poniedziałek, 11 grudnia 2023


Maciej Miłosz: Właśnie wróciłeś z Ukrainy. Jak oceniasz sytuację na froncie?

Konrad Muzyka: Po nieudanej ukraińskiej kontrofensywie Rosjanie okrzepli i powoli przejmują inicjatywę. To dotyczy prawie całego frontu, od obwodu charkowskiego przez Donbas aż do Zaporoża. Wyjątkiem jest sytuacja w obwodzie chersońskim gdzie od ok. dwóch miesięcy Ukraińcy prowadzą operację na lewym brzegu Dniepru. Ale jednostki, które biorą w niej udział od czerwca, walczyły w zachodniej części obwodu donieckiego i były częścią oddziałów wydzielonych do ukraińskiej kontrofensywy. One miały zaledwie parę tygodni na odbudowanie zdolności i przygotowanie się do nowych działań. Ci żołnierze są w ciągłym boju w zasadzie od pół roku i są mocno zmęczeni, tak więc ich zdolności do działań muszą być ograniczone. Poza tym Ukraińcy nie mają możliwości by te jednostki znacząco wspierać.

Jeśli mówimy o wojskach ukraińskich, to intensywność działań na pewno spadła, po kontrofensywie ich zdolności ofensywne są wyczerpane. Obecnie do przeprowadzenia ataków na rosyjskie okopy brygady jednorazowo są w stanie wydzielić tylko jednostki wielkości plutonu, może dwóch, a więc kilkudziesięciu żołnierzy. Oni mają wsparcie artylerii, ale te spadki intensywności ostrzału są olbrzymie, to jest kilkadziesiąt procent mniej niż latem.

Od miesięcy front się praktycznie nie przesuwa, zmiany są marginalne.

Z obu stron są okopy, ta linia rozgraniczenia ma od kilkudziesięciu do kilkuset metrów. Jedna i druga armia stara się atakować te umocnienia, ale nasycenie środkami rozpoznawczymi z obu stron jest tak duże, że efektywne przemarsze większych kolumn mają miejsce tylko w nocy. Jeśli Ukraińcy prowadzą jakiekolwiek ataki na pozycje rosyjskie to robią to przed brzaskiem, gdy nasycenie dronami jest mniejsze. Atakują przed świtem, zajmują okop i muszą mieć ze sobą odpowiednią ilość zaopatrzenia: wody, jedzenia, amunicji by przetrwać w tym okopie przez kilkanaście godzin aż do czasu gdy zajdzie słońce. Wówczas ktoś będzie mógł do nich podejść lub podjechać i przekazać nowe zaopatrzenie. Próba przedostania się do tego okopu w ciągu dnia spotka się z rosyjskim ostrzałem artyleryjskim bądź użyciem środków przeciwpancernych albo dronów.

Cofnijmy się trochę w czasie – dlaczego kontrofensywa się nie powiodła?

Nie ma na to prostej odpowiedzi, czynników jest dużo. Po pierwsze, Ukraińcy wybrali do ataku miejsce, które dziś jest najbardziej ufortyfikowane w Europie. Pola minowe, okopy, nasycenie artylerią było ogromne, a Ukraińcy nie byli organizacyjnie w stanie przeprowadzić dużego ataku, który doprowadziłby do znaczącego przełamania rosyjskich linii na Zaporożu. Po drugie, oni nigdy nie prowadzili tego typu operacji, dlatego trudności pojawiły się też na poziomie prowadzenia operacji i dowodzenia. Sztaby nie były w stanie skutecznie przeprowadzić skoordynowanego ataku.

Problemem było też to, że wojsko ukraińskie rozproszyło swoje siły, część była zaangażowana pod Bachmutem, część wydzielona do zachodniej doniecczyzny, a ta największa została skierowana na oś w kierunku Tokmaku. Rozproszenie było za duże i niepotrzebne. Pojawiły się też trudności ze szkoleniem, zarówno po stronie NATO, jak i Ukraińców. Oni mówią, że Sojusz nie rozumie obecnej wojny, wszechobecności dronów rozpoznawczych oraz intensywności wykorzystania artylerii.

A Rosjanie?

Oni do tej kontrofensywy przygotowali się bardzo dobrze. Przez sześć miesięcy fortyfikowali swoje linie na Zaporożu, a Ukraińcy się wtedy skupiali na obronie Bachmutu. Gdyby część tamtych sił i środków obrońców była przekierowana na południe, tak by utrudnić Rosjanom tworzenie fortyfikacji jest bardzo prawdopodobne, że ta kontrofensywa wyglądałaby inaczej. To nie jest tak, że te tysiące kilometrów linii fortyfikacyjnych pojawiło się z dnia na dzień, to był długotrwały proces, który Ukraińcy obserwowali, ale nie byli go w stanie przerwać.

Jak radzą sobie teraz?

Ich trwająca już od miesiąca ofensywa pod Awdijiwką jest działaniem typowym dla szefa sztabu Federacji Rosyjskiej generała Gierasimowa. Ono polega na ciągłym posyłaniu do walki kolejnych oddziałów, to są kolejne fale, jeden oddział za drugim, itd. Ta operacja została poprzedzona bardzo dobrym rozpoznaniem, ma wsparcie dużych sił lotniczych i rakietowych, na ten kierunek została też przekierowana duża ilość środków artyleryjskich. Żadnego większego uzysku terytorialnego Rosja nie osiągnęła, ale Ukraińcy są w tym rejonie już bardzo mocno wykrwawieni.

Dwa tygodnie temu Wall Street Journal opisywał, historię jednej z ukraińskich kompanii wyposażonej w bojowe wozy piechoty Bradley. Owa kompania rozpoczęła kontrofensywę mając 120 żołnierzy. Obecnie służy w niej 20, wliczając rezerwowych, którzy zostali wcieleni w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Reszta jest albo martwa, ranna, lub została przeniesiona do innych zdań niż szturmowe.

Ale Awdijiwki bronią.

Ukraińcy w rejonie Awdijiwiki stosują tę samą taktykę co Rosjanie na Zaporożu, czyli bronią się do przodu. Jak Rosjanie zajmują teren, to automatycznie Ukraińcy kontratakują. To jest już wojna na wyczerpanie, Ukraińcy nie chcą w tym rejonie się cofać i płacą za to bardzo wysoką cenę. W tym artykule był przykład dowódcy kompanii, który po otrzymaniu rozkazu kontratakowania zajętego przez Rosjan okopu odmówił jego wykonania, ponieważ stwierdził, że ta operacja jest bez sensu i wiąże się z bardzo dużym ryzykiem. Atak mimo to miał miejsce. Na 36 wysłanych tam żołnierzy 17 poniosło śmierć. Ten sposób obrony się nie sprawdzi. Ukraińcy nie mogą walczyć na wyczerpanie z Rosją.

Jak wyglądają rosyjskie zapasy sprzętu?

W Rochan Consulting szacujemy, że obecna intensywność działań może być utrzymana przez Rosjan przez kolejne dwa – trzy lata. Oni produkują nowe czołgi, remontują stare, które składowali i te, które są uszkadzane na Ukrainie. Do tego dochodzi duży wzrost produkcji amunicji artyleryjskiej oraz olbrzymie dostawy dronów produkowanych w Rosji, ale też w Iranie czy Chinach. Prawdopodobnie rosyjski przemysł zbrojeniowy osiągnie szczyt możliwości produkcji w 2024 r. Nie wiemy jak długo on będzie trwał, jak długo rosyjska gospodarka to wytrzyma, ponieważ obecnie 40 proc. całego budżetu federalnego Rosji jest alokowane na sektor bezpieczeństwa czyli armię i wewnętrzne organy bezpieczeństwa. Prawdopodobnie to nie jest do utrzymania w średnim terminie pięciu czy dziesięciu lat.

Jednak pogłoski o tym, że ich gospodarka wpadnie w zapaść okazały się mocno przedwczesne.

Obecny deficyt budżetowy Rosji to zaledwie 1 proc. PKB. Gospodarka, która miała się przez sankcje popaść w ruinę, najpewniej w tym roku zanotuje 2-procentowy wzrost PKB. Po roku od nałożenia sankcji Federacja Rosyjska wyszła z kryzysu ekonomicznego. To oczywiście jest okupione dużym kosztem społecznym, ale to nie jest istotne, gdyż przekaz propagandowy jest jasny: Rosjanie walczą o przetrwanie i dlatego muszą być gotowi do poświęceń i wyrzeczeń w imię wojny z Zachodem, która właśnie ma miejsce. Nawet jeśli widzimy sytuacje, gdy rosyjscy żołnierze protestują, to trzeba pamiętać, że oni nie robią tego dlatego, bo nie chcą walczyć. Oni po prostu narzekają na brak odpowiedniego sprzętu i szkolenia.

Jak w tym kontekście wygląda kwestia dostaw uzbrojenia dla Ukrainy z Zachodu?

W marcu wskazywałem, że właśnie jesteśmy w szczytowym okresie tych dostaw i to się niestety sprawdziło. Obecnie w Europie nie ma takiej ilości sprzętu, która mogłaby wspomóc Ukraińców w przeprowadzeniu ofensywy w nadchodzącym roku. Wydaje się, że Stany Zjednoczone też nie przekażą Ukrainie takiej liczby wozów czy transporterów opancerzonych by móc utworzyć nowe brygady lub doposażyć stare. Pocieszeniem może być to, że część tego sprzętu, który Ukraińcy otrzymali w ostatnich miesiącach nie została wykorzystana w boju albo nie została zniszczona.

Dostawy z Zachodu są obecnie bardzo ograniczone, to bardzo widać szczególnie w zakresie amunicji 155 mm. One nie dość, że są małe to jeszcze nieregularne, co bardzo utrudnia planowanie działań nawet na poziomie taktycznym. Problemem jest też to, że nie ma planów co zrobić dalej. Jesteśmy trochę w błędnym kole. Zachód czeka, aż Ukraińcy przedstawią plany na kolejny rok, a oni czekają na informacje na jaki sprzęt mogą liczyć i na podstawie tego chcą planować co robić w kolejnym roku. Dlatego ciężko przewidywać co się wydarzy.

forsal.pl

7 grudnia kancelarie premiera Armenii Nikola Paszyniana i prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa poinformowały we wspólnym oświadczeniu, że w wyniku prowadzonych rozmów osiągnięto porozumienie co do konkretnych kroków mających na celu wzmocnienie wzajemnego zaufania. Jako gesty dobrej woli strony zapowiedziały zwolnienie jeńców wojennych (32 ormiańskich i 2 azerbejdżańskich) oraz wzajemne poparcie dla swoich kandydatów we władzach najbliższej Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu.

Armenia i Azerbejdżan wezwały również społeczność międzynarodową, aby wsparła ich wysiłki na rzecz wypracowania w najbliższym czasie dodatkowych środków zaufania pomiędzy obiema stronami. W ocenie autorów oświadczenia „zaistniała historyczna szansa na osiągnięcie w regionie długo oczekiwanego pokoju”. W dokumencie podkreślono, że Armenia i Azerbejdżan potwierdzają wolę normalizacji wzajemnych relacji, zwieńczonej traktatem pokojowym opartym na szacunku dla suwerenności i integralności terytorialnej.

Wspólne oświadczenie zostało wysoko ocenione na Zachodzie. Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel nazwał je istotnym przełomem w relacjach Baku i Erywania, przyjmując ze szczególnym zadowoleniem zwolnienie jeńców i „bezprecedensowe otwarcie w dialogu politycznym”. Zaznaczył przy tym, że taki pogłębiony dialog jest kluczowym celem prowadzonego pod auspicjami UE procesu pokojowego i wezwał liderów obydwu państw do jak najszybszego sfinalizowania traktatu pokojowego. W podobnym duchu wypowiedzieli się wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Josep Borrell oraz rzecznik Departamentu Stanu USA Matthew Miller. Rosyjskie MSZ przyjęło oświadczenie „z zadowoleniem”.

Komentarz

Zbrojna likwidacja przez Azerbejdżan samozwańczej republiki Górskiego Karabachu i towarzyszący temu exodus całej ludności ormiańskiej we wrześniu br. (...), doprowadziły do zawieszenia oficjalnych kontaktów między przedstawicielami Erywania i Baku oraz do faktycznego zamrożenia trwającego od 2021 r. procesu pokojowego. Nie doszło do planowanych wcześniej spotkań Alijewa i Paszyniana w Grenadzie, przy okazji szczytu Europejskiej Wspólnoty Politycznej (5 października), ani w Biszkeku, na marginesie szczytu WNP (13 października). Równolegle do zamrożenia dialogu na najwyższym szczeblu Azerbejdżan wzmocnił presję na Armenię w kwestii odblokowania szlaków transportowych mających łączyć go z eksklawą w Nachiczewanie (tzw. korytarz zangezurski) i m.in. eskalował żądania w sporach granicznych z Armenią. Tym samym realna stawała się groźba ataku Azerbejdżanu na suwerenne terytorium Armenii (...). Jednocześnie istniały przesłanki świadczące o tym, że cały czas prowadzone są rozmowy nieoficjalne, o których opinia publiczna nie jest informowana – co przy okazji oświadczenia zostało potwierdzone.

Wiele wskazuje na to, że negocjacje przedstawicieli administracji Alijewa i Paszyniana toczyły się pod egidą, a przynajmniej przy jakimś wsparciu UE. Mogą o tym świadczyć zarówno częste wizyty wysokich rangą armeńskich i azerbejdżańskich urzędników w Brukseli, jak i entuzjastyczna reakcja unijna na wspólne oświadczenie ze strony Michela (oraz znacznie bardziej powściągliwa – Moskwy). Jeśli istotnie tak było – choć w oświadczeniu nie ma mowy o pośrednikach, a o wsparcie proszona jest społeczność międzynarodowa – prawdopodobne jest, że ewentualne porozumienie pomiędzy Armenią a Azerbejdżanem może zostać zawarte pod patronatem UE. Musiałoby to jednak nastąpić w ciągu najbliższych miesięcy (w czerwcu 2024 r. odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, które pociągną za sobą zmiany w UE na kluczowych stanowiskach). Unia przejęła od Moskwy inicjatywę w procesie pokojowym od przełomu 2021 i 2022 r. i wydaje się, że traktowana jest przez obie strony jako najmniej kontrowersyjny i budzący najwięcej zaufania „broker”. Baku nie akceptuje włączenia do rozmów w formacie brukselskim jedynie prezydenta Francji, która otwarcie wspiera Armenię – w wyniku kontrowersji na tym tle nie doszło do szczytu w Grenadzie. Porozumieniem żyrowanym przez Moskwę nie jest z kolei zainteresowana Armenia – na październikowy szczyt WNP do Biszkeku Paszynian nie przyjechał (...).

Mimo że wspólne oświadczenie wydaje się przełamywać trwający impas i należy je uznać za daleko idące i dające nadzieję na porozumienie, sukces procesu pokojowego nie jest przesądzony. Dokumentu nie podpisali liderzy obu państw, nie jest też zapowiedziane żadne kolejne spotkanie na szczycie. Z pewnością jednak w chwili obecnej oddala się groźba kolejnej wojny – zwłaszcza w kontekście wspomnianego w oświadczeniu kontynuowania rozmów. Bardzo możliwe, że w ciągu nadchodzących miesięcy w relacjach pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem dojdzie do przesilenia, w ramach którego bardziej prawdopodobnym scenariuszem jest zawarcie traktatu pokojowego i nawiązanie relacji dyplomatycznych (po czym nastąpiłaby z pewnością normalizacja relacji Armenii i Turcji). Wciąż jednak nie można też całkowicie wykluczyć wariantu wojennego, tj. „przebicia” przez Azerbejdżan korytarza do eksklawy Nachiczewanu i starć granicznych. Jakiekolwiek (szybkie) rozstrzygnięcie – przedstawione jako sukces Baku – będzie Alijewowi potrzebne w kontekście rozpisanych na 7 lutego 2024 r. przedterminowych wyborów prezydenckich (ogłoszono to także 7 grudnia). Ma on prawo wystartować w nich po raz kolejny – liczba kadencji nie jest w Azerbejdżanie ograniczona. 

osw.waw.pl

Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa podkreśliła, że ​​maksymalistyczne cele Rosji na Ukrainie nie uległy zmianie, powtarzając żądanie Kremla dotyczące pełnej kapitulacji politycznej Ukrainy i akceptację przez Kijów żądań militarnych i terytorialnych Rosji, zamiast sugerować jakąkolwiek chęć poważnych negocjacji. W pisemnym wywiadzie dla AFP z 9 grudnia Zacharowa stwierdziła, że ​​„kompleksowe, trwałe i sprawiedliwe rozwiązanie” na Ukrainie może nastąpić jedynie wtedy, gdy Zachód przestanie „pompować siły zbrojne Ukrainy bronią”, a Ukraina zda rzekomo należące do Rosji ukraińskie terytorium Ukrainy i „wycofa swoje wojska”, prawdopodobnie z terytorium Ukrainy, które Rosja twierdzi, że anektowała. Zacharowa podkreśliła utrzymujące się od dawna twierdzenia Kremla, że ​​Rosja najechała Ukrainę w celu „demilitaryzacji”, „denazyfikacji” i „zapewnienia praw obywatelom rosyjskojęzycznym” na Ukrainie. Kreml konsekwentnie używa terminu „denazyfikacja” jako hasła oznaczającego usunięcie wybranego rządu Ukrainy i zastąpienie go takim rządem, który Kreml uważa za akceptowalny, czyli zmianą reżimu. „Demilitaryzacja” w oczywisty sposób pozostawiłaby Ukrainę na stałe na łasce Rosji. W komentarzach Zacharowej wyraźnie widać, że początkowe cele rosyjskiej inwazji na Ukrainę na pełną skalę, określone przez prezydenta Rosji Władimira Putina 24 lutego 2022 roku, nie uległy zmianie i że Putin nie zamierza kończyć wojny, chyba że jego maksymalistyczne cele zostałyby osiągnięte. 

(...)

Kreml w dalszym ciągu wyraża coraz bardziej antyizraelskie stanowisko w sprawie wojny między Izraelem a Hamasem, pomimo udawania zainteresowania rolą neutralnego arbitra w konflikcie. (...) Prezydent Rosji Władimir Putin i premier Izraela Benjamin Netanjahu odbyli 10 grudnia rozmowę telefoniczną, która trwała 50 minut i skupiała się głównie na wojnie Izrael–Hamas. Putin zauważył, że w Strefie Gazy panuje „katastrofalna sytuacja humanitarna” i podkreślił, że unikanie konsekwencji dla ludności cywilnej przy przeciwdziałaniu zagrożeniom terrorystycznym jest tak samo ważne, jak odrzucanie i potępianie terroryzmu. Komentarze Putina są godne odnotowania w świetle zniszczeń, jakie rosyjska inwazja na Ukrainę przyniosła tamtejszej ludności cywilnej, oraz celowych wysiłków Rosji mających na celu zadanie cierpień ukraińskiej ludności cywilnej poprzez ataki na infrastrukturę energetyczną w okresie zimowym. Putin podobno powtórzył początkowe retoryczne stanowisko Kremla w sprawie wojny Izrael–Hamas, twierdząc, że Rosja jest gotowa złagodzić cierpienia ludności cywilnej i deeskalować konflikt. W ostatnich tygodniach Putin coraz bardziej odchodził od tej bardziej neutralnej retoryki na rzecz znacznie bardziej antyizraelskiego stanowiska, w szczególności twierdząc, że wojna prowadzi do „eksterminacji ludności cywilnej w Palestynie”. Netanjahu podobno wyraził niezadowolenie ze stanowiska Rosji wobec Izraela, które rosyjscy urzędnicy sformułowali w Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) i innych organizacjach wielostronnych. Netanjahu skrytykował także Rosję za „niebezpieczną współpracę” z Iranem, zwłaszcza po spotkaniu Putina z prezydentem Iranu Ibrahimem Raisim w Moskwie 7 grudnia. Putin prawdopodobnie chciał złagodzić obawy Izraela dotyczące rosyjskiego wsparcia dla Hamasu i pogłębiania rosyjsko-irańskiego partnerstwa w dziedzinie bezpieczeństwa, ale izraelska i rosyjska retoryka otaczająca rozmowę sugeruje, że Putinowi prawdopodobnie się to nie udało. 

(...)

Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow podczas przemówienia na Forum w Doha 10 grudnia odwołał się do historycznych zwycięstw militarnych Rosji i ZSRR, próbując bagatelizować rosyjskie straty na Ukrainie i degradację zdolności wojskowych Rosji. Ławrow twierdził, że akcja militarna „rozpętana przez USA rękami Ukrainy” jedynie wzmocniła Rosję i twierdził, że zjawisko to można porównać do rzekomego wzrostu siły Rosji po zwycięstwach militarnych nad Napoleonem w XIX w. i Hitlerem w czasie II wojny światowej. Ławrow odwołał się do tych fałszywych analogii historycznych, aby zminimalizować straty Rosji na Ukrainie i zapewnić, że Rosja nadal będzie w stanie pokonać Zachód w hipotetycznej konfrontacji, tak jak imperium rosyjskie i Związek Radziecki walczyły z mocarstwami europejskimi w poprzednich kosztownych wojnach. 

understandingwar.org