyłącznie na własnych doświadczeniach historycznych oraz interesach. Będąc maksymalnie asertywna zarówno wobec Zachodu, jak i wobec innych cywilizacyjno-mocarstwowych/imperialnych ośrodków geopolitycznych.
Biorąc to wszystko pod uwagę, w rosyjskiej debacie o możliwości rozpoczęcia rozmów z Trumpem istnieją wielkie wątpliwości co do tego, czy uda się chociażby częściowo przekonać nową administrację do tego, że Ukraina lub jej większa część oraz obszar poradziecki powinny znajdować się w rosyjskiej strefie wpływów. Putin mówi o tym wyraźnie: nie możemy się istotnie cofnąć, gdyż po 24 lutego 2022 r. obraliśmy nowe podejście rozwojowe dla własnego państwa i narodu.
Dlatego dyplomacja Kremla będzie grała o stawki możliwie wysokie, czyli o swój nowy status mocarstwowy w Europie Wschodniej i na obszarze poradzieckim, który powinien zostać określony w umowie z USA/Zachodem. Putin na Wałdajumówił bowiem wprost: nie godzimy się i nie będziemy godzić się na dalszą „geopolityczną chciwość” Zachodu.
O tym czego Rosja domagać będzie się od USA/Zachodu, częściowo wiemy już dzięki treści tzw. planu pokojowego Putina. (...)
Zgodnie z nim Putin zażądał wyprowadzenia wojsk Ukrainy z obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego oraz chersońskiego, które wraz z Krymem i Sewastopolem traktowane są przez Rosję jako podmioty Federacji Rosyjskiej. Według Putina oznacza to uznanie „nowych terytorialnych reali”. Dodatkowo mają zostać zabezpieczone „prawa, wolności oraz interesy rosyjskojęzycznych obywateli na Ukrainie”, co ma dawać podstawy do rosyjskich ingerencji na reszcie terytorium Ukrainy, a przede wszystkim na tych terytoriach Ukrainy, które Putin określa „południo-wschodnią Ukrainą”, stanowiącą według niego historyczną część wielkiej Rosji.
Kluczowym jednak punktem tzw. planu Putina są postulaty z zakresu ograniczenia ukraińskiej suwerenności, przede wszystkim ze sfery bezpieczeństwa. Dlatego rosyjski prezydent postuluje „neutralny pozablokowy niejądrowy status Ukrainy”, a także tzw. demilitaryzację i denazyfikację.
(...)
Mimo coraz większych problemów strukturalnych Rosji w głównych zachodnich stolicach, opierając się na zimnowojennych doświadczeniach, uznano bowiem, że nie warto eskalować konfliktu z Moskwą i należy po prostu „przeczekać Putina”. Zgodnie z tymi założeniami Moskwa w latach 2022-2024 w sposób istotny zredukowała swój potencjał militarny, gospodarczy i ludnościowy, a za jakiś czas wystąpi czynnik biologiczny, czyli śmierć Putina, i wówczas jest nadzieja na window of opportunity. Stąd na Zachodzie intensywnie kalkulują szanse rosyjskiej opozycji zarówno w wariancie śmierci Putina i walki elit o wybór nowego cara, jak i w przypadku załamania się aparatu władzy. Nie wygasają również nadzieje na to, że po śmierci Putina na rosyjskich szczytach władzy wystąpi sytuacja zbliżona do tej, jaka miała miejsce po śmierci Józefa Stalina. W części eksperckich kręgów na Zachodzie panuje bowiem przekonanie, iż część ludności Rosji, zwłaszcza w największych miastach, pod względem konsumpcyjnym, społecznym, a nawet kulturowym jest zeuropeizowana lub bardzo bliska Zachodowi. Stąd putinowski „zwrot na Wschód” nie ma trwałych podstaw.
Z tego punktu widzenia medialne nagonki na Trumpa o tym, że na pewno „sprzeda/zdradzi Ukrainę”, zwłaszcza ze strony liberalnych i lewicowych mediów, są o tyle niesprawiedliwie, gdyż o różnych scenariuszach zamrożenia tego konfliktu dyskutowano już w Waszyngtonie, Paryżu i Londynie. Z tej perspektywy można powiedzieć, iż to ekipa J. Bidena przekazuje nierozwiązany problem wojny ukraińsko-rosyjskiej D. Trumpowi, mając ten polityczny komfort, że pewne niepopularne decyzje oraz ich konsekwencje mogą obciążyć nową administrację. Dlatego nowe amerykańskie władze staną przed poważnym wyzwaniem, wchodząc w posiadanie informacji, których po 2021 r. Trump i jego otoczenie nie miało.
Wyzwanie to jest o tyle poważne, gdyż Putin, mimo właściwej mu przebiegłości i ostrożności (za wyjątkiem decyzji o inwazji z 2022 r.), w coraz większym stopniu opiera się na wdrażaniu nowych podstaw ideologicznych władzy oraz funkcjonowania państwa. Zgodnie z tym uważa się on za wykonawcę dziejowej misji odnowienia statusu mocarstwowego Rosji, próbując rewidować następstwa nie tylko upadku ZSRR, ale też Imperium Rosyjskiego z 1917 r. Jednocześnie posiada on świadomość, że w sferze gospodarczej, technologicznej czy nawet demograficznej (według pesymistycznego wariantu Rosstatu do 2045 r. Rosję będzie zamieszkiwać 130 600 000 ludzi) nie zdoła już istotnie poprawić sytuacji Rosji. To zostawia następcom. Ale do odnowionego statusu mocarstwowego Rosji będzie dążył on konsekwentnie i maksymalnie, m.in. poprzez wyduszenie z Ukrainy tyle, ile się da. Odnosi się to również do Białorusi oraz państw Kaukazu Południowego.
Zgodnie z tym wypada się zgodzić z byłym rosyjskim dyplomatą oraz ekspertem, Aleksandrem Baunowem, który napisał, że tzw. Putinowski Plan Pokoju to w rzeczywistości „ultimatum pokoju”. Oznacza to, iż jego całościowe lub częściowe odrzucenie przez Zachód z dużym prawdopodobieństwem może doprowadzić do kolejnej eskalacji ze strony Moskwy. Może to wiązać się na przykład z kolejną wielką falą mobilizacji w Rosji, której Kreml stara się unikać jak tylko może, ale należy zaznaczyć, iż nie będzie on mógł nie wykonać tego kroku, jeśli Zachód się nie ugnie. Zwłaszcza w kwestii uznania rosyjskich zdobyczy terytorialnych na Ukrainie, które Kreml określa terminem „nowych terytorialnych realiów”. Pod nim rozumie on włączenie do Rosji obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego oraz chersońskiego w granicach administracyjnych, a więc obejmując nawet terytoria, które nadal są pod kontrolą Ukrainy.
W Moskwie trwają więc pewnie intensywne prace analityczne i planistyczne dotyczące następujących zagadnień: czy uda się zapoznać i przekonać D. Trumpa oraz jego administrację do argumentów o konieczności rozgraniczenia strefy wpływów? A jeśli nie uda się, to jak przeprowadzić kolejną eskalację i nowy etap wojny, żeby przymusić Kijów oraz Zachód do rozmów?
nlad.pl