Maciej Miłosz: Właśnie wróciłeś z Ukrainy. Jak oceniasz sytuację na froncie?
Konrad Muzyka: Po nieudanej ukraińskiej kontrofensywie Rosjanie okrzepli i powoli przejmują inicjatywę. To dotyczy prawie całego frontu, od obwodu charkowskiego przez Donbas aż do Zaporoża. Wyjątkiem jest sytuacja w obwodzie chersońskim gdzie od ok. dwóch miesięcy Ukraińcy prowadzą operację na lewym brzegu Dniepru. Ale jednostki, które biorą w niej udział od czerwca, walczyły w zachodniej części obwodu donieckiego i były częścią oddziałów wydzielonych do ukraińskiej kontrofensywy. One miały zaledwie parę tygodni na odbudowanie zdolności i przygotowanie się do nowych działań. Ci żołnierze są w ciągłym boju w zasadzie od pół roku i są mocno zmęczeni, tak więc ich zdolności do działań muszą być ograniczone. Poza tym Ukraińcy nie mają możliwości by te jednostki znacząco wspierać.
Jeśli mówimy o wojskach ukraińskich, to intensywność działań na pewno spadła, po kontrofensywie ich zdolności ofensywne są wyczerpane. Obecnie do przeprowadzenia ataków na rosyjskie okopy brygady jednorazowo są w stanie wydzielić tylko jednostki wielkości plutonu, może dwóch, a więc kilkudziesięciu żołnierzy. Oni mają wsparcie artylerii, ale te spadki intensywności ostrzału są olbrzymie, to jest kilkadziesiąt procent mniej niż latem.
Od miesięcy front się praktycznie nie przesuwa, zmiany są marginalne.
Z obu stron są okopy, ta linia rozgraniczenia ma od kilkudziesięciu do kilkuset metrów. Jedna i druga armia stara się atakować te umocnienia, ale nasycenie środkami rozpoznawczymi z obu stron jest tak duże, że efektywne przemarsze większych kolumn mają miejsce tylko w nocy. Jeśli Ukraińcy prowadzą jakiekolwiek ataki na pozycje rosyjskie to robią to przed brzaskiem, gdy nasycenie dronami jest mniejsze. Atakują przed świtem, zajmują okop i muszą mieć ze sobą odpowiednią ilość zaopatrzenia: wody, jedzenia, amunicji by przetrwać w tym okopie przez kilkanaście godzin aż do czasu gdy zajdzie słońce. Wówczas ktoś będzie mógł do nich podejść lub podjechać i przekazać nowe zaopatrzenie. Próba przedostania się do tego okopu w ciągu dnia spotka się z rosyjskim ostrzałem artyleryjskim bądź użyciem środków przeciwpancernych albo dronów.
Cofnijmy się trochę w czasie – dlaczego kontrofensywa się nie powiodła?
Nie ma na to prostej odpowiedzi, czynników jest dużo. Po pierwsze, Ukraińcy wybrali do ataku miejsce, które dziś jest najbardziej ufortyfikowane w Europie. Pola minowe, okopy, nasycenie artylerią było ogromne, a Ukraińcy nie byli organizacyjnie w stanie przeprowadzić dużego ataku, który doprowadziłby do znaczącego przełamania rosyjskich linii na Zaporożu. Po drugie, oni nigdy nie prowadzili tego typu operacji, dlatego trudności pojawiły się też na poziomie prowadzenia operacji i dowodzenia. Sztaby nie były w stanie skutecznie przeprowadzić skoordynowanego ataku.
Problemem było też to, że wojsko ukraińskie rozproszyło swoje siły, część była zaangażowana pod Bachmutem, część wydzielona do zachodniej doniecczyzny, a ta największa została skierowana na oś w kierunku Tokmaku. Rozproszenie było za duże i niepotrzebne. Pojawiły się też trudności ze szkoleniem, zarówno po stronie NATO, jak i Ukraińców. Oni mówią, że Sojusz nie rozumie obecnej wojny, wszechobecności dronów rozpoznawczych oraz intensywności wykorzystania artylerii.
A Rosjanie?
Oni do tej kontrofensywy przygotowali się bardzo dobrze. Przez sześć miesięcy fortyfikowali swoje linie na Zaporożu, a Ukraińcy się wtedy skupiali na obronie Bachmutu. Gdyby część tamtych sił i środków obrońców była przekierowana na południe, tak by utrudnić Rosjanom tworzenie fortyfikacji jest bardzo prawdopodobne, że ta kontrofensywa wyglądałaby inaczej. To nie jest tak, że te tysiące kilometrów linii fortyfikacyjnych pojawiło się z dnia na dzień, to był długotrwały proces, który Ukraińcy obserwowali, ale nie byli go w stanie przerwać.
Jak radzą sobie teraz?
Ich trwająca już od miesiąca ofensywa pod Awdijiwką jest działaniem typowym dla szefa sztabu Federacji Rosyjskiej generała Gierasimowa. Ono polega na ciągłym posyłaniu do walki kolejnych oddziałów, to są kolejne fale, jeden oddział za drugim, itd. Ta operacja została poprzedzona bardzo dobrym rozpoznaniem, ma wsparcie dużych sił lotniczych i rakietowych, na ten kierunek została też przekierowana duża ilość środków artyleryjskich. Żadnego większego uzysku terytorialnego Rosja nie osiągnęła, ale Ukraińcy są w tym rejonie już bardzo mocno wykrwawieni.
Dwa tygodnie temu Wall Street Journal opisywał, historię jednej z ukraińskich kompanii wyposażonej w bojowe wozy piechoty Bradley. Owa kompania rozpoczęła kontrofensywę mając 120 żołnierzy. Obecnie służy w niej 20, wliczając rezerwowych, którzy zostali wcieleni w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Reszta jest albo martwa, ranna, lub została przeniesiona do innych zdań niż szturmowe.
Ale Awdijiwki bronią.
Ukraińcy w rejonie Awdijiwiki stosują tę samą taktykę co Rosjanie na Zaporożu, czyli bronią się do przodu. Jak Rosjanie zajmują teren, to automatycznie Ukraińcy kontratakują. To jest już wojna na wyczerpanie, Ukraińcy nie chcą w tym rejonie się cofać i płacą za to bardzo wysoką cenę. W tym artykule był przykład dowódcy kompanii, który po otrzymaniu rozkazu kontratakowania zajętego przez Rosjan okopu odmówił jego wykonania, ponieważ stwierdził, że ta operacja jest bez sensu i wiąże się z bardzo dużym ryzykiem. Atak mimo to miał miejsce. Na 36 wysłanych tam żołnierzy 17 poniosło śmierć. Ten sposób obrony się nie sprawdzi. Ukraińcy nie mogą walczyć na wyczerpanie z Rosją.
Jak wyglądają rosyjskie zapasy sprzętu?
W Rochan Consulting szacujemy, że obecna intensywność działań może być utrzymana przez Rosjan przez kolejne dwa – trzy lata. Oni produkują nowe czołgi, remontują stare, które składowali i te, które są uszkadzane na Ukrainie. Do tego dochodzi duży wzrost produkcji amunicji artyleryjskiej oraz olbrzymie dostawy dronów produkowanych w Rosji, ale też w Iranie czy Chinach. Prawdopodobnie rosyjski przemysł zbrojeniowy osiągnie szczyt możliwości produkcji w 2024 r. Nie wiemy jak długo on będzie trwał, jak długo rosyjska gospodarka to wytrzyma, ponieważ obecnie 40 proc. całego budżetu federalnego Rosji jest alokowane na sektor bezpieczeństwa czyli armię i wewnętrzne organy bezpieczeństwa. Prawdopodobnie to nie jest do utrzymania w średnim terminie pięciu czy dziesięciu lat.
Jednak pogłoski o tym, że ich gospodarka wpadnie w zapaść okazały się mocno przedwczesne.
Obecny deficyt budżetowy Rosji to zaledwie 1 proc. PKB. Gospodarka, która miała się przez sankcje popaść w ruinę, najpewniej w tym roku zanotuje 2-procentowy wzrost PKB. Po roku od nałożenia sankcji Federacja Rosyjska wyszła z kryzysu ekonomicznego. To oczywiście jest okupione dużym kosztem społecznym, ale to nie jest istotne, gdyż przekaz propagandowy jest jasny: Rosjanie walczą o przetrwanie i dlatego muszą być gotowi do poświęceń i wyrzeczeń w imię wojny z Zachodem, która właśnie ma miejsce. Nawet jeśli widzimy sytuacje, gdy rosyjscy żołnierze protestują, to trzeba pamiętać, że oni nie robią tego dlatego, bo nie chcą walczyć. Oni po prostu narzekają na brak odpowiedniego sprzętu i szkolenia.
Jak w tym kontekście wygląda kwestia dostaw uzbrojenia dla Ukrainy z Zachodu?
W marcu wskazywałem, że właśnie jesteśmy w szczytowym okresie tych dostaw i to się niestety sprawdziło. Obecnie w Europie nie ma takiej ilości sprzętu, która mogłaby wspomóc Ukraińców w przeprowadzeniu ofensywy w nadchodzącym roku. Wydaje się, że Stany Zjednoczone też nie przekażą Ukrainie takiej liczby wozów czy transporterów opancerzonych by móc utworzyć nowe brygady lub doposażyć stare. Pocieszeniem może być to, że część tego sprzętu, który Ukraińcy otrzymali w ostatnich miesiącach nie została wykorzystana w boju albo nie została zniszczona.
Dostawy z Zachodu są obecnie bardzo ograniczone, to bardzo widać szczególnie w zakresie amunicji 155 mm. One nie dość, że są małe to jeszcze nieregularne, co bardzo utrudnia planowanie działań nawet na poziomie taktycznym. Problemem jest też to, że nie ma planów co zrobić dalej. Jesteśmy trochę w błędnym kole. Zachód czeka, aż Ukraińcy przedstawią plany na kolejny rok, a oni czekają na informacje na jaki sprzęt mogą liczyć i na podstawie tego chcą planować co robić w kolejnym roku. Dlatego ciężko przewidywać co się wydarzy.
forsal.pl